Dzień roboczy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dzień roboczy |
Pochodzenie | Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. Tom IV |
Wydawca | Związek Spółdzielni Spożywców |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia Zrzeszenia Samorządów Powiatowych |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tom IV |
Indeks stron |
Dawniej, kiedy nie było jeszcze maszyny, fabryk, wielkiego przemysłu, bogaci panowie korzystali z pracy swoich poddanych. Pan był ich władcą i sędzią, mógł ich więzić, karać, a nawet zabijać.
Poddani byli to jego robotnicy. Jedni pracowali około roli pańskiej, pilnowali trzody jego, budowali mu zamki i pałace, drudzy na swych małych warsztatach tkali dlań materje, płótna, wyrabiali broń, sprzęty, obuwie i t. d. Mieszkając na ziemi pana, obowiązani byli uprawiać tę ziemię i składać mu daniny z wytworów swej pracy. Z tych danin tworzyło się bogactwo pana. Bogactwo zużytkowywał on sam, ze swą rodziną i dworem. Dostarczane mu przez poddanych robotników materje, sprzęty, broń, wina i wszelkie inne wytwory szły na jego własny użytek.
Pan dawniejszy wymagał od swych poddanych chłopów i rzemieślników tyle tylko danin, ile mu było potrzeba na utrzymanie dworu swego w dostatku i przepychu. Handlu nie prowadził; ściąganych danin nie wywoził na rynek dla sprzedaży. Mając zaspokojone swoje osobiste wymagania pańskie, nie żądał więcej. Dlatego też i poddanych nie obciążał zbytecznie robotą.
Chłop, odrobiwszy na roli pańskiej robociznę, rzemieślnik złożywszy panu pewną określoną daninę ze swych wytworów, mogli już zupełnie swobodnie poświęcić resztę czasu dla siebie samych, ich czas roboczy, dla pana poświęcony, określał się osobistemi potrzebami pana i dla tego nie przedłużał się zbytecznie.
Ponieważ pan tych danin nie sprzedawał, a tylko sam z nich użytkował, więc też i nie dbał o to, żeby jego robotnicy jaknajdłużej i jak najwięcej pracowali. Wziąwszy naprzykład od swego tkacza 100 łokci płótna, które mu rocznie były potrzebne, nie troszczył się już o to wcale, wiele godzin dziennie ten tkacz pracuje i wiele dni w roku święci. Tkacz, oddawszy 100 łokci płótna jako daninę, mógł już robić z pracą swą, co mu się podobało.
Inaczej dzieje się teraz. Miejsca dawnych panów, żyjących z pracy poddanych swoich, zajęli fabrykanci, ciągnący zyski z pracy ludzi wolnych. Warunki zmieniły się zupełnie. Fabrykant nie posiada poddanych, którzyby składali daniny ze swych wytworów, zresztą dla niego to nie jest potrzebne.
Posiada on kapitał, fabryki, maszyny, wszędzie znajdzie wolnych ludzi, co mu chętnie swą pracę sprzedadzą; on tę pracę kupuje, płaci za nią dziennie, tygodniowo lub miesięcznie, zakupuje materjał surowy, jak: żelazo, ten wełnę i t. p., wprowadza w ruch swoje maszyny i rozpoczyna odrazu na wielką skalę wytwarzanie towarów.
Towary te nie idą jednak na osobisty użytek fabrykanta, bo i nacóżby się mu przydały te olbrzymie masy sukna albo perkalu, które jego fabryka codziennie wytwarza? Jedna tysiączna część tego codziennego wytworu wystarczałaby mu na to, żeby przez cały rok odziewać siebie, swoją rodzinę i domowników. Towary te idą na sprzedaż. Fabrykant wytwarza towary nie dlatego, żeby samemu osobiście z nich użytkować, lecz tylko, żeby zaraz je sprzedać na rynku i wziąć za nie gotowe pieniądze. Chodzi mu więc nie o zaspokojenie swoich osobistych potrzeb, lecz o zysk — zysk pieniężny.
Sprzedawszy swój towar na rynku, nietylko, że odbierze to, co go kosztowało wytworzenie tego towaru, ale jeszcze i więcej weźmie. Fabrykant wie o tem, że na każdym towarze, na każdej sztuce płótna naprzykład, zarabia pewną ilość pieniędzy, i wie także, że im więcej mieć będzie tych towarów, im więcej będzie mógł ich sprzedać, tem większą ilość pieniędzy zarobi, tem większy otrzyma zysk, — a przez to kapitał jego wzrasta, on sam stanie się bogatszy i potężniejszy.
Dlatego też fabrykant usiłuje wszelkiemi sposobami zmusić robotników do jak najdłuższej pracy; im dłużej robotnicy będą pracowali, tem więcej dostarczą mu towarów. Zysk jego będzie tem większy, im większy będzie dzień roboczy pracujących w jego fabryce robotników.
Widzimy więc, jaka to zmiana zaszła na świecie. Dawniejszy pan dbał o to tylko, co mu do własnego użytku służyło i dla tego nie potrzebował, żeby robotnicy możebnie najdłużej pracowali, zaś dzisiejszy fabrykant wytwarza towary na sprzedaż i dlatego jest nienasycony; chciałby, żeby mu robotnicy dostarczali tych towarów bez końca i gdyby mógł tylko, toby im kazał po 24 godzin na dobę pracować. Goni on za zyskiem pieniężnym, a ten zysk powstaje z pracy robotnika.
Lecz w jaki sposób zysk fabrykanta powstaje z pracy robotnika?
Zdawałoby się naprzód, że praca robotnika jest całkowicie opłaconą, że robotnik nie pracuje dla fabrykanta darmo.
Tymczasem tak nie jest, — a chociaż panowie fabrykanci usiłują przekonać ludzi, że zysk ich nie powstaje z pracy robotnika, bo oni tę pracę zupełnie opłacają, chociaż starają się dowodzić nawet tego rodzaju głupstwa, że zyski dają im tylko same maszyny, lub że zyski te ciągną ze swej własnej oszczędności i pracy (?!), — to jednak bardzo prosty rachunek może nam wykazać jasno, że te wszystkie ich dowodzenia są rozmyślnem kłamstwem, i że zysk fabrykanta powstaje z nieopłaconej pracy robotników.
Oto, naprzykład, robotnik pracuje godzin 12; za tę pracę bierze 5 złotych i w ciągu tego dwunastogodzinnego dnia roboczego wytworzy towaru za 10 złotych. Gdyby robotnik ten pracował nie 12, a tylko 6 godzin, to wytworzyłby o połowę mniej, dałby fabrykantowi towaru tylko za 5 złotych, to jest tyle, wiele wynosi jego dzienna płaca.
W tym razie praca jego byłaby zupełnie opłacona, lecz fabrykant nie miałby wtedy żadnego zysku.
Jeżeli więc robotnik pracuje godzin 12, wytwarza towaru za 10 złotych, a bierze 5 zł., — to znaczy, że fabrykant opłaca mu tylko 6 godzin pracy, — a przez drugie 6 godzin pracuje on już dla fabrykanta darmo. Pierwsze 6 godzin stanowią opłacaną pracę robotnika, drugie 6 godzin jest jego praca nieopłacana; z tej to nieopłaconej pracy robotnika, płynie właśnie cały zysk fabrykanta.
Gdyby bowiem fabrykant opłacał i drugie 6 godzin, to jest, gdyby płacił robotnikowi za dwunastogodzinny dzień roboczy, nie 5, a 10 złotych, toby sam żadnego zysku nie miał.
Jeżeliby robotnik pracował nie 12, lecz 14 godzin dziennie, to wytworzyłby towaru za 11 złotych przeszło i zysk fabrykanta odpowiednio do tego zwiększyłby się; zamiast 5 zł., miałby przeszło 6 zł. czystego zysku.
Tak więc zysk fabrykanta powstaje z nieopłaconej pracy robotnika, a im dłużej ta praca nieopłacona przeciąga się, tem większym staje się zysk jego.
Innemi słowy: im dłuższy jest dzień roboczy każdego robotnika, tem bardziej rośnie jego kapitał i bogactwo.
Oto dlaczego fabrykantom tak bardzo chodzi o przedłużenie dnia roboczego.
∗ ∗
∗ |
Fabrykant goni tylko za zyskiem pieniężnym. Zysk ten stał się dla niego bóstwem, stał się jedynym celem w życiu, za obrębem którego mało go co obchodzi.
Kpi on sobie w głębi duszy ze wszystkich praw moralnych. Duszą całą zaprzedany kapitałowi, gotów jest użyć wszystkich najnikczemniejszych nawet środków, aby tylko kapitał powiększyć. Niema podłości, przed którąby się cofnął, jeżeli wie tylko, że ta podłość zysk mu przyniesie. Mając spryt i władzę w swem ręku, mając nawet na swe usługi prawa krajowe i policję, — doprowadził fabrykant wyzysk pracy robotników do niebywałych, nieludzkich rozmiarów. Nawet kobiety i dzieci małe zaprzągł do ciężkiej pracy fabrycznej, nie zwracając wcale uwagi na to, że od tej pracy dzieci nędznieją, chudną i głupieją zupełnie, a nawet wymierają całemi masami, nie myśląc o tem, że to, co może jeszcze znieść dorosły i silny robotnik, tego nie zniesie małe, bezsilne dziecko.
Wiedząc o tem, że zysk jego powstaje z nieopłaconej pracy robotnika, wiedząc o tem, że im dłuższy dzień roboczy, tem dłużej trwa ta nieopłacona praca, — wyszukuje on najrozmaitsze środki, żeby tę daremną pracę robotnika przedłużyć, żeby zwiększyć dzień roboczy.
Pod tym względem okazał fabrykant ogromną pomysłowość.
