Fizjologja małżeństwa/Rozmyślanie XVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Fizjologja małżeństwa
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1931
Druk Zakłady Wydawnicze M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Physiologie du mariage
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZMYŚLANIE SIEDEMNASTE
TEORJA ŁÓŻKA

Dochodziła siódma wieczór. Rozparci w akademickich fotelach, siedzieli półkolem koło dużego kominka, na którym palił się smutnie węgiel ziemny, wieczysty symbol przedmiotu ich ważnych rozpraw. Patrząc na poważne chociaż roznamiętnione twarze obecnych, łatwo było odgadnąć, iż mieli wyrokować o życiu, losach i szczęściu bliźnich. Pełnomocnictwo swoje, jak członkowie starożytnego tajnego trybunału, otrzymali jedynie od własnego sumienia; ale zastępowali interesy o wiele donioślejsze niż sprawy królów i ludów, przemawiali bowiem w imieniu namiętności i szczęścia niezliczonych przyszłych pokoleń.
Wnuk słynnego Boulle’a zasiadał przed okrągłym stołem, na którym ustawiono inkryminowany sprzęt, wykonany z rzadkiem zrozumieniem przedmiotu; ja, skromny sekretarz, zajmowałem miejsce przy biurku, aby prowadzić protokół.
— Panowie! rzekł pewien starzec, pierwsze zagadnienie nad którem macie obradować, mieści się, i to bardzo wyraźnie, w ustępie listu, pisanego do księżnej Walji, Karoliny Anspach, przez wdowę po bracie Ludwika XIV, matkę przyszłego regenta: „Królowa hiszpańska ma niezawodny sposób aby robić z mężem co zechce. Król jest bardzo pobożny; uważałby się za potępionego na wieki, gdyby się zbliżył do innej kobiety: a trzeba wiedzieć, że ten dobry monarcha bardzo jest skłonny do amorów. Zatem królowa może uzyskać od niego wszystko czego zapragnie. Kazała zrobić łóżko męża na kółkach. Gdy jej czego odmawia, odpycha łóżko; zgadza się na jej prośbę? łóżka się zbliżają i król ma przystęp do królowej. To zaś stanowi najwyższe szczęście króla, który jest nadzwyczaj łasy na...“ Na tem zatrzymam się, panowie, gdyż cnotliwą prostotę wyrażeń niemieckiej księżniczki mógłby ktoś pomówić o niemoralność.
Czy roztropni mężowie powinni przyjąć system kółek?... Oto zagadnienie, które mamy rozstrzygnąć.
Jednomyślność głosów nie zostawiła żadnej wątpliwości. Polecono mi zaciągnąć w rejestrze obrad, że, jeśli para małżonków sypia w oddzielnych łóżkach a w jednym pokoju, łóżka nie powinny być na kółkach.
— Z tem zastrzeżeniem, zauważył jeden z członków, że orzeczenie to nie przesądza w niczem naszej uchwały co do najwłaściwszego urządzenia sypialni.
Przewodniczący podał mi kosztownie oprawny tom, zawierający oryginalne wydanie z roku 1788 listów Karoliny Elżbiety Bawarskiej, wdowy po JEGOMOŚCI, jedynym bracie Ludwika XIV. Podczas gdy przepisywałem ustęp, ciągnął dalej:
— Zdaje mi się, że panom doręczono porządek dzienny, w którym zaznaczona jest druga z kolei kwestja.
— Proszę o głos!... zawołał najmłodszy z zebranych zazdrośników.
Przewodniczący usiadł, dawszy ręką znak zgody.
— Panowie, rzeki młody żonkoś, pozwolę sobie zadać pytanie, czy jesteśmy dostatecznie przygotowani do obradowania nad przedmiotem tak ważnym, jak ten który dotyczy powszechnej prawie niedyskrecji łóżek. Czy nie mieści ona w sobie kwestji szerszej, niż prosty problemat stolarstwa? Co do mnie, widzę tu zagadnienie, tyczące inteligencji ludzkiej. Moi panowie! Tajemnice poczęcia są dotychczas otoczone ciemnością, którą nowożytna nauka ledwie słabo rozjaśniła. Nie wiemy, do jakiego stopnia zewnętrzne okoliczności oddziaływają na mikroskopijne żyjątka, których odkrycie zawdzięczamy niestrudzonej cierpliwości badaczy takich jak Hill, Baker, Joblot, Eichorn, Gleichen, Spallanzani, jak zwłaszcza Müller, a w ostatnim czasie Bory de Saint-Vincent. Niedoskonałość łóżek mieści w sobie pierwszorzędny problemat muzyczny; co do mnie, oświadczam, iż zwróciłem się listownie do fachowych kół we Włoszech, aby uzyskać ścisłe wskazówki co do urządzenia łóżek w tym kraju... Dowiemy się bezzwłocznie, czy meble te zawierają dużo listewek, śrubek, kółek, czy ich konstrukcja jest tam wadliwsza niż w innych krajach, lub czy może suchość drzewa, spowodowana południowem słońcem, nie stwarza już, można powiedzieć ab ovo, owej harmonji, której tak wysokie poczucie spotykamy u Włochów... Dla tych przyczyn, żądam odroczenia.
— Ależ, panowie! czyż my tu jesteśmy poto, aby się zajmować sprawami muzyki!... zawołał jakiś gentleman, podnosząc się gwałtownie. Przedewszystkiem, chodzi o obyczajność; kwestja moralności ważniejsza jest od innych...
— Jednakże, wtrącił jeden z najpoważniejszych członków, nie sądzę, aby zdanie poprzedniego mówcy zasługiwało na lekceważenie. Moi panowie! w ubiegłym wieku, jeden z naszych najfilozoficzniej humorystycznych i najhumorystyczniej filozoficznych pisarzy, Sterne, żalił się na brak staranności, z jaką odbywa się produkcja ludzi. „O wstydzie! wołał, ten kto kopjuje boską fizjognomję człowieka, otrzymuje wieńce i oklaski, ten natomiast, kto stwarza oryginał, otrzymuje w nagrodę, podobnie jak cnota, tylko własne dzieło.“ Czy człowiek nie powinienby się wprzód zająć ulepszeniem rasy ludzkiej, nim się zajmie rasą końską? Panowie, przejeżdżałem kiedyś przez miasteczko w Orléanais, gdzie cała ludność składa się z kalek, garbusów, ludzi o fizjognomjach kwaśnych i ponurych, prawdziwe dzieci nieszczęścia... Otóż, uwagi poprzedniego mówcy, przypomniały mi, że istotnie łóżka znajdowały się w tej miejscowości w opłakanym stanie, a wnętrza pokojów nastręczały oczom małżonków same przykre obrazy... Moi panowie, czyż nasze soki żywotne mogą harmonizować z naszemi pragnieniami, skoro, zamiast muzyki aniołów, bujających w przestworach nieba pod które się wzbijamy, rozlegają się krzykliwe nuty najniepożądańszej, najbardziej niecierpliwiącej, najstraszliwszej ziemskiej muzyki?... Istnienie wspaniałych genjuszów, którzy okryli chwałą ludzkość, zawdzięczamy może przedewszystkiem dobrze zbudowanym łóżkom; ów zaś burzliwy motłoch, który sprowadził rewolucję francuską, był może spłodzony na chwiejących się i niepewnych legowiskach, o wykrzywionych i kulawych nogach; natomiast mieszkańcy Wschodu, który wydaje tak piękne rasy, mają swój odrębny system układania się do spoczynku... Jestem za odroczeniem.
Gentleman usiadł.
Zkolei podniósł się członek sekty metodystów:
