Dziennik Serafiny/Dnia 21. Lipca
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik Serafiny |
Rozdział | Dnia 21. Lipca |
Wydawca | Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta |
Data wyd. | 1876 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dla czego ten obcy człowiek, bądź co bądź, dziś w podrzędnej względem nas pozycji, człowiek w którym niema nic znowu tak osobliwego — obchodzi mnie i drażni, dlaczego o nim myślę i chciałabym zbliżyć się do niego, poznać lepiej, to rzecz niewytłumaczona.
Gniewa mnie to, że śmie nie być moim wielbicielem.
Baron go przywiózł, jak mówił — gwałtem, na herbatę. Mama dobra, kochana, która musiała dojrzeć, że mnie on nieco zajmuje, bawi, wcale nie stawała na przeszkodzie bliższej znajomości. Składało się wieczorem tak, że najczęściej musiał mówić ze mną, Baron z Mamą.
W oczach czasem mu ogień błyśnie, ale widać, jak się trzyma i broni, żeby go nie oczarować.
Mnie to irytuje i bawi razem.
Ale dziś rozmowę jakoś skierował na różne sprawy, książki, dzieje krajowe... musiałam się niemal wstydzić, bo nie mam o nich wyobrażenia. Dowiedziałam się od niego niemal po raz pierwszy, że mamy literaturę... U Mamy bo z zasady nigdy nic polskiego nie było, utrzymywała zawsze, że nasze książki pisane są dla przedpokojów... i że młodej panience uwłaczało by, gdyby się niemi zajmowała, gdy potrzebuje, koniecznie naprzód obeznać się z literaturą francuzką i angielską...
Ja bo w ogóle tego papierowego świata nie lubię... wolę żywy...
Na wszystko się zapatruje z jakiegoś stanowiska różnego niż nasze, które mi się chwilami wydaje poczwarnem. Co trzy słowa mówi o pracy. Musiałam mu przypomnieć, że to nawet podług pisma świętego, nic innego nie jest, tylko — kara Boża.
Rozśmiał się...
Zaczyna być poufalszym ze mną, ale widzę, że radby mnie nawracać na swoją wiarę... Sprzeczaliśmy się bardzo mocno, chociaż zabawnie i wesoło. Czas mi zeszedł doskonale, i cały wieczór potem głowę miałam i myśli rozkołysane.
Co to za szkoda, że ten człowiek jest rodzajem ekonoma tylko... byłby doprawdy... milszym niż wszyscy mężczyzni, których znałam dotąd...