Encyklopedja Kościelna/Frankońskie państwo
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Encyklopedja Kościelna (tom V) |
Redaktor | Michał Nowodworski |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Czerwiński i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Frankońskie państwo w Gallji (pod względem obyczajowym, religijnym, kościelnym i naukowym za panowania Merowingów i następujących po nich majordomów). Utrzymują pospolicie, że Frankowie i po przyjęciu chrztu ś. pozostali takimiż jak dawniej barbarzyńcami, wiarołomnymi, okrutnymi i rozpasanymi na wszelkie bezprawia, i że religja ich zamykała się jedynie w zmysłowych zewnętrznych obrzędach. I w rzeczy samej, ktoby chciał, może znaleść aż nadto materji, by całą epokę Merowingów przedstawić, jako jedną epokę straszliwą i okropności pełną. I tak, przedstawić tu można królewską dynastję drapieżną, zbroczoną we krwi, rozrywającą nieustannie swoje związki małżeństwa i genealogję przez cudzołóztwa i utrzymywane przy żonach nałożnice; dalej, we wszystkich stanach grubą zmysłowość, rozpustę, chciwość, drapieżność, pychę, mściwość, okrucieństwo; w samém wreszcie duchowieństwie, począwszy od najniższego aż do najwyższego, ciemnotę, dzikość, rozwiązłość obyczajów i szkarady wszelakiego rodzaju. Na stwierdzenie tego obrazu przytoczyć można, od czasu jak katery biskupie dostały się w ręce królów i obsadzane bywały przez Franków, długi szereg najniegodniejszych biskupów i prałatów. Tak za panowania synów Klodoweusza, wystąpił do mitry biskupiej Kato, człowiek próżny, który i sam wynosił swoje dobre uczynki pod niebiosa i prowadził za sobą zgraję żebraków, iżby go publicznie głośno wychwalali, a w końcu przekupił jedną kobietę, iżby obwołała w kościele, że on jest świętym, a zaś biskup Cautinus jest grzesznikiem (Greg. Tur. Hist. IV 6, 11). Ten Cautinus w rzeczy samej był nie bez zarzutu, albowiem zwykł upijać się, tak, iż czterech ludzi musiało zabierać go od stołu, i razu jednego księdza, za to, że mu nie chciał wydać pewnego, o jaki mu chodziło dokumentu, kazał zamknąć w grobie jakiegoś nieboszczyka i byłby go tam zamorzył głodem, gdyby sam on ztamtąd się nie wydobył (ibid. IV 12). Biskupi Palladius i Bertram porwali się raz u stołu króla Guntrama z największemi na siebie obelgami, wyrzucając jeden drugiemu cudzołóztwo, nierząd, krzywoprzysięztwo (ibid. VIII 7). Takimiż niegodnymi biskupami byli: Pappolus z Langres, bracia Salonius i Sagittarius, Badegisil z Mans (ibid. IV 43, V 5, 21, 28, X 5). Później, po śmierci Pipina Heristala, biskup z Auxerre Savaricus jedynie z wojennej ochoty przedsiębrał na własną rękę wojenne wyprawy, staczał bitwy, zdobywał prowincje i panował nad niemi jak monarcha. Nareszcie, za panowania Karola Martela, miara złego przepełniła się, albowiem nietylko rozdawał on biskupstwa i opactwa swoim żołnierzom, ale nieraz nawet robił ich biskupami i opatami. Wtedy widziano opatów, trwoniących dochody swojego opactwa na haniebne zbytki, kiedy ich zakonnicy nie mieli ani dozoru, ani nawet sposobu do życia. Wtedy biskupstwa dostawały się w ręce takie, jak owego Milona, który przez 40 lat pustoszył kościół w Rheims, a potem w Trewirze, i poniszczył wszystkie fundacje kościelne. A jednak, pomimo to wszysko, rzeczą jest niezaprzeczoną, iż {{Roz*}w tych czasach zamętu i przejścia ze świata starego do nowego wzięło początek wszystko, co następnie,}} a szczególniej za panowania Karola W., tak pięknie dojrzało. W tych to czasach dzikich i gwałtownych rzucone były nasiona, które nietylko w wiekach następujących, ale i dziś jeszcze wydają najpiękniejsze owoce i ową dzikość i gwałtowność niezmiernie łagodzą. W tych czasach ciągłej walki nowej religji z wyłamującą się od niej i nieuskromioną silą poganizmu, chrześcjaństwo wywierało już wpływ najzbawienniejszy na życie społeczne narodu, prowadząc barbarzyńskich Franków na drogę porządku, prawa