Encyklopedja Kościelna/Boże sądy

<<< Dane tekstu >>>
Tytuł Encyklopedja Kościelna (tom II)
Redaktor Michał Nowodworski
Data wyd. 1873
Druk Czerwiński i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron

Boże sądy (Judicia Dei, Judicia divina, Ordalia). Bożemi sądami nazywały się pewne, przepisami dokładnie oznaczone próby, w których dopatrywano wyroków samego Boga. Polegały one na tém przekonaniu ludów, że jeżeli nie można dojść do prawdy środkami ludzkiemi, to Bóg, za pomocą pewnych znaków, wolę swoję wyjawia i wykazuje, gdzie jest wina, a gdzie niewinność. Podobną wiarę i sądy Boże spotykamy prawie u wszystkich ludów starożytnych, a Indusowie dotychczas je zachowali. Grecy używali próby rozpalonego żelaza i przechodzenia przez ogień; w Sycylji, człowiek posądzony o kradzież, oczyszczał się z winy przez wykonanie przysięgi, której słowa spisywano na tablicy i rzucano do świętego jeziora (lacus Palicorum). Jeżeli tablica wypłynęła na wierzch, podsądny uważał się za niewinnego, jeżeli zaś zatonęła, to topiono go w głębiach jeziora. Strabo opowiada: Na wybrzeżu Gallji znajduje się przystań, nazywana zatoką dwóch kruków, i tam można widzieć dwa tego rodzaju ptaki, o białych piórach na prawém skrzydle. Do przystani udają się strony spór między sobą prowadzące. Na desce, umieszczonej na jednym z bliskich pagórków, kładą dwa kawały ciasta: jeden kawał zjadają kruki, a drugi rozrzucają. Strona, której ciasto zostało rozrzucone, uważa się za wygrywającą (Grimm, Teutsche Rechtsalterthümer). W Indostanie jeszcze teraz ordalje są w powszechném użyciu. Indyjskie próby są bardzo podobne do praktykowanych przez ludy germańskie. W kryminalnej procedurze wieków średnich panowała zasada, że oskarżyciel nie był obowiązany dowodzić winy oskarżonemu, lecz ten ostatni musiał przekonywać sędziów o swej niewinności; w przeciwnym razie uważał się za przegrywającego sprawę. Środkiem dowiedzenia niewinności była przysięga uczciwego człowieka, uroczyście złożona. Ztąd poszła nazwa przysięgłych (Eideshelfer, jurati), których liczba była rozmaitą, według znaczenia sprawy. Na przysięgłych nie ciążył obowiązek składania świadectw, odnośnie do sprawy, gdyż przysięgali oni tylko na to, że mają moralne przekonanie, jako obwiniony, o ile go znają, prawdę przed sądem zeznał. Jeżeli zaś oskarżyciel podejrzywał przysięgłych o stronność, albo oskarżony nie mógł znaleść dostatecznej liczby przysięgłych (np. cudzoziemiec), albo też nie miał prawa przysięgać (np. ludzie złej opinji używający i niewolnicy), wtedy uciekano się do sądu Bożego, dla wolnych za pomocą pojedynku, dla niewolników zaś i kobiet, jeżeli obrońców znaleść sobie nie mogli, za pomocą innej próby, którą albo zwyczaj określał, albo też sam sąd ją stanowił. Taki był początek ordaljów, w języku prawnym nazywanych oczyszczenie pospolite (purgatio vulgaris), które zresztą nietylko w procedurze sądowej się używały, lecz i do roztrzygania rozmaitych spornych interesów służyły. Za cesarza Ottona pojedynkiem roztrzygnięto kwestję sporną o prawie reprezentacji wnuków; w podobny sposób załatwiono w Hiszpanji sprawę o to, której z dwóch liturgji dać pierwszeństwo, czy hiszpańskiej, czy