Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925)/I/Rozdział 17
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) |
Wydawca | Księgarnia F. Hoesicka |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rozdział XVII.
Złagodzenie kryzysu zimą 1924/25.
Widząc cały fatalny wpływ nieurodzaju w 1924 roku na nasz stan gospodarczy, a głównie na rozwój drożyzny, nie mogłem nie dostrzedz, że kryzys gospodarczy przemysłowy, który zaczął silnie róść w lipcu i sierpniu, następnie uległ znacznemu osłabieniu. Ilość bezrobotnych, która we wrześniu doszła do 165.000, spadła w październiku do 156.000, w listopadzie do 147.000, a w grudniu, gdy stanęły roboty budowlane i ziemne podniosła się tylko do 151.000. Był to stan ulgi bardzo wybitny, jeżeli się weźmie pod uwagę, że w końcu 1926 i w 1927 roku mieliśmy znacznie większe ilości bezrobotnych, pomimo powszechnie konstatowanej poprawy sytuacji gospodarczej.
Wskaźnik kosztów utrzymania, który od czerwca do października podniósł się z 123,7 na 150, podniósł się następnie do grudnia tylko do 153,1. Tak samo wskaźnik cen hurtowych, który od czerwca do października podniósł się ze 100,6 do 116,4, podniósł się do grudnia zaledwie do 118,3. Jednocześnie wpływy skarbowe zwyczajne t. j. bez bilonu podniosły się z sumy: 111,9 miljonów zł. w sierpniu i 111,4 miljonów we wrześniu, do 157,1 w październiku, 160,6 w listopadzie i 200 miljonów zł. w grudniu.
Jeżeli te wszystkie wskaźniki z 1924 roku porównamy ze wskaźnikami dla 1926 r. to okazuje się, że poprawa w IV kwartale 1924 r. była w porównaniu z III kwartałem większa niż ta, która się uwidoczniła w 1926 roku. Poprawę spostrzegłem już w początkach listopada i podałem odpowiednie dane o tem Sejmowi. Miałem do tego prawo i obowiązek.
Taka poprawa była jednak dla stronnictw Sejmowych, niechętnych rządowi, zupełną niespodzianką. Replika moja, która oparła się na tym stanie rzeczy, nie zadowolniła wielu. Najbardziej niezadowolnionymi okazali się chrześcijańsko narodowi. Domagali się oni programu gospodarczego, wskazując, że ogólne tętno życia gospodarczego winno być wzmożone, co zdaniem ich wymagało zmiany ustawodawstwa socjalnego. Również Zdziechowski wytknął, że potrzeba zbudować „skrzydło gospodarcze”. Tym wywodom przysłuchiwałem się uważnie, ale w nich nic, prócz domagania się zmian w ustawodawstwie pracy, oraz wyczekiwania na pożyczkę zagraniczną, nie widziałem. Tymczasem zaś front polityczny gabinetu, jak zaznaczyłem wyżej, przesunął się na lewo i sprawa godzin pracy, o którą najbardziej się rozchodziło, najmniej nadawała się do realizacji.
Patrząc z oddalenia możnaby powiedzieć, że, gdyby nie było ulgi w kryzysie gospodarczym, jaka nastąpiła w IV kwartale 1924 roku i gdyby właśnie wtedy kryzys rozwinął się w całej pełni, to uniknęlibyśmy zapewne wysokiego budżetu 1925 r., a więc nadmiernej emisji biletów zdawkowych, uniknęlibyśmy wysokiego importu, a więc wyczerpania się zapasów walutowych Banku Polskiego i w ten sposób moglibyśmy, w razie wcześniejszego wybuchu ostrego kryzysu gospodarczego, t. j. zimą 1924 r., uniknąć załamania się złotego, jakie w drugiej połowie 1925 r. nastąpiło. Ale nie ma chyba rządu na świecie, który by mógł oddziaływać w kierunku przyspieszania i zaostrzenia kryzysu, a nie jego odwlekania i łagodzenia.
