Gryzli Uab/Dni jego siły/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Gryzli Uab |
Pochodzenie | Opowiadania z życia zwierząt, serja druga |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia M. Arcta |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Arct-Golczewska |
Ilustrator | Ernest Thompson Seton |
Tytuł orygin. | The Biography of a Grizzly |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rok za rokiem upływał, a w życiu Uaba nie zaszła żadna wybitna zmiana. Wprawdzie sypiał on teraz coraz krócej w zimie i wstawał wcześniej na wiosnę, ale to było wynikiem tego, że stawał się coraz większy i silniejszy, mocne jego łapy potrafiły go obronić w każdej złej chwili życia, a gęste biało-szare kudły ochraniały od zimna i niepogód. Wkrótce stał się on postrachem wszystkich mieszkańców doliny Meteetse, a nawet pastuszkowie z okolicznych pastwisk opowiadali sobie dziwy o olbrzymim Gryzli.
Nikt jednak nigdy nie słyszał o żonie Uaba. Młode lata przechodziły, a z niemi okresy tęsknoty miłosnej, ale Uab nie znalazł towarzyszki i pozostał sam. Nie jest to dobre w życiu niedźwiedzia. Samotność i sobkostwo wyrabia w zwierzęciu złośliwość i mściwość i czyni go jeszcze bardziej niebezpiecznym.
Nie bał się też nikogo, a nabywszy własnem ciężkiem doświadczeniem znajomość życia, wiedział jak się zachować w każdym wypadku. Jednakże w szóstym roku życia spotkał go niemiły wypadek, który znowu powiększył jego szereg doświadczeń.
Nieomylny węch zaprowadził go pewnego dnia do martwego ciała łosia leżącego w borze. Łoś był tak piękny, że pomimo iż w powietrzu unosił się zapach człowieka i żelaza, Uab nie cofnął się. Obszedł tylko ostrożnie zwierzę naokoło, stanął na tylnich łapach, żeby mu się lepiej przyjrzeć i wreszcie, upewniony że nic mu nie grozi, sięgnął przednią lewą łapą po mięso. W tem rozległ się znany dobrze Uabowi trzask i łapa jego znowu została złapana w zatrzask. Ale był to wielki zatrzask, stawiany umyślnie na niedźwiedzie.
Gryzli ryknął ze złości i bólu i ciągnął łapę, rzucając się wściekle, wskutek czego zatrzask zacisnął się jeszcze mocniej. Z pianą na pysku zaczął teraz zębami gryźć żelazo, ale wnet przypomniał sobie dawniejsze zdarzenie i, oparłszy się mocno nogami, ciągnął z całych sił łapę uwięzioną. Nic to jednak nie pomogło. Obruszyło jednak podstawę zatrzasku i niedźwiedź postanowił powlec się na górę z tym strasznym ciężarem u łapy. Szedł biedak kulejąc i przystawał co chwila, by spróbować w inny sposób uwolnienia się. Wszystko napróżno! Wreszcie napotkał na drodze przewrócony pień sosny i wpadł na pyszny pomysł. Oparł się mocno o pień i postawiwszy wszystkie trzy nogi na zatrzasku, ciągnął zatrzaśniętą łapę — i, po chwili puściły śrubki, zatrzask się rozluźnił i łapa została oswobodzona. Tylko duży palec pozostał w żelazie i biedny Gryzli musiał znow u myśleć o leczeniu swej nowej rany.
Przygoda ta bardzo rozdrażniła Uaba i jeszcze raz pow tarzał sobie, że tam, gdzie jest choćby najlżejszy zapach człowieka i żelaza, to nawet gdyby i prochu nie było, lepiej nie kusić się na smaczne kąski, lecz uciekać, lub trzymać się zdaleka.
Chory palec nie dokuczał mu bardzo, i wkrótce zagoił się, ale na długi czas Uab pozbawiony był przyjemności łapania mrówek i różnych przysmaków, które znajdował pod wielkiemi kamieniami, gdyż robił to zwykle lewą łapą, właśnie tą, która teraz była pozbawiona palca.