też rzymskiej. Wiadomo także, jak często krzewiciele chrześcjaństwa, między pogańskimi Germanami, prawdę nauki głoszonej różnemi próbami stwierdzać musieli. W ogóle, przy religijném usposobieniu ludów, uciekano się do ordaljów we wszystkich wypadkach, gdzie wyraźnych dowodów znaleść nie można było. Z biegiem czasu wytworzyły się następujące rodzaje ordaljów:1) Rzucanie losów. Ten rodzaj należy do najdawniejszych. Tacyt, w opisie dawnych Germanów, wspomina: auspicia sortesque ut qui maxime observant, i tak opisuje sposób postępowania: „odcinają gałąź owocowego drzewa, dzjelą ją na małe pręciki, znaczą pewnemi znakami i rozrzucają na białej szmacie. Jeżeli idzie o jakąś sprawę ogólną, to kapłan zwraca się do bogów, a jeżeli o sprawy prywatne, to najstarszy z rodu; następnie, utkwiwszy oczy w niebo, trzykrotnie podnosi każdy pręcik i ze znaków, na nim się znajdujących, przepowiada o rezultacie sprawy“ (Germania c. 10). W IV w. spotykamy rzucanie losów w sprawach o kradzież (Walter, Corpus juris germ. ant. t. II p. 8). W Lex Frisionum tit. XIV (Walter) znajdujemy szczególny przepis o rzucaniu losów. Jeżeli ktoś został zabity w zbiegowisku ludu, a nie można było odkryć winowajcy, wtedy ten, kto miał prawo wystąpić z żądaniem pieniężnego wynagrodzenia (compositio), mógł wskazać, jako morderców, siedmiu ludzi obecnych śmierci. Każdy z siedmiu przysięgał, jako nie jest winnym zbrodni; następnie prowadzono ich do kościoła i składano na ołtarzu lub relikwiach dwie kości, z których jednę znaczono krzyżykiem. Ksiądz, albo dziecko w razie nieobecności księdza, wyjmował jednę kość, a jeżeli miała krzyżyk, to oskarżeni uwalniali się zupełnie od zarzutu. Jeżeli zaś wyjęto drugą, bez krzyżyka, to każdy z siedmiu podawał oddzielną kostkę, oznaczoną pewnym wiadomym znakiem, i kładł ją na tém samém miejscu, gdzie owe pierwsze dwie leżały. Ksiądz brał je z kolei, a czyja kostka była ostatnią, ten uważał się za winnego i musiał oznaczoną za morderstwo karę pieniężną (compositio) zapłacić. Oprócz kilku rzadkich wypadków, późniejsza historja nie wspomina już o próbie rzucania losów. — 2). Próba ognia (judicium ignis, igneum, ignitum) była używaną w trzech odmianach. Oskarżony dowodził swej niewinności przechodząc w koszuli tylko, niekiedy nawet woskiem oblanej, przez płonący stos. W taki sposób oczyściła się od podejrzenia w cudzołóztwie Richardis, żona Karola Grubego. Wielkie wrażenie na współczesnych wywarła próba ognia, za pomocą której, w półowie XI w., roztrzygniętym został spór między biskupem Florencji i tamtejszymi zakonnikami. Zakonnicy obwiniali biskupa o to, że godność swoję za pomocą symonji otrzymał; biskup temu zaprzeczał i obie strony odwołały się do sądu Bożego. Pewien mnich, nazwiskiem Petrus igneus, stwierdził prawdę zarzutu, przechodząc bez najmniejszego szwanku między dwoma gorejącemi stosami (J. H. Boehmer, Jus. Eccl. t. V p. 595). Inna odmiana próby ogniowej polegała na tém, że oskarżony brał w ręce kawał rozpalonego żelaza (od 1 do 3 funtów) i niósł go przez pewną odległość (od 9 do 13 kroków). Rycerze wkładali na rękę rozpaloną żelazną rękawicę, niekiedy aż do łokcia sięgającą (Saxo Gram. Hist. Dan. l. 10). Próba