Encyklopedja Kościelna/Akkomodacja (Spory o)
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Encyklopedja Kościelna (tom I) |
Redaktor | Michał Nowodworski |
Data wyd. | 1873 |
Druk | Czerwiński i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Akkomodacja (Spory o). Spory te wszczęły się pomiędzy jezuitami z jednej, a pomiędzy dominikanami i franciszkanami z drugiej strony, o znaczenie i ważność różnych zwyczajów chińskich. Kwestja ta zdecydowana została przeciwko zdaniu jezuitów. Jezuitom należy się zasługa wysłania pierwszych missjonarzy do Chin, w końcu XVI w. Wiadomo, jaki szacunek sobie zjednali swoją nauką i jakiego wpływu nabyli missjonarze jezuiccy pomiędzy uczonymi i na dworze Pekinu, i jak wysoko stanęli: o. Mateusz Ricci (1582—1610) i o. Adam Schall z Kolonji (1622). Jezuici byli przez lat 40, i to z bardzo pomyślnym skutkiem, jedynymi robotnikami ewangelicznymi w ogromném państwie Chińskiém. Jedność, jaka z początku była pomiędzy jezuitami, a dominikańskimi i franciszkańskimi missjonarzami, zakłóconą została przez fatalne spory. Dwa puukta dały powód do tych sporów, najprzód imię chińskie Boga „Tien-tschu“ Pan nieba (język chiński nie ma wyrazu właściwego na wyrażenie pojęcia Boga), powtóre, pobłażanie jezuitów na pewne zwyczaje Chińczyków, całkowicie zrosłe z ich obyczajami narodowemi. Tak, od czasów niepamiętnych, u Chińczyków wszyscy członkowie jednej rodziny zgromadzają się, w pewnym oznaczonym dniu, do pustej sali, by uczcić swych przodków; składają tam ofiary, palą kadzidło, zabijają zwierzęta, które następnie jedzą razem na wspólnej uczcie. Ten zwyczaj jest oparty na czci prawie boskiej i na szacunku synowskim, jaki od wieków mają Chińczycy dla swych zmarłych rodziców i krewnych. Mędrcy i uczeni narodu czynią to samo, z takich samych uczuć, względem Konfucjusza, starożytnego mędrca, który żył blisko 500 lat przed Chrystusem. Zachowują te same ceremonje, kiedy się zgromadzają celem uczczenia jego pamięci, bo go uważają za swego ojca i swego mistrza w naukach, a głównie w moralności. Uczeni ci, zupełni deisci, wierzą w jednego Boga, stwórcę i zachowawcę wszystkich rzeczy; ale lud jest bałwochwalski. — To, cośmy powiedzieli, dostateczném jest do okazania, jaki tam był bogaty przedmiot do sporów dla missjonarzy szkół różnych. Jedni, uważali cześć oddawaną przez Chińczyków przodkom swoim, na łonie każdej rodziny, a Konfucjuszowi przez liczną kastę uczonych, jako czystą ceremonję cywilną, w której nic nie znajdowali zdrożnego. Drudzy, przeciwnie, uważając te rzeczy z punktu religijnego, brali je za bałwochwalstwo, za cześć boską oddawaną duszom zmarłych, a tém samém za obmierzły zabobon, który nie mógł godzić się z świętością chrześcjanizmu, i którego nie należało pod żadnym względem pozwalać Chińczykom. Nowi chrześcjanie nie powinni także używać wyrazu Tien i Chang-ti, bo wyrazy te nie oznaczały Pana Nieba, ale niebo materjalne, które, jak powiadali, było Bogiem uczonych. Te dwie tedy opinje podzieliły zakony na dwie strony sobie przeciwne. Jezuici byli stronnikami systemu pogodzenia (akkomodacji), nietylko w Chinach, ale i w Indjach, gdzie o. Nobili, wielki stronnik tego systemu, pozwalał neofitom na pewne oznaki kastowe. Missjonarze chińscy przekonali się długiém doświadczeniem, że rozumne przyzwolenie na te zwyczaje ludowe było warunkiem, bez którego chrześcjanizm nie mógł zapuścić korzeni w tym kraju, tak upornie przywiązanym do swych dawnych obyczajów. Szacunek, jakiego jezuici używali w kole dygnitarzy chińskich, obudził zawiść nawet w ich współpracownikach zakonnych. Towarzystwo Jezusowe miało już też licznych nieprzyjaciół w Europie, powstających bądź przeciw naukom niektórych jego członków, bądź przeciw ich sposobowi postępowania. Pewném jest, że to usposobienie umysłów nie pozostało bez wpływu na decyzję w owej kwestji ceremonji chińskich, poddanej sądowi Rzymu, gdzie niemniej jak w Chinach były opinje podzielone pod tym względem. Jezuici i ich przeciwnicy dominikanie i franciszkanie wyłuszczyli swoje przyczyny, jedni do tolerowania, drudzy do zabraniania czci oddawanej od wieków przez Chińczyków bądź swym przodkom, bądź Konfucjuszowi. R. 1645, na przedstawienie dominikanów, kongregacja Propagandy wydała wyrok prowizoryjny, z aprobatą Papieża Innocentego X, zabraniający ceremonji chińskich, dopóki Stolica św. niewyrzecze coś pewnego w tym względzie. Gdy znowu jezuici przedstawili przyczyny swoje, trybunał inkwizycji rzymskiej wydał od siebie r. 1656 dekret, który pozwalał Chińczykom i uczonym nawróconym czcić swych przodków i osobę Konfucjusza, według zwyczaju krajowego, pod wyraźnym warunkiem, iżby nie myśleli, że