Nie dość mu tego, że kontraktem zmusi robotnika do pracowania po 12 lub 15 godzin na dobę; tego mu jeszcze mało, — wymyśla inne środki: na kilka lub kilkanaście minut wcześniej otwiera fabrykę, nakładając kary na przychodzących o umówionej godzinie robotników — niby to za spóźnienie się; przytrzymuje o kilkanaście minut dłużej nad umówiony czas pracy; szachruje z zegarem fabrycznym; zmniejsza chwile odpoczynku, przeznaczone na obiad; zmusza do pracowania w święta; zaprowadza uciążliwą i ogromnie szkodliwą dla zdrowia pracę nocną i t. d.
Zliczyć trudnoby było wszystkie środki i wybiegi, jakich fabrykant używa do zwiększenia dnia roboczego.
Z bezczelnością, jakiej świat dotąd nie widział, wydziera robotnikom chwile z odpoczynku, ze snu, z życia domowego; czyni to jawnie, bez obawy, bez wstydu, gdyż czuje się zupełnym panem położenia. Rząd pozwala mu okradać robotników, policja jest na jego rozkazy; ma swych płatnych dziennikarzy, co po gazetach cnoty i zasługi jego wychwalają. Zresztą on ma w swem ręku kapitał, fabryki, maszyny, sam tylko posiada środki do wytwarzania towarów, — gdyby chciał, mógłby cały świat zgładzić; podczas gdy robotnik nie ma żadnej własności, a będąc w nędzy i głodzie, musi się godzić na warunki, które mu nakłada kapitalista.
Dlatego też fabrykant z taką bezczelnością i pewną siebie miną dyktuje robotnikom umowę najmu, umowę, która jemu przyniesie krociowe zyski, a robotnikom wydrze jedyne chwile swobody.
Cały porządek, panujący dziś na świecie, jest taki, że daje mu władzę nad innymi ludźmi, że każe mu z pracy robotnika ciągnąć zyski, a z jego nędzy stwarzać dla siebie rozkosze. Fabrykant, gdyby chciał być sprawiedliwym i uczynnym, zbankrutowałby.
Fabrykantów na świecie jest wielu, a każdy goni za jak największym zyskiem, każdemu o to chodzi, żeby jak najwięcej wytworzyć towarów i jak najwięcej sprzedać. Współubiegają się, konkurują ze sobą, przedłużają na wyścigi dzień roboczy, jeden drugiego chce zakasować, kto zostanie z tyłu, temu grozi ruina majątkowa — bankructwo. Szalona chęć zysku gna wszystkich kapitalistów, wyprzedzają się w podłościach i wyzysku; a robotnicy muszą cierpieć, muszą zapracowywać się na śmierć.
Fabrykanci zagarnęli w swe ręce kapitały i wszystkie środki do życia, robotnicy są bez własności i dlatego to właśnie fabrykanci mogą bezkarnie wyzyskiwać klasę roboczą i to wyzyskiwać pod karą własnego bankructwa.
Takie to podłe stosunki stwarza dzisiejszy porządek społeczny, który jednym oddał ziemię, fabryki i kapitały, a drugich wydziedziczył z wszelkich własności.
Ten sam porządek społeczny sprawia to, że fabrykant musi dla własnego zysku przedłużać dzień roboczy, żeby tym sposobem przedłużyć nieopłaconą pracę robotnika, zysk swój zwiększyć, kapitał swój pomnożyć.
Zwiększenie kapitału fabrykantów — to cel całej dzisiejszej produkcji, cel wyzyskiwania klasy robotniczej, cel wszystkich praw i instytucyj społecznych. Dla zwiększenia kapitału fabrykantów, zagładzają się masy robotników, zapracowują na śmierć mężczyźni, kobiety i dzieci, nie szanuje się ani praw, ani wolności człowieka.
Zobaczmyż teraz, jak fabrykanci przedłużają dzień roboczy u nas, w Polsce.
U nas wyzysk robotników jest daleko większy, aniżeli w innych krajach Europy; dzieje się to dlatego, że robotnicy polscy są mniej uświadomieni w swoich interesach, niż robotnicy innych krajów, a przeto nie walczyli prawie zupełnie o zdobycie różnych ustępstw dla siebie, podczas gdy robotnicy zagraniczni prowadzą już oddawna zaciętą walkę z kapitalistami o swoje prawa. Robotnicy angielscy wywalczyli już sobie wszędzie prawie 10-godzinny dzień roboczy, amerykańscy w wielu miejscowościach zdobyli 8-godzinny dzień roboczy, szwajcarscy i austrjaccy 11-godzinny dzień roboczy i t. d.
U nas zaś w Polsce dotąd istnieje we wszystkich większych gałęziach produkcji dwunasto-godzinny i piętnastogodzinny dzień roboczy.
I tak:
12 lub 13 godzin pracują we wszystkich fabrykach, obrabiających bawełnę, wełnę, len; również w fabrykach pończoch, cukrowniach, młynach parowych, fabrykach giętych mebli, gwoździ, w warsztatach stolarskich, w fabrykach chemicznych, wyrobów fajansowych i wapiennych, zapałek, w wielu drukarniach i piekarniach, zakładach kamieniarskich, w fabrykach tytoniu, cykorji, kapeluszy, w garbarniach, mydlarniach i fabrykach świec i t. d.
13 lub 14-godzinny dzień roboczy spotyka się także w fabrykach tytoniu i wogóle we wszystkich zakładach, mających 12-godzinny dzień roboczy, przy śpiesznych, terminowych robotach. np, przed świętami i t. p., a także w fabrykach szkła i w większych browarach.
15-godzinny dzień roboczy istnieje w przędzalniach bawełny i wełny i wogóle w fabrykach, obrabiających rzeczy włókniste.
Zato 11-godzinny dzień roboczy spotyka się tylko w małych i nielicznych zakładach, np. w warsztatach, wyrabiających przedmioty skórzane, w zakładach wódek, w fabrykach czekolady, lamp, w warsztatach, wyrabiających chirurgiczne instrumenty i t. d.
10-godzinny dzień roboczy spotyka się jeszcze rzadziej i to tylko w małych i nielicznych zakładach, jak np. w małych fabrykach wstążek, w warsztatach, wyrabiających przedmioty z bronzu i miedzi, w fabrykach narzędzi rolniczych, w fabrykach krochmalu.
9½ godzinny dzień roboczy znajduje się tylko w 2-ch zakładach: w małej warszawskiej fabryce dywanów (Komitza) i w jednej fabryce krawatów, gdzie pracuje 90 kobiet.
8 godzinnego dnia roboczego nie znajduje się nigdzie.
Ztego przeglądu możemy łatwo zauważyć, że zaledwie jaka dziesiąta część polskich robotników ma 10 godzinny i 11 godzinny dzień roboczy, podczas gdy cała reszta, stanowiąca znacznie przeważającą większość klasy robotniczej, pracuje 12 lub 15 godzin na dobę.
Istnieje także wiele drukarń, fabryk tytoniu, zapałek, szczotek, warsztatów ręcznych tkackich i t. d., gdzie robota ciągnie się poza 9-tą godziną wieczorem (np. do 1 w nocy) i zaczyna się wcześniej niż i 5 rano (np. od 3 godziny rano — browary).
Takie nieludzkie przedłużanie dnia roboczego istnieje jednak pod opieką prawa, za wiedzą wszystkich, mimo tego, że uczeni lekarze dowodzą oddawna, iż 8 godzin dziennie jest granicą, poza którą praca ludzka nie powinna przechodzić, że każde dalsze przedłużenie dnia roboczego staje się dla człowieka zabójczem.
Statystyka urzędowo-lekarska stwierdza, że liczba chorych, suchotników, umierających z wynędznienia zwiększa się co roku; że przeciętnie życie człowieka staje się coraz krótszem, siły mniejsze, wzrost niższy; że nowe pokolenia wyrastają coraz to nędzniejsze, słabsze. Stosuje się to szczególniej do klasy roboczej. Przyczyna łatwa do odgadnięcia: jest nią nadmierny wyzysk robotnika, zadługi dzień roboczy przy nędznem pożywieniu i mieszkaniu. Co jeszcze zasługuje na uwagę, to to, że, jakby naumyślnie, tam gdzie praca jest najszkodliwszą dla zdrowia, dzień roboczy jest właśnie najdłuższy. Tak naprzykład, dzień jest najdłuższy we wszystkich fabrykach i warsztatach tkackich, w których gęsty kurz, zgięta postawa i naciskanie piersi przy tkaniu ręcznem, wysoka temperatura sprawiają częste zapalenie płuc, suchoty, reumatyzmy i mnóstwo innych chorób.
Najwięcej tkaczy umiera na suchoty w wieku 20 do 25 lat; kobiety w wieku 15 — 20 lat. Na każde 100 tkaczy 22 zapada na suchoty, a 70 cierpi na chroniczne kaszle, katary i zapalenie płuc. Przeciętna długość życia u tkaczy bawełnianych wynosi 47 — 50 lat. Śmiertelność ich jest przeszło dwa razy większa, niż innych ludzi; bo kiedy wogóle umiera dorosłych ludzi 10 — 20 na tysiąc, to tkaczy umiera 25 — 35 na tysiąc. Dzień roboczy tkaczy, tak dla kobiet, jak i dla mężczyzn wynosi zwykle 13 godzin; gdyby ograniczony został do 8 godzin, to choroby i śmiertelność robotników tkackich zmniejszyłaby się prawie o połowę.
Zdarza się jednak często, że i 13 godzinny dzień roboczy jest za krótki dla fabrykanta: w przędzalniach i tkalniach spotykamy także 14 i 15 godzinny dzień roboczy. Tak np. w Łodzi, w przędzalni Kwasnera i Lindenfelda pracują od wpół do 6 rano do 9-ej wieczorem, t. j. 15 i pół godzin z rzędu; w fabryce tkanin Heintzla i Kunitzera w Widzewie pracują od 5 i pół rano do 7 i pół wieczorem, t. j. godzin 14; w tejże samej fabryce zaczynają robotę rano i w południe o 10 minut wcześniej, niżby się należało, a to pod pozorem, że maszyna potrzebuje tyle czasu na nabycie normalnego ruchu. Nie dość na tem; jeżeli maszyna dla jakiegobądź powodu stanie w ciągu dnia roboczego, to o tyleż przedłużają pracę wieczorem.