— Czemu przesuwać kwestję? Nie chodzi tu przecie o poprawę rasy, ani o udoskonalenie dzieła. Nie powinniśmy tracić z oczu interesów zazdrości małżeńskiej oraz zasad zdrowej moralności. Nie wiecie, że ten hałas, na który się tak skarżycie, brzmi dla uszu niezdecydowanej jeszcze na występek małżonki bardziej przerażająco, niż straszliwy głos trąby Sądu?... Czy zapomnieliście, że wszystkie procesy o wiarołomstwo wygrali mężowie jedynie dzięki tej jękliwej skardze małżeństwa?... Polecam zbadać procesy rozwodowe lorda Abergaveny, wicehrabiego Bollingbrocke, nieboszczki królowej, Elizy Draper, pani Harris, słowem wszystkie sprawy, zawarte w dwudziestu tomach, wydanych przez... (Sekretarz nie dosłyszał nazwiska angielskiego wydawcy).
Odroczenie uchwalono. Najmłodszy z członków zaproponował składkę aby nagrodzić autora najlepszej rozprawy, przedstawionej Towarzystwu w kwestji którą Sterne uważał za tak doniosłą; jednakże, przy końcu posiedzenia, znalazło się w kapeluszu przewodniczącego ledwie ośmnaście szylingów.
Ten protokół z obrad stowarzyszenia, które świeżo zawiązało się w Londynie dla podniesienia obyczajności publicznej i instytucji małżeństwa, a które lord Byron ścigał szyderstwami, dostał się do naszych rąk dzięki uprzejmości szanownego W. Hawkins Esq., ciotecznego brata słynnego kapitana Clutterbuck.
Wyciąg ten może dopomóc do rozwiązania trudności, jakie nastręcza teorja łóżka z punktu widzenia jego budowy.
Jednakowoż, autor mniema, iż angielskie stowarzyszenie nadaje zbytnią wagę tej wstępnej kwestji. Może dałoby się przytoczyć równą ilość racyj, aby być rossinistą, jak solidystą na punkcie swego posłania; autor wyznaje, iż rozwiązanie tej trudności znajduje się poniżej lub powyżej jego zadań. Wraz z Wawrzyńcem Sterne uważa on za hańbę europejskiej kultury to, iż posiadamy tak mało spostrzeżeń fizjologicznych na punkcie kallipedji, i woli zaniechać przedstawienia wyniku swych rozmyślań w tej kwestji, ponieważ są one zbyt trudne do wyrażenia w języku świętoszków i mogłyby być źle zrozumiane lub fałszywie tłumaczone. Brak ten zostawi wieczystą lukę w tym rozdziale książki; zato autor będzie miał słodką przyjemność przekazania czwartego dzieła przyszłym wiekom. W ten sposób wzbogaca autor przyszłe pokolenia tem wszystkiem czego sam nie robi: negatywna wspaniałomyślność, której przykład z pewnością znajdzie naśladowców w tych wszystkich, którzy, wedle swego mniemania, mają w głowach dużo pomysłów.
Teorja łóżka nastręczy nam zagadnienia o wiele ważniejsze, niż te, które sąsiadom naszym nasunęła kwestja kółek, lub też odgłosów towarzyszących występnym stosunkom.
Uznajemy jedynie trzy sposoby urządzenia łóżka (w ogólnem znaczeniu słowa) u narodów cywilizowanych, zwłaszcza w klasach uprzywilejowanych do których zwraca się ta książka.
Te trzy sposoby są:
1°. DWA SĄSIADUJĄCE ŁÓŻKA;
2°. DWA ODDZIELNE POKOJE;
3°. JEDNO WSPÓLNE ŁÓŻKO.
Nim zapuścimy się w roztrząsanie tych trzech sposobów, które oczywiście muszą wywierać bardzo rozmaity wpływ na szczęście żon i mężów, musimy przebiec szybko zadania łóżka i rolę, jaką odgrywa ono w ekonomji politycznej życia ludzkiego.
Zasadą najbardziej niewzruszoną w tej kwestji jest, że łóżko wynaleziono do spania.
Łatwo byłoby udowodnić, że zwyczaj wspólnego sypiania małżonków wytworzył się względnie późno w porównaniu z dawnością małżeństwa.
Jakiemi drogami człowiek doszedł do tego, aby przyjąć zwyczaj tak zgubny dla szczęścia, dla zdrowia, przyjemności, miłości własnej nawet?... Byłoby to ciekawe do zbadania.
Gdybyś wiedział, że współzawodnik twój wynalazł sposób, aby cię przedstawić w oczach uwielbianej kobiety w położeniu w którem jesteś nad wyraz śmieszny: naprzykład z twarzą wykrzywioną nakształt szpetnej maski, lub w chwili, gdy twe wymowne usta, podobne do mosiężnego dzióbka zepsutej studni, sączą, kropla po kropli, czystą wodę; — gdybyś to wiedział, zamordowałbyś może owego rywala. Tym rywalem jest sen. Czy istnieje na świecie człowiek, któryby miał jasne pojęcie, jak wygląda we śnie?...
Jak żywe trupy, stajemy się wówczas igraszką nieznanej potęgi, która opanowuje nas wbrew woli i objawia się w najdziwaczniejsze sposoby: jedni mają sen inteligentny, inni sen głupi i tępy.
Są ludzie, którzy śpią z ustami otwartemi najgłupiej w świecie.
Inni chrapaniem przyprawiają posadzkę o drżenie.
Większość przypomina djabełków w rzeźbach Michała Anioła, które szyderczo wyciągają język na przechodniów.
Znam tylko jedną osobę na świecie, która umiała zachować we śnie szlachetną podstawę: to Agamemnon, którego Guérin przedstawił leżącego na łóżku, w chwili gdy Klitemnestra, popychana przez Egista, zbliża się, by go zamordować. Toteż, zawsze marzyłem o tem, aby się zachowywać we śnie jak ów król królów, wówczas gdy będę musiał żyć w straszliwej obawie, iż inne jeszcze oczy oglądają mój sen, prócz oczu Opatrzności. Toż samo, odkąd byłem świadkiem pewnych wymownych właściwości snu mojej starej niańki, od tego czasu, do zwykłej litanji którą odmawiam codzień do św. Honorjusza, mego patrona, dołączyłem prośbę, aby mnie uchronił od tej przykrej gadatliwości.
Gdy mężczyzna budzi się rano z zatumanioną twarzą, w dziwacznie przekrzywionej szlafmycy, nie ulega wątpliwości, iż wygląda wówczas bardzo śmiesznie i w niczem nie przypomina owego wspaniałego małżonka, opiewanego w strofach Russa; ale przynajmniej jakiś blask życia migoce poprzez ogłupiałość wpół-martwego oblicza... Jeżeli chcecie, panowie artyści, zebrać plik pysznych karykatur, podróżujcie tylko pocztą i, w każdem miasteczku w którem pocztyljon budzi poczmistrza, przypatrzcie się tym prowincjonalnym facjatom!... Ale choćbyś był jeszcze sto razy zabawniejszy od tych biurokratycznych fizjognomij, to przynajmniej, w chwili ocknięcia, masz już zamknięte usta, otwarte oczy, twarz twoja zdążyła przybrać jakiś wyraz... Ale czy masz pojęcie, jak wyglądałeś na godzinę przed obudzeniem, albo w pierwszej godzinie snu, gdy, nito człowiek ni zwierzę, pogrążony byłeś w snach, przychodzących najczęściej przez bramę rogową?... To już tajemnica między twą żoną a Bogiem!
Czyżby ów łeb ośli, którym Rzymianie zdobili głowy łóżek, miał stanowić bezustanne ostrzeżenie przed bydlęctwem snu?... Wyjaśnienie tej zagadki zostawiamy pp. członkom Akademji.
Niewątpliwie ten, który pierwszy, kierowany podszeptem djabła, wpadł na pomysł nie rozdzielania się z żoną nawet w czasie snu, musiał umieć spać bez zarzutu. Zatem, do liczby umiejętności które winieneś posiadać przed wstąpieniem w związki małżeńskie, nie zapomnij dołączyć sztuki wytwornego spania. Zarazem, umieszczamy na tem miejscu następujące dwa aforyzmy, jako uzupełnienie § XXV Katechizmu małżeńskiego:

