Flamarande/XIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Flamarande |
Data wyd. | 1875 |
Druk | A. J. O. Rogosz |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Flamarande |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W kilka dni później rzekł do mnie hrabia: — Musisz Karolu wyszukać mamki dla miłego potomka, którego mi przeznaczają. Zrób tylko dobry wybór; życzę sobie, żeby dziecku na niczem nie zbywało, ale mamka musi być nietutejsza i nikomu tutaj nieznana. Zapłać ją bardzo drogo, ale zapowiedz jej, że musi mię ślepo słuchać bez żadnych z jej strony zastrzeżeń. — Wahałem się; projekty mego pana przejmowały mnie zgrozą. Powiedziałem mu, że zanim co uczynię, muszę wiedzieć o co chodzi.
— Dobrze, odpowiedział: rzecz jest prosta. Potrzebuję żeby mamka była albo wdową albo wolnego stanu, żeby nie miała żadnej rodziny albo przynajmniej bliskich krewnych. Jak tylko się dziecko ochrzci i zapisze w księgi, odsyłam je z nią daleko. Musi żyć tam gdzie sam jej naznaczę pobyt, pod ścisłem incognito. Mamka zmieni nazwisko, a dziecko ma uważać za swoje, otoczy je wszelkiem staraniem i będzie czekać moich rozkazów. Powiedz jej, że może godziwym sposobem dorobić się majątku bez niczyjej szkody i bez narażenia się na żadne niebezpieczeństwo.
— Ona temu nie uwierzy, panie hrabio; niebezpieczeństwo tkwi w posługiwaniu się ajentem i spólnikiem w wykradzeniu małoletniego.
— Niebezpieczeństwo byłoby tylko dla mnie i dla ciebie: ale tak rzecz urządzimy, że niczego nie będziemy się potrzebowali obawiać.
— Pan hrabia życzy sobie, aby dziecko wychowywało się w korzystnych warunkach i żeby mu na niczem nie zbywało?
— Życzę sobie tego koniecznie. Nie mam żadnego uprzedzenia do stworzenia, które nie ma pojęcia o złem i dobrem.
— Jeśli dobrze zrozumiałem, to pan hrabia chce, aby dziecko wzrastało w niewiadomości, czyjem jest, i żeby mu nikt tego nie powiedział.
— Pojąłeś mnie dobrze.
— To bardzo trudne do przeprowadzenia.
— Wszystko się da zrobić pieniędzmi. Wynajdż kobietę uczciwą a nieszczęśliwą. Wywieziesz ją daleko, bardzo daleko po za Francję nawet; póki tylko dziecko znieść, będzie mogło podróż, póty niech ona trwa. Umieścisz je w miejscu odludnem, a mamka będzie je tak wychowywać, jakby było jej własnem, ani lepiej ani gorzej. Wynagrodzę ją sowicie, jeśli przez trzy lata będzie dobrze dziecko pielęgnować. Później ty się niem zajmiesz, ale nie trzeba jej tego mówić. Jak przyjdzie w umówionym dniu, niech wie tylko tyle, że ma mnie słuchać, mnie samego i nikogo więcej; twoja rzecz wybrać taką, aby była gotową zrobić wszystko, co jej każę, t. j. gotową była na wszystko, jeśli chce uczciwie zarobić wiele pieniędzy.
— A cóż na to powie pani hrabina?
— To mi obojętne. Dziecko musi uchodzić za umarłe i dla niej także. Umrze w mamkach, to rzecz cała.
— A! wtedy i pani umrze z rozpaczy! zawołałem.
— Cóż znowu!
— Ona już teraz kocha je macierzyńską miłością, panie hrabio!
— Nie chcę jej śmierci. Rozerwę ją. Będą łzy, rozumie się, jestem na to przygotowany, ale postanowienie moje jest niewzruszone. Przysiągłem sobie to na grobie mojego ojca, bośmy się zgadzali na jednym tylko punkcie, na punkcie honoru i czci familijnej. Raczej zbrodnia niż wstyd! Ale nie potrzeba tu zbrodni. Wiek nasz ma dosyć środków do zadawania kar czysto moralnych.
— Porwać matce dziecko! a jeżli nie jest winną? Jeźli bez wiedzy wzięto ten nieszczęsny bukiet a ona nie domyślała się nawet, że ktoś mógł być w jej pokoju — jeźli to dziecko jest twojem, panie hrabio?
— Nie mogę być tego pewny, tem gorzej dla niej. Rozumna kobieta umie się ustrzedz od wzbudzenia w mężczyźnie namiętności, i od zakłócenia spokoju swego męża. Ale zanadto zapuszczamy się w rozumowania. Przyjechałem tu, aby osiąść w prawdziwej świątyni moich wspomnień. Tu zamknąłem oczy mojej matce, kobiecie bez zarzutu i słabostek. Uświęci ona moje zamiary, a ojciec mi dopomoże. Odmawiasz twojej pomocy, Karolu?
— Będę posłuszny panie hrabio, ale pod warunkiem: Pan hrabia podpiszesz zeznanie, które przygotowałem po dojrzałej rozwadze. Jest ono konieczne dla uniewinnienia nas obydwóch w przypadku gdyby rzecz się odkryła.
Oto treść dokumentu: Ja hrabia Albert de Flamarande, zeznaję, że Ludwik-Gaston de Flamarande, mój syn, posłany jest za moją wolą na południe w celu wychowania się w takich warunkach higienicznych, aby go uchronić od dziedzicznej choroby, na którą umarł mój ojciec i na którą ja cierpiałem całe życie. Wydalając go chwilowo, robię to poświęcenie w przekonaniu, że spełniam mój obowiązek względem syna.
Hrabia długo się wahał z podpisaniem tego zeznania, gdyż utrzymywał, że byłoby to hipokryzją i podłością. Zdawało mu się, że nie potrafi skłamać, ale powiedziałem mu, że kto żyjące dziecko uważa rozmyślnie za nieżywe, ten umie kłamać doskonale.
— Wcale nie, odrzekł. Chciałem korzystać z okoliczności, któraby mnie od kłamstwa zwolniła, tymczasem teraz musiałbym wymyśleć coś straszniejszego.
— A więc trzeba wymódz na hrabinie, by zezwoliła na rozłączenie się z dzieckiem. Trzeba jej wytłumaczyć, że zdrowie jego wymaga tego dla przyczyn zawartych w zeznaniu.
Mniej okrutnem będzie, jeźli w chwili, kiedy będzie wstanie znieść ten cios okropny, powiesz jej panie hrabio, że to dziecko, które zaledwo raz widziała, zdala od niej umarło.
— Nie, nie! zawołał hrabia. Niech je gorzko opłakuje, ta kara jest jeszcze zanadto łagodną!
Potem popatrzył złowrogo na ołowiane fale rzeki, w których się odbijało szare niebo i rzekł po cichu: — Deszcz będzie jeszcze długo padał a Loara bezustannie przybywa, widocznie niebo mi sprzyja. Daj mi to zeznanie, skoro już trzeba ukryć przyczynę zemsty, chcąc zapewnić sobie skutek.