Dziennik Serafiny/Wiedeń 29. Grudnia
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik Serafiny |
Rozdział | Wiedeń 29. Grudnia |
Wydawca | Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta |
Data wyd. | 1876 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Moja droga Józiu... Obiecują mi nareszcie uwolnienie ztąd — radabym uciec jednej godziny... Ojciec się zwlókł z łóżka, chodzi już i stara się przed sobą samym i mną uniewinnić... Powiada, że takie nieszczęście każdemu trafić się mogło, i taki oszust, owoc teraźniejszych czasów, każdego uwieść był zdolnym. A! ja od pierwszego wejrzenia wstręt miałam do niego.
Znasz moje dzieje — wiesz, że raz w życiu miałam słabość, miałam przywiązanie do człowieka, o którym ci opowiadałam... W chwili, gdym owdowiała, znikł mi z oczów, potrzeba się rozstać było... Aż do tej pory, nigdy najmniejszej o sobie nie dał mi wiadomości.
Wszyscyśmy sądzili że zginął, umarł, że nie powróci nigdy. Wczoraj, gdym moje nieszczęśliwe graty pakowała, służący przypadł, niosąc mi bilet.
Wyczytałam na nim — Opaliński! W takiej chwili, zdało mi się, że go Opatrzność zsyła... Kazałam prosić natychmiast. Z bijącem sercem, nieubrana, blada, wyszłam ku niemu...
Tak — on to był — ale świeży, rumiany, zdrów, odmłodzony, choć na twarzy miał trochę smutku, czy politowania.
Z uszanowaniem pocałował mnie w rękę.
— Niech mi pani daruje, rzekł nieśmiało, że się odważam stawić przed nią. Nigdy bym tego nieuczynił, gdyby nie przypadkowo pochwycona wiadomość o nieszczęściu, jakie panią spotkało. Pomyślałem, że mogę jej być użytecznym może.
— Cóż się z panem stało! gdzie byłeś!
— Pracowałem — odparł cicho.
— Gdzie?
— Tu w okolicach Wiednia, na Morawie raczej, w majątku hrabiów...
— I nie zgłosiłeś się pan do nas, nie dałeś znaku życia...
— Nie miałem do tego prawa...
Nie będę ci powtarzać rozmowy... Na chwilę błysła mi jakby jakaś szczęścia, odrodzenia nadzieja... krótko trwała, bo mi wyznał, że od roku — jest żonatym...
Życzyłam mu szczęścia, z uśmiechem, na który zdobyć się musiałam, choć serce mi pękało...
Nie żądałam nic od niego, podaliśmy sobie ręce... i pożegnali, tym razem, pewnie na wieki...
We wszystkiem tak byłam, tak jestem — i zapewne będę szczęśliwą... do zazdrości!! Prawda, Józiu? Ale mnie jedno pociesza: wy może będziecie żałować życia — ja — nie!!
Twoja
Serafina.