Skracanie czasu, przeznaczonego na obiad robotnikom, jest także u nas na porządku dziennym. Tak np. jedna fabryka łódzka daje swym robotnikom tylko 10 minut na obiad.
Bardzo często jednak apetyt fabrykanta na pracę robotnika idzie jeszcze dalej; okazuje się, że dnia mu za mało; wtedy zaprowadza nocne roboty i używa robotników na zmiany. Tu już wyzysk przechodzi wszelkie pojęcie. Oto np. jaki jest rozkład tych zmian w jednej fabryce sukiennej. Robotnicy dziennie pracują od godziny 4 rano do godziny 8 wieczorem, z przerwą półgodzinną na śniadanie o godzinie 8 rano i z przerwą godzinną na obiad w południe; robotnicy nocni pracują od 8 wieczorem do 4 rano, potem idą spać, lecz o godzinie 8-ej rano stają znowu do roboty, żeby przez pół godziny zastąpić dziennych robotników, jedzących śniadanie; o 8 i pół idą spać, żeby w południe znowu zastąpić robotników dziennych, jedzących obiad.
Albo naprzykład w piekarniach spotyka się taki rozkład robót: dzienni robotnicy od 9 rano do 10 mieszą ciasto, od 10 rano do 2 po południu śpią; od 2 po południu do 8 wieczorem wyrabiają i pieką ciasto; nocni robotnicy zaczynają pracować od 8-ej wieczorem do 10 wieczorem, potem śpią do 11 w nocy, poczem znowu pracują do 4 — 5 rano i znowu śpią do 9 rano.
Oprócz tych faktów, które nam wskazują, jak fabrykanci starają się ograniczyć robotnikowi liczbę swobodnych godzin na każdą dobę, znamy jeszcze i takie, kiedy fabrykanci wydzierają robotnikom ich jedyne dni całkowitego wypoczynku: dni świąteczne.
Jest bardzo wiele zakładów, w których robotnicy nie mają ani niedzieli, ani świąt wolnych od pracy, z wyjątkiem kilku dni do roku, są to fabryki gazowe, cukrownie, wielkie browary i t. d.
Tak np. zakład octowy Skalińskiego nie idzie tylko dwa dni w roku: pierwszy dzień Bożego Narodzenia i pierwszy dzień Wielkiej Nocy. Tak samo gorzelniczy zakład Hirszmana Kisielnickiego oraz browar Junga. Wielka fabryka papieru w okolicach Warszawy zatrzymuje się tylko 4 dni w roku: na Boże Narodzenie, Nowy Rok, Wielkanoc i Zielone Święta. Wielki młyn parowy Rajchmana świętuje tylko 2 dni w roku. Młyn parowy Głuchowskiego świętuje 5 dni: 3 dni na Wielkanoc i 2 dni na Świętą Trójcę. Drukarnia Burzyńskiego w Warszawie świętuje tylko 2 razy w roku: na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Wszystkie browary w Warszawie świętują 2 razy w roku pierwszy dzień Bożego Narodzenia i pierwszy dzień Wielkiejnocy.
Robotnicy innych fabryk zwykle mają do roku 79 dni wolnych od pracy (niedziel i świąt); podczas gdy w Anglji robotnicy mają ich 86. Często jednak zdarza się i tak, że nawet w tych fabrykach, gdzie zwykle świętują niedzielę i święta, w razie znacznych zamówień terminowych, robotnicy zmuszeni są do pracy bez względu na święta. Tak np. w roku 1889 w przędzalni Briggsa i Posselta w Markach, otrzymali w marcu znaczne zamówienia terminowe; fabrykanci oświadczyli robotnikom, żeby wbrew dotychczasowemu zwyczajowi przyszli na robotę w wielki czwartek i piątek, dodając przytem, że kto nie przyjdzie, zostanie wydalony z fabryki i wytrącą mu jeszcze jednego rubla za każdy opuszczony dzień. Mimo tego, większość robotników nie przyszła. Fabrykanci dotrzymali słowa i bardzo wielu wydalili z fabryki, wytrącając każdemu po parę rubli z zarobku; dodajmy przytem, że przeciętny zarobek tygodniowy robotników w tej fabryce wynosi 3 ruble 50 kop.
Za pomocą takich to różnych sposobów i środków fabrykanci wydzierają robotnikom ich czas swobodny, wiedząc o tem, że każda godzina, wydarta robotnikowi z chwili odpoczynku, zamienia się dla niego w dukaty.
Dotąd mówiliśmy tylko o jednej wygranej, jaką ma fabrykant z długiego dnia roboczego, mianowicie o tem, że zysk jego zwiększa się przez przedłużanie daremnej pracy robotnika.
Jednakże wygrywa on jeszcze coś innego.
Długi dzień roboczy pozwala mu zniżać płacę robotników.
Dzieje się to w taki sposób: Fabrykantowi trzeba naprzykład wytworzyć dziennie 100 łokci płótna; pracuje u niego 10 robotników, każdy po 8 godzin dziennie; znaczy więc, że potrzeba 80 godzin pracy na wytworzenie 100 łokci płótna. Jeżeli teraz fabrykant zmusi swoich robotników do pracowania nie 8, a 16 godzin dziennie, to będzie miał każdego dnia 160 godzin pracy; ponieważ jednak trzeba mu wytworzyć tylko 100 łokci płótna, a na to trzeba 80 godzin pracy, więc drugie 80 godzin będą dla niego zbyteczne.
Przeto fabrykant wydala 5 robotników i ma teraz zamiast 10 tylko 5 robotników, którzy, pracując po 16 godzin dziennie, dają mu także 80 godzin pracy i wytwarzają tak samo 100 łokci płótna na dzień.
Więc kiedy przy ośmiogodzinnym dniu roboczym trzeba mu było 10 robotników do wytworzenia 100 łokci płótna, to przy 16 godzinnym dniu roboczym trzeba mu tylko 5 robotników dla wytworzenia tej samej ilości płótna.
Fabrykant zwiększywszy dwa razy długość dnia roboczego, może wydalić połowę robotników ze swej fabryki, jako już niepotrzebnych.
Tak też i dzieje się w rzeczywistości.
Długi dzień roboczy pozwala fabrykantowi zadawalniać się mniejszą liczbą robotników, przez to znajduje się zawsze masa robotników bez zajęcia, którzy dobijają się o zarobek. Fabrykant z tego korzysta, i, widząc tak wielkie zapotrzebowanie zarobku, samowolnie zniża płacę robotników, u niego zajętych, będąc pewnym, że w razie ich oporu, znajdzie sobie na ich miejsce innych, pozostających bez chleba, którzy za zniżoną płacę zgodzą się u niego pracować.
Takich pozostających bez zarobku robotników przypada zwykle 10 na 100 w zwyczajne lata dobrej produkcji; w czasie kryzysu liczba ich znacznie zwiększa się. Według tego więc mamy, że u nas w Polsce na 200 tysięcy robotników fabrycznych przypada 20 tysięcy robotników bez zajęcia, a na dwa miljony 200 tysięcy wszystkich robotników polskich (licząc w to i rolnych) przypada 220 tysięcy zostających bez miejsca, bez zarobku. Jest to właśnie skutek zbyt długiego dnia roboczego.
Ta masa ludzi, pozostających bez sposobu do życia, gotowa na każde zawołanie fabrykanta stanąć do roboty, chociażby na najlichszych warunkach, pozwala mu właśnie lekceważyć żądania robotników i nietylko z zaciętym uporem odmawiać wszelkich ustępstw, lecz nawet zmniejszyć ich dotychczasowy zarobek.
Tak więc długi dzień roboczy zniża płacę robotników.
Oto druga wygrana fabrykanta.
Nie koniec na tem.
Po długiej pracy robotnik wróciwszy do domu, zaledwie ma tyle czasu, ile mu potrzeba na zjedzenie wieczerzy i wyspanie się porządne. Na czytanie, na gawędzenie z towarzyszami, na zabawę nie ma już wcale swobodnego czasu, lub ma go bardzo mało. Oprócz tego, długa praca w fabryce męczy ciało i umysł robotnika, przygnębia go, ogłupia, — tak, że gdyby nawet i chciał urwać sobie parę godzin ze snu dla zajęcia się czytaniem lub dla naradzenia się z towarzyszami nad wspólną sprawą, to by mu już to czytanie i gawędzenie nie szło tak raźno.
Jednem słowem, pracując długo w fabryce, robotnik mało ma czasu na kształcenie swego umysłu, na myślenie o sprawie swojej, na zajmowanie się czynne tą sprawą; zdolność jego tępieje, dobre chęci i uczucia idą na marne.
Fabrykant na tem wygrywa, o! i bardzo nawet.
Chciałby on wszystkich robotników zamienić w bydło robocze, milczące i posłuszne; chciałby, żeby robotnicy dawali się wyzyskiwać aż do ostatnich sił, nie opierając się, nie skarżąc nawet.
Kształcenie się umysłowe robotników, narady ich między sobą przejmują go strachem, bo wie o tem, że jeżeli oni przejrzą jasno, jeżeli zrozumieją dobrze swe interesy, to wtenczas nie dadzą się wyzyskiwać bezkarnie, lecz upomną się o swe prawa człowieka, o prawa do własności i swobody.
Długi dzień roboczy przeszkadza robotnikom do kształcenia się, do zajmowania się swojemi sprawami, a właśnie nieświadomość robotników, znużenie ich ciał i rozumu zapewnia fabrykantom spokój i dalsze panowanie na świecie.
Oto trzecia wygrana fabrykanta.
Wszystko to, co fabrykant wygrywa na długim dniu roboczym, stanowi dla robotnika stratę.
Naprzód traci on zdrowie i siły.
