|
[235]Z CZĘŚCI I.
Jak na wiosnę rój,
Szli pancerni w bój;
Błyszczą miecze i dziryty,
Ziemia stęka pod kopyty,
Grzmi żelazny strój!
Każdy żołnierz zuch,
Zwalczy najmniej dwóch;
Choć wąsacze i brodacze,
Młode serce w piersiach skacze,
Młody kipi duch!
Dalej młodszy huf,
Każdy piękny, zdrów,
Na osłodę w tęsknej drodze
Śpiewa piosnkę o niebodze
Z kordyalnych słów.
Aż się kurzy pył,
Wiatr w chorągiew bił;
Pod proporcem naprzód dąży
Siwobrody pan chorąży,
Jeszcze pełen sił.
Pod słoneczny skwar
Przyjechali w jar:
Tu przystanek dla żołnierza,
Dla koników woda świeża —
I zakipiał gwar.
Hetman krzyknął: Stój!
Orzeźwijmy znój!
I z rumaka skoczył żwawo,
I pod brzozą kędzierzawą
Płaszcz rozesłał swój.
[236]
Na hetmański ład
Szlachta poszła w ślad;
Zsiedli z koni w jednej chwili,
I do ziemi kopie wbili,
Prychnął konik rad.
Nim zeń zejdzie pot,
Nim owieje chłód,
Pancernicy, siadłszy w wianek,
Wychylają z swych blaszanek
Smakowity miód.
U polowych miedz,
By wróg nie mógł zbiedz,
Na pagórkach i przy jarze
Postawiono gęste straże
Bezpieczności strzedz.
Jeden podał wzór,
Drugi zapiał wtór,
I płaczliwie, i boleśnie
Zaśpiewali starą pieśnię
W stogłosowy chór.
Co będzie jadł, co będzie pił
Mój koń chudzina?
Gdy przyjdzie mnie legnąć bez sił
Z rąk Tatarzyna?
Mnie wpośród pól wykopią grób
Rycerze mili;
A smutny koń nad pusty żłób
Głowę pochyli!
Gdy wszystek duch wysączę z ran
Pod mieczem wroga,
Co będzie śnić, z kim pójdzie w tan
Moja nieboga?
[237]
Znajdzie się pan, jeśli jest koń,
Weźmie ochotnie;
Dziewczyna mknie innemu dłoń,
Gdy skrzypca grzmotnie.
Gorzej, gdy wir rzucony w dół
Zasypie oczy, —
Że przez mój grób do naszych siół
Pohaniec wkroczy.
— Cicho z tą pieśnią! — hetman zakrzyczy —
Niech idą wróżby na suchy las;
Gdy zajrzym w ślepie tatarskiej dziczy,
Taniec z dziewczęty znajdzie swój czas.
Człek się rycerski laurów spodziewa,
Orzeł pod chmurą żartuje z burz;
Kto sam po sobie requiem śpiewa,
Idąc na bitwę, to pewno tchórz.
Wstyd wam, pancerni, takowych treli,
Bo w nich pieszczoty mieści się jad;
Niech białogłowa przy swej kądzieli,
Niechaj przy kruchcie śpiewa ją dziad.
Inaksza była piosenka nasza,
Której w obozie uczono mnie:
Ton jej był ostry, jak zgrzyt pałasza,
Gdy po pancerzu żelaznym tnie.
Krew rozgrzewała, krzepiła zdrowie,
I hartowała na ciężki trud:
Nie dziw, że święci nasi ojcowie
Niejeden chrobry zdziałali cud.
Dziś insi ludzie, insze koleje:
W słowach piosenki krzewi się chwast;
Nie dziw, że oręż w rękach tępieje,
Pieśń wasza szturmem nie weźmie miast!
[238]
Więc rycerstwo już nie śpiewa,
Stary hetman dziś się gniewa.
Niech się gniewa, niechaj zrzędzi,
On na wrogach złości spędzi.
Nic nie nada refleksya,
Bo przed bitwą zły, jak żmija,
I nie ujrzysz w nim dobroci,
Póki wroga nie wygrzmoci.
Ot, ze złości siadł na stronie,
Że popasać trzeba konie,
Że pancernym dać potrzeba
Choć przekąsić kawał chleba.
Onby w boje leciał strzałą,
Onby nie spał przez noc całą,
Onby samem żył powietrzem.
Póki węża nie rozetrzem.
Lecz po boju, — choć do rany:
Gotów pierwszy ruszyć w tany,
I przypomnieć z czarką miodu,
Jak to śpiewał sam za młodu.
Bo to, słyszę, w dawnej porze
I dziewczęta lubił hoże,
Krotochwilę przy obiedzie,
I kielicha nie zawiedzie.
Dziś w hetmaństwie częściej bywa
Pańska głowa frasobliwa,
Aby nasza dziatwa mała
W bezpieczeństwie usypiała;
By odpędził pałasz krzepki
Sny trwożliwe z nad kolebki,
Aby śpiących swemi krzyki
Nie rozbudził zbójca dziki;
[239]
Aby król nasz na swym tronie,
W senatorskiem zacnem gronie,
Mógł swobodnie radę radzić,
Jak do szczęścia nas prowadzić;
By w kościołach Boża chwała
Pohańbienia nie doznała, —
Ostry brzeszczot w jego dłoni
I ołtarzów naszych broni.
Bez wielkiego serca ludzie
Omdlewają w takim trudzie,
Choć buławę mają godłem,
Choć im rumak rży pod siodłem
Fraszka — mądrość wojownika,
Co obozy sam wytyka,
Fraszka nawet duch ochoczy,
Co na dziesięć jeden skoczy.
Prawy hetman zwraca oko
Na dostojność swą wysoką;
Bo w hetmanie, jak w kapłanie,
Grunt jest — święte powołanie.
Trzeba w sercu ul mieć pszczelny,
I rój pszczółek stworzyć dzielny,
Coby żądłem pełnem jadu
Bronił kwiatów swego sadu.
Trzeba w sercu, jak plastr miodu,
Mieć kochanie dla narodu:
I dla panów, i dla kmieci,
I dla starych, i dla dzieci,
I dla żytniej ziemi swojej,
I dla wody, co nas poi,
I dla lasów pełnych zwierza,
I dla wiatru, co odświeża.
[240]
Bo kochanie tylko w stanie
Zahartować duch w hetmanie,
I umocnić jego ramię,
Że go piekło nie przełamie.
Patrz na ptaszka lub na zwierzę,
Kiedy piskląt swoich strzeże:
Skąd ta mądrość w ich obronie?
Skąd to męstwo w jego łonie?
Tu mistrzyni jest wyborna —
Jedna miłość cudotworna:
Nierozumnym rozum wleje,
Od niej słaby spotężnieje.
Taka miłość, gdy przenika
I hetmana walecznika,
Już walecznik, jak duch z Nieba,
Bohaterem zwać go trzeba.
Już możecie zostać śmiele
I kapłani w swym kościele,
I królowie na swym tronie,
I rolnicy na zagonie.
Zieleniejcie, lasy, świetnie:
Wróg siekierą was nie zetnie;
Płyńcie, rzeki, w kraj daleki:
Nie jesteście bez opieki.
Już was żaden ze złych ludzi
Swemi usty nie zabrudzi;
A hetmańskiej wierzcie stali,
Bo kto kocha, ten ocali.
Taki hetman — nasze zdrowie,
Do zwycięstwa on nas zowie;
Do zwycięstwa i do chwały,
By nas wieki pamiętały.
|