Dziecięca kolonja lecznicza „Górka“
Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Dziecięca kolonja lecznicza „Górka“ |
Pochodzenie | Przegląd Kobiecy 1929, nr 9 |
Wydawca | „Przegląd Kobiecy” |
Data wyd. | 1929 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
Idea założenia kolonji dziecięcej wyszła z Zagłębia Dąbrowieckiego, nauczonego smutnem doświadczeniem, jakie dało leczenie dzieci gruźlicznych, skrofulicznych czy zreumatyzowanych w ambulatorjach fabrycznych i szpitalach, skąd dzieci wracały z powrotem wprost do zadymionych, wilgotnych, nędznych izb górnika‑wyrobnika. Choroba wracała znowu, gnębiła, niszczyła małe organizmy, stwarzając zastępy cherlaków, kalek, nieszczęsnych niedołęgów, ciężar społeczeństwa i rodzin. Ten beznadziejny stan zdrowotny wywołał myśl — marzenie, aby dzieciom tym dać trochę słońca, odżywiania dobrego, powietrza wiejskiego, a zwłaszcza leczenia kąpielami leczniczemi.
Mija już dziesięć lat od chwili, kiedy zaczęły płynąć sieroce i wdowie grosze dzieci Zagłębia, ludzi dobrej woli, ludzi serca. Za grosze te zakupiono pusty ugór, tuż przy Zakładzie Zdrojowym w Busku, za grosze te zaczęto, początkowo ręcznie, produkować cegłę na budowę dziecięcego pałacu — sanatorjum. Dziesięć lat — jakże to niesłychanie krótki okres czasu, aby na pustym poprzednio ugorze, stanął rzeczywisty pałac-sanatorjum dziecięce, a tuż przy nim rozsiadły się letnie pawilony, budynki administracyjne, własna elektrownia, folwark i wreszcie — cegielnia mechaniczna, do produkcji przeszło 3,000.000 szt. cegieł. A wokół tego — ogrody warzywne i owocowe, młodziutki jeszcze park, zalesiona przestrzeń brzozami, sosnami, świerkiem i olszyną. Wprost wierzyć się nie chce, żeby to wszystko powstać mogło w tak krótkim okresie czasu, przy niesłychanych trudnościach finansowych, że z groszy pierwszych ofiar i składek powstać mogło uzdrowisko, którego wartość przekracza dziś 3 miljony złotych. Podziwiać jedynie trzeba niesłychaną energję, niezwykłą pracę i wielki trud tych, którzy „Górkę“ ową zainicjowali i tworzyli, tych wszystkich, którzy dla wymarzonej idei nie szczędzili sił, trudu i pracy.
Praca ta nie poszła na marne. Rok rocznie leczy się w tym „królestwie dziecięcem“ jak niektórzy „Górkę“ zowią, kilkaset dzieci. Od 60 dzieci począwszy — w 1920 roku, liczba ta doszła do 1279 w r. 1928. W jakich zaś leczą się warunkach, jak owe chore dzieciaki czują się — trzeba tam iść i naocznie przekonać się.
Na wielkich słonecznych salach, na werandach i podestach wokół sanatorjum, słychać gwar, śmiech. Radością płoną twarze tych, których dawno już choroba mogła do cna zniszczyć w suterynach i norach miejskich. Nie widać na nich smutku i bólu. Wszystko opromienione słońcem, nietylko tym, co ogrzewa nas i świeci, lecz tym które przenika serca ludzkie, serca przeniknięte miłością i dobrocią.
„Wszystko dla dziecka“ oto dewiza „Górki“, dewiza wprowadzana w czyn i widoczna na każdym kroku.
Tą głęboką miłością do dziecka polskiego, do dziecka bez różnicy płci, wiary i środowiska społecznego — przeniknięte jest tu wszystko: praca, która już dokonaną została, i ta która w trudzie wielkim i znoju dokonywa się, i te wszystkie projekty i myśli, jakie są dopiero w zaczątkach urzeczywistniania. A dziedzin tej pracy jest wiele, „Górka“ dąży bowiem do jaknajszerszego ujęcia zagadnienia opieki nad chorem dzieckiem. Dziecko ma tu więc opiekę lekarską i wychowawczą, oraz to niezwykłe ciepło ogniska rodzinnego, jakie rzadko tylko jest udziałem dziecka ze ster najuboższych. Wkrótce otwarta będzie w „Górce“ szkoła dla dzieci przewlekle chorych. Szuka się tu nowych dróg, nowych metod, opiera się o cudze doświadczenia i zdobycze, szuka się również dróg własnych.
Sprawa leczenia dziecka przewlekle chorego jest kwestją zupełnie prawie nową w Polsce.
Zmarły Rektor J. Brudziński zorganizował znakomicie racjonalne szpitalnictwo dziecięce dla dzieci z chorobami ostremi. Dziś nadszedł moment rozszerzenia Jego idej: lecznictwo dziecięce, okres sanatoryjnego leczenia dzieci w Polsce.