Mąż powinien mieć sen lżejszy od doga, iżby nigdy oko ludzkie nie widziało go uśpionym.
Mężczyzna powinien od dziecka przyzwyczajać się do sypiania z gołą głową.

Znajdą się poeci, którzy przyczyn sypiania małżonków w jednem łóżku zechcą dopatrywać się w uczuciu wstydu, w jakichś rzekomych misterjach miłości; jednakże pewnem jest, że, jeżeli człowiek pierwotny szukał w cieniu jaskiń, w zarosłych mchem rozpadlinach, pod skalistym dachem grot, schronienia dla swych miłosnych wynurzeń, to dlatego, iż akt miłości wydawał go bezbronnym na łup nieprzyjaciół. Nie, składanie dwóch głów na jednej poduszce jest rzeczą równie mało naturalną, jak okręcanie szyi szmatką muślinu nie ma nic wspólnego z rozsądkiem. Ale nadeszła cywilizacja, zamknęła miljon ludzi na przestrzeni czterech mil kwadratowych, wybrukowała nimi ulice, wcisnęła ich do domów, mieszkań, pokoi, izdebek mających ośm stóp powierzchni; jeszcze trochę, a spróbuje wsuwać jednych w drugich, jak rury lunety.
Stąd, i z wielu jeszcze innych przyczyn, jak oszczędność, bojaźliwość, źle zrozumiana zazdrość, wytworzyło się współmieszkanie małżonków; z tego zaś zwyczaju regularność i równoczesność wstawania i udawania się na spoczynek.
I oto rzecz najkapryśniejsza w świecie, uczucie nawskroś zmienne i wrażliwe, którego cała wartość spoczywa w jego drażniących odzewach, które wdzięk cały czerpie w nagłości pożądań, które podbija jedynie szczerością wyrazu, — oto, jednem słowem, miłość, poddana klasztornemu porządkowi godzin i zależna od obliczeń biura astronomicznego!
Gdybym był ojcem, znienawidziłbym dziecko, które, punktualnie jak zegarek, co rano i wieczór wybuchałoby czułością, przychodząc mi powiedzieć obowiązkowe dzieńdobry i dobranoc. W ten właśnie sposób tłumi się wszystko, co jest w uczuciach ludzkich szlachetnego i bezpośredniego. Osądźcie z tego, czem jest miłość o stałej godzinie!
Jedynie Stwórca wszechrzeczy mocen jest sprawiać codziennie wschód i zachód słońca, co rano i wieczór, zawsze równie wspaniały, równie nowy; ale nikomu ze śmiertelnych, niech mi wybaczy hyperbola Jana Baptysty Rousseau, nie jest dane odgrywać na ziemi rolę słońca.
Z tych wstępnych uwag wynika, iż nie jest rzeczą naturalną, aby dwoje ludzi spoczywało wspólnie pod sklepieniem łóżka;
Że śpiący mężczyzna jest prawie zawsze śmieszny;
Że ustawiczne przebywanie z żoną przedstawia dla mężów nieuniknione niebezpieczeństwa.
Spróbujemy zatem dostosować nasze zwyczaje do praw natury i skojarzyć je w ten sposób, aby mąż znalazł w swojem łóżku użyteczną pomoc i środki obrony.

§ I. DWA SĄSIADUJĄCE ŁÓŻKA.

Jeżeli najświetniejszy, najurodziwszy, najinteligentniejszy mąż pragnie, po roku, paść ofiarą Minotaura, osiągnie ten cel z pewnością, o ile będzie tak nierozsądny, aby połączyć dwa łóżka pod rozkosznem sklepieniem wspólnej alkowy.
Wyrok zwięzły i stanowczy, a oto motywy:
Pierwszy mąż, któremu zawdzięczamy pomysł sąsiadujących łóżek, był to z pewnością akuszer, który, obawiając się własnego niespokojnego snu, pragnął uchronić dziecko, znajdujące się w łonie żony, przed mimowolnemi kopnięciami, jakiemi mógł je obdarzyć.
Choć nie! to był raczej któryś z predestynowanych, który obawiał się swego zbyt muzykalnego kataru lub innych ułomności.
Mógł to być również jakiś młody człowiek, który, lękając się nadmiaru własnej czułości, zawsze znajdował się albo na brzeżku łóżka, w niebezpieczeństwie upadku, albo zbyt blizko uroczej małżonki, której sen zakłócał.
A może to była jakaś pani de Maintenon, wspierana radami spowiednika, lub raczej ambitna kobieta, pragnąca wodzić męża na pasku?... albo, jeszcze pewniej, jakaś ładniutka Pompadour, dotknięta ową paryską dolegliwością, tak zręcznie wyrażoną przez pana de Maurepas w czterowierszu który stał się powodem jego długiej niełaski i tem samem przyczynił się niewątpliwie do katastrof Ludwika XVI:

Iris, on aime vos appas,
Vos grâces sont vives et franches;
Et les fleurs naissent sur vos pas —
Mais ce ne sont que des fleurs... blanches...

