[543]
Z VI SERYI »POEZYI«.
Gdy mówimy z sobą wraz
tak, że nas nikt nie słyszy,
że twarde góry i ten las
bezmiernej pełny ciszy:
ten wyraz, co nam w ustach wre,
jest twardy tak i głuchy,
jak kiedy o granitu głaz
stalowe tną obuchy.
I gorzki, zimny pełen wzgard
przepastnych i zawziętych
uśmiech, może przekleństwa wart,
z ust nam wybiega ściętych,
szyderstwo świeci z naszych ócz —
aż wstaje mgła z za grani,
na kształt straconych polnych wart
giniemy w mgłach, w otchłani...—
Precz czucie, myśli! wilcze kły,
szpony, co świat szarpiecie — —
[544]
moje tatrzańskie idą mgły,
mój rodny wiatr je miecie!
Precz!... Oto na pierś matce syn
położył głowę senną,
a z lodów kryształowe łzy,
płyną na pierś kamienną...
I jedna tylko górska mgła
i ta pierś granitowa
wiedzą, co w mojem sercu drga,
czem płonie moja głowa —
i wie to tylko lity głaz,
granitu te kamienie,
na czem, jak trumny płyta ta
spoczywa me milczenie.