Dziecię Starego Miasta/Część druga/XVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziecię Starego Miasta
Podtytuł Obrazek narysowany z natury
Część druga
Wydawca Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1925
Druk Zakłady graficzne Bibljoteki Polskiej w Bydgoszczy
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XVI.

Nad ciałem nieszczęśliwego klęczała Anna i płakała, ale łzy jej osychały na źrenicach. — Nie widziała nic, trzymała rękę, z której ciepło uciekało, stygnącą, martwą, trupią, bezwładną. Drzwi od ulicy były nieco przymknięte, fale ludu płynęły, mimo nich uchodząc, żołnierze ścigali je i cisnęli. Cień przechodzących stanął i zakrył jej resztę blasku mrocznego... Wzdrygnęła się, przerażona, na myśl, że jej i martwe te zwłoki odebrać jeszcze mogą. Dokoła krzyczano, że rannych i zabitych do Wisły wloką Moskale. Anna żywo przymknęła sama drzwi, zaryglowała je i pozostała w ciemnościach z trupem kochanka.
Trzeba było choć trupa ocalić, aby się nad nim jeszcze nie pastwili, choć wiedzieć, gdzie go ziemia przytuli, aby pójść tam z modlitwą i łzami.
Ale i tego nie dopuścił Bóg, który chciał, aby ofiara spełniła się cała i wielka. Zastukano do drzwi, poczęto w nie bić kolbami, ktoś wskazał po smudze krwi, która wiodła do progu, że tam rannego lub zabitego wleczono; żołnierze poczęli wyłamywać wrota... Anna opasała go białemi rękami i omdlała.
Gdy odzyskała przytomność, gdy się obejrzała dokoła, ujrzała się na łóżku, a u wezgłowia siedział przelękły ojciec i łzy ocierał. Cała jej suknia zbroczona była krwią, ręce nią zlane; żołnierze, odrywając ją od trupa, rozerwali długie jej warkocze, potłukli nieszczęśliwą. Pół martwa, zbita, obudziła się i jęknęła, gdy powracająca pamięć przywiodła jej straszny zgon ukochanego brata.
Nie było go. Trupa nawet z innemi do nieznanego powlekli grobu... Gdzie? Bóg jeden wiedział tylko.
W ulicach brzęk broni, szyderskie śmiechy i urągania, łajanie i odgróżki słychać było; miasto całe zalewały wojska i działa.
Gdzieś z falami Wisły, z kamieniem u szyi, płynęło ciało męczennika i spoczęło na dnie, na żółtym piasku rodzinnej rzeki.
Nie powiem wam nic o matce.
Nie było jej w domu ani tego dnia, ani następnych; mówiono później, że, nie wracając doń, siadła pod kościołem, przytuliła się do Boga, aby w Nim znaleźć pociechę.
Ale i tu płakać, modlić się było występkiem.
Nie powiem, co się stało z innymi. Dzieje to świeże i niezastygłe; ich koniec w rękach Bożych.
Tak zginęło poczciwe dziecię Starego Miasta.

KONIEC



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.