<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Fałszywy bankier
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 8.9.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


FAŁSZYWY BANKIER
Stara znajomość

Pewnego styczniowego wieczora lord Lister znajdował się wraz ze swym przyjacielem Charley Brandem w teatrze. Zajmowali wygodną lożę, położoną niedaleko od sceny.
Lord Lister wrócił do Londynu zaledwie przed kilku dniami. Grudzień i połowę stycznia spędził wraz ze swym sekretarzem we Francji na Lazurowym Wybrzeżu.
— Wszystko się psuje — rzekł do Charleya. Jakkolwiek autorzy dramatyczni nie są gorsi niż dawniej, sztuki ich są coraz nudniejsze. To samo da się powiedzieć o naszym zawodzie: choć włamywacze są teraz bardziej zręczni niż byli ongiś, ludzie mają o wiele mniej pieniędzy. Poważnie zastanawiam się nad tym, aby opuścić Londyn i zainstalować się na stałe gdzie indziej, w Berlinie, lub w Paryżu.
Przerwał i spojrzał uważnie na korpulentnego jegomościa w monoklu, otoczonego wieńcem jaskrawo umalowanych kobiet. Całe towarzystwo siedziało w sąsiedniej loży.
Charley Brand spojrzał w tym samym kierunku.
— Czy znasz tego pana? — szepnął.
— Tak — odparł Raffles. — Znam go nawet zbyt dobrze. Należy do tej kategorii ludzi, na których szyi ujrzałbym chętnie zamiast krawata solidny stryczek.
— Któż to taki? — zapytał Charley.
Lord Lister nic nie odpowiedział. Podniósł się i opuścił lożę. W tej chwili podniesiono kurtynę. Sztuka rozpoczęła się. Charley wyszedł ze swym przyjacielem. Doszli do bufetu i zażądali whisky z wodą sodową.
— Nie chciałbym — rzekł Raffles zapalając papierosa, aby ten człowiek zobaczył mnie w trakcie przedstawienia. Wolę znaleźć się na jego drodze gdy będzie wychodził.
— Ach! — rzekł Charley. — Znasz więc go osobiście?
— Tak. I jemu zawdzięczam to, że obrałem swój zawód. Powinienem mu za to podziękować. Dzięki niemu przeżyłem tyle ciekawych i zabawnych przygód w jakie obfitowała moja kariera włamywacza!
— Cóż to za rodzaj człowieka? — zapytał Charley.
— Opowiem ci tę historię — odparł lord Lister.
— Było to dziesięć lat temu — zaczął. — Mój ojciec żył jeszcze. — Po dojściu do pełnoletności wszedłem w posiadanie spadku po mojej matce. Byłem wówczas członkiem klubu Hamiltona. Pozostali członkowie klubu byli to afrykanie, to jest ludzie, którzy żyli i walczyli w naszych koloniach afrykańskich. Pomiędzy nimi znajdowali się zarówno dawni żołnierze jak i kupcy. W klubie zawarłem znajomość z niejakim panem Geissem. Pochodził z Pretorii i podawał się za właściciela licznych kopalń złota i pól diamentowych. Po upływie kilku tygodni zaprzyjaźniliśmy się bliżej. Zaprosił mnie do siebie na kolację. Mieszkał w dzielnicy zachodniej Londynu. Dom jego urządzony był z iście królewskim przepychem.
U Geissa spotkałem pewną młodą damę, której olśniewająca piękność podbiła moje serce. Pochodziła ona z Johannesburga i podawała się za kuzynkę pana Geissa. Sądziłem, że miała wówczas około dziewiętnastu lat. Spostrzegłem od razu, że odnosiła się do mnie przychylnie i przeto nie kryłem się wcale z mym uczuciem. Przed wyjściem, pan domu zbliżył się do mnie i, uderzając mnie jowialnie po ramieniu, rzekł:
— Drogi przyjacielu! O ile się nie mylę, masz olbrzymie powodzenie u mojej kuzynki. Jesteś pierwszym mężczyzną, który ma szansę zdobycia jej ręki i majątku. Zwracam panu uwagę na fakt, że moja kuzynka jest sierotą i ja jestem jej jedynym opiekunem. Jeśli nie ma pan poważnych zamiarów, będę musiał pana poprosić, abyś nie zawracał głowy dziewczynie.
