[50]Groby.
Niewielki ten poemacik, liczący niespełna 300 białych wierszy, ma na celu okazać znaczenie grobów dla patryotycznego odrodzenia Włoch. Poeta mówi w nim najprzód o łączności żywych z umarłymi, dalej przypomina ziomkiom ich sławnych mężów przeszłości — Machiavellego, Michała Anioła, Galileusza, Dantego, Petrarkę, Alfierego, — wreszcie wyraża pragnienie, żeby mógł zostać wskrzesicielem ducha bohaterskiego w narodzie. Całość gęsto jest przeplatana reminiscencyami klasycznemi. — Początek jego jest taki:
W cieniu cyprysów, w żalu łzą zroszonej
Urnie, sen śmierci może mniej jest straszny?
Skoro na ziemi już nie dla mnie słońce
Piękny ten zwierząt ród i traw zapładnia;
I gdy przedemną pląsów nie zawiedzie
Przyszłości godzin splot, w ułudy strojnych;
[51]
Ani twych wierszy, druhu[1], nie posłyszę,
W których tak smętna dźwięczy mi harmonia;
Ani do serca już mi nie przemówi
Duch Muz dziewiczych i Miłości, który
Jedyną duszą był mi w błędnem życiu:
Za dni stracone jakiż znajdę odwet
W tem, jeśli kamień kości me odróżni
Od nieprzebranej masy kości, które
Po ziemi i po morzu śmierć rozsiewa?
O, tak! zaprawdę, Pindemonte, nawet
Od grobów zdała trzyma się Nadzieja,
Ostatnia z bogiń; wszystko chłonie w sobie
Noc zapomnienia, a wciąż czynna siła
Niszczy bez przerwy; ludzi i ich groby,
Ich wizerunki i pozostałości
Ziemi i nieba — wszystko Czas przetwarza.
Lecz czemuż człowiek ma się już przed czasem
Rozstać z złudzeniem, które umarłego
Pokrzepia przecież na wieczności progu?
Czyliż nie żyje on pod ziemią nawet,
Choć już dla niego zmilknie dnia harmonia,
Gdy może niem pobudzić drogie serca
Do słodkich trosk? Niebiańska jest ta zgodność
Miłosnych uczuć; jestto dar niebiański
W duszy śmiertelnych. Przez nie obcujemy
Z umarłym przyjacielem, on zaś z nami,
Gdy bogobojna nasza ziemia, która
Dziecięciem wzięła go i wykarmiła,
Dając ostatni mu w swem macierzyńskiem
Łonie przytułek, broni jego szczątków
Od krzywd ulewy i od poniewierki
Stopy prostaczej, głaz przechowa imię,
A wonne kwieciem przyjacielskie drzewo
Orzeźwi miłym prochy jego cieniem.
Tylko ten mało ulgi dozna w urnie,
Kto nie przekaże uczuć swych w spuściźnie;
I jeśli zmarły zachowuje czucie,
Widzi, jak dusza jego w smutnej rzeszy
Po acheronckim błąka się przybytku,
Albo się garnie pod szerokie skrzydła
Boskiego przebaczenia; ale prochy jego
Kryją pokrzywy w opuszczonej ziemi,
Gdzie ni kochanka się nie modli, ani
Samotny pątnik nie usłyszy westchnień,
Jakie z grobowca ku nam śle Natura. (Edw. Gr.).