Wreszcie, czemużby to nie miał być jakiś filozof, przerażony myślą o rozczarowaniu, jakiego musi doznawać kobieta na widok śpiącego mężczyzny? I ten z pewnością zawijał się zawsze szczelnie w kołdrę, bez szlafmycy.
O ty, nieznany twórco tej jezuickiej metody, ktobądź jesteś, w imię szatana, cześć ci i pozdrowienie!... Tyś stał się sprawcą wielu nieszczęść. Dzieło twoje nosi cechę wszystkich półśrodków; nie rozwiązuje nic i łączy braki dwóch innych systemów, nie dając w zamian ich korzyści.
W jaki sposób człowiek XIX wieku, ta istota nawskroś inteligentna, która rozwinęła nadnaturalną wprost potęgę, która zużyła skarby geniuszu aby ukryć mechanizm swego istnienia, aby ubóstwić swoje potrzeby dlatego by niemi nie musieć pogardzać; która umiała wydrzeć liściom chińskim, nasionom egipskim, ziarnom meksykańskim ich zapach, ich skarby, ich dusze; która opanowała sztukę szlifowania kryształów, toczenia srebra, topienia złota, barwienia porcelany, słowem która wezwała na pomoc wszystkie sztuki, aby ozdobić i powiększyć swój kęs strawy! w jaki sposób ten monarcha, który drugą ze swych nędz ziemskich okrył zwojami muślinu, obsypał brylantami, zasiał rubinami, owinął najcieńszem płótnem, wełną, mieniącym się jedwabiem, subtelnym wzorem koronek, — w końcu, z całym tym zbytkiem, rozbija się o dwie deski łóżka?... Nacóż wszechświat cały czynić wspólnikiem naszego istnienia, naszych kłamstw, całej tej poezji? Naco tworzyć prawa, moralność, religję, jeśli wynalazek tapicera (bo może to tapicer wymyślił łóżka) odbiera miłości wszystkie jej złudzenia, ogołaca ją z majestatycznego orszaku i nie zostawia nic, prócz tego, co w niej najbrzydsze i najwstrętniejsze? bo w tem mieści się cała historja dwóch łóżek.

LXIII

Wydać się wzniosłym lub śmiesznym, oto wybór, do którego sprowadziliśmy pożądanie.