i ludzkości. W tych czasach, poczytywanych pospolicie za czasy najzupełniejszej ciemnoty i barbarzyństwa, daje się spotykać niemało śladów działalności umysłowej i piśmienniczej, i więcej daleko dzieł pisanych, aniżeli wielu się domyśla. Katolicki Kościół Gallji jak zwycięzko przebył wędrówki narodów i upadek panowania rzymskiego, tak i w następujących czasach panowania Merowingów, silny swojém boskiém posłannictwem, swoją boską nauką, swoją jednością, hierarchją, wyłącznie posiadaném wykształceniem i gorliwością wielu swoich członków, a szczególniej duchowieństwa, był jedynym pierwiastkiem utrzymującym, zbawczym, ochraniającym, uskramiającym i odradzającym, w pośród nieskończonych wojen familijnych między Merowingami, w pośród walk między sobą Austrazji, Neustrji i Burgundji, w pośród częstych zmian posiadłości i przywilejów szlachty i przejścia władzy najwyższej od królów do majordomów, w pośród upadku wszystkich stosunków społecznych, powszechnego łupieztwa i rozpasania obyczajów. Fakta, które mówią za tém, można w ogólności sprowadzić do następujących: biskupi stali niewzruszenie za tem, iżby Kościół i wszystkie jego urządzenia tak, jak one na zasadzie boskiego prawa rozwinęły się w czasach rzymskich, utrzymać i zaszczepić w pośród Franków i przez to przygotować dalszemu postępowi ku lepszemu mocne i trwałe podścielisko. Wprawdzie, przez najście Niemców na Gallję Kościół tego kraju ucierpiał niemało. Było potém wielu chrześcjan tylko z imienia, do których Salwjan miewał swoje gromiące kazania, a nawet i samo duchowieństwo Gallji nie uniknęło złego wpływu tych czasów; ale podlegało mu ono daleko mniej i zawsze, pomimo zepsucia pojedyńczych swoich członków, tak pod względem umysłowym, jako i moralnym, stanowiło najcelniejszą część narodu. Zachowało ono niepożyte i młodzieńcze siły na zwalczenie barbarzyństwa i zaszczepienia chrześcjaństwa w nowym panującym narodzie. Wielka bardzo część pozostałej ludności Gallji trzymała się wiernie i gorliwie Kościoła; zaś ten, przedstawiany przez szereg najgodniejszych biskupów i kapłanów, już przez to samo był w możności wywierać na barbarzyńców wpływ potężny. W skutek tego Frankowie poddali mu się z uległością i uszanowaniem, i pod jego zbawiennym wpływem zostali raczej nowymi obywatelami, niż panami zdobytego przez siebie kraju. A tak dokonanem zostało wszystko, byle utrzymywane i pielęgnowane ciągłą pracą, rokować mogło pożądane żniwo w przyszłości. Z tém wszystkiem mnogie synody, jakie, począwszy od synodu w Orleanie, na krótko przed śmiercią Klodoweusza odbyły się we frankońskiej Gallji w ciągu VI wieku, stawią nam dowody, iż w młodym Kościele frankońskim, jak i między mieszkańcami Gallji wydarzały się naówczas wielkie i częste przekroczenia praw boskich i ludzkich: dzikość, barbarzyństwo, nieobyczajność i rozpasanie na wszystko; ale okazują one też żywą i rozumną gorliwość biskupów, w powściąganiu tych wszystkich bezprawi i przywracaniu lepszego stanu, tak w Kościele jako i w państwie. Wszelkie bezprawia, uciski i wykroczenia przeciwko obyczajom i prawom małżeńskim, jakkolwiek częste, nie znajdowały ani u monarchów, ani u panów żadnego pobłażania; duchowieństwo pod grozą najsurowszych kar musiało ciągle pamiętać o swoich świętych obowiązkach czuwania nad duszami i prowadzenia się przykładnego w celibacie. Wydawano zbawienne postanowienia o godném odbywaniu służby Bożej, udzielaniu sakramentów i opiekowaniu się duszami; duchowieństwu zalecano czytanie ksiąg i naukę kościelną, a także przepisano wspólne pomieszkanie biskupów ze swoim klerem (a zatém znacznie przed regułą Chrodeganga), jak opiewa can. 12 synodu turoneńskiego r. 567: „Biskup niech ma swoją żonę (rozumie się którą pojął w stanie świeckim, zanim przyjął święcenia kapłańskie) jako siostrę, i jakkolwiek jego duchowieństwo może poświadczyć o jego życiu powściągliwem, i pomimo że jego rodzina mieszka przy nim, zabezpiecza go obecność kapłanów, djakonów i tłumu młodszego duchowieństwa, wszelako przy takiem wspólnem zamieszkaniu osoby mają być tak od siebie rozdzielone, iżby wychowańcy stanu kapłańskiego nie wchodzili w żadną styczność z kobietami.