Encyklopedyja powszechna (1859)/Albert (Wojciech)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Bartoszewicz
Tytuł Encyklopedyja powszechna
Tom Tom I
Rozdział Albert (Wojciech)
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1859
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
Albert (Wojciech h. Jastrzębiec), arcybiskup gnieźnieński, urodził się w Lubnicy pod Pacanowem, z Dersława i Krystyny. Ubogi ojciec piechotą przyprowadził go do Benszowy i powierzył wiejskiemu nauczycielowi. Zaklinał syna, jeżeli zostanie kiedy biskupem, żeby ufundował w Benszowie Paulinów. Powiodło się nad wszelkie spodziewanie. Został Wojciech scholastykiem gnieźnieńskim i krakowskim, oraz kanclerzem królowej Jadwigi: wtedy to przez jego ręce przeszedł przywilej dla kollegijum litewskiego w Pradze czeskiej. Posłował następnie do Rzymu, zkąd wrócił z listem Bonifacego IX i z prośbą, żeby dziecię, którego się spodziewała Jadwiga, nazwane było Benedyktem lub Benedykta; upoważniony przez papieża trzymał to dziecię, jego imieniem, do chrztu. Zaraz wtedy został biskupem poznańskim w r. 1399. Był na uroczystem otwarciu akademii krakowskiej w r. 1400. Na czele poselstwa polskiego jeździł na sąd polubowny do Pragi czeskiej, w sprawie z Krzyżakami. Kanclerzem koronnym został po r. 1405. Znajdował się z królem na wyprawie krzyżackiej w r. 1410 i chorągiew jego z krzyżem na podkowie w polu niebieskiem biła się pod Grunwaldem. W r. 1411 obrany przez kapitułę gnieźnieńską na arcybiskupa, pośpieszył zaraz do Lwowa prosić o zatwierdzenie królewskie, ale nie udało się; król zły, że bez jego wiedzy to się stało, mianował Trąbę. Wyznaczony do układów z Węgrami, jeździł z królem z Lubowli na Spiżu przez Sobinów i Przeszów do Kaszowa. W ogóle nieodstępny od boku królewskiego przez cały czas kanclerstwa. Ambitny, nie miał skrupułów, żeby się wynieść. Dla tego zaintrygował przeciw Wiszowi i siadł w miejsce jego na biskupstwo krakowskie w r. 1412, Wisza usunąwszy na Poznańskie. Miał o to później sprawę na soborze konstancyjeńskim: łatwo było króla w to w mieszać, ale sprawę załagodził Trąba. Przyszło nawet do tego, że król się rozgniewał mocno na biskupa, który się jednak nie uląkł i śmiało prawdę panu w oczy gadał, lubo śmielszy od niego był Zbigniew Oleśnicki. Raz w przystępie osobliwszej radości, królowi się zachciało Spiż, który trzymał w zastawie od Węgier, uwolnić bezpłatnie i powrócić Zygmuntowi Luxemburgskiemu. Wojciech i Zbigniew nie pozwolili. Drugi raz zachciało się królowi pasierba swego zrobić hrabią polskim, ale kanclerz na przygotowanym przywileju nie chciał położyć pieczęci. Jeździł w r. 1420 z Trąbą w sprawie krzyżackiej do Wrocławia, upraszać cesarza o zmianę wyroku, ale gdy cesarz nie ustąpił, znowu król szukając winnego, znalazł go w kanclerzu i w panach, co mu do Wrocławia towarzyszyli. Zarzucano zaś Wojciechowi, że zdradą wydał cesarzowi królowi węgierskiemu pewne listy, ale pokazało się, źe to potwarz. Panowie jednakże krzyczeli, król hałasował i słowami obelżywemi mścił się na kanclerzu, który utrzymywał, że spełnił tylko rozkaz królewski i wyrok cesarza zapieczętował. Domagano się, żeby biskupowi wziąść kanclerstwo. Ale byłby to wyrok zbyt porywczy, a do tego może bezprawny, więc rzecz się ostatecznie rozstrzygnąć miała na sejmie łęczyckim. W Łęczycy zjazd wielki, namiętności dużo. Przyszło nawet do zamieszania ulicznego, do rozlewu krwi, król, sędziowie kanclerza