Miłość, jeśli jest podzielana, jest wzniosłem uczuciem, ale spróbujcie sypiać w dwóch sąsiednich łóżkach, a twoja miłość będzie zawsze komiczna. Nieporozumienia, jakie stwarza ta pół-bliskość, można sprowadzić do dwóch sytuacyj, które odsłonią ci przyczyny wielu małżeńskich nieszczęść.
Jest blisko północ; młoda kobieta, ziewając, zwija papiloty. Nie wiem, czy jej melancholja pochodzi z migreny, która, lada chwila, gotowa jest rzucić się na prawą czy na lewą skroń, czy też znajduje się ona w stanie owego rozpaczliwego znudzenia, w którem wszystko przedstawia się czarno; ale, gdyby ją ktoś mógł widzieć, jak niedbale rozczesuje włosy, jak leniwie podnosi nogę aby odpiąć podwiązkę, zrozumiałby, iż raczej wołałaby się utopić, niż wyrzec się ożywczego snu, w którym czerpie świeże siły dla swego bezbarwnego życia. W tej chwili przebywa pod niewiem już którym stopniem geograficznym bieguna, w Spitzbergu czy Grenlandji. Chłodna i obojętna, kładzie się do łóżka, myśląc może, jak pani Shandy, że jutro ma być niezdrowa, że mąż wraca późno, że krem był nie dość słodki, że dług krawcowej wynosi przeszło pięćset franków; słowem, myśli o wszystkiem, o czem może myśleć kobieta znudzona. Na to zjawia się mąż, zdrowy, tęgi mężczyzna, który, mając z kimś na mieście schadzkę dla omówienia interesu, zabawił się gdzieś przy ponczyku. Zdejmuje trzewiki, rozkłada odzież po fotelach, rzuca skarpetki na kozetkę, chłopca do butów pod kominek i, zawijając głowę w czerwony fular którego końców nawet nie stara się ukryć, rzuca żonie parę urywkowych słów, owych zdawkowych czułości, które niekiedy stanowią całą rozmowę małżeństwa w owych godzinach zmierzchu, gdy uśpiona inteligencja przestaje niemal tlić w maszynie ludzkiej. „Już leżysz! — Ależ, u djabła, dziś zimno! — Cóż ty, aniołku, nic nie mówisz! — Już zawinięta w kołdrę!... Ty szelmeczko! udajesz że śpisz!...“ Alokucje te przeplata częstem ziewaniem; po bezliku drobnych czynności, które, stosownie do zwyczajów danego małżeństwa, urozmaicają tę nocną przedmową, pakuje się wreszcie nasz mąż do łóżka, wydającego głuchy dźwięk pod jego ciężarem. Ale oto zjawia się przed nim ów fantastyczny ekran, który widzimy przed sobą, skoro zamkniemy oczy; przesuwają się po nim drażniące obrazy ładnych twarzyczek, zgrabnych nóżek: kuszące zjawiska, spotkane gdzieś przelotnie w ciągu dnia. Oblegają go palące pragnienia... zwraca oczy ku żonie. Spostrzega śliczną twarzyczkę w obramieniu delikatnego haftu; spojrzenie jej, choć nawpół już senne, zdaje się przepalać blaskiem zwoje koronek pod któremi kryją się oczy; zdradzieckie fałdy kołdry rysują prześliczne kształty... „Koteczko?... — Ależ ja śpię, mój drogi...“ Jak wylądować w tej Laponji? Przypuśćmy że jesteś młody, przystojny, uroczy i inteligentny. Jak przebędziesz tę cieśninę, która dzieli Włochy od Grenlandji? Przepaść między niebem a piekłem nie bardziej jest niezmierzona, niż ta linja, która przeszkadza waszym dwom łóżkom połączyć się w jedno; żona bowiem jest zimna jak lód, gdy ciebie palą żary pożądania. Choćby nie było innej trudności, jak tylko technika dostanie się z jednego łóżka do drugiego, już to wystarcza, aby męża, strojnego w fular, przedstawić w najnieestetyczniejszej sytuacji. Między kochankami, okoliczności, niebezpieczeństwo, krótkość czasu, ratują swym urokiem nędzę tych opłakanych sytuacyj, miłość bowiem posiada płaszcz ze złota i purpury, którym okrywa wszystko, nawet zgliszcza wziętego szturmem miasta; gdy małżeństwo potrzebuje wszystkich czarów miłości, aby nie znaleźć próchna pod najbarwniejszemi dywanami, pod fałdami najczarowniej mieniących się jedwabiów. Choćbyś potrzebował tylko jednej sekundy aby dostać się w obręb posiadłości żony, i ten czas wystarcza, aby OBOWIĄZEK, owo opiekuńcze bóstwo małżeństwa, ukazało się jej w całej szpetocie.
Ach, jak niemądrze musi wyglądać mężczyzna, oglądany chłodnemi oczyma kobiety, gdy go żądza napełnia kolejno gniewem i tkliwością, gdy go czyni naprzemian zuchwałym i pokornym, gryzącym i uszczypliwym, to znów słodkim jak cukierek; gdy wreszcie, z mniejszym lub większym talentem, odgrywa ową scenę, w której, w Wenecji ocalonej, genjusz Arwaya przedstawił senatora Antonia, powtarzającego sto razy u stóp Akwiliny: „Akwilina, Kwilina, Lina, Aki, Naki!“ bez innego rezultatu, jak tylko uderzenie batem, gdy próbuje przejść do czynnych perwazyj. W oczach każdej kobiety, nawet ślubnej żony, im bardziej mężczyzna jest w tej sytuacji rozpłomieniony, tem wydaje się śmieszniejszy. Budzi wstręt gdy rozkazuje, wpada w szpony Minotaura gdy nadużywa siły. Przypomnij sobie w tem miejscu kilka aforyzmów Katechizmu małżeńskiego, a spostrzeżesz iż gwałcisz jego najświętsze zasady. Zresztą, czy kobieta ustępuje, czy się opiera, dwa sąsiadujące łóżka wprowadzają w małżeństwo coś tak brutalnego, tak pozbawionego osłonek, że najczystsza kobieta i najdelikatniejszy mężczyzna muszą dojść do bezwstydu.
Scena ta, która może się rozgrywać w tysiączne sposoby i która może zrodzić się z tysiąca innych okoliczności, ma swoje pendant w innej sytuacji, mniej zabawnej, ale tem groźniejszej.
Pewnego wieczora, gdy rozmawiałem o tych ważnych zagadnieniach z nieboszczykiem de Nocé, o którym miałem sposobność mówić poprzednio, zauważyłem, iż bliski przyjaciel hrabiego, wysoki siwy starzec którego nazwiska nie wymienię bo jeszcze żyje, spogląda na nas z melancholijnym wyrazem twarzy. Domyśliliśmy się, że ma zamiar opowiedzieć jakąś skandaliczną anegdotę i patrzyliśmy nań z miną, z jaką stenograf Monitora spogląda na wstępującego na trybunę ministra, którego improwizowaną mowę ma już w odpisie. Był to stary margrabia, emigrant, którego mienie, żona i dzieci zginęły w zgliszczach Rewolucji. Ponieważ margrabina była jedną z najswobodniejszych kobiet minionej epoki, nie brakło mu przeto spostrzeżeń nad naturą kobiecą. Doszedłszy do wieku, w którym patrzy się na sprawy ziemskie z perspektywy grobu, mówił o sobie samym tak, jakby chodziło o Marka Antonjusza, lub o Kleopatrę. Ponieważ ja ostatni zabierałem głos w dyskusji, mnie przeto spotkał zaszczyt, iż margarbia zwrócił się do mnie:
