Dziennik Serafiny/Dnia 1. Maja

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 1. Maja
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Dnia 1. Maja.

Znowu był pan Opaliński. Wszyscy go tu znajdują lepiej niż się spodziewali, lecz niezmiernie go trudno wciągnąć, rozruszać, zbliżyć, trzyma się ciągle zdala... Jednakże parę razy schwyciłam spojrzenie jego na mnie skierowane, i strzeliłam mu tym melancholicznym nabojem, który ciągle miałam w pogotowiu. Spuścił oczy.
Osobliwsza rzecz... doprawdy, zdaje mi się, że więcej on na mnie czyni wrażenia, niż ja na nim! Niepokoi mnie jak pudełko zamknięte... Co tam w niem jest? Mięszać mi się do rozmowy z nim nie wypada, w salonie zawsze ktoś jest... słowa jeszcze nie przemówił do mnie. Parę razy się złożyło, albo raczej starałam się, aby się składało tak... żeby zmuszonym był zbliżyć się do mnie... ale się usunął, z widoczną obawą. To rozumiem!! Nadto nas wielka przestrzeń dzieli... a przecie nudny... egoista! żeby mi nie dać się z sobą zabawić... tak jak dzieci się z chrząszczem bawią...
Porównanie to do Pilskiej należy.. Stara i żółta Pilska, ogromnie tym hrabią zajęta... Podgląda przez szpary, aby mu się przypatrzyć, niepokoi ją, ciągle o nim prawi... Bo to u nas tak mało ludzi, że lada co musi być pożądanem...
— Niech no panienka będzie ostrożna, rzekła do mnie, i tego chłopaka ubogiego nie bałamuci... aby go nieszczęśliwym nie uczyniła... Ładny doprawdy chłopiec... nikogo nie ma w okolicy... nuż Serafince oczka zaświerzbią, zacznie strzelać i trafi... Śmiałyśmy się... Ja już długo żyję na świecie — dodała — i mam dużo doświadczenia — wiem to, że młode oczka próżnować nie lubią...
Wyparłam się przed nią — ale nie mogę zaprzeczyć, że mnie... niecierpliwi tą oziębłością swoją... Gdybym mogła!! Ale Mama widzę, jak mnie ściga oczyma... jak gdyby i jej coś na myśl przyjść mogło. To po cóż wprowadzili go do domu. Przed Mamą wygaduję na niego... inaczej mi nie wypada... I w istocie nie cierpię go... nienawidzę... niepodoba mi się... Nakrochmalony, zimny. Wczoraj — nie wiem już kiedy — chustkę upuściłam naumyślnie... myślałam, że ją podniesie... Nie zobaczył, czy widzieć nie chciał... Mama i Ciocia także mu zarzucają tę zdziczałą jakąś naturę...
Ciocia cały Maj spędza u nas i Sulimów staje się codzień weselszym...
Nie chcę posądzać kochanej Ciotki — ale to rzecz jakaś osobliwsza, że ile razy ona do nas na dłuższy czas przyjedzie... zaraz w kilka dni się zjawia Rotmistrz Puhała... i potem już aż do jej wyjazdu siedzi... Wiem że to przyjaciel domu i że go Hrabia nie lubi... i że Ciocia wysoce go szacuje... Zawsze są z sobą... i szepczą. Co oni mogą mieć po całych dniach do narady...?
Wczoraj chodząc w ganku przez okno widziałam, że wziąwszy rękę Cioci, naprzód ją całował bez końca, a potem nie puścił, dopókim ja do salonu nie wróciła. I te przechadzki po ogrodzie...
Mamcia siedzi z Baronem, Ciotka z Rotmistrzem, a ja nieszczęśliwa, choć lalkę znowu sobie gdzie dostać muszę... bo z Miss Jenny... nie ma sposobu wyjść z wikarego Wakefieldskiego i Waltera Scotta.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.