Emigracja — Rok 1863/Rok 1848

<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Niewiadomska
Tytuł Emigracja — Rok 1863
Pochodzenie Legendy, podania i obrazki historyczne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1920
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Rok 1848.

Śmiej się, gdy mówią: Niemiec pomoże,
Niemiec cię z jarzma wyłamie;
Ty nie wierz w Niemca, lecz w sądy Boże
I własne dzielne twe ramię.
Nie kładź Prusaków na ludów kartę
W braterstwa świętym kościele:
My dla nich serca mieli otwarte,
A oni dla nas — szrapnele!

(K. Brzozowski).

Jednak w dwa lata później w całej Europie rzeczywiście zadrżały trony.
W Paryżu rzeczpospolita, król wygnany; rewolucja w Wiedniu i nagle — w Berlinie. W absolutnym pruskim Berlinie.
I Niemcy wreszcie nie chcieli władzy absolutnej. Państwa Rzeszy, nawet Prusacy domagali się od lat kilku konstytucji, a teraz rewolucja w Paryżu i Wiedniu była iskrą, na proch rzuconą.
Dziwnie wygląda ten królewski Berlin, gdzie policja tak czuwa nad porządkiem. Dziś przed zamkiem tłumy Niemców i Polaków, bo wspólne pragnienie zbratało narody. Polacy chcą wolności, Niemcy także, więc brzmi okrzyk: Niech żyje Polska! Wojna z Rosją, z caratem i niewolą!
Żądają uwolnienia więźniów politycznych, głównie Polaków, w 46 roku uwięzionych. To nie przestępcy, ale rycerze wolności!
Król każe wojsku strzelać, a więc barykady, walka uliczna, krew się leje, padają trupy.
Zrozumiał Wilhelm, że tak rządzić niepodobna. Po 36-ciu godzinach oporu kazał zaprzestać walki i oznajmił, że ustępuje żądaniom narodu. Prusy stają się państwem konstytucyjnem. Polacy otrzymują wszystkie prawa narodowe.
Wszystkie prawa? — To wolność.
Tymczasem tłum wyważa drzwi więzienia, Polaków: Mierosławskiego, Libelta — Niemcy wynoszą na ręku, wprzęgają się zamiast koni do powozu i wiozą ich sami przed zamek królewski.
Wilhelm raus! — brzmią okrzyki — i posłuszny Wilhelm ukazuje się na balkonie, oddaje hołd więźniom i wyraża radość, że ich przed sobą widzi.
Wielka przyjaźń, braterstwo ludów, wolność, — wojna z Rosją na wszystkich ustach.
Polskie i pruskie flagi na gmachach rządowych, polskie i pruskie chorągwie w pochodach, rozdają broń Polakom, tworzą z nich oddziały straży.
Bo jeśli ma być wojna, to Polak potrzebny, więc i w Poznaniu flagi, pochody i radość. Polska wolna, niech żyje Polska!
Wspólnemi siłami odbiorą Królestwo, i złączone z Księstwem Poznańskiem, wejdzie w skład Rzeszy narodów jako wolne państwo polskie pod berłem króla pruskiego.
Nikt się takim marzeniom nie sprzeciwia. Zjazd Rzeszy nazywa rozbiór Polski zbrodnią. Król na piśmie przyrzeka przystąpić niezwłocznie do wprowadzenia zmian w Księstwie Poznańskiem: przywrócone prawa języka polskiego, urzędnicy niemieccy usunięci, wojsko polskie.
Niemcy pomagają tworzyć wojsko polskie. Chętnie sprzedają konie, uwalniają z pułków niemieckich Polaków, podziwiają zastępy kosynierów. Bo lud wiejski z zapałem spieszy do obozów, wśród ochotników pełno chłopów, rzemieślników i zbiegów z Królestwa. Pułki w oczach rosną.
Dziwne i smutne tylko ciągłe starcia z pruskiem wojskiem: tam zarąbali żołnierza polskiego, tu zranili, owdzie zabrali żywność, a tam konie. Komendant poznański wtargnął do Bazaru, zarąbano woźnego, który się nawet nie bronił.
To nieporozumienia.