Zaczerwieniłem się. Fakt, że wywarłem wrażenie na pięknej dziewczynie napełnił mnie dumą. Bąknąłem coś niezrozumiale i z bijącym sercem wróciłem do domu. W trzy dni później zjawiłem się w salonie pana Geissa z olbrzymim bukietem orchidei. Wszystko odbyło się wówczas tak, jak można było przewidzieć. Byłem ślepy, jak każdy zakochany. Nie spostrzegłem skwapliwości i pośpiechu z jaką człowiek ten otwierał mi drzwi swego domu i otaczał mnie siecią swoich intryg. Trwało to przeszło miesiąc. Pewnego dnia mister Geiss wezwał mnie na poważną rozmowę. Sądziłem, że chodzi mu o to, abym się zdeklarował. Gotów byłem dać mu pełną satysfakcję i zaofiarować dziewczynie moje nazwisko, rękę i majątek. Ale sprawy przybrały całkiem inny obrót. Mister Geiss oświadczył mi, że jest w przededniu założenia olbrzymiego banku, którego kierownictwo ma zamiar mi powierzyć. W charakterze prezesa rady nadzorczej miałem więc podpisać niektóre dokumenty. Przedstawił mi przyszłość w tak pociągających barwach i wymienił tak wysokie wynagrodzenie, że nie namyślając się dłużej przystałem na jego propozycje.
Jeszcze tego samego dnia wyznaczył mi spotkanie u notariusza, gdzie sporządzono odnośny akt. W ten sposób udało mu się dokować niesłychanego oszustwa. Podczas, gdy ja odbywałem długie spacery z jego piękną kuzynką, użył mego nazwiska, aby zwabić kilku poważnych kapitalistów i skłonić tysiące drobnych ciułaczy do złożenia mu swoich oszczędności. Pochłonięty swym uczuciem, nie spostrzegłem tego, co się dokoła mnie działo.
Pewnego dnia mister Geiss oznajmił mi, że małżeństwo moje z jego kuzynką, będzie mogło być zawarte dopiero po upływie roku. Powinniśmy sobie uprzednio zdać sprawę — mówił — czy jesteśmy stworzeni dla siebie. W tym stanie rzeczy zmarł nagle mój ojciec. Kochałem go serdecznie. Nie mogę jednak powiedzieć, abym odczuł boleśnie ten cios. Moje myśli i serce były pochłonięte czym innym. Byłem szczęśliwy, że zakończono wszelkie związane z jego zgonem formalności. Majątek zostawiony mi przez mego ojca, wynosił około czterech milionów funtów. Byłem jak się to mówi „świetną partią“. Nie należałem do tej kategorii arystokracji, która musi poślubić córkę byle fabrykanta konserw z Chicago, dla dodania blasku swemu nazwisku.
Raffles zamilkł. Zapalił drugiego papierosa i śledził błękitne smugi dymu.
— Postaram się opowiedzieć krótko to, co się dalej stało — podjął Raffles. W cztery miesiące po śmierci mego ojca wkroczyła do mego mieszkania policja oświadczając mi, że jestem aresztowany. Nie wierzyłem własnym oczom. Zapytałem o co chodzi.
— Chciałbym wierzyć lordzie Listerze, — rzekł komisarz policji — że nie był pan wtajemniczony w oszukańcze machinacje, których ofiarą padły liczne rzesze. Dlatego też chwilowo nie wykonuję nakazu aresztowania i pozostawiam pana w jego własnym mieszkaniu. Da mi pan tylko słowo honoru, że nie ruszy się pan z domu. Jest pan oskarżony o to, że działając w charakterze prezesa nowego banku, przywłaszczył pan sobie pięć milionów funtów sterlingów, złożonych przez depozytariuszy.
— Ja? — zawołałem z oburzeniem.. — Nigdy nie skrzywdziłem nikogo ani o grosz. Pocóżbym zresztą potrzebował, będąc sam aż nadto bogatym, pieniędzy mych bliźnich. Nie rozumiem zresztą zupełnie całego tego oskarżenia. Mister Geisss oświadczył mi nie dalej jak wczoraj, że sprawy banku przedstawiają się doskonale.
