Encyklopedja Kościelna/Czarodziejstwo

<<< Dane tekstu >>>
Tytuł Encyklopedja Kościelna (tom III)
Redaktor Michał Nowodworski
Data wyd. 1874
Druk Czerwiński i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
Czarodziejstwo, czary, czarnoksięztwo (magia). Wyrazy te używane są już to w szerszém, już ścislejszém, już to w właściwém, już w przenośném znaczeniu, i dla tego dokładne ich określenie przedstawia pewną trudność. 1. Definicja. W najobszerniejszém znaczeniu (że już pominiemy znaczenie przenośne w języku poetyckim) czarodziejstwem nazywa się wywoływanie skutków nadzwyczajnych, zdumiewających, tak, iż w nich związek, zachodzący pomiędzy przyczyną a skutkiem, przechodzi zwykłe pojęcie człowieka: jest to owa dawnych pisarzy magja biała, polegająca na spożytkowywaniu tak zwanych sympatji natury, tajemniczych jej sił, i na wywoływaniu niezwykłych stanów duszy. Nazwę białej nosi dla oznaczenia moralnej swej bezwinności, bo ogranicza się do środków czysto naturalnych i cele ma dobre, lub moralnie obojętne. Właściwie jednak nie jest to żadne czarodziejstwo: ściśle czarodziejstwem nazywa się sprowadzenie skutków dziwnych i przewyższających zupełnie siły ludzkie, za pomocą złego ducha. Uczestnictwo złego ducha w tych skutkach jest cechą główną, wyróżnia ten drugi rodzaj czarodziejstwa od pierwszego, opisanego wyżej, i stanowi magję czarną, czarnoksięztwo. Tu należą: wieszczbiarstwo (ob.), wywoływanie umarłych (nekromancja, ob.), przepowiadanie przyszłości, za pomocą losu lub z kart (sortilegium, ob.), szkodzenie bliźnim przy pomocy złego ducha (maleficium, ob.). 2. Zdanie teologów. Dawniejsi teologowie aż do półowy XVIII w. powszechnie prawie przypuszczali, że czarodziejstwo na wpływie złego ducha oparte; od tego zaś czasu, zwłaszcza pod koniec zeszłego i na początku bieżącego wieku przekonanie to zmieniło się w ogóle, i niektórzy nawet z teologów katolickich nie uznawali rzeczywistości takiego czarodziejstwa. Wszystko, co u ogółu ludzi oświeconych, lub nawet wykształconych specjalnie, uchodziło niegdyś za wpływ i stosunki przeciwne prawu Bożemu ze złym duchem, przypisywali oni teraz wyłącznie z jednej strony nieznajomości praw fizycznych, a zdrugiej strony chytrości i przewrotności oszustów, szarlatanów i tym podobnych ludzi, wyzyskujących łatwowierność ogółu. Zdanie swoje usprawiedliwiali brakiem jasnych w tej mierze świadectw, tak Pisma św. jak i Ojców Kościoła. Liczne miejsca Pisma św., tego przedmiotu dotykające, starali się wytłumaczyć w sposób naturalny. Ale i ich tłumaczenie odnośnych miejsc Pisma św. jest zbyt naciągane i niesłuszne zasłanianie się brakiem świadectw Ojców. Dzisiaj też powszechném jest prawie zdaniem teologów, że nie można już powątpiewać o rzeczywistości czarodziejstwa, opartego na stosunku, czy wyraźnym, czy nie wyraźnym, ze złym duchem. Perrone (Prael. Theol. Tract de Deo Creat. part. I c. 5 prop. 2) zdanie to uważa jako pewne (certa videtur). Chociaż bynajmniej nie zaprzecza, że w czarnoksięztwie wiele może być i było oszustwa, złudzenia; ale złudzenia te i oszustwa kwestji nie rozwiązują, owszem, wskazywać one mogą na rzeczywistą, a głębszą swą podstawę, podobnie, jak obieg fałszywej monety opiera się na obiegu prawdziwej. Nauka objawiona uczy nas, że złe duchy są, że przewyższają rozumem człowieka, ztąd widzimy, iż mogą wykonywać wiele czynności, lub wskazać bliskie w przyszłości wypadki, niedostępne dla rozumu człowieka. Pytamy tylko, czy podobna, aby zły duch wchodził w umowę mniej lub więcej wyraźną z człowiekiem i na jego usługi się oddawał. Do istoty bowiem czarów należy, że człowiek posługuje się złym duchem: gdy bowiem sam zły duch działa bezpośrednio, wtedy nie będzie już czarodziejstwo, ale inspiracja szatańska, opętanie i t. p. Otóż na pytanie powyższe zdrowy rozsądek nie pozwala odpowiadać z góry przecząco, jak zwykle postępują niewierzący; bo jeśli aniołowie, czyli dobre duchy usługują człowiekowi, w zakresie przez Boga oznaczonym, czemużby tego samego czynić nie mógł szatan? Czyż Bóg nie może dopuścić, aby zły duch (który, jako lew ryczący, krąży, szukając kogoby pożarł, 1 Petr. 5, 8), mógł wchodzić w zmowę z ludźmi zepsutymi na ich własną zgubę? Zdrowy rozsądek nie może