[256]ROZDZIAŁ IX.
Et respondens Iob, ait: Vere scio, quod ita sit,
et quod non justificetur homo compositus Deo.
Odpowie Hiob: — Toć prawda wymowna,
Będzie potępion, kto się z Bogiem równa;
Kto z nim szermierzyć puści się na słowa,
Ten na słów tysiąc jednego nie powie;
Kto był mu sprzeczen, a spokój dochowa,
Wielką miał mądrość i w sercu i w głowie!
Bo Pan, ockniony w zapalczywym gniewie,
[257]
Zdolen wstrząść ziemią a góry przenosić,
A człowiek, sądząc, że przemądry dosyć,
Spełnia wyroki, o których sam nie wie.
Pan gwiazdom pieczęć przykłada swą siłą,
Pan każe słońcu, aby nie wschodziło,
Nad firmamentem rządzi Jego władza,
Po falach morskich On sam się przechadza;
On gwiazd gromady na niebie rozmieścił,
On w liczbie — dzieła niezliczone streścił.
Nie wiem, gdy do mnie skieruje swą drogę,
A gdy odchodzi, ja zgadnąć nie mogę.
A jeśli pyta, to któż mu odpowie?
Kto Go zagadnie: czemu to lub owo?
Nikt się Bożemu nie oprze gniewowi,
Choćby krąg świata dźwigał nad swą głową.
I któż ja jestem, abym memi słowy
Dawał odpowiedź na słowa Jehowy?
A choćbym sądził i słusznie, i szczerze,
Mego sędziego najprzód się poradzę.
Kiedy mię słucha — ja jeszcze nie wierzę.
Och! bo mi przy nim braknie na odwadze!
Bo w mgnieniu oka zawichrzy powietrze,
Boleść pomnoży i we proch mię zetrze!
Pytasz o siłę — Pan treścią jest siły,
A w sądach Jego któż za mną poświadczy?
W głębi mej duszy skona głos doradczy,
Własne mię usta przed Nim potępiły.
Nie uniewinnią starania mię żadne,
Czy ja mam słuszność? — sam tego nie zgadnę.
Jedno, co dusza wyznać się odważy:
On sam cnotliwych, On niszczy zbrodniarzy.
Lecz kiedy chłoszcze, niech zabije raczej,
Niżby miał szydzić z niewinnych rozpaczy.
Posiada ziemię ręka niegodziwa,
Oblicze ziemi rój sędziów przykrywa;
[258]
Lecz jest nad sędziów wielki Sędzia przecię, —
Jeśli go niema, to któż jest na świecie?...
Dni są jak goniec, co pośpiesza nagle:
Przeszły i dobra zgoła nie widziały,
Śpieszą, jak okręt, co rozwinie żagle,
Lecą, jak orzeł na żer między skały...
Rzekłem: Zaniecham bluźnierczych bezprawi;
Lecz twarz się zmienia, a boleść mię dławi.
Mych własnych czynów byłem w duszy trwożny.
Bo wiem, że grzechy zwykłeś karcić srodze;
A jeśli jestem mimo to bezbożny,
To cóż po pracy? to cóż po mej trwodze?
Choćbym się omył — do czegóż mi służy?
Choćby mi ręce białością się lśniły,
Ty mię pogrążysz w ohydnej kałuży,
Będą mną szaty moje się brzydziły.
Bo Ty masz wszystką potęgę nade mną,
Bośmy nierówni i z ciała, i z ducha;
Ciebie przed sądem stawić nadaremno,
Który nas obu zarówno wysłucha.
Gdy żaden sędzia nie znajdzie sposobu
Ręki swej kary położyć na obu,
Niechże przynajmniej na mą słabość zważa,
Odejmie różdżkę swojej gniewnej chłosty,
Swoim postrachem niech mię nie przeraża,
Będę doń mówił na mój sposób prosty;
Bo póki groźno po mem licu śledzi,
Jakże mam dobyć słowa odpowiedzi?