“ Okazuje się z tego, iż biskupi mieli oczy otwarte i na samych siebie, na co przytoczyćby można i w iele innych dowodów; ale było to konieczném, tém bardziej, kiedy z czasem królowie frankońscy zaczęli obsadzać katedry biskupie ludźmi wysokiego urodzenia, ale wcale nie wzorowych obyczajów. Do nich to stosował się kanon 13 synodu w Macon r. 585, w którym powiedziano, iż „dom biskupa nie powien mieścić w sobie psów i sokołów, ażeby ci, co przychodzą prosić go o pomoc i wsparcie, nie byli napastowani od psów, w domu biskupa rozlegać się ma chwała Boża, a nie wycie i szczekanie psów.“ Oprócz tego, wydali biskupi na synodach postanowienie, ściągające się i do stosunków obywatelskich i urzędowych, jak to już czynili i w ostatnich latach panowania rzymskiego, jako przełożeni w urzędach municypalnych, i przez to wyświadczyli swojej społeczności usługę wiekopomną. Opiekowali się oni ubóstwem, chorymi, kalekami i więźniami; wydawali przepisy o rewizjach więzień, dopomagali ile możności do oswobodzania więźniów i niewolników; wyklinali możnych ciemięzców i niesprawiedliwych sędziów; zasłaniali przez uchwały synodalne i przez prawo przytułku niewolników, wyrobników i słabych od przemocy ich panów; brali w swoją szczególną opiekę wyzwoleńców, wdowy i sieroty; nalegali zawsze jak najmocniej na zachowanie praw kościelnych w związkach małżeńskich, napominali do uległości i posłuszeństwa monarchom, zaś tym ostatnim wdrażali do serca sprawę religji, sprawiedliwość i miłosierdzie; w niezgodach, waśniach i wojnach domowych Merowingów starali się zawsze o sprowadzenie i utrzymanie pokoju, stanowili kary kościelne na fałszywych skarżycieli, krzywoprzysięzców, gwałtowników, mężobójców i innych przestępców, których bez tego często nie dosięgałaby wcale ludzka sprawiedliwość. Jak bardzo zaś te i tym podobne uchwały synodu były szanowane od biskupów, księży i zakonników, dowodzi faktów mnóstwo, z których przytaczamy niektóre. S. Remigjusz, który chrzcił Klodoweusza, w swoim testamencie pamięta nietylko o kościele i o duchowieństwie, ale i o ubogich, i nakazuje wypuścić na swobodę wielu swoich sług i służebnic (cf. Bolland 1 Oct. in Vita S. Remigii). I przed i po św. Remigjuszu napotyka się wiele podobnych dobroczynnych testamentów biskupów Gallji. Jak św. Perpetuus, bp turoneński († 490—91), nakazał wszystkich swoich niewolników wypuścić na wolność, wszystkim dłużnikom darować długi, porobił liczne zapisy kościołom, zaś głównymi swoimi spadkobiercami uczynił ubogich, których nazwał: „viscera mea, fratres dilectissimi, corona mea, gaudium meum, domini mei, filii mei, pauperes Christi, egeni, mendici, aegri, viduae, orphani“ (Boll. 8 Apr.); jak kapłan Cuspicius, który króla Klodoweusza, oblegającego zbuntowane miasto Verdun, błagał o łaskę dla niego i otrzymał ją; jak kapłan Eparchius, który skazanemu za małą kradzież na śmierć wyprosił u jego pana życie (Boll, in vit. S. Eparch. ad 1 Jul.); tak również wielu biskupów, kapłanów i zakonników wstawiało się buntownikami i innymi przestępcami o złagodzenie i zupełne odpuszczenie wiszących nad nimi kar, a szczególniej kary śmierci. Ś. Faro, bp z Meaux, uratował swojém wstawieniem się do Klotarjusza II wysłańców saskich od śmierci i ochrzcił ich (Mabill. Act. 11, 617). Cezarjusz arelateński, Prejectus, bp. arwerneński w VII wieku (Boll. ad 25 Jan.), Hadoindus, bp. cenomański (Boll. t. II Jan. p. 1140 etc.) i wielu innych zakładali szpitale i gospody dla cudzoziemców. Jeden biskup Dezyderjusz r. 410 udarował wolnością 2,000 poddanych. Desideratus, bp z Verdun, wyrobił u króla Theodeberta dla tego miasta pożyczkę 7,000 sztuk złota, z których przyszło