Dziennik podróży do Tatrów/Świat duchowy Podhalan. — Powieści w duchu chrześciańskim
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik podróży do Tatrów |
Wydawca | B. M. Wolff |
Data wyd. | 1853 |
Druk | C. Wienhoeber |
Miejsce wyd. | Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały rozdział Cały tekst |
Indeks stron |
Pozostaje nam do odznaczenia najważniejsza część drogi, którą duch góralów przechodzi. Dotąd widzieliśmy go albo w jego brzasku, albo nawet zmroku; w stanie ducha, który czasem cofa się w swoją przeszłość pogańską, czasem zniża się do sfery pozioméj, materjalnéj, nie wychodzi jeszcze na światło właściwe sobie. Taka jest cecha istotna powiastek, mniemań, utworów powyższych. W następnych odbija się już blask religji prawdziwéj, kryje się myśl głębsza, wyraźniejsza, chrześcijańska, mądrość pełniejsza, odkrywa się świat z ducha jaśniejszego.
Lud góralski jest głęboko religijny, jak ogół plemienia do którego należy; jest on skromny, cichy w swojéj pobożności, ale prosty i szczery; taki charakter mają jego powieści religijne i dla tego porywa mię ich istota, mimo formy nic prawie nie ważącéj, ale mającéj tę zaletę, że nie zaciemnia ani wykrzywia prawdy, a przeto prawda jéj łatwiejsza jest do ujęcia.
W najszczególniejszém poszanowaniu u góralów, jest pamięć świętéj Kunegundy. Jéj żywot ziemski prawie cały zamknięty jest obrębem téj okolicy. Ulubiona jéj dziedzina między Krakowem i Tatrami, odznaczona jest cała śladami jéj żywota. Wieliczka, jéj posag wypłacony Polsce hojnością samego nieba; Pieniny, jéj przytułek warowny w czasie burzy najścia tatarskiego; nakoniec Sącz, ostatnie jéj mieszkanie i grób, miejsce z którego dotąd nie przestaje okazywać sposobem cudownym swojéj miłości dla tego ludu; są to tylko widoczne węzły, które wiążą świętego ducha z tą krainą; ale jéj pamięć rozlewa się tu obficiéj, panuje obszerniéj, i dla tego najmniejszy ślad po niéj, śledzony jest i strzeżony ze świętą troskliwością. Jeszcze przed laty kilkunastu, leżał przy Łopusznéj nad Dunajcem kamień z odciskiem ludzkiéj stopy; według podania, była to stopa Ś. Kunegundy, z owego czasu kiedy, zmuszona opuścić Kraków zagrożony od Tatarów, udawała się do Pienin, i w swojéj podróży zatrzymała się na tym głazie. Dziś go niema w tém miejscu, został podobno przeniesiony do Sandeckiego kościoła.
Cześć ludowi, który tak jest wierny w miłości dla tych, co przez swoją miłość stają się jego opieką i chlubą. Potęga ziemska, hucząca wielkiemi czynami ziemskiemi, może go przerazić, zdumieć, rzucić o ziemię, ale nie jest jeszcze świętością w jego oczach, jest mu obojętna, po chwili przemija w jego pamięci razem z hałasem swoim — przeciwnie błogosławi on przez wieki, korzy się, pada twarzą i duchem przed kobietą, przed dzieckiem, przed wszelką słabością widomą, skoro z niéj promieni potęga wyższéj miłości, ofiary wyższéj. Lud ją prosty poczuje, odkryje i uwieczni w swoim świecie.
Jest to jego własność nieoceniona, owo uwiecznianie wszystkiego, co raz dotknął swoim duchem. Idzie mu to bez trudu, bo przedewszystkiém uderza go prawda, i prawdzie tylko stawia swoje ołtarze. Ten ołtarz może być niezgrabny, przekształcony wpływami czasu, ale go postawił lud w miłości i czci dla prawdy; a co raz tak postanowił, już tego pewno sam nie zwali.
Następna powiastka maluje cześć Podhalan dla świętych im przedmiotów.
Do kościoła w Łopusznéj wieziono obraz Ś. Antoniego; obraz nie mistrzowski zapewne, gdzie był nie jeden grzech przeciwko sztuce, a między innemi usta zbyt blade. Jeden z obecnych widząc to odezwał się żartem, że święty musiał tylko co jeść śmietanę. Natychmiast obraz tak ociężał, że wóz stanął w miejscu jak wryty, przytém niebo okryło się chmurami i ogromny grad się puścił. Probowano siły liczniejszego zaprzęgu, ale wóz z obrazem stał nie poruszony. W końcu dowiedziano się przyczyny tego wypadku, i udano się do modłów błagalnych, a wnet wóz ruszył z miejsca, grad się zatrzymał i jasna pogoda wróciła.