Dwunasto, piętnasto, — a nawet szesnastogodzinny dzień roboczy, jaki praktykuje się w większej części naszych fabryk, jest dla każdego człowieka zabójczym.
Choroby, prędkie wyniszczenie sił, starość i śmierć przedwczesna, oto są skutki, jakie on za sobą pociąga.
Dość jest przejrzeć urzędowo-lekarskie sprawozdanie, ażeby się przekonać, jak znaczny procent robotników umiera i choruje w tych fabrykach, gdzie dzień roboczy ciągnie się kilkanaście godzin z rzędu, np. w fabrykach tkackich. Oprócz tego długi dzień roboczy, wyczerpując siły robotnika, osłabiając jego uwagę, czyniąc go ospalszym i niedołężniejszym przy robocie, staje się często główną przyczyną strasznych wypadków, okaleczeń i śmierci robotników (gruchotanie kości przez maszyny, urywanie rąk, nóg i głowy). A nie zapominajmy o tem, że wypadki takie po fabrykach nie są wcale rzadkością, gdyż w jednem tylko państwie rosyjskiem wypada na rok 9 i pół tysiąca okaleczonych i zabitych przez maszyny robotników.
Jedynie tylko ośmiogodzinny dzień roboczy można uważać za normalny, za zdrowy przeciąg pracy.
Przedłużanie dnia roboczego, które dla fabrykanta stanowi zysk pieniężny, jest dla robotnika wyniszczeniem siły roboczej, będącej jego jedynem bogactwem.
Robotnik uważa siłę roboczą za swój towar; towar ten sprzedaje on fabrykantowi, otrzymując w zamian środki utrzymania. Gdyby robotnik nie był obciążony zbyt długim dniem roboczym, gdyby pracował umiarkowanie, to jego siła robocza mogłaby się przechować w dobrym stanie przez jakich lat 40.
Tymczasem fabrykant, zmuszając go do 12 lub godzin pracy na dobę, zużywa tę jego siłę roboczą daleko prędzej, — inaczej mówiąc okrada go z jego własności, z jego towaru. Zniszczywszy swoje zdrowie i siły przez długi dzień roboczy, robotnik staje się pastwą najstraszniejszej nędzy.
Utrzymując długi dzień roboczy, fabrykant okrada robotnika nietylko z jego siły roboczej, lecz okrada go także i ze swobody, z chwil wypoczynku, z zajęć dla siebie samego.
Przez długi dzień roboczy, robotnik staje się niewolnikiem fabrykanta i całe swoje życie poświęca na wytwarzanie jemu bogactw, na zwiększenie jego kapitału i to wszystko za nędzną płacę, która ledwie mu wyżyć pozwala. Dawne niewolnictwo, kiedy to jedni ludzie byli własnością drugich, dzięki wyzyskowi, jakim fabrykant potrafił obarczyć robotnika, powtarza się i teraz.
Długi dzień roboczy, wyniszczając siły robotnika, wydzierając mu chwile swobody, utrudnia mu kształcenie się umysłowe; zajmowanie się swojemi sprawami, opóźniając przez to chwilę wyzwolenia się robotników z pod jarzma wyzysku.
Oto druga strata, jaką robotnik ponosi przez długi dzień roboczy.
Jeżeli tych robotników, którzy pracują w fabrykach i warsztatach, długi dzień roboczy wyniszcza i ogłupia, to jeszcze gorszym on jest dla tych, którzy nie znaleźli sobie zajęcia i są bez roboty; tym uniemożliwia już zupełnie znalezienie zarobku. Fabrykanci, zaprowadziwszy długi dzień roboczy w swoich zakładach, zadawalniają się mniejszą liczbą robotników; w fabryce, gdzieby przy 8-godzinnym dniu roboczym mogło znaleźć pracę 100 robotników, przy 16-godzinnym znajduje pracę tylko 50.
Dlatego też znajdują się zawsze, przy najbardziej nawet ożywionej produkcji, całe masy ludzi, nie mogących sobie znaleźć zarobku i skazanych przez to na śmierć głodową.
Tak więc długi dzień roboczy skazuje setki robotników na włóczęgę, na męczarnie nędzy i głodu. Jednych wycieńcza długa i uciążliwa praca, drugich pozbawia wszelkich środków do życia.
Oprócz tego, jak wiemy, robotnicy, pozostający bez zarobku, dobijają się wszędzie o pracę; będąc gotowi wynająć się za najlichszą zapłatę, obniżają płacę roboczą tym, którzy w fabrykach pracują. Dlatego to właśnie nizkość płacy jest także skutkiem długiego dnia roboczego.
Tyle tracą robotnicy na długim dniu roboczym.
Nienasycony w zyskach fabrykant gotów jest wszystko zrobić, byle tylko jak najwięcej wytworzyć i sprzedać towarów.
Jeżeli więc widzi, że zbyt na jego towary jest znaczny, stara się przedłużyć dzień roboczy, nie zmniejszając liczby pracujących robotników, do najszerszych granic, żeby tylko jak najwięcej wyprodukować towarów.
Często jednak rachuba go zawodzi: w zapale swoim wytworzy więcej, niż może sprzedać. Wtedy ogromne masy towarów leżą na rynku, nie mogąc znaleźć kupców, i fabrykant pod groźbą bankructwa musi zmniejszyć swoją produkcję lub też jej zupełnie na jakiś czas zaniechać. Wtedy właśnie następuje kryzys: tysiące robotników zostaje wyrzuconych na bruk, nastaje czas strasznej nędzy i strasznego głodu: dzieci umierają setkami, dziewczęta zmuszone są sprzedawać swe ciało dla uratowania się od śmierci, tyfus głodowy zabija wtedy całe masy najzdrowszych robotników.
Kryzysy takie pojawiają się stale co dwa lub trzy lata: dla nas pamiętnymi są szczególnie lata: 1883—4 i 1889—90, jako lata wielkich kryzysów. Są one nieodzownym, koniecznym rezultatem dzisiejszego ustroju społecznego, skutkiem nieustającej pogoni fabrykantów za zyskiem i długiego dnia roboczego.
Uniknąć takich klęsk można tylko wtedy, gdy znikną teraźniejsze stosunki społeczne, wtedy, kiedy kapitały przestaną być wyłączną prywatną własnością fabrykantów, a przejdą w ręce wszystkich pracujących.
Jednakże znaczne skrócenie dnia roboczego w fabrykach mogłoby sprawić to, że kryzysy stałyby się rzadszymi przynajmniej na pewien czas.
Nie mogąc przedłużyć dnia roboczego, nie mógłby fabrykant powiększać gwałtownie produkcji, bo musiałby to uczynić zwiększając liczbę swych robotników, coby pociągało za sobą znaczne dla niego koszty: większy wydatek na płacę roboczą, wydatki na zakup nowych narzędzi, na rozszerzenie warsztatów itd.
Wobec tych nowych kosztów, fabrykant bałby się ryzykować, byłby przezorniejszy i mniej pochopny do wywoływania kryzysu.
Tymczasem teraz, kiedy fabrykant może przedłużać dzień roboczy dla większego produkowania, zwiększa tylko daremną pracę swych robotników, kosztów nowych ponosi bardzo mało: wydaje więcej węgla, gazu, czasem podnosi cokolwiek płacę roboczą — oto i wszystkie wydatki. Dlatego też mniej boi się ryzykować, jest śmielszy i przez to częściej wywołuje kryzysy, zawsze myśląc, że mu się uda z tego wyjść cało, że licho spadnie nie na niego, a na jego współzawodników, innych fabrykantów.
Tak więc przypomniawszy sobie wszystko, cośmy dotąd powiedzieli, widzimy jasno, że interesy fabrykantów są zupełnie sprzeczne z interesami robotników i że jedne z drugiemi pogodzić się nie dadzą.
Co daje fabrykantom długi dzień roboczy?
Daje im większe zyski pieniężne, bo przedłuża daremną pracę robotnika i zniża jego zarobek.
Daje im spokój i bezpieczeństwo dalszego panowania na świecie, bo wydzielając robotnikowi chwile swobody, uniemożliwia mu kształcenie się umysłowe i zajmowanie się energiczne swojemi sprawami.
Co przynosi robotnikowi długi dzień roboczy?
Przynosi im uszczerbek w zdrowiu i sile roboczej, starość i śmierć przedwczesną.
Przynosi im nędzę i głód, bo jednym obniża zapłatę, a drugich zupełnie z fabryki wyrzuca.
Przynosi im wreszcie hańbę, zamieniając ich w bydlęta robocze, w niewolników fabrykanta; utrudnia im walkę o wyzwolenie się z pod wyzysku, bo ogłupia, przygnębia i cały czas życia zabiera.
Jednem słowem, długi dzień roboczy, który dla fabrykanta jest niewyczerpanem źródłem rozkoszy i bogactw, sławy i potęgi, dla robotnika staje się upiorem, wysysającym zeń życie, staje się kajdanami, krępującemi jego duszę i ciało.
Zrozumieli to fabrykanci — zrozumieli i robotnicy.
I oto dlaczego już od stu lat prawie trwa zażarta, a nieustająca walka o dzień roboczy, walka klasy robotniczej z klasą fabrykantów. Fabrykanci usiłują zachować długi dzień roboczy, robotnicy dobijają się o krótki, o normalny dzień roboczy.
Wiekowa ta walka, uświetniona niejednem zwycięstwem klasy robotniczej, zakończy się niechybnie zupełną porażką wyzyskiwaczy, fabrykantów. Ustępstwa od możnych zdobywa się tylko walką.
Podczas kiedy fabrykanci, ufni w swą potęgę, a nienasyceni w zyskach, do ostatecznych granic przedłużali dzień roboczy, myśląc, że wszystko im ujdzie bezkarnie, cicho i pokornie siedzący dotąd robotnicy podnieśli się, by bronić zagrożone swe prawa człowiecze, by walczyć z coraz to bardziej duszącym ich wyzyskiem fabrykantów.