zaprzeczyć możliwości tego stosunku. Wtenczas tylko bowiem nie byłoby tej możliwości, gdyby Opatrzność jej dopuścić nie chciała. A któż zdoła udowodnić, źe Bóg tego stosunku absolutnie nie dopuszcza? Ani Pismo św., ani podanie o takiém rozporządzeniu Opatrzności nic nam nie mówią, a jeżeli co mówią, to właśnie na stronę przeciwną, jak zaraz zobaczymy. Wola więc złego ducha, radykalnie zepsuta i przewrotna, w tym kierunku idzie i sama z siebie nie może nie chcieć rzeczonego stosunku. Jeżeli znowu z drugiej strony weźmiemy na uwagę drugi czynnik czarodziejstwa, czyli wolę człowieka, komu nie wiadomo, jak dalece ona może stać się przewrotną i ku złemu zwróconą? Komu nie znane namiętności ludzkie: chciwość, ciekawość, pycha, żądza wyniesienia się, lub odznaczenia? Czyż ludzie, pod wpływem tych namiętności, nie są zdolni chwycić się wszystkich środków ku ich zaspokojeniu? Doświadczenie przekonywa, iż nie ma niegodziwości, na którąby w danym razie nie odważyli się tacy ludzie dla dopięcia swych zamiarów. Przypuszczalna jest tedy możliwość czarodziejstwa w znaczeniu ścisłém, t. j. z udziałem złego ducha; rzeczywiste zaś jego praktykowanie stwierdzają fakta, którym nie podobna zaprzeczyć. Faktów takich wcale nie brakuje: czytamy w Piśmie św. (Exod. c. VII, VIII), że czarownicy egipscy naśladowali czarami swemi cuda działane przez Mojżesza i Aarona. W 1 Reg. 28 Saul udaje się do niewiasty mającej pytona w Endor, czyli czarnoksiężniczki, która wywołała zmarłego Samuela. Podobnież w Nowym Test. (Dz. Ap. w r. 8 w. 11) jest mowa o Symonie czarnoksiężniku, który zwodził lud w Samarji swemi czarami. Tamże 13, 6—11 znajdujemy wzmiankę o czarnoksiężniku Elymasie, którego św. Paweł ukarał oślepieniem. Także w Dz. Ap. (16, 16) jest mowa o dziewce mającej ducha złego, która zysk wielki swym panom czyniła wieszcząc. Znakomici też ludzie, nawet najgłośniejsi filozofowie, jak Platon (de Repub. l. IX), Arystoteles (Metapbys. l. IV), wierzyli w rzeczywistość czarnoksięztwa. Pisarze i Ojcowie Kościoła byli tego samego zdania. Euzebjusz (Praep. Evang. l. 5 c. 10 et 11) mówi, że sam zły duch nauczył ludzi sztuki czarnoksięzkiej. Św. Augustyn (De doctr. christ. c. 20) wspomina o umowach zawieranych ze złym duchem i zowie je sztuką czarnoksięzką. Św. Hieronim w życiu św. Hilarjona mówi o pannie, uwolnionej od szkodliwych wpływów czarnoksięztwa (ob. w Perrone, op. c. Tr. de Deo Creat. p. I c. 5 prop. 2. S. Thom. II 2, q. 95 a. IV i q. 122 a. II ad 3). Wielka liczba współczesnych poważnych pisarzy katolickich (jak Bizouard, Des rapports de l’homme avec le démon, Paris 1864 t. 5; De Mirville, Des esprits — Des esprits et de leurs maniféstations diverses; Des Mousseaux, Les mediateurs et le moyens de la magie; La magie au XIX siècle) nie przypuszcza nawet wątpliwości, że zly duch może zostawać i rzeczywiście zostaje w stosunkach z ludźmi. Perrone (Pralec. theol. de virtute rel. p. II sec. 2), opierając się na badaniach wzmiankowanych pisarzy, wykazuje, że wszystkie ważniejsze zjawiska nowoczesnej magji, dziwy magnetyzmu (ob.) i spirytyzmu (ob.) są również, jak dawniejsze czary, skutkiem współudziału złego ducha, który różnemi sposobami ludzi uwodzić usiłuje. Co do sposobu wejścia w stosunek ze złym duchem, błędném jest mniemanie ludu, jakoby zły duch za pomocą zaklęcia mógł być zmuszony do udzielania swych usług człowiekowi. Sama bowiem tylko wszechmoc boska może tego dokazać, a zatém i człowiek tylko siłą Bożą może czarta zmusić do uległości w pewnych razach, gdy chwała Boża i zbawienie bliźnich, zgodnie z wolą Boga, tego wymaga. Wszelkie zaś inne zaklęcia są tylko wyrazem woli człowieka, której żaden duch nie jest podległy. Może wprawdzie zaklęcie sprowadzić skutek, ale wówczas skutek ten (stawienie się złego ducha) nie wynika z przymusu, lecz z sympatycznego popędu złego ducha, który postrzegając w człowieku głęboki upadek moralny, widzi w nim zdolne dla siebie narzędzie. Teologowie utrzymują, że może zachodzić umowa, ugoda (pactum) ze złym duchem, mocą której oddaje się on na usługi człowiekowi. Umowa taka dzieli się na wyraźną (pactum explicitum), lub niewyraźną (implicitum), na przedmiotowo rzeczywistą i na podmiotowo tylko rzeczywistą. Przedmiotowo