Na karb czynników, które na to złagodzenie kryzysu oddziałało, można położyć politykę Banku Polskiego, który stale zwiększał emisję swoich biletów bankowych i dyskonto weksli, jakkolwiek tempo tego wzrostu w IV kwartale (o 90 miljonów) było nawet nieco mniejsze niż w III (o 126 miljonów). Osłabienie napięcia kryzysu w IV kwartale było wynikiem oczywiście nie tylko wzrostu emisji w tym kwartale, ale i w poprzednim. Na ten III-ci właśnie kwartał przypadał główny wzrost portfelu wekslowego. Również kredyty Banku Gospodarstwa Krajowego i Banku Rolnego wpływały dodatnio w owym okresie czasu na życie gospodarcze.
Jeżeli zwrócimy uwagę na to, że w rozpatrywanym okresie nastąpiło zmniejszenie długu Skarbu Państwa wobec Banku Polskiego z 45,762.823 zł. w dniu 31 sierpnia do 20,770.97O zł. w dniu 31 grudnia, oraz że obieg biletów zdawkowych zmniejszył się w tym samym okresie ze 109,492.326 zł. na 31 sierpnia do 98,788.045 zł. w dniu 31 grudnia, to jasnem było po pierwsze, że ogólna poprawa sytuacji w tych miesiącach była widoczna, ale jednocześnie, że wzrost emisji biletów bankowych był nie dość usprawiedliwiony. W tym samym bowiem okresie ilość walut i dewiz w Banku Polskim nie rosła. Doszła ona do najwyższej sumy brutto 272,137.898 w dniu 31 lipca, co dało netto 218 miljonów, które na 30 września spadło do 215 miljonów. Te dwa miesiące zatem były pierwszem dla Banku Polskiego ostrzeżeniem. Następnie jednak widzimy pewną, nie wielką zresztą, poprawę i 31 grudnia przy 257 miljonach zł. walut brutto, było netto 242 miljony. Poprawa sytuacji walutowej ostatniego kwartału uśpiła czujność polityki Banku Polskiego. Emisja biletów Bankowych rosła pomimo, że zapas walut powiększał się nieznacznie. Przy wzroście tego zapasu netto od 31 lipca do 31 grudnia zaledwo o 24 miljony, ilość dyskontowanych weksli wzrosła o 90 miljonów, a emisja bankowa o 156 miljonów. Wszystko to szło na potrzeby życia gospodarczego. Była to polityka zbyt mało ostrożna i nieprzewidująca. Nie liczył się Bank Poski z tem, że bilans handlowy w tym czasie był stale ujemny i że właśnie w ostatnim kwartale 1924 r. znacznie się pogorszył. Podczas, gdy deficyt bilansu handlowego w 3 kwartale wyniósł 51 miljonów złotych, w 4 kwartale wyniósł on już 117 miljonów.
Wobec wielu innych oznak dodatniego zwrotu w stosunkach gospodarczych i finansowych Państwa, który nastąpił w 4 kwartale 1924 r., ten ujemny bilans handlowy był groźnem memento. Bank Polski z niego nie wyprowadzał konsekwencji w swojej polityce emisyjnej i kredytowej.
Na brak przezorności w polityce kredytowej Banku Polskiego ujemny wywierał wpływ stosunek, jaki się wytworzył pomiędzy tym Bankiem, a Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Ten ostatni, wyposażony przez rząd dość poważnie, głównie przez skoncentrowanie w nim wszelkich lokat instytucyj publiczno-prywatnych, oraz przedsiębiorstw państwowych, a nawet i rezerw skarbowych, mógł odgrywać stopniowo coraz poważniejszą rolę na rynku kredytowym. Wytworzyła się pewna rywalizacja między tymi dwoma bankami. Nie była ona czynnikiem zdrowym. Wynikiem tej rywalizacji stało się to, że ani Bank Polski, ani Bank Gospodarstwa Krajowego nie miały ulokowanych swoich kredytów w sposób dostatecznie płynny, co się w 1925 roku uwidoczniło w sposób bardzo zgubny dla finansów państwowych i dla kursu złotego i co już w 1924 roku miało swoje źródło w dążeniu obydwóch banków do zbyt szybkiego rozwoju swoich operacyj.