rozpalonego żelaza była w powszechném użyciu u Franków, Fryzów, Anglów, Saksonów i na skandynawskiej północy. Tu także należy próba rozpalonego pługa (judicium vomerum). Rozkładano na ziemi pewną ilość takich pługów i obwiniony bosemi nogami po nich stąpać musiał. Lex Anglorum (Walter I 380) przepisuje: si mulier maritum veneficio dicatur occidisse vel dolo malo ad occidendum prodidisse, proximus mulieris campio eam innocentem efficiat aut si campionem non habuerit, ipsa ad novem vomeres ignitos examinanda mittatur. O Kunegundzie, żonie Henryka II, powiada jej biograf, że od zarzutu złamania wiary małżeńskiej oczyściła się w podobny sposób: „stupentibus et flentibus universis, qui aderant, vomeres candentes nudo vestigio calcavit et sine adustionis molestia transiit.“ — 3) Próba zimnej i gorącej wody (judicium aquae calidae sive ferventis et frigidae). Próba gorącej wody polegała na tém, że do kotła, napełnionego wrzącą wodą, wrzucano pierścień albo kamień, który oskarżony gołą ręką wyjmować musiał. Próba ta jest bardzo dawna i rozpowszechniona w wiekach średnich. Kapitularz Ludwika Pobożnego powiada, że jeżeli niewolnik dopuści się morderstwa w kościele, to za pomocą wrzącej wody dowieść winien, czy popełnił zbrodnię rozmyślnie, czy też bez rozmysłu. Przy próbie zimnej wody (judicium aquaticum, per aquam frigidam) rozbierano oskarżonego, wiązano ręce i nogi i na powrozie spuszczano do wody, t. j. albo w rzekę, albo też w wielkie jakieś naczynie, wodą napełnione. Wypłynięcie na wierzch uważało się za dowód winy, zanurzenie się za dowód niewinności. Próba ta w rozmaitych miejscowościach rozmaicie była tłumaczoną. Poddawali się jej pospolicie ludzie z niższych stanów, jakkolwiek spotykamy niekiedy osoby szlachetnego urodzenia przechodzące przez próbę zimnej wody. — 4) Próbę krzyża (judicium crucis) w różny sposób przebywano. Zwykle dokonywała się tak, że przeciwnicy, lub ich zastępcy stawali z rozpostartemi rękami pod krzyżem, i komu pierwej ręce obwisły, ten uważał się za winnego. Próbę tę pierwszy raz spotykamy w kapitularzu Pepina Małego z r. 752 (Walter II p. 35), a Karol W. kilkakrotnie ją nakazywał. O tém, jak wielce była upowszechnioną, świadczą liczne wypadki z panowania Karola W. Gwałtowny spór powstał między mieszczanami Werony a biskupem miejscowym i duchowieństwem, o odbudowanie murów miejskich. Obie strony zgodziły się na roztrzygnięcie sprawy sądem Bożym. Obrano dwóch księży i ci stali pod krzyżem tak długo, aż jednemu z nich ręce opadły (Ughelli, Italia sacra t. V p. 410). Biskup Paryża i opat z St. Denys mieli z sobą zatargi o posiadanie pewnego opactwa: waśń zakończyła się próbą krzyża na korzyść opata (Mabillon, De re diplom. lib. VI p. 498). Karol W. zalecił na przypadek, gdyby po jego śmierci spory graniczne między synami wybuchły, aby nieporozumienia załatwiono za pomocą próby krzyża (Walter II p. 218). Ludwik Pobożny zabronił używania próby krzyża w 816 r.: nullus deinceps quamlibet examinationem crucis facere praesumat, ne quae Christi passione glorificata est, cujuslibet temeritate contemtui habeatur“ (Walter III p. 306) i zdaje się, że odtąd zupełnie wychodzi ona z użycia. — 5) Próbę