[188]UCZTA GERONOWA.
Pieśń wam zaśpiewam! w pieśni prawdę szczerą:
Był u Ottona wielki margraf Gero,
Nad podbitymi postawion Słowiany,
A w każdej sprawie rycerz zawołany.
I miał ten Gero murowany dwór,
Co wieżycami wspinał się do chmur;
Miał jasną zbroję i stalowy miecz,
Co w bitwach głowy z karków zmiatał precz;
I zgraję knechtów na wszelkie rozkazy,
Krwawych jak wilcy, a zimnych jak głazy.
A pierś Gerona była jako stal;
Nie znał litości, nie tykał go żal.
Niech drży podbity — niechaj znosi dań,
Jeśli mu miła nieprzerżnięta krtań!
Więc już o buntach zaprzestano marzyć,
Nawet lirnicy nie śmieli się skarżyć.
[189]
I była radość pomiędzy Germany,
Że legł Słowianin, jak lew okowany;
W Mersburgu Otto na cesarskim tronie
Ściskał margrafa zakrwawione dłonie.
I poczcił złotym łańcuchem Gerona
I kazał nowe podbijać plemiona.
Siadł więc graf Gero w murowanym grodzie,
I śpiewał Panu psalmy o zachodzie.
I kazał sobie podać wina dzban
I pił i marzył, jak go podniósł Pan!
Ha, niedość jeszcze! więc zamierzył graf,
Jakby do Lachów Odrę przebyć wpław.
A tam — już długo chowa się z tem w łonie, —
Tam chce graf usiąść na udzielnym tronie,
I władnąć berłem po zaborach wzdłuż...
Marzy — i z rodu króle liczył już.
I o dłoń szorstką wspałwsparł brodatą twarz, —
Wtem w róg zagrała przedmurowa straż:
„Kto?“ „Goniec grafie“. Goniec w drzwiach już stoi,
Jeno się wieści wypowiedzieć boi.
I drżąc wyjęknął: „Grafie! ciężko nieść
Do twoich uszu taką srogą wieść.
[190]
Patrz! Lach Słowianin, co tak twardo spał,
Jak głodny niedźwiedź z pazurami wstał,
U bożych świątyń porozwalał drzwi
I skąpał ręce w grafa Haika krwi“.
Lecz graf stał zimny.
Choć u granic wróg,
Nie zbroi knechtów ani wiernych sług.
Każe nieść wina, miody i bić woły,
Każe do uczty stawić sute stoły;
Do lackich książąt zaprosiny śle,
Jakby w najlepsze i przyjazne dnie;
Czasami tylko ściągnie czarne brwi
I mruczy pod wąs: „Napiłbym się krwi.“
A ledwie zeszło w trzeciej dobie słońce,
Od lackich książąt powrócili gońce.
Gero rad z wieści... Hej, już dzwoni róg,
Już wchodzą kniazie w Geronowy próg;
Trzydziestu książąt, szczera lacka krew —
Szerokie czoło, ciemna w kabłąk brew,
Otwarte lica, w źrenicach błękity,
U bioder szable, a na głowach szczyty.
W świątecznej szacie Gero we drzwiach stał,
Powitał kniaziów — dłoń każdemu dał.
Czarnego ducha tak ukrył postacią,
[191]
Iżby rzec można, brat wita się z bracią
I w dom prowadzi i wyrządza cześć; —
I każe misy przed kniaziami nieść,
Prosi, by na bok odłożyli bronie
I stół zasiedli po obojej stronie.
Ucztują kniazie; w sali rośnie gwar,
Coraz weselej od pieśni, od czar,
Coraz serdeczniej; co wychylą dzban,
Podaje świeży, hojny zamku pan.
I zapomniało szczere lackie plemię,
Że chciwy Gero dybie na ich ziemię,
Że krew już płynie u odrzańskich wód, —
Taki graf zdziałał gościnnością cud.
A Gero wstaje i woła do sług:
„Niechaj zadzwoni paź w złocisty róg!
A ja ten puhar wznoszę wam, kniaziowie!“
I pełny puhar pił za kniaziów zdrowie.
A gdy pił Gero, paź na rogu grał,
Dziko, jak wicher, wyjący śród skał.
Na ten głos knechty z morderczem żelazem
Wpadli i kniaziów otoczyli razem,
I skrępowali sznurami ramiona,
Cięli im gardła i kłuli im łona.
A możny Gero nad trupami stał,
Uśmiech na ustach, w dłoni puhar miał.
[192]
„Siądźcie za stołem, wołał, bracia moi!
Gero się buntu wyrżniętych nie boi.“
I wnet ze sali każdy smętny trup
Poszedł za okop sokołom na łup.
Sokoły niosły wieść na lackie pola,
Że wodzów taka spotkała tu dola. —
I siadł graf Gero w murowanym grodzie,
I „De profundis“ śpiewał o zachodzie —
I kazał sobie podać wina dzban,
I pił i marzył, jak go podniósł Pan!
A potem senną głowę wsparł na łonie
I o złocistej zamarzył koronie.
Taka to była owa uczta sławna,
I tak Germany wojowali zdawna.
Listopad 1859.