[193]GERO NA LACHACH.
Z chaty do chaty leci wieść,
Zachodni wiatr ją począł nieść,
Płacze nią w polach, w możny dwór
Bije nią, jako piorun z chmur,
Przeraża panów, rycerzy, kmieci,
Zatrważa starców, matki, dzieci;
Pomordowanych książąt wdowy
Ze snu takiemi budzi słowy:
— O! płaczcie, wdowy! płakać czas;
Niema już komu bronić was!
Niema już komu bronić grodu,
Ni kmiecej strzechy, ni narodu!
Mężowie wasi, wasi kochani,
W domu Gerona pomordowani!
I zapłakały wdowy wraz:
„Niema już komu bronić nas!“
A możny Gero syna do się zwie:
„Sygfrydzie! rzecze, młody ty mój lwie,
[194]
Trzoda bez stróża łupem dla rycerza:
Wybiłem wodzów z nadodrzańskich stron; —
Waleczny synu! pójdźmy zbierać plon!“
Tak wyszedł Gero i na ławie siada,
Lecz Sygfryd stoi i nie odpowiada.
Więc Gero znowu: „Nasz cesarz i pan,
Znany z potęgi a i z łaski znan,
Lecz pańska łaska — to szalony koń,
Dziś mu ta miłą, jutro owa błoń.
Dobrze, gdy pomny pan swojej czeladzi,
Lepiej, gdy sługa sam o sobie radzi.
„Dziś ja margrafem. — Otto możny król;
Dla mnież to niema na królestwo pól?
Otto po Łabę, moje państwo dalej.
Synu! Sygfrydzie! będziem królowali,
Prześcigniem samą Ottonową moc.
Zbierz lud, na Słowian wyruszymy w noc“.
A Sygfryd rzecze: „Ojcze! Bóg ukarze.
Pomordowanych śniły mi się twarze,
Śniły się w nocy w strasznym, wieszczym śnie.
Ojcze! ty zgubisz i siebie i mnie“.
Lecz Gero powstał, zmarszczył czarną brew
I rzecze groźno: „Myślałem, żeś lew,
[195]
A ciebie widzę trwoży jasna stal!
Młodej ci żony i uścisków żal“.
Więc poszedł Sygfryd zbierać lud do wojny,
A Geron usiadł i dumał spokojny.
A gdy na zamek spadła noc,
Stanęła rzędem grafa moc.
Stanęła licznie po rozkazie;
Od stóp do głowy lud w żelazie.
I rżą rumaki, biedz gotowe;
Tylko graf Sygfryd spuścił głowę.
W oknie go płacze żona młoda:
Szkoda mu żony, lat mu szkoda,
Lecz Gero skinął, skoczą wraz,
Od setnych kopyt zagrzmiał głaz,
Od okna biała
Chustka powiała...
Powiała może ostatni raz.
I lecą: palą grody, wsie,
Do grafa kolan lud się gnie.
A którzy klękną, już nie powstają:
Mężów — Gerona knechty ścinają,
Dziatwę i żony gonią w plon —
Tak graf buduje sobie tron.
A gdy już w Odrę mieli skoczyć wpław,
— „Sygfrydzie! synu! — rzecze dumny graf —
[196]
Coś tak posępny, czego stronisz mnie?“
— „Pomordowanych znów widziałem w śnie!“
— „Ha, ha! to dobrze, dobrześ, synu, śnił.
Jutro Lach będzie u nóg mi się wił“. —
A Sygfryd rzecze: „Ojcze! Bóg ukarze —
Pomordowani mieli groźne twarze!“
Lecz graf nie słucha. Spiął się pod nim koń,
Pognał przez pola, skoczył w modrą toń,
Szeregi za nim wśród spienionych fal.
Dobili brzegu. Gero wznosi stal
I woła: „Synu! jutro z Lachem boje!
Jutro królestwo oddam w ręce twoje!“
Rozbili obóz; zaszła cicha noc,
Graf się zadumał, waży swoją moc.
Sygfryd obchodzi obozowe straże,
Radby zapomnieć pościnanych twarze,
I usnąć radby, lecz się lęka śnić.
Usnęli...
Rankiem zorzy złota nić
Obiegła mgłami zaciemniony wschód
I budzi obóz u odrzańskich wód.
„Synu! — graf rzecze — czemu patrzysz w dal?“
„Patrzę, jak w zorzy błyszczy Lachów stal!“
[197]
„Gdzie? pokaż! wzrok mój mroczy się od snu“
„Patrzaj, mój ojcze, zbliżają się tu“.
„Na koń! — graf krzyknął, — Lachów książę sam
Do kolan dzisiaj pokłoni się nam!“
I stają męże. Gero stawia szyki,
Z borów wychodzą lackie wojowniki;
Oblani zorzą, wznoszą jasną broń,
Piękny, dorodny każdy mąż i koń.
Mieszko ich wiedzie na hufy Gerona;
Przy Mieszku z orłem chorągiew czerwona.
„Naprzód! Sygfrydzie, nie długi tu trud!“ —
Zawołał Gero — i już zwarł się lud:
Skruszyli kopie, miecze chwycą wraz,
W tarcze i w hełmy wiodą silny raz;
Skruszyli miecze, chwycą za topory;
Szczęk się rozlega przez pola i bory.
„Ojcze! Geronie! ciężka z Lachem gra,
Dzielnie Lach walczy, twarde ramię ma“.
„Tem większa sława dla nas, synu mój!
Koronę da nam ten rycerski bój“
[198]
I poskoczyli do boju ochoczo,
Pewni, że z Lachów wszystką krew wytoczą.
I znowu rzecze Sygfryd: „Tu nam kres!“
„Nie! nie! mój synu! Lacha weźmie bies!“
I znowu walczą, lecz wtem pęka szyk:
„Sława Mieszkowi!“ Lachy wznieśli krzyk
I tną Germanów toporami wkoło;
Gero i Sygfryd jeszcze stawią czoło.
Lecz wtem: „Sygfrydzie!“ jęknął graf i zbladł,
Pod ciosem Mieszka młody Sygfryd padł,
Padł z rozłupaną wpół toporem głową
I krwi się oblał strugą purpurową.
O grafie! jakaż boleść ciebie zgina,
Innej purpury chciałeś ty dla syna!
I w drżące ręce syna chwycił graf,
Skoczył do Odry, przebywa ją wpław;
Za nim rycerstwo, knechty skoczą w toń,
Resztę tnie w polu sroga Lachów broń. —
Tak się skończyła wyprawa Gerona,
Tak go minęły sława i korona.
A kiedy wrócił, zbroję z siebie zdjął,
Odział się kutą, kij do ręki wziął
[199]
I szedł w pielgrzymkę, jak uczynił ślub.
Potem dla syna wymurował grób
I wraz z synową klękał na tym grobie
I płakał rzewnie i złorzeczył sobie.
1862 (?).
|