ono do zamożności (Greg. Tur. III 34). Nicetius, bp trewirski, budował, jak i inni biskupi Gallji, kościoły, a prócz tego wystawił nad Mozellą poniżej Trewiru wspaniały zamek obronny. Podobnież Sidonius, bp moguncki, stawiał nietylko kościoły, ale i inne budowle nad Renem (Rettberg, Kirchengesch. Bd. I p. 290). Jednem słowem, do wielu bardzo ówczesnych biskupów w Gallji da się zastosować to, co Grzegorz turoneński powiada (IV 35) o Awicie, biskupie arwerneńskim; „Okazał się on wielkim biskupem: ludziom świadczył sprawiedliwość; ubogim, wdowom i sierotom pomoc; obcy znajdował u niego ojczyznę, a w nim ojca; jego wielka cnota jedna mu wysokie poważanie; jest on nieprzyjacielem rozpusty, a zaszczepia dobre obyczaje.“ Nie brakło i takich, którzy samym królom stawili przed oczy szereg popełnionych przez nich grzechów i nie wahali się, gdy nie było innej rady, rzucić na nich klątwy. Tak Nicetius, wielki bp trewirski, wyklął rozwiązłego Klotarjusza II, a German, bp paryzki, Chariberta, rozpustującego z zakonnicami i prostemi dziewkami (op. c. IV 26). Grzegorz turoneński w sprawie bpa Pretextata stawił mężny opór królowi Chilperikowi (op. c. V 19, VII 16). Prelexlatus, bp. z Rouen, wypowiedział szatańskiej Fredegondzie w oczy wszystkie jej zbrodnie (op. c. VII 6), zaś S. Amandus wyrzucił podobnież śmiało Dagobertowi I jego nierządy. Ze wszystkiego tego daje się łatwo wyrozumieć, iż biskupi jeszcze za Klodoweusza zajęli miejsce w radzie królewskiej i że to znaczenie, jakie w początkach dawało im tylko zaufanie króla i poważanie ludu, wzmocniło się wrychle przez posiadłości kościelne, z któremi oni, już jako wielcy posiadacze i magnaci państwa, należą do królewskiej rady i towarzystwa, i w tej radzie, z powodu swojej wysokiej godności duchownej i wyłącznie posiadanej nauki i wykształcenia, przewodniczą. Tak powoli przyszli oni do wielkiego w państwie znaczenia, pozyskali miejsce i głos na sejmach, a ponieważ rozumem przechodzili wszystkich, królowie powoływali ich na swoich kanclerzy, powierzali im najważniejsze sprawy i poselstwa, dali im miejsce w królewskim sądownictwie, a nareszcie, w razach szczególnych, nadawali im zwierzchniczą namiestniczą władzę nad prowincjami i miastami. „O ile kto z nich i nadużył takiego udziału w najwyższej władzy, to jeden z pomiędzy nich opowiedział otwarcie (rozumie się tu Grzegorz turoneń. w swojej Historji). Ale w ogóle ten udział biskupów w rządzie był bardzo zbawiennym. Gdyby ich nie było w owej radzie królewskiej, która jedna ograniczała władzę panującego, i nieraz ją sprawowała sama, biedny lud nie miałby w niej żadnego pośrednika, nie byłoby żadnej powagi, mogącej stanąć pomiędzy magnatami niepodległymi, a zależnymi od króla, a brakłoby jedynej władzy, będącej w stanie ugiąć i uskromić dzikość większej części potentatów owych czasów. Był tam między innymi bp metzeński ś. Arnoul, (ob.) protoplasta dynastji Karlowingów, który w sporze między Brunehildą a Klotarjuszem II przeważył swojem wdaniem się sprawę na korzyść tego ostatniego; on to potém tak kierował Dagobertem I, iż ten rządził najrozumniej ze wszyskich potomków Klodoweusza. Byli tam biskupi z trzech na nowo złączonych królestw, którzy, na zgromadzeniu kościelném (mieszaném) w Paryżu r. 615, położyli zasady porządku, zapewniającego krajowi pokój na lat wiele i będącego początkiem stałej ustawy rządu“ (Roth, Von dem Einfluss der Geistlichkeit unter den Merowingern, Nürnberg 1830). Opaci otrzymali udział w rządzie za Karola W. Nadto, wyrabiały się jeszcze ściślejsze stosunki między państwem a Kościołem na synodach i sejmach. Synody, których aż do r. 680 było bardzo wiele, zwłaszcza w Neustrji, w ciągu VI wieku najczęściej zwoływane były przez królów, lub za ich przyzwoleniem, i postanowienia ich bywały zatwierdzane przez królów i ogłaszane w ich imieniu, chociaż przy obradach synodalnych nie było żadnych królewskich