<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Koroway-Metelicki
Tytuł Freski Krymskie
Rozdział XI.
Pochodzenie Poezye
Wydawca Księgarnia Polska Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i S-ka
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XI.

Do kraju, kędy słońce w swój miłosny
Uścisk ujmuje niebo, morze, ziemię;
Kędy natura ludzkie pieści plemię;
Do kraju, kędy lasy górskiej sosny
Tchną na dolinę wonią swą żywiczną;
Kędy powietrze falą ustawiczną
Niesie w dolinę woń ze strony drugiej,
Zapachem świeżym morza nasyconą;
Kędy dwie wonie wzajem siebie chłoną,
Balsamicznemi płynąc potem strugi;
Do kraju gęstych i rozkosznych sadów,
Kraju granatów, kraju winogradów:

Dążą z nadzieją w suchotniczej piersi
z twarzą śpieczoną w gorączki rumieńce,
Spragnieni życia śmierci potepieńce,
Dażą niestety! dażą już nie pierwsi
Ale nie każdy z potępionych rzeszy
Do domu wróci, rodzinę pocieszy.
W krainę zdrowia kto przybywa wcześnie,
Ledwo uczuwszy straszliwą chorobę,
Siły odzyszcze... lecz kto spóźnił dobę,
Siebie i swoich zawiedzie boleśnie!
Toż jest nad morzem cmentarne ustronie:
Kupią się krzyże w zacieśnionem gronie,
Stoją pomniki w marmurowej bieli,
I — rozważając grobowców napisy —
Melancholijne dumają cyprysy...
Tam niemal w każdej głuchej, ziemskiej celi
Złożone młodzi tajemnicze pączki,
Nie rozwinięte w dojrzałości strączki —
Śmiertelnym mrozem zwarzone kielichy
Kwiecia wonnego... Tutaj proch młodziana
Skarży się rzewnie... Tu w czas swego rana
Dziewica zgasła śle jęk z grobu cichy.
Młodzieńczej pełni tyle, tyle siły
Wyroki straszne zaniosły w mogiły!
Tyle rodzinnych pociech i nadziei,

Popędów pierwszych w sfery ideału,
Tyle miłości, marzeń i zapału
Zabrał ten cmentarz!... I w czasów kolei
Zabierze jeszcze... Śmierć ma swe kaprysy
I nieraz woli młodociane rysy,
Zabija tego, kto błaga o życie,
Zaś kto już doznał, czem jest życia nędza,
Tego omija i długo oszczędza,
Zanim w grobowe położy ukrycie.
Rzadki tam napis głosi stare lata
Porwanych w strony nieznanego świata.
I opłakują ojce, żony, siostry
Swych drogich, zmarłych w pięknej tej krainie.
Ale czas idzie, rozpacz ciężka minie,
W smutek łagodny zmieni się ból ostry...
Przejdzie i smutek... najbliżsi zapomną!...
I tylko jakiś dech nieśmiertelności
Wiać tutaj będzie powiewem żałości,
I tylko morze piersią swą ogromną,
Jako olbrzymie muzyckie narzędzie,
Na srogość śmierci szemrać stale będzie
I przez lat długich ciągnącą się erę,
Nieraz z wieczności zlewając się echem,
Westchnie na cmentarz potężnym oddechem...
Nieraz zanuci smętne miserere...

I nieraz ryknie strasznych głosów gamą,
Chcąc zmarłych zbudzić, śmierć przerazić samą,
Na wiek ją przegnać z ziemi tej oblicza...
Lecz raz tysiączny przekona się morze,
Iż śmierci groźnej nigdy nie przemoże,
Iż źle swe siły niezmierne oblicza...
I zadrży wtedy na myśl onej chwili,
Gdy się z gwiazdami w nicestwo rozpyli.

1886 r.
Jarowe.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Koroway-Metelicki.