GUŚLARZ, STARZEC PIERWSZY Z CHÓRU, CHÓR WIEŚNIAKÓW
i WIEŚNIACZEK. — Kaplica, wieczór.
There are more things in heaven and earth,
Than are dreamt of in your philosophy. Shakespeare.
Są dziwy w niebie i na ziemi, o których ani śniło się waszym filozofom.
CHÓR.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie:
Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ.
Zamknijcie drzwi od kaplicy
I stańcie dokoła truny;
Żadnej lampy, żadnej świécy,
W oknach zawieście całuny:
Niech księżyca jasność blada
Szczelinami tu nie wpada.
Tylko żwawo, tylko śmiało!
STARZEC.
Jak kazałeś, tak się stało.
CHÓR.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie: Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ.
Czyscowe duszeczki!
W jakiejkolwiek świata stronie:
Czyli która w smole płonie,
Czyli marznie na dnie rzeczki,
Czyli, dla dotkliwszej kary,
W surowem wszczepiona drewnie,
Gdy ją w piecu gryzą żary,
I piszczy i płacze rzewnie:
Każda spieszcie do gromady!
Gromada niech się tu zbierze!
Oto obchodzimy Dziady!
Zstępujcie w święty przybytek;
Jest jałmużna, są pacierze
I jedzenie i napitek.
CHÓR.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie: Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ.
Podajcie mi garść kądzieli!
Zapalam ją; wy z pospiechem,
Skoro płomyk w górę strzeli,
Pędźcie go lekkim oddechem.
O tak, o tak, dalej, daléj!
Niech się na powietrzu spali.
CHÓR.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie: Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ.
Naprzód wy z lekkiemi duchy,
Coście śród tego padołu
Ciemnoty i zawieruchy,
Nędzy, płaczu i mozołu,
Zabłysnęli i spłonęli,
Jako ta garstka kądzieli.
Kto z was wietrznym błądzi szlakiem,
W niebieskie nie wzleciał bramy,
Jak listek z listkiem w powiewie,
Kręcą się pod cerkwi wierzchołkiem;
Jak gołąbek z gołąbkiem na drzewie,
Tak aniołek igra z aniołkiem.
GUŚLARZ i STARZEC.
Jak listek z listkiem w powiewie, Kręcą się pod cerkwi wierzchołkiem; Jak gołąbek z gołąbkiem na drzewie, Tak aniołek igra z aniołkiem.
ANIOŁEK (do jednej z wieśniaczek).
Do mamy lecim, do mamy,
Cóż to, mamo, nie znasz Józia?
Ja to Józio, ja ten samy,
A to siostra moja Rózia!
My teraz w raju latamy,
Tam nam lepiej, niż u mamy.
Patrz, jakie główki w promieniu,
Ubiór z jutrzeńki światełka,
Na obojem ramieniu,
Jak u motylków, skrzydełka.
W raju wszystkiego dostatek,
Co dzień, to inna zabawka:
Gdzie stąpim, wypływa trawka,
Gdzie dotkniem, rozkwita kwiatek;
Lecz choć wszystkiego dostatek,
Dręczy nas nuda i trwoga.
Ach, mamo, dla twoich dziatek
Zamknięta do nieba droga!
CHÓR.
Lecz choć wszystkiego dostatek, Dręczy ich nuda i trwoga. Ach, mamo, dla twoich dziatek Zamknięta do nieba droga!
Czego potrzebujesz, duszeczko,
Żeby się dostać do nieba?
Czy prosisz o chwałę Boga?
Czyli o przysmaczek słodki?
Są tu pączki, ciasta, mleczko
I owoce i jagódki.
Czego potrzebujesz, duszeczko,
Żeby się dostać do nieba?
ANIOŁEK.
Nic nam, nic nam nie potrzeba;
Zbytkiem słodyczy na ziemi
Jesteśmy nieszczęśliwemi.
Ach, ja w mojem życiu całem
Nic gorzkiego nie doznałem.
Pieszczoty, łakotki, swawole,
A co zrobię, wszystko caca,
Śpiewać, skakać, wybiedz w pole,
Urwać kwiatków dla Rozalki:
Oto była moja praca;
A jej praca stroić lalki.