rzeczywista znów umowa może być dwojako rozumiana: w stanie zupełnej przytomności i w stanie ekstazy (ob.). Na drugi ten sposób zawierania umowy wiele jest świadectw; rzecz też tę nie tak trudno zrozumieć. Kiedy dusza w stanie zupełnej świadomości siebie, wszystkiemi swemi czynnościami tak się moralnie zwiąże z grzechem i odda się złemu zupełnie, iż dochodzi do ekstazy; wówczas potęgi szatańskie, przyciągnięte tém usposobieniem człowieka, wchodzą w bliższy stosunek z duszą, i zapomocą symbolów, w jakich pojęcia ekstatyków się wyrażają, związek ze złem poprzednio moralny przybiera nareszcie formę umowy. Wszakże taka umowa może być nieraz dziełem czysto tylko podmiotowém, t. j. prostém a czczém przywidzeniem: rozbudzona szczególnie w niektórych razach fantazja, lub choroba umysłowa, zwana demonomanją mogą być jej powodem. Co znaczy umowa wyraźna, objaśniać byłoby zbyteczném; przez niewyrąźną zaś umowę (pactum implicitum) rozumie się przedsiewzięcie czynności, o której człowiek podejmujący tę czynność ma przekonanie, iż dokonana być może tylko przy pomocy szatana. Człowiek wszakże, jak już wspomnieliśmy, nie ma żadnego środka do zmuszenia szatana do swojej służby; jeżeli ten mu swoją daje, czyni to dobrowolnie, pociągnięty powinowactwem, jakie zachodzi pomiędzy jego złością a złością człowieka. Dla tego też teologowie za jedyny środek wejścia w stosunek z szatanem uważają wywoływanie, wezwanie złego ducha (invocatio, evocatio). Podobnie jak umowa, tak i wywołanie może być wyraźne, lub niewyraźne; to ostatnie ma miejsce, gdy się wykonywa czynność, zawierającą w sobie domyślne wezwanie czarta. Rozumiemy bowiem, że czart, jako zły, chętnie słucha wezwania pochodzącego z woli człowieka głęboko skażonej. Nietylko ze złości, ale i z lekkomyślności pochodzące użycie środków sympatycznych, lub pewne praktyki magnetyzmu, spirytyzmu, jak trzymanie ręki na stoliku, ekierce i t. p., w celu dowiedzenia się rzeczy tajemniczych, uważać należy za niewyraźne wywoływanie (implicita evocatio) czarta. — 3. Co się tyczy zakresu czarodziejstwa, nie przechodzi ono granicy, sił i przyczyn stworzonych; szatan bowiem przekroczyć ich nie może. Jego tylko wyższy od naszego rozum pozwala mu używać sił stworzonych w sposób zręczniejszy i nam nieprzystępny. Sztuki więc czarodziejskie, tak jak wszystkie dzieła szatańskie, nie są wcale cudami (ob. Cud). 4. Pod względem moralnym, użycie środków czarodziejskich jest grzechem ciężkim. Grzech ten może być popełniany niezależnie od rzeczywistego związku ze złym duchem: dość bowiem mieć wewnętrzne przekonanie, czyli wiarę w jakieś środki czarodziejskie i takowe praktykować, lub w nich uczestniczyć, a już wtedy ta wiara staje się wewnętrzną zasadą naszego życia: wola, myśli, uczucia i czyny według tego wewnętrznego przekonania się układają. Złość więc grzechu czarodziejstwa wynika z przewrotnego stanowiska, jakie człowiek w tym razje względem Boga zajmuje. Czarodziejstwo jest niewyraźną czcią szatana (implicita daemonolatria). Gdy bowiem kto szuka pomocy u złego ducha, w potędze jego pokłada swoją nadzieję i jemu się oddaje, tém samém uważa go za dawcę szczęścia, za pana, któremu służy, a więc w samej rzeczy stawia go na miejscu Boga. Wszelka tedy czynność czarodziejska, chociażby w sobie oderwanie uważana była niewinną, skoro tylko ożywiona jest wiarą w jej siłę czarodziejską, staje się grzechem tego rodzaju. Przedmiotowo zaś rzecz uważając, skoro przychodzi wydać sąd, czy jaka czynność jest grzechem czarodziejstwa, należy dobrze uważać, czy skutek został osiągnięty środkami przewyższającemi możność człowieka, a nie pochodzącemi od Boga. W razie wątpliwości, czy skutek jaki pochodzi z sił natury, lub z działania złego ducha, należy przypisywać go siłom natury, jako za rzecz zwykłego porządku (cf. Ferraris, Prompta Bibl., pod wyrazem Superstitio n. 59). Ponieważ czarodziejstwo ma źródło w skażonej naturze i namiętnościach (a osobliwie zmysłowości i nienawiści) człowieka, który ich zaspokojenia rad szukać wszelkiemi sposoby i na wszelkich drogach, dla tego nie można ludzi uleczyć z tej choroby moralnej wyłącznie tylko za pomocą oświaty, jak wielu dziś mniema. Do uleczenia tej choroby duszy trzeba