— Mój młody przyjacielu, uwagi twoje przypominają mi wieczór, podczas którego jeden z moich przyjaciół zachował się w sposób, raz na zawsze grzebiący go w oczach własnej żony. Trzeba zaś pamiętać, iż, w owym czasie, kobiety mściły się z zadziwiającą łatwością, odległość między ustami a brzegiem puhara była bardzo niewielka. Małżonkowie ci sypiali właśnie w dwóch łóżkach oddzielnych, we wspólnej alkowie. Wrócili przed chwilą ze świetnego balu u ambasadora hrabiego de Mercy, gdzie, w ciągu wieczora, mąż przegrał w karty dość znaczną sumę i obecnie tonął w refleksjach finansowej natury. Chodziło, ni mniej ni więcej, jak o zapłacenie nazajutrz sześciu tysięcy talarów!... nieraz zaś — pamiętasz Nocé? — zgromadziwszy skarbczyk dziesięciu muszkieterów razem, nie zebrałoby się całych stu talarów... Młoda pani, jak zwykle się zdarza w podobnych wypadkach, była tego wieczora rozpaczliwie wesoła. „Podaj panu margrabiemu, rzekła do lokaja, wszystko co trzeba do tualety“. W owym czasie ubierano się na noc. Słowa te, jakkolwiek brzmiące dość niezwykle, nie zdołały zbudzić męża z zadumy. Wówczas, pani, której służąca pomagała właśnie się przebierać, poczęła rozwijać cały arsenał zalotności. „Cóż, byłam dziś w guście mego pana?... spytała. — Zawsze jesteś zachwycająca!... odparł margrabia, nie przerywając przechadzki po pokoju. — Jakiż dziś jesteś ponury!... Przemów co do mnie, chmurny kochanku!...“ rzekła, podchodząc w najpowabniejszym negliżu. Nie może pan mieć pojęcia o uroku margrabiny i czarodziejskich sztuczkach jakie miała zawsze na zawołanie. — Za to ty, Nocé, znałeś ją dobrze!... dodał drwiąco. Koniec końców, mimo całej urody i wdzięku, wszystkie chytrości rozbiły się o owych sześć tysięcy talarów, które nie chciały wyleźć z głowy ciemięgi męża: magrabina położyła się wreszcie sama. Ale kobiety mają zawsze jakiś podstęp w zapasie; to też, w chwili gdy mąż miał się już kłaść, zawołała: „Boże, jakże mi zimno!... — I mnie! odparł mąż. Ciekawym, czemu służba nie daje wygrzewaczek!...“ To mówiąc, dzwonię...
Hrabia de Nocé nie mógł się wstrzymać od śmiechu, stary margrabia zaś, zaskoczony, przerwał.
Nie umieć odgadnąć życzeń kobiety, chrapać gdy ona nie śpi, być w śniegach Syberji gdy ona przebywa pod zwrotnikiem, oto najmniejsze niedogodności dwóch sąsiednich łóżek. Nacóż nie waży się namiętna kobieta, skoro raz się przekona, iż mąż ma sen zbyt twardy?...
Zawdzięczam Stendhalowi włoską anegdotę, której jego sposób opowiadania, sarkastyczny i suchy, dodawał wiele wdzięku a którą mi przytoczył jako przykład zuchwalstwa kobiety.
Pałac Ludowika znajduje się na jednym końcu Medjolanu, na drugim zaś pałac hrabiny Pernetti. O północy, Lodowiko, zdecydowany ważyć się na wszystko, byle przez chwilę oglądać ubóstwianą twarz kochanki, cudem prawie wślizguje się do jej mieszkania i zakrada aż do drzwi sypialni. Eliza Pernetti, której serce drgało może tem samem pragnieniem, słyszy szelest kroków, poznaje kochanka. Widzi przez ściany postać jego rozpłomienioną miłością. Podnosi się z małżeńskiego łoża, lekka jak cień spieszy do drzwi, obejmuje Lodowika miłosnem spojrzeniem, chwyta go za rękę, daje mu znak, wciąga do sypialni.
— Ależ on cię zabije!... mówi kochanek.
— Może.
Ale wszystko to są drobnostki. Przypuśćmy, iż większość mężów posiada lekki sen. Przypuśćmy nawet, że umieją spać nie chrapiąc i że potrafią zawsze odgadnąć, pod którym stopniem szerokości geograficznej znajduje się w danej chwili żona. Natomiast przytoczymy ostatnią uwagę, która sama przez się wystarcza, aby wytępić zwyczaj oddzielnych łóżek we wspólnej alkowie.
W sytuacji, w której znajduje się nasz mąż, uznaliśmy łóżko małżeńskie za środek obrony. Tylko w łóżku może on każdej nocy sprawdzić, czy uczucie żony wzrasta czy obumiera. Tam jest barometr małżeński. Otóż, spać w dwóch sąsiednich łóżkach, znaczy zrzec się dobrowolnie wszelkich wskazówek. Gdy przejdziemy do wojny domowej (patrz Część trzecia), dowiesz się, jak niesłychane usługi oddaje łóżko i ile tajemnic kobieta bezwiednie w niem odsłania.
Dlatego, nigdy nie dajcie się skusić pozornej dobroduszności sąsiednich łóżek. Wynalazek to najgłupszy, najprzewrotniejszy i najniebezpieczniejszy w świecie. Hańba i przekleństwo temu kto go wymyślił!
Natomiast, o ile system ten zgubny jest dla młodych małżonków, o tyle jest on zbawienny i właściwy dla małżeństw, zbliżających się do dwudziestego roku pożycia. Mąż i żona mogą w ten sposób o wiele wygodniej odprawiać swoje duety, spowodowane natrętną astmą. Może się zdarzyć przypadkiem, iż westchnieniu, wydartemu z piersi jakimś reumatyzmem lub upartą podagrą, czasem nawet prośbie o szczyptę tabaczki, będą oni, od czasu do czasu, zawdzięczali pracowite rozkosze nocy, ożywionej wspomnieniem pierwszych upojeń; o ile naturalnie kaszel nie jest zbyt uporczywy.
Nie uważaliśmy za właściwe omawiać tu wyjątków, które niekiedy usprawiedliwiają u męża wprowadzenie dwóch oddzielnych łóżek. Są to nieszczęścia, które należy dźwigać z rezygnacją. Jednakże Bonaparte był zdania, iż z chwilą gdy raz nastąpi wymiana dusz i potów (to jego słowa), nic, nawet choroba, nie powinno rozdzielać małżonków. Te szczegóły są zbyt drażliwe, aby je można ująć w ogólne zasady.
Niektóre ciasne głowy mogłyby zarzucić, że istnieją patrjarchalne rodziny, w których erotycznem ustawodawstwie dogmat wspólnej alkowy z dwoma łóżkami przechowuje się niewzruszenie i że rodziny te żyją szczęśliwie z ojca na syna. Tym, za całą odpowiedź, oświadcza autor, iż znał wielu czcigodnych ludzi, którzy spędzili życie na przyglądaniu się grze w bilard.
Zdaje nam się tedy, iż ten obyczaj sypiania dostatecznie już jest osądzony w oczach zdrowego rozsądku; przejdźmy do drugiego systemu sypialni.