Przylatujemy na Dziady,
Nie dla modłów i biesiady;
Niepotrzebna msza ofiarna;
Nie o pączki, mleczka, chrósty,
Prosim gorczycy dwa ziarna:
A ta usługa, tak marna,
Stanie za wszystkie odpusty. Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według bożego rozkazu:
Kto nie doznał goryczy ni razu,
Ten nie dozna słodyczy w niebie.
Bo słuchajmy i zważmy u siebie, Że według bożego rozkazu: Kto nie doznał goryczy ni razu, Ten nie dozna słodyczy w niebie.
GUŚLARZ.
Aniołku! duszeczko!
Czego chciałeś, macie obie.
To ziarneczko, to ziarneczko,
Teraz z Bogiem idźcie sobie! A kto prośby nie posłucha:
W imię Ojca, Syna, Ducha!
Widzicie pański krzyż?
Nie chcecie jadła, napoju:
Zostawcież nas w pokoju! A kysz, a kysz!
CHÓR.
A kto prośby nie posłucha: W imię Ojca, Syna, Ducha! Widzicie pański krzyż? Nie chcecie jadła, napoju: Zostawcież nas w pokoju! A kysz, a kysz! (Widmo znika).
GUŚLARZ.
Już straszna północ przybywa,
Zamykajcie drzwi na kłódki!
Weźcie smolny pęk łuczywa,
Stawcie w środku kociół wódki:
A gdy laską skinę zdala,
Niechaj się wódka zapala.
Tylko żwawo, tylko śmiało!
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie: Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ.
Dalej wy z najcięższym duchem,
Coście do tego padołu
Przykuci zbrodni łańcuchem
Z ciałem i duszą pospołu!
Choć zgon lepiankę rozkruszy,
Coć was anioł śmierci woła,
Żywot z cielesnej katuszy
Dotąd wydrzeć się nie zdoła;
Jeżeli karę tak srogą
Ludzie nieco zwolnić mogą
I zbawić z piekielnej jamy,
Której jesteście tak blizko:
Was wzywamy, zaklinamy
Przez żywioł wasz, przez ognisko!
CHÓR.
Mówcie, komu czego braknie, Kto z was pragnie, kto z was łaknie?
GŁOS (za oknem).
Hej, kruki, sowy, orlice!
O, wy przeklęte żarłoki!
Puśćcie mnie tu pod kaplicę,
Puśćcie mnie choć na dwa kroki!
GUŚLARZ.
Wszelki duch! jakaż potwora!
Widzicie w oknie upiora?
Jak kość na polu, wybladły;
Patrzcie, patrzcie, jakie lice!
W gębie dym i błyskawice,
Oczy na głowę wysiadły,
Świecą jak węgle w popiele;
Włos rozczochrany na czele;
A jak suchy snop cierniowy
Płonąc miotłę ognia ciska:
Tak od potępieńca głowy
Z trzaskiem sypią się iskrzyska.
GUŚLARZ i STARZEC.
A jak suchy snop cierniowy Płonąc miotłę ognia ciska: Tak od potępieńca głowy Z trzaskiem sypią się iskrzyska.
WIDMO (z za okna).
Dzieci! nie znacież mnie, dzieci?
Przypatrzcie się tylko z blizka,
Przypomnijcie tylko sobie:
Ja nieboszczyk pan wasz, dzieci!
Wszak to moja była wioska!
Dziś ledwo rok mija trzeci,
Jak mnie złożyliście w grobie.
Ach, zbyt ciężka ręka boska!
Jestem w złego ducha mocy,
Okropne cierpię męczarnie:
Kędy noc ziemię ogarnie,
Tam idę, szukając nocy,
A uciekając od słońca.
Tak pędzę żywot tułaczy,
A nie znajdę błędom końca.
Wiecznych głodów jestem pastwą;
A któż mię nakarmić raczy?
Szarpie mię żarłoczne ptastwo;
A któż będzie mój obrońca?
Nie masz, nie masz mękom końca!
CHÓR.
Szarpie go żarłoczne ptastwo; A któż mu będzie obrońca? Nie masz, nie masz mękom końca!
GUŚLARZ.
Czegoż potrzeba dla duszy,
Aby uniknąć katuszy?
Czy prosisz o chwałę nieba?
Czy o poświęcone gody?
Jest dostatkiem mleka, chleba,
Są owoce i jagody.