Było to temu lat sto. Pierwsi wystąpili do walki robotnicy angielscy. Był to czas ogromnego rozkwitu przemysłu angielskiego; bogactwa fabrykantów rosły niezmiernie szybko, zyski dochodziły do kolosalnych rozmiarów.
Upojeni niesłychanem powodzeniem, fabrykanci drwili sobie ze wszelkich uczuć ludzkich, ze wszelkich praw człowieka; w wyzyskiwaniu klasy robotniczej prześcigali się wzajemnie. Tyraństwu ich nie było końca: przedłużali dzień roboczy do 15. a często i do 18 godzin, nie zważając na wiek i płeć robotników. Dzieci małe, 7—8 lat liczące, zaprzęgali do kilkunastogodzinnej pracy na dobę; kobiety, młode dziewczęta pracowały na równi z mężczyznami w dzień i w nocy.
Mając w swem ręku olbrzymie kapitały, mając za sobą rząd i prawodawstwo, które ich popierało, fabrykanci nie bali się niczego. Sądzili, że nikt nie będzie śmiał stawić oporu ich potędze, tymczasem stawili go sami robotnicy.
W roku 1811 w Anglji wybuchła rewolucja robotnicza w miejscowości Nottingham, która ciągnęła się przez 3 lata. Był to wybuch rozpaczy. Doprowadzeni do ostateczności wyzyskiem, robotnicy chwycili za broń, rozbijali fabryki i warsztaty. Nie mieli jednak żadnej organizacji, żadnego programu, działali bez planu, nie zdając sobie jasno sprawy ze swych żądań. Dlatego też, już w roku 1813 rząd i fabrykanci za pomocą wojska potrafili całą rewolucję stłumić; 18 przywódców zostało powieszonych.
Lecz ruch ten, chociaż zwyciężony bagnetami, przyniósł dla klasy roboczej wielkie korzyści: było to pierwsze czynne wystąpienie robotników na drogę walki z wyzyskiwaczami, pierwszy silniejszy protest, pierwsza próba. Próba ta nauczyła wiele: wskazała bowiem robotnikom potrzebę zorganizowania sił swoich w osobną partję, potrzebę dobrego zrozumienia swych interesów. Wtedy to właśnie powstała pierwsza angielska partja robotnicza: „Trades Union“ („Związek robotników“).
Partja ta, jako jedno z pierwszych swych żądań postawiła ograniczenie dnia roboczego. Trzeba je było wywalczać.
Robotnicy mieli do czynienia z dwoma silnymi wrogami: z fabrykantami i rządem. Nie zrażali się tem jednak. Za najodpowiedniejsze środki uznali publiczne protesty, manifestacje i strejki. Strejkami zmuszali fabrykantów do ustępstw, za pomocą protestów publicznych obznajmiali ze swemi żądaniami całą ludność kraju, zyskując dla siebie uznanie i sympatję w opinji ogółu, — wskazywali rządowi to, do czego dążą i czego pragną. Partja robotnicza dopomagała w tem ogromnie. Gromadziła ona znaczne fundusze na podtrzymywanie strejków, nadawała całemu ruchowi obmyślany plan działania, pewności i siły. Ponieważ robotnicy walczyli wytrwale, urządzając ciągle strejki i protesty publiczne, ponieważ okazywali, że się nie boją ani wojska, ani fabrykantów i w żądaniach swych nie ustąpią, rząd został zmuszony w 1833-im roku do wydania pierwszego prawa fabrycznego.
Prawo to składało się z 5 następujących ustaw:
1) Dzień roboczy dorosłych nie może trwać dłużej nad 15 godzin (przedtem dochodził i do 18 godzin).
2) Robotnicy w wieku od lat 13—18 nie mogą pracować dłużej nad 12 godzin, mając 1 i pół godziny wolnego czasu na posiłek.
3) Dzieci, nie mające 9 lat, nie mogą pracować w fabrykach.
4) Dzieci 12—13 letnie nie mogą pracować dłużej nad 8 godzin.
5) Robotnicy, mający mniej niż 18 lat, nie mogą pracować w nocy.
Prawo to było pierwszem zwycięstwem robotników: dla fabrykantów stanowiło przeszkodę w wyzysku i groziło zmniejszeniem ich dochodów. W owym czasie fabrykanci angielscy posługiwali się w znacznej części pracą dzieci (dzieci stanowiły najpodatniejszy dla nich materjał do wyzysku), dlatego też takie prawne ograniczenie pracy dzieci było dla nich ogromną klęską.
Postanowili przeto użyć wszelkich środków, żeby to prawo obalić lub przynajmniej zmienić w sposób korzystniejszy dla siebie. W tym celu rozwinęli na ogromną skalę agitację: przepłacali dzienniki i mówców publicznych, żeby za obaleniem prawa przemawiali, zasypywali rząd swemi petycjami (prośbami), wykazując, że prawo takie będzie klęską dla przemysłu narodowego, że jest naruszeniem „świętych praw wolności człowieka“.
Pod tym ciągłym naciskiem ze strony fabrykantów rząd uległ i odroczył na lat 3 wprowadzenie w życie czwartej ustawy prawa, ograniczającej dzień roboczy dzieci do 8 godzin.
Przez te 3 lata niepokój fabrykantów wzrastał ciągle: chcieli oni bądź co bądź ustawę tę obalić i na zawsze pogrzebać.
Lecz i robotnicy nie próżnowali. Zbierając się publicznie w ogromnych masach, domagali się od rządu koniecznego wprowadzenia całkowitego prawa fabrycznego, wraz z czwartą ustawą. Dowodzili jasno i dobitnie, że wyzysk pracy dzieci grozi młodym pokoleniom robotniczym zupełnem wycieńczeniem sił, znędznieniem fizycznem i moralnem. Dla sprawdzenia tego rząd powołał najznakomitszych lekarzy do wypowiedzenia swego sądu o pracy po fabrykach.
Jeden z tych lekarzy, dr. Farre, przemówił w taki sposób:
„Potrzeba nam praw, któreby przeszkodziły przedwczesnemu narzucaniu śmierci w jakiejbądź postaci, a ta, która praktykuje się po fabrykach, winna być uważana za jeden z najokrutniejszych sposobów uśmiercania człowieka“.
Parcie ze strony robotników było tak silne, że rząd, nie zważając na nalegania fabrykantów, musiał ustąpić i prawo z roku 1833, po 3 latach zwłoki, zostało całkowicie i ostatecznie zatwierdzone, a do kontroli nad wprowadzeniem jego zostali ustanowieni inspektorowie fabryczni.
Osiągnąwszy to pierwsze zwycięstwo, robotnicy nie poprzestali na niem: żądali w dalszym ciągu ograniczenia przez prawo pracy kobiet i jeszcze większego ograniczenia pracy dzieci. Ze swojej strony fabrykanci wynajdywali najrozmaitsze sposoby, żeby omijać prawo z 1833 roku i wynagrodzić sobie te straty, jakie im to prawo przyniosło.
Prawo dozwalało na 15-godzinny dzień roboczy, lecz ograniczało pracę dzieci do 8 godzin, a młodzieży do 12 godzin; przeto wiele fabryk, posługujących się przeważnie dziećmi i wyrostkami, nie mogło być w ruchu przez 15 godzin. Żeby ominąć tę niedogodność, fabrykanci wymyślili taki rodzaj pracy na zmiany, że brali do roboty dzieci i młodzież w różnych porach dnia, to na godzinę tylko, to na dwie, to na pół godziny, w taki sposób, żeby jednym wyszło tylko 8 godzin, drugim tylko 12, lecz żeby w gruncie rzeczy praca ich ciągnęła się z przerwami przez całe 15 godzin. Tym sposobem, będąc powoływane w różnych porach dnia, dzieci nie były swobodne przez całe 15 godzin, chociaż tylko 8 godzin pracowały i tak samo młodzież nie była swobodną przez całe 15 godzin, chociaż pracowała tylko 12 godzin.
Takie sprytne oszustwo fabrykantów niszczyło prawie zupełnie skutki prawa, unieważniało jego wartość.
Ruch robotniczy stawał się coraz silniejszy; strejki, manifestacje, zgromadzenia publiczne nie ustawały. Robotnicy domagali się już nietylko ograniczenia pracy kobiet i dzieci, lecz żądali także poszanowania prawa fabrycznego, żądali zniesienia tej wymyślonej przez fabrykantów roboty na zmiany, która w tak dowcipny sposób oszukiwała dzieci i młodzież robotniczą.
Rząd znowu ujrzał się zmuszony do zadośćuczynienia żądaniom robotników i w roku 1844 wydane zostało nowe prawo, będące niejako uzupełnieniem i rozszerzeniem poprzedniego, składające się z trzech następujących ustaw: 1) Kobiety starsze nad lat 18 nie powinny pracować dłużej nad 12 godzin dziennie; praca nocna jest im wzbroniona; 2) dzieci, mające mniej niż lat 13, nie powinny pracować dłużej nad 6 i pół lub 7 godzin; 3) zabronienie roboty na zmiany (takiej, o jakiej była wyżej mowa).
Było to drugie zwycięstwo robotników.
Dwa te prawa, jakie robotnicy sobie wywalczyli, ograniczały tylko pracę dzieci, kobiet i młodzieży. Kobiety i młodzież robotnicza mieli dzień roboczy ograniczony do 12 godzin, dorośli robotnicy, tak samo jak i przedtem, 15-godzinny dzień roboczy.
Zwycięstwo robotników było więc zupełne i miało dla nich olbrzymie znaczenie. Ruch robotniczy był tak silny, że fabrykanci nie śmieli sprzeciwiać się nowym prawom i musieli pogodzić się z 12-godzinnym dniem roboczym. Udało się im tylko nakłonić rząd do przeprowadzenia jednej ustawy, na mocy której już nie 9-letnie lecz 8-letnie dzieci mogły być przyjmowane do fabryk.