W podobnéj myśli słyszałem inną powieść ale nieuważnie, i dla tego niemogę jéj przytoczyć jak mi była opowiedzianą. To mi się tylko zachowało z ogólnéj treści, że za przewinienie podobne powyższemu, cały lasek dotknięty został karą taką, że wszystkie jego drzewa powykręcały się w najpotworniejsze kształty i tak dotąd rosną. Lud pokazuje go jako widomy i trwający przykład kary za ubliżenie świętościom, światu wyższemu.
W innéj powieści, bardzo prostéj, dostrzegam ważną ideę o zamknięciu się w sobie, o niedawaniu innym należnego im czucia.
Był w Łopusznéj parobek bardzo przystojny i równie zimny. Nie jedna dziewczyna okazywała mu swoją ku niemu skłonność, ale żadna nie mogła pozyskać jego wzajemności; każdą odepchnął z pogardą. Zdarzyło się, że raz idąc na mszę do Charklowéj, ujrzał w potoku łososia; schyla się, aby go schwycić i w téj chwili przebija go nóż, który miał za pasem. Rana była śmiertelna, umarł z niéj prawie natychmiast. — Nóż nieszczęśliwy wrzucono w potok, gdzie się stał przypadek, a parobka pogrzebiono; ale duch jego nie opuścił miejsca gdzie nóż był wrzucony, ciągle się tam pokazywał i strzegł ludzi. W téj trwodze, znalazły się śmiałe dziewczęta, które postanowiły rozmówić się z duchem, aby dowiedzieć się czém mu pomódz. Dotrzymały co postanowiły, rozmówiły się z duchem i dowiedziały się z jego własnych ust, że odbywa pokutę za pogardę kobiet i że dopiéro wtedy będzie od niéj wolny, kiedy dziewczęta kupią mszę za jego duszę: a na świadectwo przed innemi ludźmi dał im rutę z własnego kapelusza. Dziewczęta zakupiły mszę żądaną, i duch parobka nie pokazał się odtąd więcéj.
O podobnym duchu pokutującym, ale pokutą straszniejszą, przywiązana jest powieść do włości Ostrowska, leżącéj między Nowymtargiem a Czorsztynem. Na jéj polach, niedaleko drogi, znajduje się bagno, z którego nocą wybiega człowiek nagi i goni za przechodzącymi. Pokutnik ten straszniejszy jak pierwszy, bo samobójca podobno, miał się utopić rozmyślnie.
Wiele jest powieści, w których grają rolę czarci, czyli złe duchy pojmowane już ze stanowiska religji chrześciańskiéj.
W bukowinie Łopuszańskiéj która leży pod górą Kluczkami, w sam dzień Śtych Piotra i Pawła, ujrzano djabła ubranego po niemiecku, jak przeszedł pomiędzy bydłem, wszedł do lasu i narąbał jawór; ktokolwiek chciał późniéj ten jawór zrąbać, tak się kaleczył, że musiał zaniechać. Nie jedno drzewo tak napiętnowane napotyka się w górach; górale się bardzo strzegą, zwłaszcza w pierwszych dniach po wyżéj spomnioném święcie, rąbać podobne drzewa.
Są znowu przykłady złych duchów odpłacających przysługę odsługą. Pewnéj nocy, bardzo już późno, zajechał przed jednego z kowali Charklowéj, powóz zaprzężony sześcią dzielnemi karemi końmi. Wyjechał on z Dunajca, siedział w nim pan ubrany po niemiecku i sam się powoził. Zatrzymał się przed kowalem, bo jednemu z koni podkowa odpadła. Kowal ją przybił i widział, że była ze złota. Podróżny w nagrodę dał kowalowi strzelbę, a sam pędził daléj gościńcem. Od tego czasu dziwny strzelec z owego kowala; zabija takie zwierzęta i ptaki, jakich w całéj krainie góralskiéj niema.
Niepodobna spisywać wszystkiego, co słyszę w podobnym rodzaju, a tém bardziéj nie uważam za właściwe umieszczać tutaj wszystko, co mam w notatkach. Daję tylko próbki przedstawiające z różnych stron ducha Podhalan, ich życie więcéj wewnętrzne, w objawieniu się zewnętrzném, na polu wyższém od życia powszedniego.
Z resztą nie wątpię, że będę jeszcze nieraz w konieczności dotknąć téj strony; zachowuję przeto do późniejszego czasu, co będzie mogło zrobić wydatniejszym ten ogólny zarys oblicza religijnego Podhalan. Muszę jednak cofnąć się na chwilę do powieści o obrazie Ś. Antoniego i lesie przeklętym. Co za głęboka nauka w tych powieściach dla ludu nie prostego nawet! Alboż przez grzech bezbożności nie widziemy narodów całych w potwornym stanie tego lasu? Te grady co biją w ludzkość, ten wóz narodu, którego żadna siła niemoże poruszyć z miejsca gdzie uwiązł, skąd to wszystko? co to jest? Prawda znieważona, wyższy świat bluźniony lub pogardzony w wyższych ludziach, w wyższych uczuciach. I nie ma ratunku, niema postępu świętego, póki go człowiek nie przebłaga, póki mu nie wypłaci długu należnéj cześci!