urzędników. Przytém ważne okoliczności, tyczące się Kościoła, wnoszone bywały i na sejmy, i te wydawały o nich decyzje, jakie, ponieważ tyczyły się Kościoła, zawsze były wprzódy rozważane na osobnych posiedzeniach samych tylko duchownych, a dopiero potém wnoszone na ogólne obrady wszystkich stanów, otrzymywały przez to charakter prawdziwych ustaw kościelnych (Ob. Kapitularze królów frankońskich). Osoby duchowne i posiadłości kościelne zostawały pod szczególną opieką króla, co było nader potrzebnem i zbawienném; albowiem często samiż królowie sięgali po majątki kościelne, zaś ukoronowane furje Fredegonda i Brunehilda mordowały biskupów, i samowładny majordomus Ebroin zabió kazał dziewięciu biskupów i wielu księży. Według postanowień synodalnych, sędzia nie mógł osoby duchownej bez wiedzy biskupa ani pozywać, ani więzić, ani karać: nietylko wszyscy księża, ale i ludzie zostający przy kościołach powinni byli być sądzeni przez trybunał mieszany i karani według praw kościelnych. Edyktem Klotarjusza II r. 615 (614. Pertz, Mon. Leg. t. I p. 14) duchowni wyższych święceń w sprawach cywilnych wyjęci byli z pod sądów świeckich, podlegając im tylko w sprawach kryminalnych, i to za zniesieniem się z biskupem. Biskupi nawet za zdradę stanu mogli być sądzeni tylko przez synod, i sami królowie, jeśli tylko nie szli za popędem swoich namiętności, swoje zażalenia na biskupów wnosili przed ten trybunał, jak król Chilperyk na bpa Pretextata {Greg. Tur. V 19, VII 16). Zarazem biskupi otrzymali prawo w nieobecności króla poprawiać niesprawiedliwe wyroki sędziów świeckich, lub całkiem je uchylać (Pertz, Mon. L. I p. 2). Wdowy, sieroty i wyzwoleńcy zostawali ich szczególną opieką i mogli być pozywani do takiego sądu tylko, w którym biskup lub jego arehidjakon miał udział. Prawo przytułku rozpisało się i do mieszkania biskupa. Wszystkie te prawa i zwyczaje za Karola W. rozwinęły się zupełniej i rozszerzyły się jeszcze więcej. Oddawanie dziesięcin nakazywane było poprzednio przez synody: w Tours r. 367 i w Macon r. 585; ale dopiero Karol W. nakazał uiszczanie ich powszechne. Majątki kościelne w ogólności nie były zwolnione od podatków; ale pojedyńcze kościoły, a szczególniej klasztory, otrzymywały zwolnienia. Pomimo to wszystko jednak przy całej sile, znaczeniu, przodowaniu i wpływie, jaki posiadał Kościół frankoński, popadł on w bardzo szkodliwą dla siebie zależność od władzy świeckiej. Nie mieszała się ona wprawdzie do rzeczy wiary i dyscypliny kościelnej, i królowie frankońscy nie okazywali nigdy ochoty być Justynjanami, z wyjątkiem jednego Chilperyka, któremu się zachciało pisać wiersze łacińskie, pomnożyć alfabet nowemi przez siebie wymyślonemi literami i napisać r. 580 małe dzieło, w którém powstawał na różnice między trzema Osobami Boga, i chciał, iżby to jego zdanie było przyjęte za dogmat wiary przez biskupów; ale i ten dał się przez nich wrychle naprowadzić na drogę rozumną (Greg. Tur. V 45). Pozwalała sobie wszakże władza świecka dość często naruszać niezawsze jej w praktyce dogodne przykazania kościelne i brać się do osób duchownych i majątków kościelnych. Tém daje się po części wyjaśnić, dla czego zwycięzcy w ciągu całego VI wieku sami prawie nie wstępowali do stanu duchownego, a pozostawili go rzymskim mieszkańcom Gallji. Z drugiej zaś strony jednak była tego i inna przyczyna, a mianowicie, iż Frankowie jeszcze zbyt nieokiełznani, nie byli zdolni ani do ugięcia się pod karność duchowną, ani do zajmowania kościelnych urzędów. Zdarza się dość często, iż królowie nie dopuszczali wyboru biskupów i takowych naznaczali sami, często nie bez świętokupstwa, chociaż miewali nieraz na względzie w tych nominacjach świątobliwość i moralną i umysłową wyższość. Chodziło o to królom bardzo, iżby tak wysokie godności, do których przywiązane były wielkie prerogatywy polityczne, wpływy i dochody, dostawały się ludziom im miłym, i ztąd