[367]GÓRSKIE ŹRÓDŁO.
SZKICA.
(POŚWIĘCONE R***.)
I.
Między szczytami skał mchem posiwiałych,
Gdzie kwiat umiera, drzewo schnie i ginie,
A śmierć osiadła wśród głazów zdziczałych,
W tej niemej szczytów skalistych dziedzinie,
Źródło tam ciche i samotne biło,
Wśród tej martwoty samo jedno żywe,
Jak serce młode a tem nieszczęśliwe,
Że żyło
Tam, gdzie już wszystko — wszystko dawno martwe było. —
II.
W dzień piekło słońce głazy rozpalone
Których wieczorna niechłodziła rosa,
A nocą szczyty szronem ośnieżone
Marzły, gdy mgłą je kwefiły niebiosa…
Czasem do źródła ptaszek jeden tylko
Przyleciał, siadł, zanucił krotką chwilką,
Zwierciadło jego dzióbkiem pocałował,
Podnosił główkę i znowu żeglował
W błękity —
Ku gajom dolin — z trwogą mijając skał szczyty…
[368]III.
Raz pożeglował i nie wrócił więcej,
A zanim źródło w tęsknicy dziecięcej
Wyschło — po głazach wszystkie łzy spłakało…
Że prócz skał martwych nic już nie zostało!…
Próżno w niem gwiazdy przezierały czoło,
Próżno grał słońca w niem promień wesoło,
Źródło za swoją tęskniło ptaszyną,
Schło, schło, aż wyschło miedzy skał szczeliną
I było,
I jak dół w piersiach — gdzie niegdyś —
Wielkie serce biło!…
1860. Saska Szwajcarya.