Dyalog o niestałej rozmaitości odzieży u Polaków

DYALOG
O NIESTAŁEJ ROZMAITOŚCI ODZIEŻY
U POLAKÓW.



WŁADYSŁAW JAGIEŁŁO, KRÓL POLSKI,
I STANISŁAW MOROSOPHUS.



KRÓL.

Już Wołoszę i Węgry zły Turczyn zwycięża,
Już do mego królestwa zbliża się pożoga.
Wstaję z grobu — niech moi przypaszą oręża,
Wspomogę ich choć radą przeciw siłom wroga.


MOROSOPHUS.

Ha! to król... dziad królewski, przechwala się srodze;
A sam broni nie nosi... cała Polska taka.
Chodzi w owczym kożuchu, nie w królewskiej todze...
O! trudniej podbić Turka niżeli Prusaka!
Znam... to stary Jagiełło... ten głos i ta mina...
Przystąpię: Dokąd, królu, i skąd, jeśli wola?


KRÓL.

Do was z grobu!


MOROSOPHUS.

A poco?


KRÓL.

Zwyciężyć Turczyna.


MOROSOPHUS.

Ha! to sroga bestya, nie dotrzymasz pola!


KRÓL.

Lecz bywa zwyciężoną.


MOROSOPHUS.

Ej, nierówne siły!


KRÓL.

Bóg za tym, kto na siłę nierówną uderza.


MOROSOPHUS.

Dzisiaj pokój trzymamy.


KRÓL.

Nie trwóż się, mój miły,
Niema u mnie z Turkami świętego przymierza.


MOROSOPHUS.

Niema? kogóż uzbroisz?


KRÓL.

Prawnuków Polaków,
Przez których w moje czasy Krzyżak był odparty.


MOROSOPHUS.

Chcesz ich widzieć?


KRÓL.

Potrzeba.


MOROSOPHUS.

Patrz na tych wojaków!


KRÓL.

To jacyś cudzoziemcy, poniechaj te żarty!
Pokaż mi mych Sarmatów, moje wierne straże.


MOROSOPHUS.

Kiedy? gdy się odrodzą?


KRÓL.

Nie! zaraz, w tej chwili!


MOROSOPHUS.

Oto stoją! patrz na nich, jacy są, pokażę.


KRÓL.

Szanuj mię i zaniechaj głupich krotochwili!


MOROSOPHUS.

Tyś sam głupiec, że nie wiesz, iż czas wszystko zmienia.


KRÓL.

Ale wszystko odmienia w kształty jednakowe,
A tutaj tysiąc kształtów, postaci, odzienia.
Nie!... ja tych ludzi nigdy mymi nie nazowę!
Za mną była ozdoba i odzież jednaka,
I serca jednostajne w miłości i zgodzie:
Po piórach zwykle ptaka odróżniasz od ptaka,
Po piórach zwykle sądzisz o wnętrznej przyrodzie;
Tak chce Bóg i natura. O! zwątpiłem znacznie,
Już mię zwyciężyć Turka nadzieja nie głaszcze.
Jak tu bić się — z żołnierzem strojnym tak dziwacznie?
Lecz co widzę? tureckie przyjęliście płaszcze!?
Widać, że Turczynowi sprzyjają te duchy!
Zły znak!...


MOROSOPHUS.

Owszem najlepszy, bo to nasza młodzież
Nosi łupy tureckie — znak dobrej otuchy,
Gdy łup nieprzyjacielski wystarcza na odzież.


KRÓL.

Daj Panie! lecz cóż znaczy ten płat jakiś duży
Od szyi aż do głowy? to jakieś dwuroże?


MOROSOPHUS.

Jeśli trzeba uciekać, a wiatr k’temu służy,
Ten ubiór bieg przyśpieszy i uciec pomoże.

Lecz uciekać nie sposób, bo się but nie poda
Dychtowany żelazem, dłuższy od kolana.
Nie pobieżysz w tych sztylpach, lecz inna wygoda:
Można brodzić po wodzie lepiej od bociana.


KRÓL.