poszło, iż od końca VI wieku biskupstwa coraz bardziej przechodziły w ręce Franków, którzy często, z łaski dworu i za dworskie lub wojenne zasługi przychodząc do godności biskupów, wprowadzali ducha świeckiego do Kościoła, rozwolnili jego dyscyplinę, marnowali jego dobra i wiedli życie niegodne. Wprawdzie bywali między nimi i dostojni biskupi, zaś synody powstawały zawsze śmiało przeciw takim nadużyciom; ale dzierżyciele władzy świeckiej nie zważali na to. Król Charibert kazał oddawcę wyroków synodu w Xaintes (r. 563), który złożył z urzędu bpa Emerita, za to, iż ten objął swoją stolicę jedynie z rozkazu Klotarjusza I, wyprowadzić z miasta na wozie pełnym cierni, zaś wszystkich członków synodu obłożył ciężką karą pieniężną (Greg. Tur. IV 26). Za to pod Klotarjuszem II i Dagobertem I, dzięki wpływowi biskupów takich, jak Arnolf z Metz, Pipin landeński i Kunibert koloński, a także pod majordomem Pipinem Heristalem , najzdolniejsi 1udzie zaszczycani bywali infułą i pastorałem. Złe dosięgło najwyższego stopnia pod Karolem Martelem (ob.). Ten składał wszystkich biskupów i opatów, którzy mu się nie podobali, nie zważając na żadne ich zasługi, i wyganiał ich, a na ich miejsce sadzał swoich nieoświeconych, dzikich i prostackich żołdaków. Takim ludziom oddał on wiele biskupstw i klasztorów, a nawet arcybiskupstw, dzielił się z nimi skarbami zrabowanych kościołów, klasztorów i majątkiem porozpędzanych księży, i doprowadził rzeczy do tego, iż nawet nieruchome dobra kościelne w ich rękach zostały zmarnowane. Wprawdzie ochraniał on kościoły, których pasterze trzymali z nim, ale dopóki tylko ci żyli; bo po ich śmierci uważał on je za całkiem sobie obce i wszystkie w końcu uległy jednakowej grabieży. W taki sposób Kościół frankoński przyszedł do kresu ostatecznej zguby. W Neustrji, w Austrazji i we wcielonych do Austrazji niemieckich prowincjach wszędzie wybujały jednakowe chwasty i tłumiły posiew Kościoła, od lat 400 z trudem pielęgnowany. Zbójcy i cudzołożnicy, jak pisze Bonifacy, zasiedli na katedrach biskupich, księża wyuzdani od wszelkiej karności, a pomiędzy nimi i prawdziwi heretycy, jak Aldebert, Klemens i inni uwodzili wszędy nieszczęśliwy lud, w którym już nawet zaczęło się odradzać bałwochwalstwo; mnóstwo kościołów i klasztorów zostało opuszczonych. Ale i w takiej ostateczności znaleźli się mężowie dzielni, którzy podtrzymali chylącą się do upadku sprawę religji. Apostoł Niemiec wielki św. Bonifacy, przy pomocy Karlomana i Pipina, poprawił znacznie stan Kościoła. W tym celu zwoływał on synody (concilium germanicum 742, w Lestines 743, w Soissons 744, synod powszechny frankoński w 746. Cf. Rettberg, Kirchengesch. v. Teutschl. B. I p. 352 sq.), które w państwie Frankońskiem już od dawna poszły w zapomnienie; przywrócił znowu upadłą całkiem za ostatnich Merowingów, a szczególniej za Karola Martela władzę metropolitalną i zerwany w zamieszaniach ówczesnych związek ze Stolicą rzymską, który Kościół Gallji utrzymywał jeszcze od czasów św. Ireneusza, i k tó ry pod panowaniem Franków trwał nieprzerwanie. Bonifacy też podźwignął upadłe w państwie Frankońskiem zgromadzenia zakonne, tak jak to uczynił i w Niemczech, gdzie w miejscach swojej działalności apostolskiej zakładał nowe klasztory. Pierwszy w Gallji klasztor założył Marcin, bp turoneński, na którego pogrzeb zebrało się 2,000 mnichów. Honorat, później bp arelateński, założył r. 410 pierwszy klasztor na wyspie Lerins, ową kwitnącą osadę zakonników, z której następnie wyszło tyle świateł Kościoła gallikańskiego. Jednocześnie Jan Kassjan], klassyczny pisarz zakonny, założył dwa klasztory w Marsylji. Cezary arelateński ułożył regułę zakonną, przyjętą po wielu żeńskich klasztorach w pańswie Frankońskiém. Ferreolus, bp w Usez, ułożył też regułę. Ale już i przedtém pojawił się uczeń św. Benedykta, Maurus, który pod opieką Teodeberta I, jednego z najlepszych Merowingów (Greg. Tur. III 25), i jego majordoma i przyjaciela Flora, który sam był benedyktynem, zaprowadził w państwie Frankogalskiém regułę swojego mistrza (Pertz, Gesch. d. Merow. Hausmeier p. 17). Odtąd mnożyły się bardzo w tém państwie klasztory; jak zbawiennie zaś dopomagały one do zaprowadzenia i utwierdzenia chrześcjaństwa i chrześcjańskiego życia, oświaty i cywilizacji, tego pokrótce opowiedzieć nie można. Potrzeba zajrzeć do Mabillona, do Bollandystów, do mnogich historyj literatury i nauk we Francji, ażeby mieć o tém dokładne wyobrażenie i przekonać się, że te zakłady i tutaj, jak wszędzie, były najlepszą dla kraju szkołą wiary, nauki i dobrych obyczajów. Były to pożądane schronienia dla pokuty i poprawy życia, mocne warownie w burzach ustawicznych w owe czasy wojen i zamieszek, przybytki modlitwy, cichego odosobnienia, nauki, rozsadniki duchowieństwa, i szkoły dla młodzieży, światłe ogniska w ciemnej nocy barbarzyństwa, zakłady narodowej kultury i cywilizacji, gospody dla ubogich, chorych, podróźnych i pielgrzymów, przytułki dla biedaków, nie mających się gdzie podziać (bywały całe klasztory zamieszkane jedynie przez takich ludzi), dla potrzebujących wszelakiego rodzaju pomocy, dla wdów i sierot; apteki i zakłady lecznicze dla chorych w całej okolicy, zakłady wzorowego rolnictwa, leśnictwa, ogrodnictwa, całego gospodarstwa wiejskiego, wszelkich rzemiósł i kunsztów, a wreszcie i nadewszystko skarbnice łask niebieskich dla wszystkich stanów narodu. Ztąd poszło, iż kiedy biskupi i księża świeccy coraz bardziej oddawali się światowości i w skutek tego ich wpływ, niegdyś tak dobroczynny, zaczął upadać, przeszedł on po większej części na klasztory, na zakonników i pustelników. Zdumiewających dzieł missyjnych dokazał założony przez ś. Kolumbana klasztor Luxeuil. Podobnież trudy ogromne podejmowali żarliwi zakonmcy VII i VIII wieku we Flandrji. Mogą niektórzy śmiać się z owego opata, który, jak powiada Grzegorz turoneński (IV 34), swemu świątobliwemu nowicjuszowi, za którego modlitwą Pan Bóg cud uczynił, kazał przez siedm dni na osobności pościć i biczować się, by nie zostać nagabanym od pychy, ale przyznać muszą, iż tacy ludzie zdolni byli uczyć wysokiej cnoty. Mogą niektórzy litować się nad owym świętym słupnikiem z pod Trewiru Wulfilajch’em. Ale ze swego słupa ów święty kazał skutecznie przeciw stojącemu w pobliżu posągowi Djany i bałwochwalstwu (ibid. VIII 15). Można gadać, ile się podoba, o przesadnej surowości i stronieniu od świata pustelników, ale przyznać trzeba, iż kiedy, jak prorocy starego zakonu, wyszedłszy ze swoich pieczar i kryjówek, przyodziani w ubóstwo, stawali przed oczyma zepsutego świata, działali wówczas na ludzi potężnie i głęboko. Bywali oni przeto, im bardziej zepsucie światowe opanowywało biskupów, poszukiwani od ludu, iż musieli często, jak Korbinjan i wielu innych, dla spokoju uciekać z jednego miejsca na drugie. Do nich przychodzili książęta i mocarze po radę i pomoc dla swoich dusz, jak to czynił Pipin Heristal, ściągający zawsze na swój dwór sławnych ze świątobliwości zakonników, i który corocznie na początku wielkiego postu chodził boso do Mons Petreus, gdzie przebywał pustelnik Wiro, przed nim oczyszczał swą duszę i radził się jak ma rządzić państwem w sposób podobający się Bogu. Ztém wszystkiem panowanie Karola Martela i ówczesne położenie rzeczy podziałały zgubnie i na klasztory, aż Bonifacy, wraz z Karlomanem i Pipinem, zaradzili złemu, przez zaprowadzenie r. 742 we wszystkich frankońskich klasztorach reguły św. Benedykta. Co się tyczy wykształcenia umysłowego, nauk i literatury w państwie Frankońskiem w Gallji, za panowania w niém Merowingów, o tém obszerniejsze wiadomości podają: Histoire littéraire de la France (tom. 2, 3, 4); Guizot, Histoire de la civilisation en France i inne celniejsze pisma w tym przedmiocie. Okazuje się z prac późniejszych badaczy przeszłości, iż wówczas