§ II. O ODDZIELNYCH POKOJACH

W całej Europie znalazłoby się może w każdym narodzie ledwie stu mężów, posiadających dość głęboko umiejętność małżeństwa, lub, jeśli kto woli, życia, aby móc mieszkać oddzielnie od żony.
Umieć ten system przeprowadzić w praktyce!... to najwyższy stopień siły fizycznej i moralnej.
Stadło małżeńskie, zamieszkujące oddzielne pokoje, albo przestało żyć z sobą, albo umiało znaleźć szczęście. Nienawidzą się, lub ubóstwiają.
Nie mamy zamiaru na tem miejscu wywodzić cudownych zasad tej teorji, której celem jest uczynić stałość i wierność rzeczą łatwą i rozkoszną. Wstrzemięźliwość ta jest wyrazem poszanowania, nie zaś nieudolności autora. Wystarcza mu, jeśli wyrazi przekonanie, iż tylko zapomocą tego systemu może dwoje małżonków urzeczywistnić marzenia tylu pięknych dusz: wszyscy wierni zrozumieją jego myśl.
Zaś co do profanów!... nic łatwiejszego niż załatwić się z ich natarczywą ciekawością, odpowiadając, że celem tego urządzenia jest dać szczęście jednej kobiecie. Któryż zaś z nich chciałby pozbawiać społeczeństwo wszystkich przymiotów, jakiemi, we własnem mniemaniu, jest obdarzony, i to na korzyść czyją?... jednej kobiety!... A jednak, uczynić szczęśliwą swą towarzyszkę życia jest chyba najwyższym tytułem do chwały na tej dolinie Jozafata, jeśli zważymy, iż, wedle Genesis, Ewa nie czuła się zadowolona w Raju i zatęskniła za owocem zakazanym: — wieczny symbol małżeńskiej niewierności.
Jest zresztą jeden rozstrzygający wzgląd, który wstrzymuje nas od rozwinięcia owej wspaniałej teorji. Byłaby ona w tem dziele niepotrzebnym zbytkiem. W położeniu, w którem, jak przyjęliśmy, znajduje się nasze stadło, człowiek natyle nierozsądny aby sypiać oddzielnie, nie zasługiwałby nawet na współczucie w nieszczęściu, które sobie sam zgotował.
Streśćmy się zatem:
Nie każdy mężczyzna posiada tak świetne przymioty, aby się odważyć na oddzielną sypialnię, gdy każdy może jako tako wywiązać się z trudności, połączonych z sypianiem we wspólnem łóżku.
Zajmiemy się zatem rozwiązaniem trudności, jakie ludzie powierzchowni mogliby zarzucić temu ostatniemu sposobowi. Co do nas, sympatja nasza dla niego jest widoczna.
Ale niech ten paragraf, poniekąd niemy, który przekazujemy rozmyślaniom niejednego stadła, posłuży jako piedestał dla imponującej postaci Likurga, prawodawcy, któremu Grecy zawdzięczają najgłębsze myśli w kwestji małżeństwa. Oby przyszłe pokolenia mogły kiedyś pojąć jego system! A jeżeli współczesne obyczaje zbyt są mdłe, aby go przyjąć w całości, niech przynajmniej nasiąkną krzepkim duchem tego wspaniałego prawodawstwa.