poświęconego chleba (judicium offae, judicium panis adjurati) spotykamy u Anglosaksonów, Fryzów i w państwie Frankońskiém. Polegała na tém, że obwinionemu podawano kawałek chleba, poświęconego przez księdza przy Mszy św.; jeżeli chleb utkwił mu w gardle, to uważał się on za winnego. Nagła śmierć spotykała winowajcę, gdyby mu się nawet udało ów poświęcony kęs połknąć. Tak np. opowiada Du Fresne (Gloss. s. v. cornsnaed) o niejakim hrabi Godwinie, że umarł nagle po spożyciu poświęconego kęsa. — Podobną do poprzedniej była próba przez Eucharystję (purgatio per Sacram Eucharistiam). Kto chciał dowieść swej niewinności, przyjmował z rąk kapłana kommunję św., przyczém wymawiał wyrazy: Corpus Domini sit mihi in probationem hodie. W religijném usposobieniu owych czasów tkwiło przekonanie, że umrze każdy, ktoby, czując się winnym, niegodnie przystępował do Najśw. Sakramentu, i kronikarze liczne podają przykłady ciężkiego gniewu Bożego, np. Lotara, króla Austrazji, który dla oczyszczenia się od zarzutu cudzołóztwa, słusznie mu czynionego, przyjął w Rzymie kommunję św., lecz w kilka dni potém w Placencji nagle umarł (Rhegino, Chronic, lib. II ad an. 869). W ogóle, duchownych tylko dopuszczano do tej próby, i np. synod w Worms z r. 868 postanowił, że jeżeliby w klasztorze okazała się jakaś kradzież, wszyscy zakonnicy winni byli oczyścić się od podejrzenia przez przyjęcie kommunji św. Próba ta wszakże bardzo wcześnie wyszła z użycia. — Szczególnym rodzajem sądu Bożego była tak nazwana 7) próba na marach (jud. albo jus feretri, cruentationis). Jeżeli spełnione zostało morderstwo, mordercy zaś wykryć nie można było, lecz podejrzenia na kogoś padały, wtedy kładziono na marach obnażone ciało nieboszczyka, i podejrzani o morderstwo musieli zbliżyć się do niego i dotknąć się ran i pępka. Ten, za którego dotknięciem zwłoki się poruszyły, albo zmieniły kolor, albo też uczucie wstydu pokazywały, uważany był za winowajcę; nieruchomość zaś zwłok była dowodem, że sprawca między oskarżonymi się nie znajduje. Takie były, oprócz pojedynku (ob.), najważniejsze ordalje. — Postaramy się teraz wyjaśnić początek tych zwyczajów. Zbyteczną byłoby pracą wyliczać wszystkie wypadki, podawane przez kronikarzy, w których ten lub ów rodzaj sądów Bożych był używany. Powstały one w czasach głębokiej wiary, że Bóg niewinności cudownemi często środkami broni, ukrywającego się winowajcę ujawnia, że na modlitwy ludzi prawdę rozjaśnia, a wskutek tego, rzeczy szkodliwe stają się nieszkodliwemi, a obojętne zgubnemi. Ordaljów nikt nie wynajdował, nikt nie zaprowadzał: wyrosły one na gruncie niejasno jeszcze pojmowanego uczucia religijnego, a ztąd wypłynęło ich znaczenie i uznanie ogólne w życiu praktyczném. To tylko o ich początku jest wiadome, że powstały one jeszcze za czasów pogaństwa. Oprócz innych dowodów, pierwotne prawodawstwa ludów najlepiej o tém świadczą. W prawie salickiém, najdawniejszém germańskiem prawie, które sięga początków V w., a więc czasów przed przyjęciem chrześcjaństwa, 56-ty tytuł wyraźnie mówi o próbie gorącej wody. Ponieważ przepis ten nie jest późniejszą interpolacją, a samo prawo było nie czém inném, jak spisem dawnych obyczajów