Sędzia uśmiechnął się.
Trudno mi w to uwierzyć — odparł. — Właśnie wczoraj Geiss przywłaszczywszy sobie przeszło cztery miliony funtów sterlingów uciekł z kraju.
Zdawało mi się, że piorun we mnie ugodził. Tegoż jeszcze wieczora przy pomocy adwokatów począłem likwidować swój majątek. Otworzyłem kasy banku i spłaciłem wszystkich wierzycieli. Gdy oddałem ostatniego pensa zamknąłem bank, szczęśliwy, że dzięki mej opinii i przyjaciołom udało mi się uniknąć kompromitującego procesu. Pokrzywdzeni po zaspokojeniu wycofali skargi i sprawa przeciwko Geissowi została umorzona. Ja, jako jego rzekomy wspólnik nie mogłem wszcząć przeciwko niemu żadnych kroków. Jestem ciekaw, jaką minę zrobi ten człowiek, widząc mnie teraz.
W tej samej chwili rozpoczął się antrakt. Publiczność poczęła napływać do foyer. Mister Geiss wraz ze swymi damami znalazł się w pobliżu Rafflesa. Na jego widok czerwona i pełna twarz oszusta zbladła.
W mgnieniu oka odzyskał nad sobą panowanie. Wyciągnął do lorda Listera obie ręce.
— Co za radość, że pana znów widzę, lordzie Listerze — zawołał.
Charley zdziwił się niepomiernie, widząc, że Raffles wymienia z nim serdeczny uścisk dłoni.
— Cóż to za niezwykłe spotkanie — rzekł lord Lister. — Ja również jestem szczęśliwy, że pana widzę. Wcale się pan nie zmienił.
— Ani pan — odparł Geiss. — Poznałbym pana wśród tysięcy. Zawsze szczupły i wytworny. Cóż pan porabiał przez cały ten czas?
— Pomówimy o tym później. Od jak dawna jest pan w Londynie?
— Od dwóch dni — odparł Geiss. — Mam zamiar osiedlić się tu na stałe. Zamieszkam w Bringhton. Mam z panem do pomówienia o wielu sprawach. Wracam z Australii i chciałbym naprawić złe wrażenie, jakie uczynić musiała na panu pewna nieszczęśliwa moja spekulacja.
Raffles powstrzymał go ruchem ręki.
— Pozostawmy to — rzekł. — Sprawa ta już jest od dawna zlikwidowana. — Czy straciłbym te pieniądze na grę, czy w inny sposób, to mi jest obojętne.
— O nie — nalegał Geiss. — Nie mógłbym się z tym tak łatwo pogodzić. Znalazłem sposób, dzięki któremu będzie mógł pan łatwo odzyskać swe pieniądze. Aż do chwili obecnej byłem dyrektorem „Lincoln Banku“, instytucji kredytowej, stworzonej przeze mnie w Sidney. Musi pan wiedzieć, że od czterech lat posiadamy filię w Londynie.
Raffles spoważniał. „Lincoln Bank“ uchodził w mieście za jedną z najbardziej solidnych instytucyj bankowych. W jaki sposób tego rodzaju człowiek mógł stać na czele centrali tak poważnej instytucji?
— Będę kierował teraz w Londynie sprawami banku. Rada nadzorcza wybrała mnie teraz na prezesa. Niech pan przyjdzie jutro do hotelu. Czekam na pana pomiędzy godziną dziesiąta a jedenastą. Zwracam panu uwagę na jeszcze jedno: nie nazywam się Geiss, a tylko Stein.
— Ja również nie nazywam się lord Lister, lecz... Raffles.
Mister Geiss, recte Stein otworzył szeroko oczy. Zanim jednak zdążył wypowiedzieć choćby słowo, Tajemniczy Nieznajomy uścisnął mu przyjaźnie rękę.
— Do widzenia, mister Stein! Do jutra w hotelu...
— Do widzenia, mister... mister...
— Raffles — powiedział lord Lister.
Ujął Charleya pod ramię i obydwaj wyszli z teatru.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.