i drugich obżałowanych panów, byli w niebezpieczeństwie i uciekali do komory nad bramą. Wojciecha krewni wywołali ten rozruch, Jaśko z Tarnowa podjął się pośrednictwa, ale położył za warunek, żeby żadnego sądu nie było. Taki to cios chciał wymierzyć na biskupa król, a raczej królowa, wdowa po Granowskim, rozgniewana o to niedoszłe hrabstwo. Skończyło się na tem, źe król ustąpił, ale po niejakim czasie i Wojciech oddał pieczęć, gdy w r. 1423 podobno z niechęcią przenosił się na arcybiskupstwo gnieźnieńskie. Jako prymas już koronował w Krakowie królowe Sonkę, czwartą żonę Jagiełły (12 Lut. 1424). Później chrzcił pierwszego królewicza Władysława. Biskup to był w ogóle nie tak gorliwy jak niezmiernie łakomy. Opowiadają o nim, że znalazł skarby w katedrze poznańskiej, chowane na potrzeby rzeczypospolitej, i źe je sobie bezprawnie przyswoił. Cały zajęty wzniesieniem i zbo-gacaniem rodziny, której rzeczywiście potem kupił ogromne dobra: Rytwiańscy i Zborowscy dwa potężne domy wyszły od jego najbliższych krewnych. Oskarżają go też, źe w sprawie o koronę litewską Witolda nie działał tak, jakby przystało na zacnego obywatela; niby to nie pozwalając, pozwalał na odszczepienie się Litwy przez koronacyję księcia na króla. Wielkim przecież dla niego hamulcem był Zbigniew Oleśnicki, którego wstydził sie prymas i dla tego szedł często za zdaniem młodszego biskupa, lubo niezawsze. Tak opuścił go w sprawie hussytów, którzy chcieli z Polską zawiązać sojusze. A ze Zbigniewem był w sprawie, która się wywiązała o rozdawanie dóbr duchownych dyjecezyi gnieźnieńskiej i poznańskiej przez króla. Dbał jednakże do tyła o swoją powagę metropolitalną, że chciał zwiedzać dyjecezyję wrocławską na Szlązku, czego mu biskup miejscowy, źe to już Szlązk był za granicą, nie dopuścił r. 1426. Ostajnie lata przepędził w ciągłych sporach z Krzyżakami i jeździł do nich pod Raciąż do Słońska na układy, które wywołały wojnę w r. 1433. Po śmierci Jagiełły koronował młodego Władysława. Dwa synody różnemi czasy zgromadził w Łęczycy, w roku 1425 i 1435. Fundacyj dosyć kościołowi przymnoźył. Znaczniejsze z nich są: kollegijacie łowickiej znaczne nadania z dóbr stołowych arcybiskupich, uposażenie kollegijaty łęczyckiej, dwie prebendy w kościele metropolitalnym, fundacyja Paulinów w Benszowie. Założył miasteczko Jastrzembie pod Iłżą i zamek Jastrzębiec pod Szydłowcem w Sandomierskiem; w łęczyckiem zbudował zamek w Borysławicach, który kupił; od dziedziców poprzednika swego na arcybiskupstwie kupił Rytwiany i zamek tam zbudował. W r. 1435 podpisał pokój z Krzyżakami, umarł zaś 2 Września 1436 r. w Mnichowiczach, wsi arcybiskupiej w ziemi rawskiej. Pochowany w kościele benszowskim u Paulinów. Lat miał coś nad 60. Biskupem był lat 37, z tych przepędził w Poznaniu lat 13, w Krakowie lat 11, resztę w Gnieźnie. Człowiek nie tak może zły, jak bez mocnego charakteru, wahający się, niepewny, a bez wymowy, gdyż tłómaczył się ciężko i zawiło. Majątek jego w złe poszedł ręce. Zaraz po śmierci jego Dersław z Rytwian synowiec arcybiskupi, wojewodzie łęczycki, opanował zamek borysławicki i złupił tam nagromadzone skarby stryja. Rozrzutny to był młodzik, i za życia już wiele kosztował arcybiskupa. Rozkochał się w Eufemii Bolesławównie, księżniczce mazowieckiej, a już to samo dowodzi, jak wysoko arcybiskup Wojciech wzniósł ubogą i nieznaną swoje rodzinę. Jul. B.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Bartoszewicz.