§ III. O WSPÓLNEM ŁÓŻKU

Pewnej grudniowej nocy wielki Fryderyk spoglądał na niebo, iskrzące się żywem i czystem światłem gwiazd które stanowi oznakę wielkiego mrozu, i zawołał: „Oto czas, który dostarczy Prusom sporo żołnierzy!...“
W tem jednem zdaniu wyraził ów król główną niedogodność, wynikającą z nieustannego współżycia małżonków. Wolno Napoleonowi lub Fryderykowi cenić kobietę wyżej lub niżej zależnie od ilości potomstwa; ale rozumny mąż powinien, stosownie do zasad Rozmyślania XIII, uważać dziecko jedynie za środek obrony: do niego należy ocenić, o ile środek ten jest na czasie.
Uwaga ta prowadzi nas do tajników małżeństwa, przed któremi muza fizjologji musi się cofnąć. Odważyła się przestąpić próg sypialni, póki ta była niezamieszkałą; ale, jako czysta i skromna dziewica, rumieni się na widok igraszek miłości.
Skoro, w tym ustępie książki, muza nasza zmuszona jest białemi rączkami przysłonić oczy — i to nie jak młode panienki, które zazwyczaj zostawiają szparki między cienkiemi paluszkami — skorzystam z tego napadu wstydliwości, aby wyrazić naszym obyczajom parę słów ostrej nagany.
W Anglji, sypialnia małżeńska jest miejscem świętem. Tylko mężowi i żonie przysługuje prawo przestąpienia jej progu i podobno niejedna lady sama ściele swoje łóżko. Ze wszystkich manij, przybyłych do nas z za morza, czemuż wzgardziliśmy jedyną, której urok owiany tajemniczością powinienby zjednać sobie wszystkie wrażliwe dusze mieszkańców stałego lądu? Delikatną kobietę musi razić ten bezwstyd, z jakim wprowadza się we Francji obcych ludzi do małżeńskiego sanktuarjum. Co do nas, którzy tak energicznie potępiliśmy kobiety obnoszące się ze swą ciążą, zdanie nasze nie może być wątpliwe. Jeśli chcemy aby stan bezżenny szanował małżeństwo, trzeba, aby, ze swej strony, ludzie żonaci mieli wzgląd na zapalność kawalerów.
Chcieć każdą noc spędzać w sypialni żony, może wydać się, przyznaję, aktem najbezczelniejszej buffonady.
Wielu mężów spyta w duchu, jak człowiek, który ma pretensję udoskonalania małżeństwa, może zalecać mężowi tryb życia, który byłby zgubą każdego kochanka.
A jednak, takie jest orzeczenie doktora wszech nauk małżeńskich.
Przedewszystkiem, o ile ktoś nie ma zamiaru spędzać nocy stale poza domem, sposób ten jest jedyny jaki pozostaje mężowi, wobec niebezpieczeństw połączonych, jak wykazaliśmy, z obu poprzednimi systemami. Obowiązkiem naszym będzie zatem udowodnić, że ten ostatni sposób sypiania przedstawia więcej korzyści a mniej braków niż poprzednie, zwłaszcza w przesileniu, które obecnie przebywa nasze stadło.
Uwagi nasze, tyczące sąsiednich łóżek, udowodniły chyba dostatecznie mężom, iż obowiązkiem ich jest ustawicznie dostrajać się do temperatury, jaka, w danej chwili, ożywia harmonijną organizację ich żon: otóż, wydaje się nam, iż ta zgodność nastroju ustala się w sposób dość naturalny pod białą osłoną płócien pokrywających małżeńską parę opiekuńczym płaszczem; już to samo stanowi olbrzymią korzyść.
Nic łatwiejszego, w istocie, niż sprawdzić w każdej chwili stopień uczucia i temperatury, w którym znajduje się kobieta, gdy głowy małżonków spoczywają na wspólnej poduszce.
Człowiek (mówimy tu o gatunku) nosi zawsze przy sobie rodzaj ścisłego bilansu, który, wiernie i bez błędu, wskazuje sumę zmysłowego napięcia, kryjącego się w nim w danej chwili. Tym tajemniczym gynometrem jest dłoń. Dłoń jest niewątpliwie organem, który najbardziej bezpośrednio zdradza nasze wrażenia zmysłowe. Chirologja jest piątem dziełem, które przekazuję następcom; sam ograniczę się do zwrócenia uwagi na szczegóły tyczące naszego przedmiotu.
Ręka ludzka jest najistotniejszym narządem dotyku. Dotyk jest zmysłem, który w najmniej niedoskonały sposób zastępuje wszystkie inne, gdy jego żaden ze zmysłów nie zdoła zastąpić. Ręka, która sama wykonała wszystko co człowiek dotąd stworzył, jest niejako uosobieniem czynu. Cała suma naszej siły przepływa przez nią; jest rzeczą godną uwagi, iż ludzie obdarzeni potężnym umysłem posiadali prawie wszyscy piękne ręce, tak, że doskonałość ich kształtu jest poniekąd zwiastunem wielkich przeznaczeń. Chrystus czynił wszystkie cudy przez włożenie rąk. Ręka przesącza niejako życie i na wszystkiem czego się dotknie zostawia ślad swej magicznej potęgi; ona też, w tak znacznej mierze, uczestniczy we wszystkich rozkoszach miłości. Ona zdradza lekarzowi tajemnice organizmu. Ona, bardziej niż jakabądź inna część ciała, wydziela fluid nerwowy, czy też ową nieznaną substancję, którą, w braku innego określenia, nazywamy wolą. W oku odbija się niewątpliwie stan duszy; ale ręka zdradza równocześnie tajemnice ciała i myśli. Możemy nakazać milczenie oczom, ustom, brwiom i fałdom czoła; ale ręka nie zna obłudy, żadnej gry fizjognomji nie możnaby z nią porównać co do bogactwa wyrazu. Jej chłód i ciepło mają odcienie tak niedostrzegalne, że nie dochodzą do wrażliwości ludzi powierzchownych; ale kto choć trochę zajmował się anatomją uczuć i sprawami życia ludzkiego, rozumie ich mowę. I tak, ręka może na tysiąc sposobów być sucha, wilgotna, rozpalona, lodowata, miękka, szorstka, oślizgła. Może drgać, wilgnąć, sztytwnieć, zwisać. Słowem, przedstawia ona niepojęte zjawisko, które możnaby nazwać wcieleniem myśli. Doprowadza do rozpaczy rzeźbiarza i malarza, gdy kuszą się o odtworzenie zmiennego labiryntu jej linij, tak pełnych tajemnic. Podać człowiekowi rękę, znaczy ocalić go. Ręka służy jako zakład wszystkich naszych uczuć. Od niepamiętnych czasów, próbowały czarownice czytać przyszłe losy w linjach dłoni, które nie mają nic przypadkowego i ściśle są związane z istotą życia i charakteru. Zarzucając mężczyźnie, iż nie posiada taktu, kobieta wydaje nań wyrok bez ratunku. Mówi się wreszcie „ręka sprawiedliwości“, „ręka Boska“; mówimy „człowiek silnej ręki“ dla wyrażenia śmiałości i energji.
Posiąść sztukę odgadywania uczuć w atmosferycznych zmianach ręki, którą prawie zawsze kobieta pozwala nam ująć bez nieufności, jest studjum mniej niewdzięcznem a pewniejszem niż fizjognomika.
Zatem, zdobywając tę wiedzę, możesz się uzbroić w wielką siłę, i zyskać nić, która cię poprowadzi przez labirynt najbardziej nieprzeniknionych serc. To jedno starczy, aby wspólność waszego pożycia rozgrzeszyć z wielu braków a wzbogacić niejednym skarbem.
A teraz, czy sądzisz w istocie, że jesteś obowiązany do prac Herkulesa, dlatego że sypiasz co wieczór z żoną?... Cóż za głupstwo! Zręczny mąż posiada w tem położeniu więcej sposobów, niż pani de Maintenon, gdy musiała przy stole zastąpić jakieś danie anegdotą.
Buffon, a z nim niektórzy filozofowie, utrzymują, iż pragnienie wyczerpuje narządy o wiele więcej niż najpełniejsze użycie. Istotnie, czyliż żądza nie jest posiadaniem wyobraźnią? Czyż nie jest, w stosunku do czynu, tem, czem życie duchowe snu w stosunku do życia materjalnego? Czyliż to napięcie ducha nie wymaga wnętrznego ruchu o wiele potężniejszego niż ten który się łączy z faktem rzeczywistym? Jeśli czyny są tylko widomym wyrazem aktów już spełnionych w myśli, osądźcie w jakim stopniu powtarzające się pragnienia muszą wyczerpywać zapas życiowego fluidu? Czyliż namiętności, które są tylko zsumowanemi pragnieniami, nie rysują głębokich bruzd w twarzach ludzi żartych ambicją lub żądzą gry i czyż nie zużywają sił ze zdumiewającą szybkością?
W spostrzeżeniach tych mieszczą się niewątpliwie zarodki tajemniczego systemu, którego ślady znajdziemy zarówno w nauce Platona jak Epikura; system ten, okryty zasłoną nakształt egipskiego posągu, powierzamy waszym rozmyślaniom.
Ależ największą pomyłką jaką człowiek może popełnić, jest mniemanie, że miłość mieści się tylko w owych przelotnych chwilach, które, wedle wspaniałego wyrażenia Bossueta, podobne są w naszem życiu do gwoździ wbitych w ścianę: na oko wydają się liczne, ale, zebrane razem, zmieściłyby się w dłoni.
Miłość polega prawie wyłącznie na rozmowie. Jedna jest tylko rzecz niewyczerpana u człowieka który kocha; dobroć, wdzięk i delikatność. Wszystko odczuć, odgadnąć, uprzedzić; umieć zrobić wymówkę nie urażając tkliwości; pozbawić podarunek wszelkiej pychy; zdwoić wartość uczynku przez miłą i wykwintną formę; ukryć pochlebstwo w postępowaniu nie w słowach; starać się wszystko uzyskać z dobrej woli, nie zaś wydzierać gwałtem; dotykać bez szorstkości, umieć wlać pieszczotę w każde spojrzenie, nawet w dźwięk głosu; nigdy nie wprawiać w zakłopotanie; bawić nie rażąc smaku; głaskać pieszczotą serce, mówić do duszy... Oto wszystko, czego pragną kobiety; oddałyby rozkosze wszystkich nocy Messaliny za to, aby żyć z człowiekiem, umiejącym je karmić temi pieszczotami duszy, których są tak łakome, a które nie kosztują mężczyznę nic, prócz odrobiny starania.
W tych kilku wierszach kryje się główna tajemnica sypialni. Znajdą się może ludzie dość śmieszni, aby wziąść tę długą definicję taktu małżeńskiego za określenie miłości, gdy to jest, ściśle biorąc, jedynie rada, abyś postępował z żoną tak, jakbyś obchodził się z ministrem, od którego zależy upragniona posada.
Słyszę już, jak podnosi się tysiąc głosów z zarzutem, iż książka ta częściej broni sprawy żon niż mężów;
Że większość kobiet nie jest godna tych względów i nadużyłaby ich z pewnością;
Że istnieją kobiety, skłonne z natury do wyuzdania, które nie bardzo zadowoliłyby się taką mistyfikacją;
Że żyją wyłącznie próżnością i myślą tylko o szmatkach;
Że mają czasem przywidzenia i upory doprawdy niewytłumaczone;
Że nieraz wzięłyby za złe zbytnią delikatność;
Że są głupie, nic nie rozumieją, nic nie są warte, itd.

W odpowiedzi na wszystkie te krzyki, nakreślimy tu zdanie, które — że zacytujemy Beaumarchais’go — umieszczone między dwoma odstępami będzie może miało wygląd myśli:
LXIV

Kobieta jest dla męża tem, czem ten mąż ją uczynił.

Mieć przy sobie wiernego tłumacza, który z głęboką szczerością wyraża uczucia kobiety, uczynić ją jej własnym szpiegiem, móc się dostroić do jej miłosnej temperatury, nie zostawiać jej samą, nasłuchiwać jej snu, unikać błędów które gubią tyle małżeństw — oto przyczyny, które winny zapewnić zwycięstwo wspólnemu łóżku nad dwoma innymi systemami sypialni.
A podobnie jak niema na świecie korzyści bez ciężaru, i tu spoczywa na tobie obowiązek, abyś umiał spać z wdziękiem i elegancją; abyś, w swoim fularze, zachował wygląd pełen godności; abyś był miły, miał lekki sen, nie kaszlał za wiele i naśladował nowoczesnych autorów, którzy są bogatsi w przedmowy niż w książki.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.