W latach 1846 i 1847 robotnicy rozpoczęli wielką agitację w celu zdobycia 10-godzinnego dnia roboczego i znowu odnieśli zwycięstwo: rząd został zmuszony w 1847 roku do wydania prawa, które ograniczało dzień roboczy kobiet i młodzieży już do 11 godzin; wprowadzenie zaś 10-godzinnego dnia roboczego przyrzekł uskutecznić 1 maja 1848 roku.
Teraz fabrykanci wytężyli wszystkie swe siły, by temu przeszkodzić.
Czas wybrali po temu bardzo odpowiedni. Był to bowiem czas kryzysu. Wiele tysięcy robotników zostało wyrzuconych na bruk; tym, co pozostali w fabrykach, obniżono płacę na 10 lub na 25 procent.
Fabrykanci mniej teraz dbali o siłę roboczą, poniewierali nią bez żadnego względu: wiedzieli przytem, że robotnicy skutkiem czekającej ich nędzy i braku roboty byli skłonniejsi do ustępstw. Rozpoczęli więc agitację swoją między robotnikami w tym celu, żeby zmusić ich do odwołania wydanych praw fabrycznych i wyrzeczenia się 10-godzinnego dnia roboczego, grożąc im pozbawieniem zarobku.
Mimo tego jednak udało się fabrykantom zebrać tylko 6 petycyj robotniczych, w których robotnicy odzywali się do rządu, wyrzekając się wprowadzenia 10-godzinnego dnia roboczego i skarżąc się nibyto na ucisk, jakiego doznają z powodu praw fabrycznych. Wskutek tych petycyj rząd zaprowadził urzędowe śledztwo, z którego okazało się, że ci robotnicy, co się tak odzywali, „zmuszeni byli do podpisywania petycyj, że w istocie byli uciskani, bynajmniej jednak nie przez prawo fabryczne“.
Fabrykanci, nie zdoławszy zmusić robotników do przemawiania w ich sensie, zaczęli tem głośniej sami krzyczeć w prasie i parlamencie w imieniu robotników.
I ten jednak manewr nie udał się. Robotnicy oświadczyli inspektorom, że od 10-godzinnego dnia roboczego nie odstąpią, a przedstawiciele ich głośno zaprzeczali kłamstwom fabrykantów.
Jeszcze jednego sposobu użyli fabrykanci: „zmuszali dorosłych robotników do 12 i 15 godzin pracy, a potem rozgłaszali ten fakt jako prawdziwy wyraz najserdeczniejszych pragnień proletarjatu“. I to się jednak nie udało, gdyż robotnicy oświadczyli inspektorowi publicznie, że „woleliby stokrotnie pracować 10 godzin za mniejszą płacę, lecz trudno było wybierać, — tylu z nich nie miało żadnej roboty, że gdyby nie zgodzili się na przedłużenie pracy, natychmiast inni zajęliby ich miejsce, tak, że dla nich kwestja wyrażała się w sposób następujący: albo pracować dłużej, albo osiąść na bruku“.
Wszystkie więc środki zawiodły fabrykantów: robotnicy domagali się nieodwołalnie wprowadzenia 10-godzinnego dnia roboczego.
Pierwszy maja 1848 roku nadszedł i prawa, ograniczające pracę kobiet i młodzieży do 10 godzin, zostały zatwierdzone.
Było to trzecie wielkie zwycięstwo robotników.
Fabrykanci jednak nie dali za wygranę. Pierwszym ich czynem było to, że znaczną część kobiet i młodzieży wydalili zupełnie z fabryk, a dla mężczyzn dorosłych zaprowadzili wszędzie prawie pracę nocną. Następnie wymyślili bardzo dowcipny sposób korzystania z pracy kobiet i młodzieży. Sposób ten nazywał się nowym systemem zmian, a zasadzał się na tem, że w ciągu 15 godzin, stanowiących zawsze jeszcze dzień roboczy dla dorosłych mężczyzn, fabrykanci powoływali młodych robotników i kobiety to na godzinę, to na pół godziny, następnie znów ich oddalali po to, żeby jeszcze raz powołać i oddalić, przerzucając ich w ten sposób w różnych porozrzucanych kawałkach czasu dopóty, aż nie upłynie całe 10 godzin pracy. Tym sposobem młodzi robotnicy i kobiety należeli do fabryki przez całe 15 godzin, nie licząc czasu na przyjście do fabryki i powrót do domu, a godziny odpoczynku zmieniały się dla nich w godziny przymusowej bezczynności.
Oprócz tego fabrykanci urządzali się jeszcze w taki sposób, że te same dzieci w ciągu tej samej doby przerzucali z jednej fabryki do drugiej, każąc im pracować w obu po 7 godzin: na pozór więc utrzymywali prawny dzień roboczy, a w rzeczywistości mieli 14-godzinny dzień roboczy dla dzieci.
Przy pomocy takich środków fabrykanci potrafili w rzeczywistości obalić nowe prawo, 10-godzinny dzień roboczy istniał tylko na papierze, lecz przestał istnieć w życiu.
Lecz takie bezprawia i bezczelne oszustwa nie mogły trwać długo. Ruch robotniczy przybrał niezwykle groźną postać; zgromadzenia i demonstracje robotnicze nie ustawały.
„Czyżby mniemane prawo 10-godzinne — wołali robotnicy — miało być nikczemną farsą, oszustwem parlamentarnem, miałożby nigdy nie istnieć?“
Tak ciągnęło się dwa lata. Wreszcie zaburzenia robotnicze przybrały tak straszne dla rządu i fabrykantów rozmiary, że państwo zmuszone zostało roku 1850 do wydania prawa, które raz na zawsze wzbraniało owego „nowego systemu zmian“, określało dokładnie początek, koniec i przerwy dnia roboczego. Przytem pod naciskiem fabrykantów rząd zrobił i dla nich ustępstwo, ustanawiając dla młodzieży i kobiet dzień roboczy 10 i pół godzin, zamiast poprzednio ustanowionych 10 godzin.
Po 1850 r. fabrykanci musieli już ulec. Silny ruch robotniczy i ciągle wzrastająca jego organizacja — przejmowały ich strachem.
Robotnicy domagali się w dalszym ciągu, żeby prawa wydane obowiązywały we wszystkich zakładach przemysłowych, co wówczas dokonanem jeszcze nie było, gdyż fabryki dywanów, czapek, zapałek, farbiarnie i pralnie nie otrzymały były prawa fabrycznego z 1850 roku.
W latach 1860, 61 i 63 skutkiem agitacji robotniczej rząd zmuszony był rozciągnąć wydane prawo fabryczne na wszystkie zakłady przemysłowe.
O zdobytych prawach fabrycznych tak się odzywali inspektorowie:
„Dzień roboczy 10-godzinny ocalił robotnika od zupełnego zwyrodnienia i zaopiekował się tem wszystkiem, co dotyczy jego stanu fizycznego“.
„Robotnik wie dzisiaj, kiedy kończy się czas przezeń sprzedany i kiedy zaczyna się czas, należący do niego samego. Taka znajomość pozwala mu naprzód rozporządzać swym własnym czasem według swych widoków i zamiarów“. „Czyniąc robotników panami własnego czasu, prawodawstwo fabryczne nadało im moralną energję, która kiedyś poprowadzi ich do zdobycia władzy politycznej“.
Od tego czasu walka klasowa zaostrzyła się jeszcze bardziej.
Robotnicy na zdobytych już prawach nie poprzestali. Wywalczywszy sobie 10-godzinny dzień roboczy dla młodzieży i kobiet, zaczęli w dalszym ciągu domagać się 10-godzinnego dnia roboczego dla wszystkich robotników bez różnicy płci i wieku. Partja robotnicza liczyła już wtedy do 50 tysięcy robotników zorganizowanych, a siły jej wzrastały z rokiem każdym; w ciągu 10 lat liczba robotników stowarzyszonych doszła do 125 tysięcy, kasa partji rozporządzała olbrzymiemi sumami pieniędzy, zebranych ze składek robotniczych.
Z tak potężną siłą musieli się liczyć rząd i fabrykanci.
Walka o powszechny 10-godzinny dzień ciągnęła się mniej więcej lat 15 i zakończyła się zupełnym triumfem klasy robotniczej.
Wprawdzie rząd, bojąc się krępować zupełnie „wolności“ fabrykantów, nie ośmielił się wydać prawa ograniczającego dzień roboczy dorosłych do 10 godzin, lecz fabrykanci wobec ciągłych strejków robotniczych, trwających z nieugiętym uporem, ustępować musieli.
Na podtrzymywanie strejków w przeciągu tego czasu, partja robotnicza wydała 50 miljonów franków (t. j. 25 miljonów rubli). Strejki zwyciężyły, i we wszystkich prawie fabrykach Anglji zapanował powszechny 10-godzinny dzień roboczy.
W ostatniem dziesięcioleciu od 1880 do 1890 roku klasa robotnicza postawiła sobie jako główny cel walki: zdobycie 8-godzinnego dnia roboczego. Walka toczy się zażarcie; niema roku, w którymby nie było kilkudziesięciu wielkich strejków. Gdzieniegdzie fabrykanci już ustąpili, zaprowadzając 8-godzinny dzień dla wszystkich robotników, większość jednak fabryk angielskich cieszy się dotąd jeszcze 10-godzinnym dniem roboczym. Z każdym rokiem ruch robotniczy i walka o 8-godzinny dzień roboczy wzrasta w zastraszający sposób, przybierając coraz to groźniejszą dla fabrykantów postać.
Dwa ostatnie lata 1889 i 1890 były jednym nieprzerwanym szeregiem zaburzeń, strejków i manifestacyj robotniczych, domagających się 8-godzinnego dnia roboczego. Szczególniej energicznie wystąpili robotnicy kopalń węgla, którzy są zorganizowani między sobą w tak zwaną „federację górniczą“. Roku 1890 w mieście Birmingham przedstawiciele 100 tysięcy tych robotników węglowych zażądało od rządu wprowadzenia 8-godzinnego dnia roboczego w kopalniach, zapowiadając, że od żądania tego nie odstąpią.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że i tym razem robotnicy angielscy zwyciężą. Tak, jak zdobyli sobie prawa fabryczne, a potem 10-godzinny dzień roboczy, tak samo teraz wywalczą dla siebie powszechny 8-godzinny dzień roboczy.