nadewszystko gruntownej, moralnej naprawy woli i podniesienia jej z jej głębokiego upadku, na którym się opiera czarodziejstwo. Fakt to bowiem niezaprzeczony, że im w którym wieku upadek moralny jest głębszy, tém bardziej czarodziejstwo się wzmaga, bez względu na postęp i rozszerzenie • oświaty. Dla tego to i w bieżącym wieku, pomimo oświaty, z jakiej się chlubimy, czarodziejstwo więcej jest rozpowszechnione, aniżeli się nie jednemu wydaje. Że wiele faktów, za czarodziejskie uważanych, wynika z chorobliwego stanu duszy, wie o tém każdy doktor chorób umysłowych; ale za daleko się posuwa, kto wszystkie zjawiska mystyki demonicznej chce objaśniać takim nienormalnym stanem duszy. Błąd ten, dosyć pospolity pomiędzy naturalistami, pochodzi, jak to wykazał jasno sławny doktor monachijski Walther, z niedostatecznej obserwacji faktów (Schubert, Die alten u. neuen Zaubereisünden p. 29). 5. Czarodziejstwo i herezja. W starożytności pogańskiej, jak i w późniejszych czasach u ludów bałwochwalczych, czary i czarnoksięztwo były nader upowszechnione. Zdarzało się ono i w różnych wiekach chrześcjaństwa, szczególniej wszakże zwraca na siebie uwagę wiara w czary [1]) i czarodziejstwo od XVI w.; występuje ona odtąd w zdumiewających rozmiarach. Jest to smutne, ale zarazem zagadkowe zjawisko, dla tego nie dziw, że historycy starali się je różnemi sposobami wytłumaczyć. Niektórzy, jak mianowicie Soldan i Wächter, całe ówczesne czarownictwo składają na ówczesny sposób prowadzenia procesu inkwizycyjnego, przy którym używano tortury. Sędziowie, podług tego sposobu tłumaczenia rzeczy, mieli już naprzód wyrobione przekonanie i dopóty używali tortury, dopóki badani nie złożyli zeznań, zgodnych z tém ich przekonaniem. Ale tłumaczenie to nie objaśna wielu faktów, nie zaspakaja wielu pytań, nie tłumaczy ówczesnej wiary w czarodziejstwo, nie wykazuje źródła, zkąd ona wynikła, ani też, jak się rozszerzyła w wielu miejscach, gdzie procesów inkwizycyjnych wcale nie znano, chociaż zaprzeczyć nie można, że wielu z oskarżonych z samego strachu lub bólu przyznawało się do faktów, jakie powszechnie przypisywano czarownikom. Już Spee (ob.) zwracał uwagę na te straszliwe nastgpstwa przypisując je sekularyzacji procesów przeciwko podejrzanym o czary. I w rzeczy samej, ludzie świeccy nie zawsze umieli dobrze odróżnić sztuki i sprawy czarnoksięzkie od sztuk i spraw czysto naturalnych. Procedura sprawiedliwsza, łagodniejsza, dokładniejsze rozumienie przedmiotu, z pewnością byłoby nie znalazło zbrodni karygodnej w wielu tego rodzaju sprawach, wytaczanych przed sądy. Z ogromnej liczby czarowników spalonych na stosach, jeżeli nie wszyscy, to przynajmniej bardzo wielu byłoby ocalało. W Rzymie, gdzie wierzono także w czarnoksięztwo, w tym przeciągu czasu nikt za czary nie był ani spalony, ani prześladowany. Czarodziejstwo w tym razie pozostałoby zagadką dla lekarzy i spowiedników, którzyby ją niezawodnie lepiej i zaszczytniej dla ludzkości rozwiązali, aniżeli prawnicy. Na szczególną zasługuje tu uwagę, że czarodziejstwo szczególnie się upowszechniło u ludów germańskich. Zjawisko to dziejowo wiąże się widocznie z przewrotem religijnym, dokonanym na początku XVI w. Wiadomo, że głębokie wstrząśnienia społeczne nietylko wywołują za sobą choroby duchowe, ale nadają im szczególną postać. Gwałtowne poruszenie umysłów przez tak zwanych reformatorów XVI w., skrzywiona egzaltacja religijna, gwałty dokonywane na sumieniu ludu, a przytém rozpasanie najniższych namiętności, sprzyjały z jednej strony obłędowi czarodziejstwa, a z drugiej ułatwiały szatanowi rzeczywisty jego związek z duszą człowieka. Koryfeusze nieszczęśliwej reformy uważali za rzecz najpilniejszą wpajanie masom ludzi przekonania, o ustawicznych stosunkach czartów z ludźmi: Luter nie umiał kilku słów powiedzieć, nie wspominając przytém djabła. Przyznawał się on nawet do stosunków z czartem, od którego się miał nauczyć, że Msza św. nie jest ofiarą (Audin, Hist. de la vie de Luther. t. 1 c. 21). Zwingla zły duch miał także uczyć, że Eucharystja jest tylko pamiątką Męki Pańskiej. Sama natura zasad i sposób działania nowatorów nietylko sprzyjały wpływom złego ducha, ale się niejako domagały jego współpracownictwa (Perrone, De virt. relig. par. II. § 865—878). Tém się tedy objaśnia, dla czego, jednocześnie z protestantyzmem w sposób niezwykły wzmógł się zabobon i czarownictwo. Wprawdzie procesy czarownicze dawniejsze są jak reformacja XVI w., ale i ta reformacja, która wówczas dopiero wystąpiła szerzej, kierowała już poprzednio w rozmaitych sektach średniowiecznych. Paralelizm tedy między herezją a czarownictwem najzupełniej się utrzymuje. — 6. Procesy czarownicze. Chociaż dawne jest, jak widzieliśmy, przekonanie o możliwości stosunków z czartem, wszakże w historji pierwszą wzmiankę o formalnej z nim umowie spotykamy dopiero 1275 r.; od tego czasu zaczęła się stopniowo wiara w czary upowszechniać. Wiele do tego przyczyniły się ohydne występki heretyków, pojawiających się w końcu wieków średnich, jak np. braci wolnego ducha (ob.). Sądzenie czarów zaprowadzono w XIV w. W sławnym procesie przeciw templarjuszom zarzucano im, że zaprzeczali Boga i Chrystusa, że oddawali się magji, że służyli i kłaniali się djabłu w postaci koła. Jan XXII, Papież, w bullach z 1317 i 1327 potępił czarodziejstwo. Opłakuje w nich Papież, że nie mało ludzi oddaje się złym duchom, że ich czczą, radzą się i ich pomocy używają do zaspokojenia swych zamiarów zbrodniczych. Sorbona w 1393 r., na żądanie Jana Gersona, wydała 27 propozycji przeciwko czarom. W XV w. i późniejszych czasach oskarżano głównie kobiety o stosunki z czartami. Potępił te wszystkie praktyki synod w Langres 1404 r. Znany na soborze konstancjeńskim teolog niemiecki Ulryk Molitor, w swoim djalogu: De lamiis et pythonicis mulieribus, mówi tylko o samych czarownicach. Z tego pisma widać, że wiara w czary była wówczas znacznie upowszechniona i że procedura przeciwko czarownicom była już zaprowadzona w Niemczech przed bullą Innocentego VIII z 1484 r., której powszechnie przypisywano początek tych procesów. Molitor w dziewięciu artykułach roztrząsa takie pytania: czy mogą czarownice za pomocą djabła grad i grzmoty sprowadzać? czy mogą na ludzi sprowadzać choroby? czy mogą czynić niezdolnymi dopełnienia obowiązków małżeńskich? czy mogą zmienić kształt i postać człowieka? czy na miejsce swych schadzek jadą na laskach magicznych, na wilkach i innych zwierzętach? czy szatan łączy się z czarownicami i czy ztąd mogą się dzieci rodzić? czy mogą czarownice za pomocą złych duchów przyszłość poznać? czy należy te występne kobiety palić, lub też innym sposobem karać? I odpowiada: że należy je palić, bo wiele z nich odstępuje od wiary i z rozpaczy oddaje się czartu. Wiadomo, że dziewicę Orleańską jako czarownicę w Rouen 1431 r. spalono. Odtąd zaczęły procesy szybko się mnożyć. W czasie wielkiego procesu w Arras, użyto tortur i otrzymano wyznania żądane, ale oskarżeń wnet je odwołali. Parlament paryzki uznał ich niewinnymi. Wtedy ukazała się bulla Innocentego VIII: Summis desiderantes affectibus (z 4 Grudnia 1484), wydana na żądanie trybunałów niemieckich przeciw heretykom; określiła ona tylko formę procesu przeciw czarownicom, ale ich wcale nie ustanawiała. Trzech zakonników: Jakóba Sprengera, Henryka Institora i, Jana Grempera, stanowił Papież inkwizytorami spraw czarodziejskich w djecezjach: mogunckiej, kolońskiej, salzburskiej, trewirskiej i bremeńskiej. Teologowie ci wszakże spotkali opór, najwięcej ze strony duchowieństwa, a szczególniej spowiedników. Sprenger, przy pomocy Institora, ułożył Malleus maleficarum, które odtąd służyło za przewodnika w tych procesach. Pierwsze wydanie tego dzieła wyszło w Kolonji 1489 r.; Sprenger podaje w niem imiona czarownic, w ostatnich trzech latach skazanych na spalenie. Drugie wydanie togo Młota wyszło w Kolonji i Norymberdze 1494 r. W tém dziele, prócz wstępu, znajduje się dyplom Maksymiljana I, cesarza, zdanie fakultetu teologicznego kolońskiego i wykład szczegółowy procesów przeciw czarownicom. Ten wykład dzieli się na trzy części. Część pierwsza w 18 pytaniach mówi o czarach w ogóle, o skutkach, jakie czarownice przy pomocy czarta sprowadzają, o różnych sposobach szkodzenia ludziom. Dowodzi, że czarodziejstwo sprzeciwia się rządom opatrznościowym i że kobiety są do niego bardzo skłonne. Druga część w 16 rozdziałach mówi o sposobach uchronienia i uwolnienia się od