Mów, czego trzeba dla duszy,
Aby się dostać do nieba?
WIDMO.
Do nieba?... Bluźnisz daremnie!...
O nie! ja nie chcę do nieba;
Ja tylko chcę, żeby ze mnie
Prędzej się dusza wywlekła.
Stokroć wolę pójść do piekła,
Wszystkie męki zniosę snadnie:
Wolę jęczeć w piekle na dnie,
Niż z duchami nieczystemi
Błąkać się wiecznie po ziemi,
Widzieć dawnych uciech ślady,
Pamiątki dawnej szkarady;
Od wschodu aż do zachodu,
Umierać z pragnienia, z głodu,
I karmić drapieżne ptaki.
Lecz niestety! wyrok taki:
Że dopóty w ciele muszę
Potępioną włóczyć duszę,
Nim kto z was, poddani moi,
Pożywi mię i napoi. Ach, jak mnie pragnienie pali!
Gdyby mała wody miarka!
Ach, gdybyście mnie podali
Choćby dwa pszenicy ziarka!
CHÓR.
Ach, jak go pragnienie pali! Gdyby mała wody miarka! Ach, gdybyśmy mu podali Choćby dwa pszenicy ziarka!
CHÓR PTAKÓW NOCNYCH.
Darmo żebrze, darmo płacze:
My tu czarnym korowodem,
Sowy, kruki i puhacze,
Niegdyś, panku, sługi twoje,
Któreś ty pomorzył głodem,
Zjemy pokarmy, wypijem napoje.
Hej, sowy, puhacze, kruki!
Szponami, krzywemi dzioby
Szarpajmy jadło na sztuki!
Chociażbyś trzymał już w gębie,
I tam ja szpony zagłębię,
Dostanę aż do wątroby. Nie znałeś litości, panie!
Hej, sowy, puhacze, kruki,
I my nie znajmy litości!
Szarpajmy jadło na sztuki;
A kiedy jadła nie stanie,
Szarpajmy ciało na sztuki,
Niechaj nagie świecą kości!
KRUK.
Nie lubisz umierać z głodu?
A pomnisz, jak raz w jesieni
Wszedłem do twego ogrodu?
Gruszka dojrzewa, jabłko się czerwieni;
Trzy dni nic nie miałem w ustach,
Otrząsnąłem jabłek kilka;
Lecz ogrodnik, skryty w chróstach,
Zaraz narobił hałasu
I poszczuł psami jak wilka.
Nie przeskoczyłem tarasu,
Dopędziła mię obława,
Przed panem toczy się sprawa,
O cóż? o owoce z lasu,
Które na wspólną wygodę
Bóg dał, jak ogień i wodę.
Ale pan gniewny zawoła:
„Potrzeba dać przykład grozy“.
Zbiegł się lud z całego sioła,
Przywiązano mię do sochy,
Zbito dziesięć pęków łozy;
Każdą kość, jak z kłosa żyto,
Jak od suchych strąków grochy,
Od skóry mojej odbito!
Nie znałeś litości, panie!
CHÓR PTAKÓW.
Hej, sowy, puhacze, kruki, I my nie znajmy litości! Szarpajmy jadło na sztuki; A kiedy jadła nie stanie,
Szarpajmy ciało na sztuki, Niechaj nagie świecą kości!
SOWA.
Nie lubisz umierać z głodu?
Pomnisz, jak w kucyą samą,
Pośród najtęższego chłodu,
Stałam z dziecięciem pod bramą?
Panie! — wołałam ze łzami,
Zlituj się nad sierotami!
Mąż mój już na tamtym świecie,
Córkę zabrałeś do dwora,
Matka w chacie leży chora,
Przy piersiach maleńkie dziecie:
Panie, daj nam zapomogę,
Bo dalej wyżyć nie mogę! Ale ty, panie, bez duszy!
Hulając w pianej ochocie,
Przewalając się po złocie,
Hajdukowi rzekłeś z cicha:
„Kto tam gościom trąbi w uszy?
Wypędź żebraczkę do licha!“
Posłuchał hajduk niecnota:
Za włosy wywlekł za wrota,
Wepchnął mię z dzieckiem do śniegu!
Zbita i przeziębła srodze,
Nie mogłam znaleść noclegu;
Zmarzłam z dziecięciem na drodze.
