Fałszywy Chrystus na Łysej Górze
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Fałszywy Chrystus na Łysej Górze |
Pochodzenie | Facecje z dawnej Polski |
Redaktor | Teodor Tyc |
Wydawca | Spółka Wydawnicza „Ostoja“ |
Data wyd. | 1917 |
Druk | Drukarnia „Pracy“ |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Teodor Tyc |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Fałszywy
Chrystus na Łysej Górze. (Kron. Jana z
Komorowa, MPH V. 320). |
Przedtem zaś był tam pewien prorok fałszywy, biegły w astronomji, który mawiał przed prostaczkami, że jest Bogiem i miał swoich apostołów i Marję Magdalenę i wybudował sobie kościół na Łysej Górze, pół mili od klasztoru naszego, gdzie dotąd widzieć można ślady tej drewnianej świątyni. A w tej świątyni prości wieśniacy okoliczni czcili go jak Boga.
Ojciec Stanisław ze Słap, wtedy jeszcze młodym będąc a kaznodzieją, mnie, który to piszę, w chorobie, z której mu się potem zmarło, opowiadał co następuje:
„Gdyśmy z pewnym fratrem przez miasto Słupy pod Łysą Górą przejeżdżali, spotkaliśmy pewnego starca w samej tylko koszuli: spytałem go się:
„A dokąd to?“
Odrzekł: „po wodę dla brata starszego i braci“.
„Maszże starszego jeszcze brata?“
„A jakże, i ojciec nasz jeszcze żyje.“
Powiada więc ojciec Stanisław:
„Wejdźmy do ich chałupy, może coś ciekawego od nich posłyszymy“.
Wchodzą do chałupy, znajdują ojca leżącego za piecem i śpiewającego sobie.
Pytają go się:
„Wasi to synowie?“
„A jakże.“
„Wiele lat sobie liczycie?“
„Pamiętam czasy, zanim Bodzacin wybudowano, a byłem już żonaty, gdy tu Pan Jezus chodził po świecie i przepowiadał nam, kiedy grad miał być, albo deszcz, albo burza i chodził po wsiach cuda czyniąc, ryby świeże jadł z wód, gdzie nigdy ich nie było, z Piotrem i innymi; tośmy prostaczkowie modlili się do niego, jako do Boga, i ja mu ofiarę złożyłem, grzesznik nędzny.“
W końcu jednak starosta z Bodzacina ze służbą poszedł na górę, i z dwoma kijami uciętemi u stóp góry, wszedł do kaplicy. Ów siedział na ołtarzu i rzekł do starosty:
„O, złe stworzenie, czemu prześladujesz stworzyciela swego?“
Osłupiał starosta na te świętokradzkie słowa, ale nabrawszy odwagi, rzecze:
„Jeśliś Bogiem, jak powiadasz, to powiedz, któren z tych kijów ścięty po prawej ręce, a któren po lewej.“
Ow zaś oszust pomylił się w odpowiedzi.
Widząc starosta, że to zwodziciel, wyrzucił go z kaplicy i zabił; apostołowie zaś i wszyscy, którzy za nim poszli, uciekli w lasy i nigdy już ich nie widziano.