czarów, a mianowicie o modlitwie, poście, przyjmowaniu sakramentów i egzorcyzmach. Trzecia część przedstawia samą procedurę. Karanie tego występku z tytułu herezji należy do władzy kościelnej. Autor w 35 pytaniach przedstawia całą procedurę od początku, aż do wydania wyroku. Sędzia ma przystępować do sprawy bez poprzedniego zaskarżenia. Przy roztropnych zapytaniach sędziego, wystarcza dwóch lub trzech świadków. Tortury autor uznaje za środek bardzo skuteczny do wykrycia prawdy. Radzi przeszkadzać wszelkiej apelacji do trybunału wyższego. Z całej instrukcji kryminalnej, podanej przez autora, wypada, że oskarżonych miano zawsze za winnych, a procedura nie zmierzała bynajmniej do wykrycia prawdy, ale do udowodnienia winy. Ogłoszenie tego Młota czarownic mogło także się przyczynić do niezmiernego rozszerzenia, w dwóch następnych wiekach, procesów tego rodzaju. Za zasadę przyjęto, że czarnoksięztwo, jako zbrodnia nadzwyczajna, nie mogło ulegać zwykłym prawidłom sądowym. Szpiegowie przebiegali wsie i miasta, szukając winnych, ich fantazja znajdowała winnych w każdym stanie i wieku. Kogo tylko oskarżono, już był zgubiony, chociaż pobudki oskarżenia, służące za dowód, były najbłahsze. Każda kobieta podejrzana o czary ulegała śledztwu. Oskarżona, była niezawodnie czarownicą, jeżeli komu zaszkodziła. Jeżeli objawiła życzenie nieprzychylne dla sąsiada, a ten przypadkowo coś ucierpiał na swej osobie lub mieniu, było to już pewnym dowodem winy. Drzymanie w ciągu dnia dowodziło czuwania w sobotę; stawał się podejrzanym, kto nie chciał patrzeć w oczy; tegoż samego dowodziło wychodzenie w nocy z domu. Wielka radość lub smutek budziły podejrzenie. Zachowanie się pobożne zewnętrznie dowodziło, że się chce ukryć ugodę z djabłem; pewnym zaś jej znakiem było życie rozproszone. Gdy oskarżona w chwili aresztowania była przerażoną, to dowodziło złego sumienia; jeżeli była spokojną, niezawodnie ten spokój pochodził od szatana. Skoro się przyznawała do winy przy zapytaniach, nie było ratunku; gdy zaś zapierała się podczas tortur, oczywiście czart ją wspierał i była winną. Że tysiące winnych przyznawało się do występku, dziwić się nie należy, zważając na sposób badania. I dziśby się znalazło jeszcze wiele czarownic do spalenia, jeśliby tak samo badano. Kodeks karny Karola V wskazał sposób badania. Dawniej raz tylko można było badać oskarżonych, jeśli nie było nowych dowodów. Później zaś nie miano na to względu dla tego, że czary były występkiem nadzwyczajnym. Badanie rozpoczynano od włożenia wielkich palców oskarżonego w kleszcze, które powoli ściskano, dopóki nie zgnieciono palców. Jeżeli się nie przyznawał, wówczas inném narzędziem ściskano łydki tak dalece, że się kości kruszyły. Następnie rozciągano ciało na tortury. Związywano ręce oskarżonego z tylu, przeprowadzano przez nie powróz, przywiązywano do haka w suficie i kołysano w powietrzu; lub też ciągniono powoli w górę wzdłuż drabiny, której szczeble najeżone były ćwiekami, w skutek czego ręce przez głowę znowu naprzód wywracano. Poczém, dla pomnożenia boleści, gwałtownie opuszczano na dół i podnoszono w górę. Jeżeli milczał upornie, by go więcej rozciągnąć, zawieszano u nóg ciężary. W tej strasznej postawie zostawiano na pół godziny, lub znacznie dłuższy czas, a tymczasem sędziowie szli na posiłek. Gdy te męczarnie pozostawały bezskutecznemi, na ciało nieszczęśliwej ofiary zlewano kroplami palącą się siarkę, lub smołę; lub palono pochodniami pod pachą, pod stopami, lub w inném miejscu ciała delikatném; pod paznokcie palców u nóg i rąk wbijano ostre kolce. W istocie, takiemi męczarniami można było wymódz przyznanie się do wszystkiego, co tylko sędziom się przywidziało. „Tak, woła Fryderyk Spee, w wielkiej liczbie ofiar skazanych na śmierć pod pozorem czarów, jeżeli roztrząśnie się wszystko ściśle, nie masz ani jednej osoby winnej, co i dwaj inni teologowie, na własném doświadczeniu oparci, przedemną wyznali. Otóż, dodaje, postąpcie tak samo z biskupami, ze mną i z sędziami, jak z owymi nieszczęśliwymi, a wszystkich uznacie za winnych czarodziejstwa.