Nieporozumień takich coraz więcej. Mają Polacy przyjaciół wśród Niemców, lecz codzień więcej wrogów. Największymi z nich urzędnicy, którzy mogą stracić posady, a potem wojsko pruskie, które ze wszystkich stron tutaj gromadzą. Urzędnicy walczą kłamstwem i potwarzą, a wojsko szablą i bagnetem.
Coraz głośniej opowiadają o rabunkach, morderstwach, gwałtach, jakich dopuszczają się niby Polacy, w gazetach pełno podobnych opisów, a obrony nikt przyjąć nie chce, nikt jej nie wierzy i nikt nie szuka prawdy.
Wiadomo przecież wszystkim, że Polacy chcą się od Prus oderwać, chcą niepodległości, buntują się niewdzięczni przeciw narodowi, który w nich uznał braci. Utworzyli wojsko, aby walczyć z Prusakami!
Bo wojny z Rosją nie będzie, nie będzie! Monarchowie się porozumieli, po co przelewać krew? Konstytucję Niemcy dostaną, więc wszystko w porządku. Czegóż jeszcze chcą ci Polacy? I po co wojsko polskie?
Komisarz królewski żąda rozpuszczenia polskich oddziałów.
Bardzo to ciężkie chwile, bo co powiedzieć ludowi, który stanął pod bronią, aby walczyć za ojczyznę? Oni chcą Niemca bić, to szczera prawda. Codzień doznają krzywdy i zniewagi, jakże to mogą znieść? Gwałty pruskie ohydne: strzelają do bezbronnych, pastwią się nad dziećmi, znieważają kobiety, mordują ludność i rabują dwory. A oni mają złożyć broń spokojnie i powrócić do domu!
„My ta o życie nie stoimy, byle Niemce nie przewodziły nad nami“ — powtarzają i gotowi odmówić dowódcom posłuszeństwa.
Jednak posłuchać trzeba, bo inaczej król będzie miał pozór do cofnięcia danych obietnic.
A jeżeli je cofnie mimo posłuszeństwa?
Ustępują Polacy, przypominają jednak, że zapewnione mieli wojsko polskie. Więc im pozostawiają trzy małe oddziały w trzech tak zwanych obozach, około trzech tysięcy ludzi.
A kiedy Prusak widzi, że Polacy już rozbrojeni, otacza te obozy dziesięciokrotnie większemi siłami i zaczyna się walka.
Pod Wrześnią rzeź. Na kilkuset ludzi uderza sześć tysięcy. Polacy walczą mężnie, lecz muszą ulec wkońcu. Gdy garstka niedobitków się poddaje, każą im złożyć broń, a potem mordują bezbronnych.
Pod Miłosławiem i Książem Mierosławski nawet zwycięża i rozprasza kilkakroć liczniejsze siły wroga, ale cóż takie zwycięstwo pomoże? Przyjdą większe siły, zgniotą, wymordują. Pardonu niema: dobijają rannych, mordują jeńców, podpalają lazarety.
Aby mniej było Polaków.
Okrucieństwa pruskie budzą tem większą zawziętość, nienawiść.
Kiedy pod Sokołowem szli w ogień szrapneli, w jednej z kompanji ujrzał Mierosławski starca, który zaledwo mógł utrzymać kosę. Chciał odesłać go do furgonów, lecz chłop wyprostował się nagle jak struna i wskazał trzech młodzieńców obok siebie:
— To moi trzej synowie, Naczelniku — odparł. — Zginiemy tu wszyscy razem, bośmy przyszli bić Niemca, choćby umrzeć.
I padli wszyscy czterej za tę ziemię swoją, której pierwszy raz chłop bronił tak mocno.
Nie poddali się chłopi, chociaż wojsko istnieć przestało: utworzyli bandy po lasach i długo jeszcze trapili Prusaka, bo z takim nieprzyjacielem walka trudna.
Naturalnie, że ta cała rewolucja nic nie dała Polakom, oprócz doświadczenia. Nad Poznańskiem znów zaciężyły krzywda, ucisk, prześladowanie. A jednak w sercach została otucha: nic nam nie zrobią, bo lud czuje się Polakiem. Tego uczucia już nikt mu nie wydrze. Przetrwamy.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Niewiadomska.