∗
∗ ∗ |
Taki sam ruch robotniczy, taka sama walka o 8 godzinny dzień roboczy toczy się dziś we wszystkich krajach i państwach zachodniej Europy, we Francji, Niemczech, Austrji, Belgji i t. d. Największy ruch robotniczy jest w Niemczech, dzięki temu, że tam istnieje najsilniejsza partja robotnicza, tak zwani „socjalni-demokraci“, która w swych szeregach liczy już nie tysiące, lecz miljony zorganizowanych robotników, świadomych zupełnie swych interesów. Szczególniej trzy ostatnie lata zaznaczyły się w Niemczech olbrzymiemi strejkami i manifestacjami robotniczemi.
Roku 1888 w maju strejkowało w Berlinie kilkanaście tysięcy czeladników krawieckich, szewców, kowali, murarzy, lakierników i t. d. Strejk skończył się zwycięstwem robotników; tak np. czeladnicy szewscy, którzy pracowali dotąd 15 godzin dziennie i zarabiali tygodniowo 9 do 13 marek (t. j. 4 i pół do 6 i pół rubla), wywalczyli sobie 10 godzinny dzień roboczy i tygodniową zapłatę 17—18 marek (t. j. 9 rubli). W roku 1889 strejki objęły, całe prawie Niemcy; w Szczecinie strejkowali robotnicy cukrowniani, w Monachjum — garncarze, w Eisenach — szewcy, w Westfalji i na Śląsku robotnicy z kopalń węgla we wszystkich okręgach górniczych. Największe rozmiary przybrał strejk węglowy w Westfalji, w którym brało udział 60 tysięcy robotników, a który ciągnął się przez kilka miesięcy. Robotnicy trzymali się z dzielnym uporem mimo nacierania wojska i ciągłych napadów policji. Wszystkie te strejki skończyły się ustępstwami dla robotników. Tegoż roku ogromny strejk w Berlinie ciągnął się parę miesięcy; brało w nim udział kilkadziesiąt tysięcy różnych czeladników i robotników; partja robotnicza udzielała strejkującym zapomogi w ilości 8—12 marek (4—6 rubli) tygodniowo, na każdego. Siła strejku tak przeraziła przedsiębiorców, że sami pośpieszyli z ofiarowaniem 10 godzinnego dnia roboczego i 55 fenigów (25 kop.) płacy za godzinę roboty. Robotnicy jednak jednomyślnie odrzucili 10 godzinny dzień roboczy, żądając 8 godzinnego.
Zaznaczyliśmy wyżej, że w Niemczech agitacja robotnicza obejmuje liczne masy. Mniejsze zastępy walczą we Francji, ale też tu żądania robotników są bardziej wysokie. Ostatniemi czasy większa część związków robotniczych oświadczyła się za ośmiogodzinnym dniem roboczym, podczas gdy w Niemczech robotnicy w znacznej swej części myślą dopiero o 10 godzinnym dniu roboczym. Różnica ta pochodzi stąd, że ruch socjalistyczny we Francji już wcześnie przyzwyczaił robotniczą ludność do domagania się lepszych warunków pracy i wyższej płacy.
W Ameryce, w Stanach Zjednoczonych, które są poniekąd kolebką żądania ośmiogodzinnego dnia roboczego, toczy się już od lat 50 zawzięta walka robotników z kapitalizmem o dzień roboczy. Dla skutecznego prowadzenia walki robotnicy amerykańscy tworzą pomiędzy sobą związki, tak zwane „ligi robotnicze“, które stawiają sobie za zadanie wywalczenie zwykle tylko jakiejś jednej rzeczy, tak np. istnieją w różnych miejscach specjalne ligi dla wywalczenia 8 godzinnego dnia roboczego. Oprócz tych związków istnieją w Stanach Zjednoczonych jeszcze dwie wielkie partje robotnicze: „Związek rycerzy pracy“ i „Socjalistyczna partja robotnicza Ameryki Północnej“, liczące w swych szeregach miljony robotników, mimo tego, że partje te są po części tajemne a nie oficjalne. Robotnicy bowiem, wobec prześladowania fabrykantów, muszą się kryć ze swojem należeniem do tych partyj, pomimo, że prawo daje im swobodę stowarzyszenia się. Między innymi celami walki, partje te postanowiły sobie jako główny cel walki dzisiejszej: zdobycie 8 godzinnego dnia roboczego. Walka ta, ciągnąca się już od lat 50, uwieńczyła się już niejednem zwycięstwem. Manifestacje robotnicze i strejki wzrastały z każdym rokiem. W przeciągu tylko 5 lat od 1881 do 1885 roku było w Stanach Zjednoczonych 3.900 strejków, w których brało udział 1,325,000 robotników.
Agitacja o krótki dzień roboczy datuje się w Ameryce od 1825 roku, to jest od chwili, gdy wzrost przemysłu przyśpiesza tam tworzenie się fachowych związków robotniczych. W 1830 roku wybuchają tam liczne strejki w celu otrzymania 10 godzinnego dnia roboczego: hasło walki dali robotnicy budowlani: w 1840 roku prezydent van Buren wydaje dekret, który w warsztatach rządowych zaprowadza 10 godzin pracy przy dawnej płacy roboczej. W fabrykach prywatnych zwycięstwo robotników zależy od ich energji i siły organizacyjnej.
Kryzys przemysłowy, który towarzyszył wojnie o zniesienie niewolnictwa, spowodował rozluźnienie się związków robotniczych, wskutek czego fabrykanci i rząd usiłują przedłużyć dzień roboczy. Silna agitacja ze strony związków robotniczych zjawia się wtedy jako najlepsza i najskuteczniejsza odpowiedź. Dzięki tej agitacji nietylko dawna zdobycz 10 godzinnego dnia roboczego zostaje utrzymana, ale nadto „Narodowy Związek Pracy“ stawia już żądanie 8 godzinnego dnia roboczego.
Jednym z dzielniejszych agitatorów zjawia się Sylvis. „Coraz to nowe szkoły powstają — mówi on — coraz to bogatsze bibljoteki zjawiają się i stoją dla nas otworem, by wzbogacać nasz umysł i rozszerzyć naszą wiedzę. Ale niestety nie mamy czasu, by skorzystać ze wszystkich tych zdobyczy cywilizacji. Żądamy więcej czasu swobodnego, żądamy czasu dla odpoczynku, dla myślenia i zastanawiania się; żądamy trochę czasu, by przenieść takowy z koszar fabrycznych do domowego ogniska, by się nacieszyć uśmiechem i pieszczotami naszej dziatwy, by rozkoszować się spokojem naszych żon, by móc przyjacielsko pogadać z sąsiadami, by poważnie zastanowić się nad naszem życiem, nad naszemi potrzebami, — by przejrzeć gazetę i w zapomnieniu o ucisku i despotyzmie fabrykanta myśleć o lepszej doli, która nas czeka w przyszłości.“
Dzięki tej agitacji już w 1868 roku zjawia się prawo, które nadaje rzemieślnikom warsztatów państwowych ośmio-godzinny dzień roboczy. Prawo to wszakże niedługo było przestrzegane. Fabrykanci poczęli nalegać na rząd, by wykonanie tego prawa zaniechał. Z początku użyto wybiegu: mianowicie zaczęto zmniejszać płacę roboczą. Odpowiedzią ze strony robotników były strejki, żądające takiego samego wykonania prawa z 1868 roku, jak dawniej prawa z 1840 r.
Spór ten, który trwał lat kilkanaście, z początku zdawał się być rozstrzygnięty na korzyść fabrykantów. W samej rzeczy silny kryzys przemysłowy, który wybuchnął w siódmym lat dziesiątku, rozbił organizacje robotnicze i tem samem nadał fabrykantom większą siłę. Ale na początku ósmego lat dziesiątka wytrwałość organizacyj robotniczych bierze górę i powoli nietylko rzemieślnicy, ale i robotnicy fabryczni otrzymują 8-godzinny dzień roboczy.
Dziś kwestja ośmiogodzinnego dnia roboczego jest kwestją dnia. Czytelnicy nasi pamiętają zapewne sławny proces w Chicago, którego wynikiem było powieszenie pięciu agitatorów anarchistycznych. Ale i ten gwałt ze strony rządu nie zmniejszył bynajmniej agitacji; przeciwnie, święto pierwszego maja, którego inicjatywa wyszła z Ameryki, było odpowiedzią na szubienice.
Dziś w Ameryce północnej w wielu Stanach zaprowadzono już ośmiogodzinny dzień roboczy, a wkrótce „ośm godzin“ odpoczynku stanie się tam zdobyczą całej klasy robotniczej, która wtedy pójdzie o jeden krok dalej i ograniczy jeszcze więcej bezczelny wyzysk kapitalistyczny.
∗
∗ ∗ |
Tak więc dziś na świecie całym toczy się walka między robotnikami a kapitalistami o 8-godzinny dzień roboczy.
Cały szereg poprzednich zwycięstw, które odniosła klasa robotnicza, siła i potęga jej partji, bohaterska zaciętość, z jaką robotnicy dobijają się swych praw, wszystko to wykazuje jasno, że dzisiejsza walka o 8-godzinny dzień roboczy zakończy się zupełnym triumfem.
„8 godzin spać, 8 godzin pracować i 8 godzin robić co nam się podoba“ stał się dziś powszechnem, międzynarodowem hasłem robotników.
Ruch robotniczy stał się tak potężnym, rozwija się ciągle z taką siłą, że już mu nic oprzeć się dłużej nie zdoła i prędzej czy później rozbije on zupełnie starą potęgę kapitalistów i ich rządy na świecie.