“ Tenże sam Spee świadczy, że wielu bardzo silnych i wytrwałych mówiło mu, iż podczas tortur doznawali boleści tak strasznych i nieznośnych, że przyznaliby się do wszystkich zbrodni, że Woleliby sto razy umrzeć, aniżeli nowemu badaniu ulegać. Sędziowie otrzymawszy żądane przyznanie się, pytali oskarżonych o wspólników, kto ich uczył czarów, kto z nimi na zebraniach sobotnich bywał. W razie nalegania sędziów wymieniały pierwszą lepszą osobę, przychodzącą im na pamięć, lub tę osobę, którą sędzia napomykał. Mniemane wspólniczki brano także na tortury i prowadzono na stos. Uciekano się także do próby wody i wagi. Gdy, mając ręce i nogi związane, pływały na powierzchni wody, miano je za winne, ponieważ czarownice były lżejsze od innych niewiast (ob. Boże sądy). Wprawdzie nie przyjmowano zeznań podczas tortury, ale tylko oświadczenie, że chcą wszystko wyznać. Był to tylko pozór, bo w razie nieprzyznania się, znowu brano na tortury. Przywodzą jeden wypadek, w którym kobieta oskarżona, dwadzieścia dwa razy była brana na tortury. Inną przez półczwarty godziny bez przerwy męczono. Gdy która umierała w czasie badania, lub się zabijała potém, mówiono, że djabeł kark jej skręcił i chowano pod szubienicą. Przekonanych, lub przyznających się do winy, najczęściej palono. Przywiązywano ją do słupa, i jeżeli nie okazywała żalu, powoli z dołu w górę ją palono. Gdy zaś dawała znaki żalu, przyśpieszano śmierć. Osoby okazujące politowanie i współczucie dla nieszczęśliwych, a szczególniej księża, przygotowujący na śmierć i towarzyszący na rusztowanie, bardzo często byli podejrzywani o wspólnictwo i stawiani przed sądy. Niepodobna wyliczyć tysięcy mężczyzn, kobiet wszelkiego wieku, niewinnych dzieci, młodych dziewcząt skazanych na tortury i śmierć. W małém miasteczku Nordlingen, od 1590 do 1593 r., 32 czarownic spalono. W mieścinie Rottweil w XVI w. w ciągu 30 lat spalono ich 42, a w XVII w. w ciągu 48 lat spalono 71. W księstwie Bambergskiém, od 1627 do 1630, z ogólnej ludności 100,000 dusz 285 śmierć poniosło. Po rozszerzeniu się protestantyzmu w Niemczech ścigano czarownice ze szczególnym zapałem i zaciętością. W pobliżu Wolfenbüttel był las czarownic, gdzie każde niemal drzewo było przy pniu okopcone, bo tam przywiązywano czarownice i palono. W ogóle mniej było ofiar w krajach katolickich, jak protestanckich. „Wiara zabobonna w djabły i widma, mówi protestant Menzel, napełniła głowy wszystkich, tak, że przez półtora wieku w Niemczech więcej spalono czarownic i czarnoksiężników, niż heretyków w Hiszpanji.“ Podobnież w izbie deputowanych w Berlinie dr. Ritter powiedział „że nie teologowie, lecz prawnicy czarownice palili.“ Najwięcej przeciw tym procesom występowali księża katoliccy: ich to gorliwości udało się pokonać straszny fanatyzm. Widzieliśmy, że rozszerzenie procesów przeciw czarownicom błędnie przypisywano wiekom średnim, bo głównie to nastąpiło w XVI i XVII wieku. Nie myślimy bynajmniej całkowicie uniewinniać katolików i duchowieństwa, jako też sędziów duchownych, ale historją musi być sprawiedliwą i wykazywać właściwy udział wszystkich w danym fakcie. Czarodziejstwo było chorobą powszechną owej epoki: wszyscy współcześni byli mniej lub więcej nią zarażeni. Fakt jest pewny, że po skończeniu się już perjodu wieków średnich, ściganie czarownic przybrało rozmiary straszne, było dokonywane z okrucieństwem niesłychaném, i że wszędzie płynęła krew i paliły się ciała nieszczęśliwych ofiar. Od panowania Ferdynanda I, aż do początku wojny trzydziestoletniej, na wyścigi męczono i palono w Niemczech czarownice. Przez całą też wojnę trzydziestoletnią, gdy pustoszono wsie, miasta i prowincje całe, podobne w tych smutnych czasach do ogromnych cmentarzy, jednocześnie ze szczególną zawziętością tępiono czarownice, tak, że do wielkiej nędzy i licznych ofiar wojny przybyło tysiące ofiar, ślepej, a zbrodniczej wówczas sprawiedliwości ludzkiej. Ojciec Fryderyk Spee (ur. 1595 r.), od r. 1627 do 1628, wyspowiadał i przygotował na śmierć 200 osób wszelkiego stanu i wieku, towarzyszył im na rusztowaniu i oświadczył, że one wszystkie były zupełnie niewinne. Nieszczęście ich tak głęboką boleścią go dotknęło, że wnet posiwiał. Inny także kapłan jeszcze przedtém, Korneli Loos, zm. w Moguncji 1593 r., także energicznie przeciw tym procesom występował. Ojcu Spee pomagał w jego zachodach inny