Nie znałeś litości, panie!
CHÓR PTAKÓW.
Hej, sowy, puhacze, kruki, I my nie znajmy litości! Szarpajmy jadło na sztuki; A kiedy jadła nie stanie, Szarpajmy ciało na sztuki, Niechaj nagie świecą kości!
Niema, niema dla mnie rady!
Darmo podajesz talerze:
Co dasz, to ptastwo zabierze.
Nie dla mnie, nie dla mnie Dziady!
Tak, muszę dręczyć się wiek wiekiem:
Sprawiedliwe zrządzenia boże!
Bo kto nie był ni razu człowiekiem,
Temu człowiek nic nie pomoże.
CHÓR.
Tak, musisz dręczyć się wiek wiekiem Sprawiedliwe zrządzenia boże! Bo kto nie był ni razu człowiekiem, Temu człowiek nic nie pomoże.
GUŚLARZ.
Gdy nic tobie nie pomoże,
Idźże sobie precz, nieboże!
A kto prośby nie posłucha:
W imie Ojca, Syna, Ducha!
Czy widzisz pański krzyż?
Nie bierzesz jadła, napoju:
Zostawże nas w pokoju! A kysz! a kysz!
CHÓR.
A kto prośby nie posłucha: W imie Ojca, Syna, Ducha! Czy widzisz pański krzyż? Nie bierzesz jadła, napoju: Zostawże nas w pokoju! A kysz, a kysz!
Podajcie mi, przyjaciele,
Ten wianek na koniec laski.
Zapalam święcone ziele:
W górę dymy, w górę blaski!
CHÓR.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie: Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ.
Teraz wy pośrednie duchy,
Coście u tego padołu
Ciemnoty i zawieruchy,
Żyłyście z ludźmi pospołu;
Lecz od ludzkiej wolne skazy,
Żyłyście nie nam, nie światu.
Jako te cząbry i ślazy:
Ni z nich owocu, ni kwiatu,
Ani się ukarmi zwierze,
Ani się człowiek ubierze;
Lecz w wonne skręcone wianki
Na ścianie wiszą wysoko:
Tak wysoko, o ziemianki,
Była wasza pierś i oko! Która dotąd czystem skrzydłem
Niebieskiej nie przeszła bramy:
Was tem światłem i kadzidłem
Zapraszamy, zaklinamy.
CHÓR.
Mówcie, komu czego braknie, Kto z was pragnie, kto z was łaknie?
A toż, czy obraz Bogarodzicy,
Czyli anielska postać?
Jak lekkim rzutem obręczą
Po obłokach zbiega tęcza,
By z jeziora wody dostać:
Tak ona świeci w kaplicy.
Do nóg biała spływa szata,
Włos z wietrzykami swawoli,
Po jagodach uśmiech lata,
Ale w oczach łza niedoli.
GUŚLARZ i STARZEC.
Do nóg biała spływa szata, Włos z wietrzykami swawoli, Po jagodach uśmiech lata, Ale w oczach łza niedoli.
GUŚLARZ i DZIEWCZYNA.
GUŚLARZ.
Na głowie ma kraśny wianek, W ręku zielony badylek, A przed nią bieży baranek, A nad nią leci motylek. Na baranka bez ustanku Woła: baś, baś, mój baranku! Baranek zawsze z daleka; Motylka rózeczką goni I już, już trzyma go w dłoni: Motylek zawsze ucieka.
DZIEWCZYNA.
Na głowie mam kraśny wianek, W ręku zielony badylek, Przedemną bieży baranek, Nademną leci motylek.
Na baranka bez ustanku Wołam: baś, baś, mój baranku! Baranek zawsze z daleka; Motylka różeczką gonię I już, już chwytam go w dłonie: Motylek zawsze ucieka. Tu niegdyś, w wiosny poranki, Najpiękniejsza z tego sioła Zosia, pasając baranki, Skacze i śpiewa wesoła. La la la la. Oleś za gołąbków parę Chciał raz pocałować w usta; Lecz i prośbę i ofiarę Wyśmiała dziewczyna pusta. La la la la. Józio dał wstążkę pasterce, Antoś oddał swoje serce; Lecz i z Józia i z Antosia Śmieje się pierzchliwa Zosia. La la la la![1]
Tak, Zosią byłam, dziewczyną z tej wioski;
Imie moje u was głośne:
Że chociaż piękna, nie chciałam zamęścia,
I dziewiętnastą przeigrawszy wiosnę,
Umarłam, nie znając troski
Ani prawdziwego szczęścia.