i zwyczajów, pogański więc początek ordaljów jest tu zupełnie jasno dowiedziony. Wieki średnie pomnożyły liczbę ordaljów, lecz było to tylko rozwinięcie obyczajów, wyniesionych z życia pogańskiego. Missjonarze chrześcjańscy, nie mogąc starożytnych obyczajów usunąć, starali się je uszlachetnić i oczyścić. Jeżeli zaś ztąd tak nazwana nowoczesna nauka czyni im wyrzuty, jakoby umyślnie zabobony między ludem szerzyli, to, wspierając się na znajomości natury rzeczy i autentycznych dowodach historycznych, możemy nazwać takie insynuacje kłamstwem i niesprawiedliwością. Ordalje, których początek sięga czasów pogaństwa, niezgodne są wprawdzie z podnioślejszém pojmowaniem chrześcjaństwa; przez nie ofiarą niejednokrotnie padała niewinność, a zbrodzień wymyka się od kary, lecz cóż mogli poradzić słudzy krzyża przeciwko zakorzenionym obyczajom ludowym? Wiadomo, jak uporczywie obstawali Germanowie przy swojej tradycji, jak długo monarchowie i książęta, przez wieki całe, nadaremnie przeciwko ordaljom walczyli. Ludy tak głęboko były do nich przywiązane, że chrześcjańscy missjonarze nawet prawdę głoszonej nauki niekiedy sądami Bożemi stwierdzać musieli. Jeżeli król longobardzki Luitprand przyznaje się: Incerti sumus de judicio Dei et multos audivimus per pugnam sine justitia causam suam perdere Sed propter consuetudinem gentis nostrae legem impiam vetare non possumus, czyż więc missjonarze zasługują na jakiśbądź wyrzut za to, że z dwojga złego, mniejsze wybierali? Oprócz tego istniały jeszcze inne pobudki, skłaniające do utrzymania ordaljów. Powszechnym środkiem dojścia do prawdy była przysięga, lecz przy zbyt częstém jej stosowaniu, zaczęła tracić na sile i znaczeniu. Gundobald, król Burgundów, powiada (Lex Burgund, c. 45): multos in populo nostro ita cognoscimus depravari, ut de rebus incertis sacramenta plerumque offerre non dubitent et de cognitis jugiter perjurare. Jeżeli więc zważymy, jaką świętością otoczyła przysięgę religja chrześcjańska, to czyż możemy potępiać duchowieństwo, że, dla uniknięcia profanacji, starodawnych obyczajów z procedury sądowej nie usunęła? Pomijając nawet krzywoprzysięztwo, pamiętać należy, że przysięgę mogli wykonywać tylko ludzie wolni; poddani więc, którym wzbroniona była nietylko przysięga, lecz i pojedynek, nie mieli żadnych innych środków obrony. Odwoływanie się do wyroków Boga było ostatnią ucieczką dla klas niższych, jedyném złagodzeniem ich ciężkiego położenia. Przeciwko barbarzyńskiemu zwyczajowi pojedynków, świeccy monarchowie, a szczególniej Karol W., wszelkiemi siłami walczyli, prawdopodobném jest więc, że i Kościół dla tego ordalje zatrzymał, aby niemi zastąpić okrutniejsze środki dochodzenia prawdy. Duchowieństwo robiło wszystko, co w danych okolicznościach zrobić się dało, i praktycznemi względami kierowali się także obrońcy ordaljów, jak Hinkmar z Reims, który usprawiedliwiał próbę wody, jak biskupi zebrani na synodzie w Trewirze (895 r.), którzy przyjęli próbę ognia za ostatni sposób dochodzenia prawdy między świeckimi ludźmi. Nie mogąc od razu wykorzenić starodawnych obyczajów, Kościół usiłował przejąć je duchem chrześcjańskim: z wyjątkiem pojedynków, wszystkie ordalje znajdowały