jezuita o. Tanner († 1632 r.). Nie zważając na niebezpieczeństwo, Spee wydał dzieło: Cautio criminalibus, seu de processibus contra sagas, liber ad magistratus Germaniae hoc tempore necessarius, etc., auctore incerto theologo romano, Rinthelii 1631. Książka ta śmiało karciła nieprawości i szał trybunałów, sądzących czarownice. Spee dedykował swoją książkę władzom, które jej czytać nie będą; umarłych uważa on za szczęśliwszych od żyjących, a jeszcze za szczęśliwszych poczytuje tych, co nie przyszli na świat, bo nie są świadkami zbrodni dokonywającej się pod słońcem. Z początku to dzieło przyjęto dość zimno. I nie mógł od razu wywrzeć wpływu na wiek, w którym, jak słusznie mówi Horst, w zamkach szlachty, w pałacach wielkich panów, bibljotekach uczonych, na każdej karcie Biblji, w kościele, w ratuszu, w gabinetach prawników, w laboratorjach lekarzy i naturalistów, w stodołach i stajniach, w chatce pasterza, słowem wszędzie i we wszystkich zakątkach spotykano tylko, słyszano i widziano djabłów; kiedy najmniejszą burzę, grad, pożar, posuchę, głód, upadek zwierząt, przypisywano czartom i czarownicom; kiedy uwiedzenie młodej dziewczyny, grzech każdej niewiasty zawsze przypisywano czartu w czyjejś postaci; w tym wieku, kiedy przestrach i nadużycia wojny trzydziestoletniej wywołały wielką dzikość. Dzieło atoli o. Spee wydało nareszcie owoce. Elektor moguncki Jan Filip Schönborn, poznawszy ojca Spee, zniósł w swoich posiadłościach procesy przeciw czarownicom. Inni książęta katoliccy wkrótce poszli za jego przykładem. W krajach całkowicie katolickich nigdy z taką zaciętością, jak w protestanckich, temi sprawami się nie zajmowano. We Włoszech procesy tego rodzaju nie były wcale strasznemi. W Rzymie czarownice, wyrzekające się swych praktyk, składały tylko karę pieniężną. W Bolonji kończyło się na więzieniu i rózgach. Ale u protestantów, przez cały jeszcze wiek XVII, z całą gwałtownością wojowano z czarami. W Szwecji, w Barra, 1670 r. miał miejsce wielki proces przeciw czarownicom. Benedykt Carpzow z Lipska, przezwany prawodawcą saskim, chciał, by nietylko czarodziejstwo, ale i wszelkie zaprzeczenie możliwości układu z djabłem karano. Zasługę pobudzenia opinji publicznej przeciw tym haniebnym procesom u protestantów przypisują głównie Chrystjanowi Thomasiusowi z Lipska. Będąc profesorem w Halli od 1694 r., głosował on jeszcze na śmierć jednej czarownicy 1698 r. Na szczęście, zmieniwszy swe przekonanie, starał się publicznie okazać swój nowy sposób myślenia i zmienić opinję swych spółczesnych. W tym celu wiele pism wydał, jak: Dissertatio de crimine magiae, 1701; De origine et progressu processus inquisitorii contra sagos, 1712, to ostatnie t. r. wyszło w języku niemieckim. Thomasius znalazł wielu przeciwników, lecz ci nie zdołali powstrzymać trzeźwiejszego rzeczy rozumienia. Procesy stawały się rzadszemi, a w półowie XVIII w. ustały w ogóle. R. 1849 dzienniki wszczęły rozprawy, pytając się, czy rzeczywiście w 1749 r. i gdzie mianowicie ostatnią czarownicę spalono. To pewna, że w 1749 r. Marja Renata, przełożona klasztoru w Unterzece, była spalona w Würzburgu jako czarownica. Pod tymże samym pozorem uduszono i spalono jednę kobietę w Quedlinburgu 1750 r. Nareszcie, ostatni znany wypadek tego rodzaju miał miejsce w gminie protestanckiej Glarys, gdzie 1783 r. za czary młoda dziewczyna śmierć poniosła. Cf. Del Rio, Disquisitionum magicarum libri VI, 1600; Remigius, De daemonolatria; Görres, Christliche Mystik, Regensb. 1837 4 t.; Horst, Daemonomagia, 1818; Soldan, Gesch. der Hexenprocesse, Stutg. 1843 r.; Schwager, Historją czarownic, 1784; Perrone, Praelectiones theologicae de virt. religionis, deque vitiis oppositis nominatim vero de mesmerismi somnambulismi ac spiritismi recentiori superstitione, Taurini 1867, który wyszczególnia i przywodzi wszystkich nowszych w tym przedmiocie pisarzy. X. K. R.




  1. Dla uniknienia wszelkiego nieporozumienia, zwracamy uwagę, że przez wiarę w czarodziejstwo nie rozumiemy tu samego tylko przekonania o jego rzeczywistości, bo przekonanie takie jest moralnie równie obojętne, jak przekonanie o tém, że są grzechy na świecie. Wiara w czary oznacza tu oddanie się im w przekonaniu ich skuteczności.