[150]GROBLA.
By uchronić swe grunta od zalewu fali
włościanie Lichoradza groblę zbudowali.
Nazwozili kamieni, chrustu, ziemi, gliny,
ubili wał, poszyli, nasiali wikliny,
wierzb nasadzili i cieszą się chłopi,
że ich staw nie zatopi.
Próżno woda się pieni,
że tyle kamieni
ma na dnie koryta:
musi stać i kwita.
Jako chłop babę ściska
gdy powrócą z karczmiska,
a co przystoi chamom;
tak się ściska staw z tamą.
Mknie czas jak pies za kotem
szumią wierzby nad tamą,
wikliny rosną bujnie,
osty, głóg stoi płotem.
Cóż potem?
Tama trwała póki żyli,
co ją bili.
Dzieła przodków nie umie ocenić ród nowy.
Wnuk Maćka w rozprawie chłopsko-honorowej
[151]
przetrącił kłonicę
o wnuka Kuby ramię,
a iżby szkodą sfrasowane lice
rozchmurzyć, bieży ściąć nową na tamie.
Wnuk Grzeli nie ma liter, w te pędy na tamę.
Wicek (wnuk) rąbie na niej budulec na bramę.
(Brama niezbędna w porządnej zagrodzie,
jak zrąb u studni).
Stawia komin wnuk Gajdy i też tamę bodzie,
bo w tamie darmo glina, a kupić ją trudniej.
Jak tu nie wziąć, gdy coś blizko —
myśli sobie wnuk Rocha.
Słowem, czy po kosisko,
czy po hołoblę,
czy po wiele, czy po trocha —
wszyscy na groblę.
Mozolne budowanie, ale snadne psucie.
Przetarli chłopi tamę, niby wiecheć w bucie.
Widząc taką gospodarkę
pomrukiwał staw czasem, jak Miś, gdy łup wietrzy,
krótko mówiąc nie przeszło lat dziesiątków ze trzy,
znalazłszy w tamie tu i owdzie szparkę
wciskał w nią staw rozjarzmiony
strumienie, jak lis pazury
wtyka,
między przęsła kurnika.
Wiosna! wiosna! — odrodzenie, choć nieraz i zguba.
Pękła lodów łuska gruba.
Z chlupotem zgiełcznym rzeczki, rowy leją męty
w rzek gardziele. Staw zaryczał wzdęty.
Zerwał się wicher: z krą, iłem i pianą
Pędzi falę wezbraną.
[152]
Wściekła fala kruszy, łamie...
Już po tamie! Już po tamie!
Staw wziął co swoje: bramy litry i kłonice,
nadto zalał okolicę.