Na wywalczeniu sobie 8-godzinnego dnia roboczego robotnicy nie poprzestaną, nabiorą tylko więcej sił do prowadzenia dalszej walki, do zdobycia innych praw.
Walka robotników z fabrykantami zakończyć się musi zupełnem wyzwoleniem się klasy robotniczej z pod jarzma wyzysku; walka ta zakończy się wtedy dopiero, gdy robotnicy zdobędą sobie władzę polityczną i gdy fabryki, kopalnie, warsztaty i wszystkie kapitały przejdą na własność wspólną wszystkich robotników, gdy oni sami ujmą w ręce ster rządów.
Wtedy walka ustanie, bo już nie będzie wyzyskujących i wyzyskiwanych, panów i sług, nędzy i tyraństwa; walka ustanie, a na ziemi zapanuje prawdziwa równość, swoboda i braterstwo.
Lecz zanim to nastąpi, toczy się na całym świecie walka klasy robotniczej z fabrykantami, a w tej walce robotnicy nie upadną nigdy, mimo gróźb i prześladowań rządu, nie ustąpią nic ze swych praw do wolności i do tych bogactw, które sami wytworzyli.
Dwa są powody, dla których robotnicy powinni dbać przedewszystkiem o wywalczenie sobie krótkiego dnia roboczego.
Naprzód ten, że długi dzień roboczy utrudnia robotnikom walkę z fabrykantami o jakie bądź inne cele.
Dzieje się to w taki sposób, że — jak wiemy — długi dzień roboczy pozwala fabrykantom na używanie mniejszej liczby robotników, a przez to bardzo wielu z nich uniemożliwia wprost znalezienie sobie zarobku. W kraju, w którym po fabrykach i warsztatach utrzymuje się długi dzień roboczy, znajduje się zawsze ogromna masa ludzi, będących bez roboty. Cierpią oni głód i nędzę straszną, chwytają się najlichszego zarobku, byle tylko mieć jakikolwiek sposób do życia. Cała ta masa robotników bez zajęcia, składająca się częstokroć z setek tysięcy, stanowi ogromną wygodę dla fabrykantów. Jest to niejako ich armja rezerwowa. Jeżeli naprzykład w jakiej fabryce wybuchnie strejk, przy którym robotnicy domagają się jakiegoś ustępstwa, to dla fabrykanta nie jest on już tak straszny, jeżeli znajduje się w kraju masa robotników bez zajęcia, których on może w każdej chwili powołać do roboty na miejsce strejkujących. Wtedy strejk upada i fabrykant triumfuje nad robotnikami.
Dlatego to właśnie długi dzień roboczy pozostawiając masę robotników bez pracy, utrudnia pracującym walkę z fabrykantami.
Gdyby naprzykład w naszym kraju dzień roboczy w fabrykach zmniejszony był o trzecią część, t. j. gdyby z dwunasto-godzinnego stał się ośmiogodzinnym, to fabrykanci, nie chcąc zmniejszać swej produkcji, musieliby wynajmować do roboty już nie 200 tysięcy robotników, jak teraz, a conajmniej 270 tysięcy, czyli że 70 tysięcy robotników, zostających teraz bez pracy i ginących z nędzy, znalazłoby zarobek i środki do życia. Wtenczas i dobijanie się o zarobek byłoby o wiele mniejsze. A gdyby robotnicy, żądając podwyższenia płacy lub jakiego innego ustępstwa, urządzili strejk i trzymali się czas jakiś z uporem, toby wygrali na pewno. Fabrykant, nie mogąc tak łatwo znaleźć innych na miejsce strejkujących, musiałby ustąpić.
Dlatego to właśnie zdobycie sobie krótkiego dnia roboczego jest dla robotników tak ważną sprawą.
Zdobywszy sobie 8-godzinny dzień roboczy, robotnicy mają odrazu ogromne ułatwienie w zdobywaniu innych rzeczy, jak naprzykład: wyższej płacy roboczej, zniesienia pracy dzieci, ograniczenia pracy kobiet, zniesienia nocnej pracy, uregulowania zapłaty za godziny dodatkowej roboty i t. d. Mogą już pewniej i śmielej stawiać opór wszelkiemu wyzyskowi. Ośmiogodzinny dzień roboczy, zmniejszając liczbę robotników bez zajęcia, przez to samo już otwiera dla całej klasy robotniczej drogę do dalszych zwycięstw.
Jest jeszcze i inny powód, dla którego robotnicy powinni przedewszystkiem dbać o zdobycie sobie krótkiego dnia roboczego.
Ośmiogodzinny dzień roboczy daje robotnikowi zdrowie i siły, daje czas swobodny do kształcenia się umysłowego, do porządnego zajmowania się swojemi sprawami.
Nie powinniśmy bowiem nigdy zapominać o tem, że sprawa robotnicza nie kończy się ani ze zdobyciem krótszego dnia roboczego, ani wyższej płacy roboczej; jej celem ostatecznym jest zupełne wyzwolenie się klasy roboczej z pod jarzma wyzysku.
Dopóki fabryki, ziemia i wszelkie bogactwa nie staną się własnością wszystkich robotników, dopóki władza nie przejdzie w ich ręce, dopóty i wyzysk klasy robotniczej istnieć nie przestanie — dopóty i walka robotników z fabrykantami skończyć się nie może.
Ośmiogodzinny dzień roboczy, przysparzając robotnikom czasu swobodnego, sił i inteligencji, czyni ich zdolniejszymi do tej walki, czyni z nich siłę straszną dla kapitalistów, prowadzi ich przyspieszonym krokiem do zupełnego zwycięstwa.
Inteligentny robotnik, świadomy swych interesów, stanie się potęgą, o którą rozbije się dzisiejszy gmach społeczny, wzniesiony na wyzysku i podłościach.
Na zakończenie powiedzmy kilka słów o sposobie walki.
Jak trzeba walczyć z fabrykantami, żeby odnieść nad nimi zwycięstwo?..
Przedewszystkiem potrzeba do tego organizacji.
Organizacja daje robotnikom taką niespożytą siłę, przed którą nietylko fabrykant, ale i rząd nawet musi ustąpić. Dzieje walki robotniczej w Niemczech, Anglji i Ameryce wykazały nam to jasno.
Robotnicy zorganizowani w partję, w związki robotnicze, stają się niejako jedną głową i jednem sercem, olbrzymem niepokonanym i zdolnym do wszystkiego.
Strejki stanowią dziś najsilniejszą broń w ręku robotnika.
Rzuciwszy pracę, robotnicy zadają fabrykantowi straszną, niepowetowaną klęskę, zrządzają mu ogromne straty majątkowe, psują interesy z kupcami i wspólnikami wszelkiego rodzaju.
Im dłużej strejk trwa, tem większe straty ponosi fabrykant, a przez to musi w końcu ustąpić w obawie bankructwa.
Często bywa, że nietylko traci ten fabrykant, w którego fabryce strejk wybuchł, ale także i inni fabrykanci.
Kiedy w latach 1889 i 1890 w Niemczech był wielki strejk górników, to z powodu ogromnego braku i zdrożenia węgla cały niemiecki przemysł fabryczny zaczął upadać, a wielu kapitalistom groziła zupełna ruina majątkowa. Rząd niemiecki, przerażony tym stanem rzeczy, sam nakłonił właścicieli kopalń do ustąpienia robotnikom.
Taka to potęga tkwi w pracy robotnika, że gdy on tej pracy odmówi, to cały, pyszny gmach społeczny ze swojemi bogactwami i nieugiętym rządem zaczyna się chwiać w swych podstawach.
∗
∗ ∗ |
Do tego, żeby się strejk udał, potrzeba jest przedewszystkiem solidarności robotników, ich łączności, ich braterstwa pomiędzy sobą tak, żeby żaden nie śmiał pracować wtedy, gdy towarzysze rzucają robotę, ani przyjmować od fabrykanta warunków, kiedy inni ich nie przyjmują.
Potrzeba dalej, żeby robotnicy byli zorganizowani, żeby mieli swą wspólną kasę, swój zbiorowy fundusz, któryby ich żywił wczasie strejku i pozwolił wytrwać w zmowie tak długo, aż fabrykant zupełnie nie ustąpi.
Strejk najlepiej jest urządzać wtedy, gdy fabrykant ma dużo zamówień, szczególniej zaś spiesznych, terminowych. Jest to najdogodniejsza chwila, żeby zbiorowem porzuceniem zajęć zażądać od fabrykanta skrócenia dnia roboczego i podwyższenia zarobku.
Nic jednak tyle nie znaczy w walce z fabrykantami, co organizacja i łączność robotników, ich wytrwałość i odwaga.
Na jednem olbrzymiem zebraniu robotników angielskich 1872 roku tak mówił robotnik Arch:
„Czyż zawsze mamy jęczeć w niewoli?... Czyż mamy spokojnie spoglądać, jak nasze żony umierają z braku dobrego pożywienia, nasze dzieci wzrastają w ciemnocie?...
„Czyż nie powinniśmy uczynić próby w celu wyzwolenia się z tego tak niegodnego położenia?...
„Ocalenie nasze spoczywa w sojuszu zwartym. Idźmy solidarnie, ramię przy ramieniu z ufnością w zwycięstwo. Dowiedziawszy się, co będzie ze skutkiem, brońcie tego za wszelką cenę. Zamiast spuszczania wzroku na koniec butów, patrzcie — jako uczciwi ludzie — swym pracodawcom prosto w oczy. Nie dopuście, żeby złamano wasze szeregi za pomocą kuglarstw słowa, gróźb lub przekupstwa.
„Trzymajcie się razem, a zdobędziecie wolność!“...
- ↑ (Przyp. Wyd.). Przedruk broszury z r. 1891, wydanej pod pseudonimem Warszawiaka. Bibljoteka Robotnika polskiego. Nowa serja. Tomik pierwszy. Genewa.