się pod władzą i rozporządzeniem duchowieństwa. Bez zgody duchowieństwa nie mogły one mieć miejsca; bez współudziału Kościoła próby nie miały żadnego znaczenia. Kto się poddawał Bożemu sądowi, musiał się do tego przygotowywać pod kierunkiem księdza, modlił się i pościł; niekiedy rodzina i krewni obwinionego w tych przygotowaniach udział przyjmowali. Skoro nastąpił dzień sądu, do kościoła nie wpuszczano nikogo, oprócz pewnej liczby świadków. Kapłan miał przemowę do obwinionego, odprawiał Mszę św., na Mszy przed kommunją jeszcze raz zaklinał obwinionego o powiedzenie prawdy i, jeżeli ten milczał, dawał mu kommunję św., a po Mszy św. kropił obecnych święconą wodą i dawał do całowania Ewangelję i krucyfiks; odmawiał następnie modlitwy nad przedmiotami, służącemi do takowego sądu, a jednocześnie rozpalano żelaza, gotowano wodę i t. p. Po tém wszystkiém przystępowano do samej próby, z zachowaniem wszakże wszelkich ostrożności. O rezultacie próby świadkowie mogli się zaraz na miejscu przekonać; wyrok zaś zapadał albo natychmiast, albo, jak w próbach ognia i gorącej wody, w trzy dni później; w ostatnich bowiem zawijano rękę i kładziono na niej pieczęć, którą trzeciego dnia w obecności świadków zdejmowano (Walter l. c. p. 56). W taki sposób rozciągał Kościół opiekę swoją nad odziedziczonemi po czasach pogańskich ordaljami; praktycznemi względami zmuszony, zachował on sądy Boże, lecz nigdy nie przestawał uważać ordaljów za niezgodne z duchem nauki Chrystusa pozostałości pogańskich obyczajów. Z łona Kościoła nie jednokrotnie podnosiły się gromiące głosy przeciwko ordaljom. Agobard, arcybp Lyonu († 840 r.), wyjednał u Ludwika Pobożnego wyraźny zakaz ordaljów. Synod w Walencji (855 r.) nazwał pojedynki iniquissimam et detestabilem constitutionem quarundam secularium legum. Papieże od najdawniejszych czasów potępiali sądy Boże i powagą swoją głównie do ich zniesienia się przyłożyli. Już Grzegorz W. (603 r.) surowo zabronił prób ognia i wody, quia fabricatae haec sunt ficta invidia (c. 7 c. II qu. 5 § I). Stefan VI także ich zakazywał, a w liście do Luitberta, biskupa Moguncji, z r. 888, nazwał je „wynalazkami zabobonnemi[1] (superstitiosae adinventiones). Honorjusz III (1225) naganę sądów Bożych temi słowy wypowiada: cum hujusmodi judicium sit penitus interdictum, utpote in quo Deus tentari videtur (c. 3 de purgatione vulgari)... quia per ea multoties condemnatur absolvendus. Aleksander IV mieszkańców Hamburga, na ich własną prośbę, uwolnił od używania próby ognia. Kościołowi pod tym względem pomagali niektórzy monarchowie. Karol W., Ludwik Pobożny, cesarz Lotarjusz usiłowali wykorzenić niektóre rodzaje ordaljów. Fryderyk II zabronił używania sądów Bożych we wszystkich swoich posiadłościach włoskich (Canciani, Leg. ant. Barb. I p. 349). Jakkolwiek przyznać należy, iż wszystkie owe zakazy nie wiele skutkowały w praktyce, przynosiły one wszakże ten pożytek, że baczniejszą na ordalje zaczęto zwracać uwagę i oskarżeni mogli się dopominać o słuszniejszą procedurę sądową. Najwięcej do usunięcia ordaljów posłużyło zaprowadzenie tortury, najprzód używanej tylko względem niewolników, ale później stosowanej do wszystkich. Był to