Żyłam na świecie; lecz, ach! nie dla świata!
Myśl moja, nazbyt skrzydlata,
Nigdy na ziemskiej nie spoczęła błoni;
Za lekkim zefirkiem goni,
Za muszką, za kraśnym wiankiem,
Za motylkiem, za barankiem;
Ale nigdy za kochankiem.
Pieśni i fletów słuchałam rada;
Często, kiedy sama pasę,
Do tych pasterzy goniłam stada,
Którzy mą wielbili krasę;
Lecz żadnego nie kochałam.
Za to po śmierci, nie wiem, co się ze mną dzieje:
Nieznajomym ogniem pałam;
Choć sobie igram do woli,
Latam, gdzie wietrzyk zawieje,
Nic mię nie smuci, nic mię nie boli,
Jakie chcę, wyrabiam cuda,
Przędę sobie z tęczy rąbki,
Z przeźroczystych łez poranku
Tworzę motylki, gołąbki:
Przecież nie wiem, skąd ta nuda!
Wyglądam kogoś za każdym szelestem,
Ach, i zawsze sama jestem!
Przykro mi, że bez ustanku
Wiatr mną, jak piórkiem, pomiata.
Nie wiem, czy jestem z tego, czy z tamtego świata.
Gdzie się przybliżam, zaraz wiatr oddali,
Pędzi w górę, w dół, z ukosa:
Tak, pośród pierzchliwej fali,
Wieczną przelatując drogę,
Ani wzbić się pod niebiosa,
Ani ziemi dotknąć nie mogę.
CHÓR.
Tak, pośród pierzchliwej fali, Przez wieczne lecąc bezdroże, Ani wzbić się pod niebiosa, Ani dotknąć ziemi nie może.
GUŚLARZ.
Czego potrzebujesz, duszeczko,
Żeby się dostać do nieba?
Czy prosisz o chwałę Boga,
Czy o przysmaczek słodki?
Są tu pączki, ciasta, mleczko
I owoce i jagódki.
Czego potrzebujesz, duszeczko,
Żeby się dostać do nieba?
DZIEWCZYNA.
Nic mnie, nic mnie nie potrzeba!
Niechaj podbiegą młodzieńce,
Niech mię pochwycą za ręce,
Niechaj przyciągną do ziemi,
Niech poigram chwilkę z niemi! Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według bożego rozkazu:
Kto nie dotknął ziemi ni razu,
Ten nigdy nie może być w niebie.
CHÓR.
Bo słuchajmy i zważmy u siebie, Że według bożego rozkazu: Kto nie dotknął ziemi ni razu, Ten nigdy nie może być w niebie.
GUŚLARZ (do kilku wieśniaków).
Darmo bieżycie: to są marne cienie;
Darmo rączki ściąga biedna:
Wraz ją spędzi wiatru tchnienie.
Lecz nie płacz, piękna dziewico!
Oto przed moją źrenicą
Odkryto przyszłe wyroki:
Jeszcze musisz sama jedna
Latać z wiatrem przez dwa roki,
A potem staniesz za niebieskim progiem;
Dziś modlitwa nic nie zjedna:
Lećże sobie z Panem Bogiem!
A kto prośby nie posłucha:
W imie Ojca, Syna, Ducha!
Czy widzisz pański krzyż?
Nie chciałaś jadła, napoju:
Zostawże nas w pokoju! A kysz, a kysz!
CHÓR.
A kto prośby nie posłucha; W imie Ojca, Syna, Ducha! Czy widzisz pański krzyż? Nie chciałaś jadła, napoju: Zostawże nas w pokoju! A kysz, a kysz!
(Dziewczyna znika).
GUŚLARZ.
Teraz wszystkie dusze razem,
Wszystkie i każdą z osobna
Ostatnim wołam rozkazem!
Dla was ta biesiada drobna:
Garście maku, soczewicy
Rzucam w każdy róg kaplicy.
CHÓR.
Bierzcie, czego której braknie, Która pragnie, która łaknie.