zdziałał Kościół więcej, aniżeli pospolicie mniemano i niż nawet można było wymagać w tak twardych okolicznościach. Ciż sami ludzie, którzy Frankom przynieśli chrześcjaństwo, przynieśli im oraz, jako ostatni godni spadkobiercy i przedstawiciele rzymsko-gallijskiej kultury i cywilizacji, co tylko z jej skarbów pozostało. Wprawdzie czasy następne okazują się czasami wzmagającej się ciemnoty, ale nie była to jeszcze ciemnota dla Franków, dopiero rozpoczynających swoje wykształcenie. Jakoż, wpośród przybierającej na pozór ciemnoty, rozwijało się z łona katolickiego chrześcjaństwa i z nieskończenie bogatej jego treści coraz więcej zarodków życia duchowego, które, gdy przeszły czasy nabywania i przechowywania podanej wiedzy, wyzyskiwane bywały z wielką działalnością umysłową. Jako szczególne dźwignie kultury umysłowej uważać należy szkoły biskupie i klasztorne, których było wiele i bardzo znakomitych. Dezydery, bp z Vienne, i wielu innych biskupów, księży i zakonników VI, VII i VIII wieku zajmowali się kiassyczną literaturą starożytności. Reguła ś. Ferreola, bpa z Usez i autora niektórych dzieł, napisana r. 558, stanowi, iż wszyscy zakonnicy powinni umieć czytać, pisać i psałterz na pamięć, i który nie może zajmować się ręczną robotą, powinien pisać, wiązać sieci, albo szyć obuwie (Bolland ad 27 Jan.). Zakonnice ś. Cezarego w Arles († 542) zostawiły prześliczne odpisy Pisma Ś. Ile mianowicie benedyktyni czasów merowingskich zdziałali przez swoje szkoły i przez swoje pisma, wykazali to dostatecznie Mabillon i benedyktyni kongregacji ś. Maura. Wprawdzie nie występuje w późniejszych czasach Merowingów drugi Grzegorz turoneński, który pomimo barbarzyńskiego stylu, tak pociąga swoją prostotą, wiernością i malowniczym przedstawianiem wypadków, ani drugi Venantius Fortunatus, który, pomimo napuszoności w swoich, tak poetycznych jako i prozaicznych, pismach, ma jednak tyle czucia, tyle zapału, tyle prawdziwego poetycznego talentu, a obok tego tyle wiadomości i nauki; zawsze jednak ilość dzieł, napisanych w owych czasach i których zapewne tylko część. nas doszła, okazuje większą daleko działalność piśmienniczą owoczesnych księży i zakonników, aniżeli pospolicie mniemano. Wprawdzie cała ta literatura, z wyjątkiem kilku dzieł historycznych i poetycznych, składa się przeważnie z pism treśći religijnej i kościelnej (jak legendy, kazania, wykłady Pisma Ś., listy o rzeczach religji i Kościoła), pisanych bez gustu i sztuki, stylem napuszonym, barbarzyńskim i nienaturalnym, ale nie przyznawać tym płodom umysłowej żadnej zgoła wartości, byłoby dowodem braku zdrowego i wytrawnego sądu w rzeczach naukowych i literackich, byłoby dowodem nieumiejętności wykrywania szczerego złota, kryjącego się często w owych formach niepokaźnych i barbarzyńskich. Dość przeczytać jednę z wielu napisanych w owych czasach legend, by przekonać się, ile w nich jest skarbów dla historji, ile dziwnej głębokości, czucia i wiary, ile w wysłowieniu siły i ognia, pochodzących z najgłębszego przekonania; ile nieudanej i dziwnie ujmującej prostoty i naiwności w tych legendach, bjografjach i innych dziełach pisanych językiem i stylem tak barbarzyńskim; nieraz owszem da się znaleść więcej treści i rozumu, aniżeli w ogromnej massie książek. wydawanych w naszych, pięknie piszących czasach. Cf. Bouquet, Script, rer. Gall.; Bolland., Mabill. Acta Ord. S. B. i Annal.; Histoire littéraire de la France; Löbell, Gregor von Tours und seine Zeit, Leipzig 1839; Roth op. c.; Döllinger, Geschichte der Christlichen Kirche, Landshut 1835, Bd. I Abth. 2 p. 166 sq., i tegoż Lehrbuch der Kirchengeschichte, Regensburg 1836—38, Bd, I p. 238 sq., Bd. II p. 1—49; Ozanam, Etudes germaniques fondation du cbristianisme en Allemague, Paris 1847; Rettberg, Kirchengeschichte von Teutschland, Göttingen Bd. I; Schmid, Geschichte von Frankreich, Hamburg 1835, Bd. I p. 1, 29. (Schrödl). S. S.