Ekonomik (Ksenofont, 1857)/Rozdział III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ksenofont
Tytuł Ekonomik
Data wyd. 1857
Druk N. Kamieński i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Antoni Bronikowski
Tytuł orygin. Οίκονομικός
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ III.

Słysząc to Kritobulos rzecze: Teraz ja cię już nie popuszczę, Sokratesie, dopóki mi nie wyjawisz tego, coś przyrzekł w obec tych oto przyjaciół. Jakżeż? zagadnie Sokrates, jeżeli ci okażę, Kritobulu, iż jedni z bardzo wielkim nakładem stawiają domy bezużyteczne, drudzy zaś daleko mniejszym budują zamykające w sobie wszystko co potrzeba; czyż będę ci się zdawał objawiać jeden z przepisów gospodarskich? I owszem, odparł Kritobulos. Cóż, jeżeli ci pokaże, co zaraz z tem się łączy? że jedni posiadają bardzo wiele i rozmaitych sprzętów, lecz, gdy ich zapotrzebują, nie mają ich pod ręką, nawet nie wiedzą, czy nie uszkodzone: i ztąd i na siebie samych i na domowników się gniewają; że zaś drudzy, daleko mniej posiadając tych rzeczy, przecież, w razie potrzeby, natychmiast mają je na pogotowiu do użycia? Jakaż że inna tego przyczyna, Sokratesie, mówił Kritobul, jeżeli nie ta, iż u tamtych każda rzecz byle gdzie porzucona, u tych zaś wszystko w pewnem miejscu ustawione? Tak jest, na Zeusa, rzekł Sokrates; i to nie pierwszem lepszem, lecz w którem przynależy, wszystko u nich ułożone. I tu znowu, rzekł Kritobulos, zdajesz mi się wymieniać jeden z przepisów gospodarskich. Cóż? mówił, gdy ci pokażę, iż ujednych Panów służba jest jakby związana, często ucieka; u innych znów swobodna, chętna do pracy, pozostaje w obowiązkach; czyż nie wydaję ci się i tutaj obwieszczać godnego uwagi przepisu zarządzania domem? Zaiste, na Zeusa, rzekł Kritobulos, i bardzo. — A gdy namienię podobnie o trudniących się uprawą ziemi, z których jedni powiadają, iż rolnictwo ich niszczy i o niedostatek przyprawia; drudzy zaś mają z niego w obfitości i doborze, czegokolwiek potrzebują? Zaprawdę, rzekł Kritobulos; pewnie bo wydają nie tylko na to co należy, ale i na to co gospodarzowi i domowi szkodę przynosi. Są pewnie, rzekł Sokrates, niektórzy i tacy. Lecz ja nie o nich mówię, tylko o tych, co zajmując się rolnictwem twierdzą, iż im nawet na nieodzowne wydatki nie starczy. — I cóżby tego było powodem, Sokratesie? Zaprowadzę cię i do nich, rzekł Sokrates; a patrząc dowiesz się. Na Zeusa, rzekł, jeśli tylko potrafię. A więc przypatrując się trzeba ci doświadzać się, azali poznasz. Przecież uważałem, iż dla oglądania widowiska aktorów komicznych, i bardzo rano wstawałeś i bardzo daleką drogę odbywałeś i usilnie i mnie nawawiałeś, abym się wspólnie z tobą przypatrywał; na takie zaś widowisko nigdy mnie jeszcze nie zapraszałeś. Nie zdajęż ja ci się przeto śmiesznym, Sokratesie? Daleko śmieszniejszym sobie, na Zeusa, odparł. Lecz gdy ci okażę, iż i z chowu koni jedni do niedostatku przyszli, inni zaś z chowu koni bardzo zamożnymi się stali, i wraz pyszniącymi swoim zyskiem? — Zaprawdę widuję ja i znam tych i tamtych, a jednak nie nauczyłem się zyskiwać. — Przypatrujesz im się bowiem, jak aktorom tragicznym i komicznym, nie ażebyś sam został poetą, lecz abyś uradował słuch i oko; i słusznie tak pono czynisz, bo nie chcesz być poetą. Ale potrzebując dla konieczności położenia swego użytkować z chowu koni, czyż nie uważasz się za nierozsądnego, gdy nie tak się przyglądasz, abyś został nie tylko płytkim znawcą tej sprawy, która zawiera przecież dobra i do użytku i do sprzedaży zyskowne? — Ujeżdżać więc młode konie mi rozkazujesz, Sokratesie? — Nie mniej na Zeusa, ja ci to zalecam, jak abyś już od chłopców zakupując, przyposabiał sobie uprawiaczy roli; albowiem wydają mi się być pewne pory wieku tak u koni, jak u ludzi, w których oboje natychmiast pożytecznymi są i ku lepszemu wzrost biorą. Nadto ci jeszce mogę wskazać lodzi tak używających poślubionych sobie niewiast, iż im są pomocnicami do pomnażania majątku, innych znowu tak, iż bardzo go uszkadzają. — O to przecież, Sokratesie, kogo należy obwiniać, męża czy żonę? Owca, rzekł Sokrates, jak to zwykle, jeżeli nie domaga obwiniamy pasterza; koń, tak samo, gdy znarowieje, łżemy jeźdźca; co do niewiasty — jeżeli pouczana powinności swoich od męża, źle jednak poczyna, sprawiedliwie pono ona winę ponosi; ale jeżeli mąż nie nauczywszy ją owych pięknych i dobrych spraw, nieświadomą tychże posługuje się, czyż nie spada wtenczas sprawiedliwie wina na niego? Bądź rzetelnym, Kritobulu, względem nas, gdyż wszyscy tu jesteśmy twoi przyjaciele: czy powierzasz komu innemu więcej spraw ważnych, jak żonie? Nikomu, odpowiedział. Czyż rozmawiasz z kim mniej, jak z żoną? Chociaż nie w ogóle, przecież z niewielu tylko, odpowiedział. Pojąłeś ją jeszcze bardzo młodą, a przynajmniej, gdy jeszcze bardzo mało widziała i słyszała? Tak jest. Daleko więc dziwniejszą, kiedy wie co z tego co mówić i czynić należy, niż kiedy w tem pobłądzi. Którzy zaś, jak mówisz, dobre mają żony, Sokratesie, czy je sobie sami ukształcili? Nic lepszego jak przekonać się naocznie. Przystawię ci i Aspazyą[1] która ci to umiejętniej odemnie pokaże. Uważam zaś, iż żona będąca dobrą towarzyszką w domu, jest dla męża szalą, zgoła ku dobremu przeważającą. Wchodzi bowiem zwykle do mieszkania dobytek z pracy męża, rozchodzi się z niego najwięcej przez rządny wymiar żony; jeżeli to dobrze się odbywa, wzmagają się domy, jeżeli jest źle spełniane, upadają. Mniemam przecież, iż potrafię ci nadto wskazać i w innych sztukach pracujących jak należy, jeżeli myślisz, iż ci to jeszcze potrzebne.





  1. Sławna z piękności i wykształcenia Atanka, żyła za czasów Sokratesa.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ksenofont i tłumacza: Antoni Bronikowski.