Dzień w Naturze
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dzień w Naturze |
Pochodzenie | Poezye Studenta Tom I |
Wydawca | F. A. Brockhaus |
Data wyd. | 1863 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I |
Indeks stron |
Był brzask ranny — i góry pod mgłami stalone
Zdawały się usypiać — a strumień skalisty
Z szumem pędził z gór dzikich o brzegi zielone,
Rozbijając fal kryształ, modry, przeźroczysty. —
Wtem z za chmur trysnąć promień, i po niebie goniąc.
Odbił się o skał szczyty — i zagrał w strumieniu,
A skowronek psalmista nad górami dzwoniąc,
Już słońce budził piosnką, ginąc w chmur sklepieniu! —
I zwolna odsłoniło swe lica jaskrawe
Wstając ze snów ponocnych, nad lasy i góry —
Jak młody mocarz, co ma objąć świata wodze,
Toczy młode spojrzenie po swych krain drodze —
Porzucając im spojrzenie zwiastujące sławę,
Dumne czoło podnosi, dumy niesion pióry —
I ptasząt chór skrzydlaty zaszczebiotał mile,
I gaj wionął ku słońcu zielonem ramieniem,
A słońce rozpędzając chmur trzody promieniem,
Pędziło je przed sobą, ulatując w sile. —
Już nad góry niebieskie oparło twarz młodą,
I ztamtąd tocząc wzrokiem po państw swych dziedzinach,
Oświecało otchłanie, ozłacało wodę,
Grając światłem w najgłębszych fal czystych głębinach.
A orzeł w ciszy, z wichrami się gonił
I w słońce patrząc, skrzydłem słońcu się pokłonił. —
Kwiaty słały hymn woni, drzewa śpiew radości —
Ziemia milionem istot gdy świeciła cudnie,
Grała hymn stron swych, głosem witając południe.
Kruk tylko wisząc kędyś w chmurach wysokości,
Zakrakał: Próżność próżności! —
I słońce się zmarszczyło — na ten głos zuchwały —
Czoło zasnuło chmurą, i wichry rozkuło,
A szalone się wichry w okół rozleciały
I chmury swe warkocze rozplatały śmiało,
A strumienie ku ziemi głośno się rozlały
I piorun w łono ziemi ugodził śród burzy —
A słońce chwilą rade osłoniło lica,
I kiedy ziemia, niebo w pokorze się trwoży
Drgała błyskawica! —
Lecz już ciszej — i chmury jak trzody z swej paszy
Gonią się na noc cichą, z błoni niebios grzmiącej,
Już ziemia odetchnęła, grzmot już w dali straszy
I niknie coraz dalej za górami drżący! —
Echa śmieją się w górach z grzmotów uciszonych,
A w dolinie strumienie huczą z łóż spienionych.
Słońce wyjrzało dumnie, jak zwycięzca w góry,
Na zwyciężonych patrzy, w chwili przebaczenia,
I znowu ptasząt głośne gaworzyły chóry,
Znów lasy i łąk kwiecie hymnem uwielbienia,
Nawet człowiek wyciągnął ręce i dziękuje
Za światłość i za ciepło, które w sobie czuje! —
Orzeł wzleciał i słońce pozdrowił skrzydłami,
Utonął gdzieś z radości dzikiemi krzykami,
Kruk tylko gdzieś w obłoku ginąc wysokości,
Zakrakał: Próżność próżności!
Piękny dzionek już mija, i słońce ze szczytu
Lejąc zdrój światła jasny, zniża się powoli,
I choć promieniejące — zstępuje z błękitu,
I słabiej pali z góry na znak słabszej doli.
Na czołach gór się łamią promienie skrwawione,
Chmurki tłoczą się wkoło krwawo ozłocone,
A słońce co wzlatało — teraz coraz niżej
Stąpa w głąb tajnych krain, ziemi coraz bliżej —
Gwarliwe szepty ptasząt milczą coraz w gaju,
A las w ciszy wieczornej, milczy — orzeł dziki
Wraca spać w swoje skały — i wedle zwyczaju
Na stawach głosy żabek, tam polne koniki —
Bąk ozwie się gdzieś w trzcinach — i czajka zakwili,
W namiętny kielich róży sną główki motyli —
Człowiek niedługo zaśnie, za dnia spracowany;
Dzwon wieczorny się rozmdlał nad gaje i łany.
Słońce ostatki światła już wysnuwa z łona,
Płacząc, wylewa rosę — i lśniąc krwawo kona,
Jako lampa kapłanki w ciemności niesiona —
Już stacza się ku górom — opada mu głowa
I z wstydem twarz czerwoną w chmur zasłony chowa.
Nów blady się wychyla — gwiazdy drżą już blade,
Ono co urągało wczorajszemu słońcu
Dzisiaj niknie dla jutra — i ku chwały końcu
Noc pod swój płaszcz zagarnia blaski jego rade —
Skryje się — i pół twarzy — już znika za górą;
Tęsknie jeszcze wygląda — i niżej — za chmurą
Zgasło — tocząc po państwach ostatnie spojrzenie
I w dół cienia zapadło — jako w pierś westchnienie!
Zgasło! — lecz w jakiej ciszy? Ptaki co śpiewały,
Teraz milczą i drzymią — umilkła pieśń chwały;
Kruk tylko wisząc z chmur rozpięty wysokości,
Zakrakał: Próżność próżności! —