Prezes Banku Polskiego Karpiński nieraz zwracał uwagę na to, że pomiędzy Bankiem Polskim a Bankiem Gosp. Krajowego powinna nastąpić wyraźna linja demarkacyjna w polityce kredytowej. Prezes Steczkowski sam był zwolennikiem również jaknajwiększej ostrożności polityki kredytowej w Banku Gospodarstwa Krajowego, ale ogólny charakter stosunków panujących w 1924 r. tak się składał, że obydwa te Banki nie mogły się powstrzymać od zwiększania swojej działalności, a więc inflacji kredytowej w takim momencie naszego życia gospodarczego, kiedy względy ostrożności nakazywały unikania wszystkiego, co mogło sprzyjać zwiększaniu się konsumcji naszego społeczeństwa, której stale wzrastająco rozmiary były największem niebezpieczeństwem dla naszego bilansu handlowego, waluty i budżetu.
Dyskusja, jaka miała miejsce w Sejmie w listopadzie, nie ujawniła najmniejszego zrozumienia tego, w jakiej dziedzinie powstawało największe niebezpieczeństwo. Mówiono dużo o programie, ale wcale nie mówiono o potrzebie wstrzymywania wyjazdów zagranicę, o potrzebie podwyżek celnych lub ograniczeń importu. Nikt o tem nie wspomniał ani słowem, jak również o restrykcjach kredytowych i ograniczeniu emisji bankowej, a tylko odwrotnie dopominano się powiększania kredytów i emisji. Zdziechowski dnia 28 listopada w Sejmie wyraźnie podniósł, że emisja i kredyty są niewystarczające. Oczywiście wszyscy wymagali od rządu, by wystarał się o pożyczkę zagraniczną.
W rezultacie stanu rzeczy, z którego sobie zupełnie zdawałem sprawę i, chcąc być w zgodzie z żądaniem sfer politycznych i gospodarczych, skierowałem moje starania w kierunku uzyskania pożyczki zagranicznej.
W sytuacji, jaka się z końcem 1924 r. wytworzyła, były dwie drogi wyjścia. Należało albo ograniczać import polityką celną i ograniczać kredyty Banku Polskiego i banków rządowych, co niewątpliwie ujemnie by wpłynęło na życie gospodarcze, ale wzmocniłoby walutę i zabezpieczyło ją przed spadkiem, albo należało uzyskać szeroki dopływ pożyczek zagranicznych. Po tej drugiej linji poszły Niemcy. Nie była to zła polityka. Gdybyśmy idąc po tej linji, uzyskali choć drobną część tych kredytów, jakie dostali Niemcy, to okazałoby się, że ani duży budżet 1925 r., ani bilety zdawkowe, ani brak ograniczeń importowych w 1924r., ani brak ograniczeń kredytowych w owym czasie, że to wszystko wcale by nie sprowadziło załamania się złotego i ostrego kryzysu 1925 roku.
Gdybyśmy wiedzieli w końcu 1924 r., że pożyczki zagraniczne w 1925 r. nie dopiszą, to wtedy możnaby mówić o tem, że błędem było, że restrykcje celne i kredytowe nie były już w 1924 zaprowadzone. Ale do takiego pesymizmu nie było podstaw. Wszak wszyscy finansiści zagraniczni, a również i eksperci z misji Jounga, stale twierdzili, że wystarczy, aby w Polsce tylko przez 3 miesiące zaistniał zrównoważony budżet i ustabilizowana waluta, a pożyczki zagraniczne same miały do nas napłynąć.
Przecież w końcu 1924 r. mieliśmy ustabilizowane stosunki walutowe już od 11 miesięcy, nową walutę 8 miesięczną, mieliśmy tak wydatne wpływy skarbowe ostatniego kwartału, że przy 517,7 miljonach dochodów zwyczajnych, pokryliśmy wydatki i dochody zwyczajne i nadzwyczajne w wysokości 477,9 miljonów, spłaciliśmy znaczną część ustawowego zadłużenia w Banku Polskim, zmniejszyliśmy ilość biletów zdawkowych w obiegu i zostawiliśmy zapasy kasowe, lokowane w Bankach państwowych. Sytuacja Skarbowa była tak świetna, że wszystko pozwalało przypuszczać, że kredyt zagraniczny dla Polski stanie się rzeczą zupełnie naturalną i okaże się wystarczającym dla podtrzymania naszej waluty, życia gospodarczego i budżetu, pomimo klęski nieurodzaju.