[209]Dziwna chwila.
Czas płynie... Nigdy więcej nie przyjdą ku sobie —
Rozeszli się na zawsze, na zawsze rozstali,
Żyją, jakby na innym każde żyło globie — —
Czas płynie, czas, co z każdym dniem rozdziela dalej....
Stracona chwila złudy... Już jak grobu płyta
Powoli mchem zarasta i pleśnią zakwita:
Tak owa chwila w pomrok wspomnienia się chowa,
I zwolna ginie z oczu, jak płyta grobowa.
Rozstali się... Czy patrzą jeszcze kiedy w stronę
Swojej dawnej przeszłości? Czy oczy zaćmione
Mimowolnie mgłą żalu zwracają ku sobie —
Żyjąc, jakby na innym każde żyło globie?...
Obcy są sobie do dna...
Raz, w dalekich górach,
Gdy się wieczór na ziemię w ciemnych zsuwał chmurach,
Wieczór górski jesienny, posępny i słotny:
Na Anioł Pański dzwon bił. Siedziałem samotny
[210]
Patrząc w okno. Tak pusto mi było, jakoby
Same mię otoczyły mogiły i groby,
A dusza moja, nakształt oślepłego ptaka,
Co bijąc skrzydłem próżno, nie śmie zfrunąć z krzaka,
Błąkała mi się w piersi, smutna i samotna
I ciemna, jako noc ta w mrocznych chmurach słotna.
Nagle począł dzwon dźwięczeć... W tej pustce, w tym mroku,
Na nieskończone lasów i tęsknot otchłanie,
Smutny, w przestrzeń płynący dzwon na Zwiastowanie,
Jak u nas tam daleko, u gór moich stoku...
I zdało mi się wówczas, że z chmur, jak lilia,
Wykwitnie twarz anielska, że się mgła rozwija
I że z mgły, nakształt srebrnej światłości księżyca,
Srebrna, cicha i jasna zjawi się Dziewica...
Jam wówczas tylko wierzył... I wówczas, w tej zmroczy,
W owej dalekiej stronie, w obczyźnie dalekiej,
W tej samotności grobu: gdym wznosił powieki
I spojrzałem ku niebu — zawilgły mi oczy...
Wezbrało mi się serce... Byłbym ziemię całą
Cisnął do mego serca — ono świat kochało,
To puste, głuche serce w ową dziwną chwilę
Kochało świat do łez...
Byłem podniesiony
W nieziemskie i nieznane mi dotąd regiony
[211]
Jakiejś wielkiej miłości, ukojeń wzajemnych,
Zapomnień krzywd i żalów i uniesień ziemnych,
Byłem, jakby na zmarłych ziemskich żądz mogile.
Czułem w wnętrzu mem, w piersi, duch, co się kołysze
Ponad wszystkiem, co ludzkie, z niczem się nie zspala,
Jest jako mgła nad rzeką, pod którą grzmi fala,
A ona ma swą wieczną, niezmąconą ciszę...
I rzekły moje usta w ową dziwną chwilę
Wielkie, święte i czyste: ave Maria...
Rozstali się — i nigdy nie przyjdą ku sobie,
Rozeszli się na zawsze, na zawsze rozstali,
Żyją, jakby na innym każde żyło globie — —
Czas płynie, czas, co z każdym dniem rozdziela dalej —
Są sobie obcy do dna.
Lecz czyż nigdy ona
Nie uczuła nad sercem, jakby wzdłuż jej łona
Płynęła ciepła, duża spadła łza deszczowa?
I nigdy nie słyszała w wieczornej godzinie,
Kiedy dusza się Bogu, jako kwiat rozwinie,
Cichego słów szelestu: bądź zdrowa! bądź zdrowa!
Bądź szczęśliwa na wieki! bądź błogosławiona!...