Żałuję ja tych ludzi — dobrowolnie nogi
Krępują kajdanami...


MOROSOPHUS.

Już uzwyczajeni.


KRÓL.

A toż pewno dla brzęku sążniste ostrogi?


MOROSOPHUS.

Brzęczą, gdy w polu bitwy wiele jest kamieni.
Przyśpieszają bieg koni, a ich brzękotanie
Straszy nieprzyjaciela, jako rolnik ptaki.


KRÓL.

Patrz na tych długonogich, co w krótkim kaftanie?


MOROSOPHUS.

Nazywa się żołnierskim każdy kaftan taki,
Stratictica po grecku, to odzież jedyna,
Wszystkim dobrym żołnierzom najlepiej przypadnie,
Bo nie obciąża ramion, ku ziemi nie zgina,
A rzekę w niej przebywać wygodnie i składnie.


KRÓL.

Niemcy! Włochy! Francuzy!


MOROSOPHUS.

Nosim strój ich z młodu,
Bo rzemiosło wojenne kwitnące w tych krajach.


KRÓL.

Lecz z tej tłuszczy nie złożysz żadnego narodu,
Nie wniesiesz o ich rodzie, sercu, obyczajach.


MOROSOPHUS.

Prawda! gdyż, Bogu dzięki, lud sarmacki stary
Rozrodził się w narody — garstka ich nie marna,

Rozrodził się — rozumiesz? — bez końca, bez miary,
Ot! jak z jednej makówki niezliczone ziarna.


KRÓL.

Lecz ziarna zawsze mają swój kształt macierzysty,
A tu jak poznać ojców po tym stroju sroczym?


MOROSOPHUS.

Zmienna odzież nie serce — patrz! senat ojczysty!
Czy widzisz tam na lewo? ty płaczesz? a po czem?


KRÓL.

I ci się przekształcili, pozmieniali skóry,
Jak naród, jak rycerstwo, — opłakana strona!
Nosi senat wenecki jednakie purpury,
I Rzecz tam Pospolita stoi niewzruszona.
A toż ojce ojczyzny! ten w butach, ten w zbroi,
Temu świetne sandały złotem się migocą,
Ów nosi lekki pancerz, ów w żupanie stoi!


MOROSOPHUS.

Zrzędzisz tylko, a łajesz sam nie wiedząc o co!
Potępiasz, czego nie znasz: ten strój, to obuwie,
Przywdzieli, aby błysnąć powagą i władzą;
Ludowi trzeba blasku... — ale ci mężowie
Dla Rzeczypospolitej i gardła podadzą,
I dadzą się rozszarpać choćby od siepaczy
Za ojczyznę, za wiarę, za króla, za cnotę.


KRÓL.

O! powracasz mi spokój! — ale cóż to znaczy?
Na co im te sygnety, te łańcuchy złote?


MOROSOPHUS.

Straszny jesteś gawęda, gderasz nieprzyjemnie;
Nie mam czasu napróżno, aby gwarzyć szerzej.


KRÓL.

Słowo jeszcze!


MOROSOPHUS.

Daj pokój, wojuj i beze mnie,
Lecz sprowadź nieboszczyków sobie za żołnierzy!


KRÓL.

Powiedz, kto jesteś?


MOROSOPHUS.

Żołnierz!


KRÓL.

Znaczno po zakroju,
Bo dobrze o żołnierce rozprawiasz, mój zuchu!
Jak ci na imię?


MOROSOPHUS.

Żołnierz!


KRÓL.

Nie zgadłbym po stroju!


MOROSOPHUS.

Jak w tobie nie znać króla po owczym kożuchu!


KRÓL.

Czyż królowi nie wolno mieć skromnej odzieży?
Czyż koniecznie potrzebny okazały zbytek?
Ale cóż to za zbroja pod suknią ci leży?
Worek wełny czy siana? jaki stąd użytek?


MOROSOPHUS.

To mój grzbietowy puklerz — dobrze z tym puklerzem,
Bo my kijmi częstokroć swe nagrody bierzem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Klemens Janicki i tłumacza: Ludwik Kondratowicz.