[13]Dymy przedajne.
Czytając tę przypowieść, długo myślę, gdzieby
I do jakiejby dym kto kupował potrzeby.
Między bowiem rzeczami dym rachują trzema,
Dla których się osiedzieć człek nie może doma:
Dach dziorawy, zła żona, co się zawsze boczy,
Zawsze swarzy; trzeci dym, kiedy kąsa w oczy.
Biedne pczoły, uchodząc dymowego smrodu,
Uciekają, odbiegszy w ulach swego miodu.
Potym czy go na wagę, czy łokciem, czy garcem
Z podgórskiem, robię głową, przedawają marcem.
Obchodzę wiechy, tasze; będąc już niemlodym,
Wszędy mię do piekarnie odsyłają po dym.
Darmoć go tam dostanę, bez pieniędzy? — rzekę.
Że też na koniec wstąpię, mijając aptekę.
Ledwie spytam, odpowie aptekarz: Chybaby
Na świecie go nie było i między Araby;
Z Indyi, z Ameryki jest. Liczy mi zatem
Kadzidła, co się rodzą gdzieś za nowym światem.
[14]
O dym pytam; ziela mi nie trzeba, mój panie!
Aż ów: Na ogień włożyć; z ziela się dym stanie.
Mam ci ja drwa bez tego; schowajcie się z chiną,
Jeszcze gdy z pieca kurzy, każę lepić gliną.
Bale zdrowiu pomaga ten, a tamten wadzi.
Potym do szerokiego sklepu mnie prowadzi,
Gdzie pudło wedle pudła, słój stał wedle słoju,
Te proszków, drugie pełne różnego napoju,
Gałek, wódek, korzenia od wszelkiej napaści
Choroby, pod różnemi przezwiskami maści;
I radzi mi zażywać z nich prezerwatywy,
Chcęli być zdrów. A tyś to — rzekę — dyable dziwy,
Dymy ludziom przedajesz? Jeszcze koniec nie tu
Tego, który mi głowę mozoli sekretu.