Fantazyja d-ra Ox/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Fantazyja d-ra Ox |
Wydawca | F. Stopelle |
Data wyd. | 1876 |
Druk | J. Korzeniowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Une fantaisie du docteur Ox |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jeżeli szukać będziecie na mappie starożytnej lub nowożytnej Flandryi, miasteczka Quiquendonc, prawdopodobnem jest, że go tam nie znajdziecie. Czyż więc Quiquendonc zaginęło? Nie. Czy ma być miastem dopiero w przyszłości? Wcale nie. Istnieje ono na przekór geografii, istnieje od lat ośmiuset czy dziewięciuset nawet, a przypuszczając że ma duszę każdy z jego mieszkańców, liczy dwa tysiące trzysta dziewiędziesiąt trzy dusze. Quiquendonc leży o trzynaście i pół kilometrów na północo-wschód Audenardu, a o piętnaście i ćwierć kilom. na południe Bruges, w samym środku Flandryi. Vaar rzeczka wpadająca do Escaut przepływa pod jego trzema mostami, silnie przypominającemi budową odległe czasy średniowieczne... Chwalą tu stary zamek, którego węgielny kamień położył w 1197 r. Baudouin (późniejszy cesarz w Konstantynopolu), oraz ratusz o dwóch oknach gotyckich i okrągłej wieżyczce wzniesionej po nad poziom o 357 stóp. Z wieżyczki tej daje się słyszeć co godzina kurant zegarowy o pięciu oktawach, istny fortepijan napowietrzny, którego sława przewyższa o wiele sławę głośnego zegaru z kurantem w Bruges. Cudzoziemiec, zabłądziwszy kiedy niekiedy do Quiquendonc, nie opuszcza go nigdy nie zwiedziwszy sali Statuderów, ozdobionej portretem Wilhelma de Nassau, malowanym przez Brandona; ambony kościoła świętej Magloiry, arcydzieła architektury XVI wieku; studni z żelaza lanego, wydrążonej w środku wielkiego placu św. Erunfa, której wspaniałą ornamentacyą wykonał Quentin Metsys, malarz kowal, i grobu kiedyś Maryi Burgundzkiej, córki Karola Śmiałego, spoczywającej teraz w kościele Notre-Dame w Bruges... Głównym przedmiotem handlu miasteczka Quiquendonc jest sprzedaż na wielką skalę śmietany i cukru owsianego. Władza miejska od niepamiętnych czasów, spoczywa w ręku członków rodziny van Tricasse, a mimo to przecież wszystko, Quiquendonc nie znajduje się, jakeśmy już powiedzieli na karcie Flandryi! Czy to więc nieudolność geografów czy umyślne złośliwe opuszczenie? Tego wam wytłómaczyć nie mogę; ale za to zapewniam najuroczyściej, że Quiquendonc istnieje w rzeczywistości, że ma małe wązkie uliczki, niekoniecznie pokaźne domostwa, targi i burmistrza, a nadto Quiquendonc niezbyt dawno było widownią wypadków zadziwiających, nadzwyczajnych, nieprawdopodobnych a jednak prawdziwych, które w dalszym ciągu jak najwierniej opowiem.
Trudno doprawdy nietylko powiedzieć, ale nawet pomyśleć choćby cokolwiek złego o mieszkańcach wschodniej Flandryi. Ludzie to bogaci, mądrzy, oszczędni, towarzyscy, uprzejmi, gościnni, trochę może ociężali w mowie i na umyśle, ależ ten ostatni niedostatek nie wyjaśnia dla czego jedno z najbardziej zajmujących miast na ich terrytoryjum, ma dopiero kiedyś tam kiedyś figurować w topografii nowożytnej.
Opuszczenie to byłoby ma się rozumieć daleko smutniejszem, gdyby historyja lub w braku historyi kronika, albo w braku kroniki tradycyja kraju czyniły już kiedy wzmiankę jaką o tak niesprawiedliwie zapoznanem miasteczku! Aliści ani atlasy, ani przewodniki ani też opisy podróży nic o niem nigdzie nie mówią. Nawet M. Jeanne, ten przezorny historyjograf wiosek, nie mówi o niem ani słowa. Bogu samemu wiadomo jak takie milczenie źle oddziaływa na handel i przemysł miejscowy, chociaż muszę tu nadmienić, że Quiquendonc nie ma ani przemysłu ani handlu, i że obchodzi się bez tego doskonale. Cukier owsiany i śmietana konsumuje się na miejscu i nigdzie się nic nie wyseła. Mieszkańcom wszakże Quiquendonc niczego nie brakuje. Żądze ich są umiarkowane, życie skromne; spokojni są, zimni, flegmatyczni, jednem słowem „Flamandowie są,“ jakich się spotyka jeszcze niekiedy pomiędzy Escaut i morzem Północnem.