także pewien rodzaj ordalji, bo opierał się na myśli, że Bóg da niewinnemu siłę bezbolesnego wytrzymania mąk najstraszliwszych. — Ostatnie przykłady ordaljów przypadają na środek XV w., lecz niektóre ich ślady do późnych przechowały się czasów, a mianowicie pławienie i ważenie czarowników i czarownic. Obie te próby ztąd powstały, że czarownice, według mniemania ludu, nadzwyczajną lekkością ciała się odznaczały. Obwinionego o czary wiązano na rękach i nogach i nurzano w wodzie; jeżeli wypłynął, to uważano go za winnego. Podobnież rzecz się miała z ważeniem; dowodem winy była zbyt wielka stosunkowo lekkość ciała. Słynny przykład podobnych sądów miał miejsce w Szegedynie 1728 r. — Próba mar dłużej także niż inne się przechowała. Jeszcze w XVII w. wspominają o niej prawa niemieckie, np. w Hesji 1639 r. Około półowy XVII w. przedstawiono fakultetowi prawnemu w Tybindze akta pewnej sprawy, w których jest opowiedziane, jak po zwłokach sprawców morderstwa poznać można. W 1669 r. fakultetowi prawnemu w Frankfurcie nad Odrą podano opis następującej sprawy. Matka i babka podejrzywane były o zamordowanie dziecka. Obie poprowadzono do zwłok dziecięcia. Najpierw dotknęła się go matka, wymawiając wyrazy: „jeżeli jestem winną twojej śmierci, niechaj Bóg pokaże jakiś znak na tobie.“ Żaden znak się nie pokazał. Następnie babka dotknęła się dziecięcia, którego twarz zaraz się zarumieniła i z oczu kropie krwi spłynęły. Babka, zobaczywszy to, przyznała się do winy i opowiedziała okoliczności, towarzyszące spełnieniu zbrodni (S. Stryck, Tract. de jure sensuum, diss. VII de tactu). W XVIII w. uważano występowanie krwi na zwłokach, za znak usprawiedliwiający użycie tortur dla wymożenia całkowitego zeznania, i spółcześni pisarze zalecali tylko oględność w używaniu tak nazwanej próby mar. Dopiero w półowie XVIII w. próba mar zupełnie wyszła z użycia, a z nią znikły ostatnie ślady sądów Bożych. Cf. oprócz powyżej przytoczonych dzieł: Fr. Majer, Gesch. der Ordalien, Jena 1795; Encycl. Ersch u. Gruber art. Ordalien. Obrzędy kościelne przy sądach Bożych, ob. Binterim, Denkwürdigkeiten t. V cz. III. Jak gdzieindziej, tak i w Polsce praktykowały się sądy Boże. Ślady tego mamy w dyplomatach z XIII wieku (ob. Rzyszczewski, Codex diplomat.). Zależały one od najwyższej instancji, t. j. od sądu królewskiego, lub książęcego, a książęta, zdaje się, że nie byli radzi pozbywać się tej części swej jurysdykcji; wymieniając bowiem swobody, z prawa niemieckiego wypływające, rzadko bardzo zaliczają do nich prawo sądów Bożych. Takie prawo w r. 1222 otrzymał opat kanoników regularnych w Czerwińsku (djec. płocka), nad poddanymi we wsi Łomna (pod Warszawą), którym pozwolono, że przed sądem opata mają być sądzeni: ibidem examen ferri et aquae et duellum antiquitus collatum suscipientes (Rzyszcz. op. c. t. I n. 16). Podobne prawo nadał książę kujawski Ziemomysł, w r. 1286, opatowi byszowskiemu: Damus autem insuper... omnem modum et formam judicium exercendi, sicut est pugna clypei et gladii et ferri, in omnibus sicut jus noviforense exigit (ib. n. 60). (Kober).J. N.





  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku – brak cudzysłowu zamykającego.