GUŚLARZ.
Czas odemknąć drzwi kaplicy;
Zapalcie lampy i świécy!
Przeszła północ, kogut pieje,
Skończona straszna ofiara,
Czas przypomnieć ojców dzieje.
Stójcie...
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie: Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ (do jednej z wieśniaczek).
Pasterko, ot tam w żałobie...
Wstań: bo czy mi się wydaje,
Czy ty usiadłaś na grobie?
Dziatki! patrzajcie, dla Boga!
Wszak to zapada podłoga
I blade widmo powstaje,
Zwraca stopy ku pasterce,
Białe lice i obsłony,
Jako śnieg po nowym roku;
Wzrok dziki i zasępiony
Utopił całkiem w jej oku.
Patrzcie, ach, patrzcie na serce!
Jaka to pąsowa pręga,
Tak jakby pąsowa wstęga,
Albo jak sznurkiem korale,
Od piersi aż do nóg sięga.
Co to jest, nie zgadnę wcale!
Pokazał ręką na serce,
Lecz nic nie mówi pasterce.
CHÓR.
Co to jest, nie zgadniem wcale! Pokazał ręką na serce, Lecz nic nie mówi pasterce.
Czego potrzebujesz, duchu młody?
Czy prosisz o chwałę nieba?
Czyli o święcone gody?
Jest dostatkiem mleka, chleba,
Są owoce i jagody.
Czego potrzebujesz, duchu młody,
Żeby się dostać nieba?
(Widmo milczy).
CHÓR.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie: Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ.
Odpowiadaj, maro blada!
Cóż to, nic nie odpowiada?
CHÓR.
Cóż to, nic nie odpowiada?
GUŚLARZ.
Gdy gardzisz mszą i pierogiem:
Idźże sobie z Panem Bogiem!
A kto prośby nie posłucha:
W imie Ojca, Syna, Ducha!
Czy widzisz pański krzyż?
Nie chciałeś jadła, napoju:
Zostawże nas w pokoju! A kysz, a kysz!
(Widmo stoi).
CHÓR.
A kto prośby nie posłucha: W imie Ojca, Syna, Ducha!
Czy widzisz pański krzyż? Nie chciałeś jadła, napoju: Zostawże nas w pokoju! A kysz, a kysz!
GUŚLARZ.
Przebóg! cóż to za szkarada?
Nie odchodzi i nie gada!
CHÓR.
Nie odchodzi i nie gada!
GUŚLARZ.
Duszo przeklęta, czy błoga,
Opuszczaj święte obrzędy!
Oto roztwarta podłoga:
Kędy wszedłeś, wychodź tędy,
Bo cię przeklnę w imie Boga!
(po pauzie)
Precz stąd na lasy, na rzeki,
I zgiń, przepadnij na wieki!
(Widmo stoi).
Przebóg! cóż to za szkarada?
I milczy i nie przepada!
CHÓR.
I milczy i nie przepada!
GUŚLARZ.
Darmo proszę, darmo gromię:
On się przeklęctwa nie boi.
Dajcie kropidło z ołtarza...
Nie pomaga i kropidło!
Bo utrapione straszydło
Jak stanęło, tak i stoi:
Niemo, głucho, nieruchomie,
Jak kamień pośród cmentarza.
Bo utrapione straszydło Jak stanęło, tak i stoi: Niemo, głucho, nieruchomie, Jak kamień pośród cmentarza. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie: Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ.
To jest nad rozum człowieczy!
Pasterko! znasz tę osobę?
W tem są jakieś straszne rzeczy.
Po kim ty nosisz żałobę?
Wszak mąż i rodzina zdrowa?
Cóż to! nie mówisz i słowa?
Spojrzyj, odezwij się przecię!
Czyś ty martwa, moje dziecię?
Czego uśmiechasz się? czego?
Co w nim widzisz wesołego?
CHÓR.
Czego uśmiechasz się? czego? Co w nim widzisz wesołego?
GUŚLARZ.
Daj mnie stułę i gromnicę,
Zapalę, jeszcze poświęcę...
Próżno palę, próżno święcę:
Nie znika przeklęta dusza!
Weźcie pasterkę pod ręce,
Wyprowadźcie za kaplicę!
Czegóż oglądasz się? czego?
Co w nim widzisz powabnego?