przez to oddają im cześć boską. Ten drugi dekret był zatwierdzony przez Papieża Aleksandra VII, z podobném jak poprzednio zastrzeżeniem, wydania ostatecznego wyroku, gdy przyczyny, przedstawione przed obiedwie strony, będą dostatecznie zbadane. Roku 1669 ukazał się, za papiestwa Klemensa IX, trzeci dekret, w moc którego dwa poprzedzające zostały utrzymane; trzeci ten dekret stanowił, że ceremonje chińskie są wzbronione tym, którzy je uważają za akty religijne, a dozwolone są tym, którzy, zgodnie z drugim dekretem, uważać je będą za akty czysto cywilne. Podczas, gdy sprawa ta tak rozpoznawaną była w Rzymie, chrześcjanizm szerzył się dalej w okolicach, gdzie się te spory wszczęły. Jezuici umieli tak zręcznie korzystać z usposobienia przychylnego, jakiém ich zaszczycał cesarz Cam-hi, iż w r. 1692 otrzymali od niego dekret, którym ten książe, przyjaciel sztuk pięknych, upoważnił missjonarzy do opowiadania wiary chrześcjańskiej w swém państwie i pozwolił wszystkim członkom swojej rodziny przyjąć religję katolicką. Prawo tak przyjazne podwoiło gorliwość jezuitów, którzy zaczęli działać swobodnie, i chrześcjanizm, dotąd ukryty, mógł jawnie wystąpić. Skutek ten przyznać należy talentom, oraz mądremu i zręcznemu postępowaniu jezuitów. Badanie tymczasem odbywało się dalej w Rzymie. Seminarjum jezuitów, jakie otworzyli w domu swoim w Paryżu, dla kształcenia missjonarzy dla Afryki i Azyi, przysłało kilku księży do Chin. Przybywszy na plac dysput, stanęli oni po stronie tych, którzy uważali ceremonje, o jakie chodziło, jako przeciwne zasadom chrześcjanizmu, którego obrząd święty i czysty nie dozwala na dodatki. Napisali w tym duchu do Rzymu i do Paryża. Papieże Innocenty XI i XII, którzy mieli wielki szacunek dla missjonarzy, polecili im rozpoznać na samém miejscu prawdziwy stan rzeczy i zawiadomić o tém Stolicę Świętą. Jeden z tych missjonarzy, Karol Maigrot, doktor Sorbony i wizytator apostolski, udał się do Chin, by dalej prowadzić śledztwo i niczego nie zaniedbał, by należycie dokładnie rozpoznać całą sprawę. Badań jego ten był rezultat, że r. 1693 ogłosił postanowienie, mocą którego potępił, jako przeciwne świętości chrześcjanizmu, wszystko to, co missjonarze jezuiccy tolerowali i pozwalali dotąd w tym względzie chińczykom nawróconym. Postanowienie to obudziło pewien rodzaj opozycji pomiędzy missjonarzami i przyczyniło się tylko do zaostrzenia sporu i tak już zbyt żywego. Innocenty XII wyznaczył nadzwyczajne zgromadzenie kardynałów i teologów do osądzenia tej sprawy, z dnia na dzień coraz zawilszej. Śmierć Innocentego r. 1700 zawiesiła rozwiązanie sporu. Jego następca Klemens XI wznowił sprawę, chciał ją jeszcze lepiej poznać i wysłał w tym celu Tomasza de Tournon, patrjarchę antjocheńskiego, w charakterze legata apostolskiego do Chin. Legat ten spełnił swoją missję, nie zważając na przełożenia jezuitów, i zakończył swoje śledztwo, potępiając, dekretem wydanym w Styczniu r. 1707, ceremonje chińskie, jako obrząd bałwochwalczy. Jezuici i biskupi Askalonu i Makao odwołali się do Papieża, ale Klemens XI potwierdził ten dekret dwoma wyrokami Inkwizycji rzymskiej, d. 8 Sierp. 1709 i 23 Wrześ. 1710. Nakoniec, r. 1715 ten sam Papież zakończył długi spór bullą Ex illa die, którą potępił ceremonje Chińczyków i zabronił ich Chińczykom nawróconym. Te dyskussje i mały szacunek okazany przez legatów apostolskich jezuitom, zły wywarły wpływ na cesarza: obraził się on brakiem pobłażliwości w legatach i ogłosił edykt, którym wydalał z państwa swego wszystkich missjonarzy europejskich, nie mających od niego patentu, a takowy patent udzielał jedynie tym, co przyrzekali osłaniać tradycjonalną cześć, składaną Konfucjuszowi i przodkom każdej rodziny. Edykt ten był zgubny dla missjonarzy nieprzyjaznych jezuitom i stał się początkiem długiego prześladowania. Kardynał de Tournon został pierwszą jego ofiarą: umarł więźniem w Makao. Położenie religji chrześcjańskiej stawało się coraz opłakańsze w Chinach, osobliwie po śmierci cesarza Cam-hi, r. 1724. Syn jego i następca Jout-ching lękał się, iżby te dysputy nie zakłóciły porządku publicznego, dzieląc chrześcjan na dwa obozy; zabronił więc praktyki religji chrześcjańskiej w swojém państwie i wypędził wszystkich księży europejskich, wyjąwszy tych, których, przez wzgląd na ich talenta, uważał za użytecznych dla siebie. Gubernatorowie prowincji, wykonywając ściśle rozkaz cesarski, burzyli kościoły i zabijali wielu chrześcjan i missjonarzy. Do tych, którzy wówczas zapieczętowali krwią wiarę swoją, zaliczają także dwóch książąt z rodziny cesarskiej. Od tej epoki chrześcjanizm zawsze był prześladowany w Chinach. Ob. a. Chiny. (Düx). X. M. G.