Powstaje w Polsce wyraźnie pewien systemat omawianego lecznictwa: jeszcze rzadkie w kraju prewentorja i kolonje letnie wypoczynkowe, z 4‑ro tygodniowym okresem przebywania, to pierwszy rodzaj; drugi rodzaj — to sezonowe kolonje lecznicze z czasokresem najczęściej dłuższym niż 6 tygodni, bo dochodzącym często do 3‑ch miesięcy i więcej. Wreszcie uzdrowiska stałe z całorocznym w nich pobytem dzieci chorych — to trzeci rodzaj przewlekłego leczenia, najbardziej racjonalny, ale i najbardziej kosztowny.
„Górka“ świadomie, od samego początku, dąży po tej linji, rozporządzając już dziś kolonjami letniemi wypoczynkowemi w Busku (dla 1.000 dzieci) i w Hallerowie nad morzem dla 120 dzieci. W bież. sezonie wydzierżawiono również zalesione wzgórze w Tarnoskale (połowa drogi Kielce—Busko), gdzie 100 dzieci wypoczywało w idealnych warunkach zdrowotnych i w razie potrzeby przywożone były do „Górki“ dla kuracji kąpielowej czy innej.
Dzięki wybudowaniu b. ładnego pawilonu letniego na 524 łóżeczek, pomysłu arch. J. Witkiewicza, sezonowa dotąd akcja lecznicza na „Górce“ posunęła się naprzód. W ostatnim sezonie rozpoczęło się prewentoryjne leczenie dzieci słabowitych, zagrożonych, a od roku niespełna we wspomnianym pawilonie głównym uzdrowiska jest 200 miejsc dla całorocznego leczenia dzieci dotkniętych najcięższemi nawet schorzeniami wieku dziecięcego (gruźlica pozapłucna, reumatyzmy, krzywica i inne skazy ustrojowe, przymiot i t. d.). Uzdrowisko jest zaopatrzone w nowoczesne urządzenia lekarskie, pracownie kliniczne, gabinet roentgenologiczny, lampy kwarcowe i t. d.
Kształcenie dzieci leczących się w stałym uzdrowisku, wymagających leczenia czasami przez szereg lat, jest jedną z wielkich trosk kierownictwa „Górki“. Sprawa ta znajduje się w stadjum pierwszych prób. W zamierzeniach tych leży oparcie jej na nowoczesnych metodach nauczania (Montessori, Decroly, Dalton), przy przystosowaniu się do naszych warunków.
„Górka“ pierwsze prace już rozpoczęła, otrzymała też od Ministerstwa Oświaty tymczasem 1 etat nauczycielski, co jest dowodem zrozumienia ważności sprawy uczenia przewlekle chorego dziecka, które musi uczyć się jednocześnie z kuracją, aby później, gdy wejdzie w życie, nie stało się istotą wykolejoną.
Jednocześnie z tem czynione są pierwsze przygotowania dla prowadzenia szkoły rzemiosł i warsztatów pracy dla tych, którzy wskutek kalectwa mają ograniczoną zdolność do pracy i zarobkowania.
Nie koniec na tem: założono „Towarzystwo Przyjaciół Górki“, mające na celu opiekę nad dzieckiem, które już było w słońcu górkowskiem. Tworzy się już (tymczasem w Warszawie) świetlice, gdzie przychodzą dzieci, które tylko zostały wypisane z „Górki“. W świetlicach tych roztaczają nad dziećmi opiekę lekarską i wychowawczą i otacza się je sercem pełnem miłości i dobroci. Jak cenną jest stała łączność dziecka wypisanego z obserwacją lekarską uzdrowiska, dodawać nie trzeba.
Taką jest dziś „Górka“, ów do niedawna nędzny ugór, dziś dziecięce królestwo, górujące nad okolicą Buska‑Zdroju, takie są jej idee, dążenia i cele. „Górka“ powstała, istnieje, rozwija się i rozwijać się będzie nadal, chociaż często krytykowane są jej poczynania. Niektórzy chcieliby zrobić z „Górki“ surowe, ponure sanatorjum‑szpital, inni krytykują prowadzenie przez „Górkę“ własnych przedsiębiorstw jak: ogrody, folwark, cegielnia. Nie rozumieją ci ludzie wąskiej myśli i ciasnego horyzontu, że dążeniem „Górki“ jest samowystarczalność, cel na który może jeszcze trzeba czekać, lecz do którego dojdzie się, tak jak doszła „Górka“ do stworzenia całego systematu przyrodoleczniczego i sanatoryjnego leczenia dziecka. Samowystarczalność i dochody, jakie „Górka“ czerpać będzie w przyszłości ze swoich przemysłowych działów, niezbędne są, aby w zamierzeniach swych mogła iść dalej, rozwijając swą przepiękną ideę w jej założeniu zawartą — ideę całokształtu opieki nad chorem dzieckiem. I rozwinie się bez uciekania się do pomocy tych, którzy niezawsze zdolni będą ją zrozumieć.
Gdzie leży słuszność i prawda — pokazało już częściowo życie i życie pokaże w przyszłości. Czy cel i zamierzenia słuszne są i potrzebne — odpowie na to nie ta czy inna grupka ludzi, lecz społeczeństwo całe, to społeczeństwo, które szło „Górce“ z pomocą wtedy, gdy „Górka“ tylko w marzeniu Założyciela istniała, które wyciągało bratnią, pomocną dłoń — gdy jeszcze na pustym ugorze, rozciągającym się smutną płaszczyzną ponad Zakładem Zdrojowym — trawa rość nie chciała.