Gryzli Uab/Dni jego siły/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Gryzli Uab |
Pochodzenie | Opowiadania z życia zwierząt, serja druga |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia M. Arcta |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Arct-Golczewska |
Ilustrator | Ernest Thompson Seton |
Tytuł orygin. | The Biography of a Grizzly |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Każdy przedmiot ma swój właściwy zapach ale dla tych, którzy mają węch. Uab uczył się rozpoznawania zapachów przez całe swe życie i poznał ich w górach mnóstwo.
Każda rzecz również posiada swoisty głos, który jednak tylko ten poznać może, kto się tym interesuje i głosu tego szuka. I tak, jak Uab umiał iść za nęcącym zapachem, tak potrafił odnaleźć głos, który mówił zdaleka: „ja jestem tu!”
Tak np. jagody jałowca, głóg róży, poziomki — wszystkie miały miły cichy głos, który śpiewał: „tu jesteśmy — jagody, jagody.”
Szyszki sosen i cedrów miały znowu gruby, ciężki głos — mówiący: „tu nas znajdziesz — szyszki, szyszki.” A gdy późną wiosną słodkie korzenie zaczęły wyrastać wśród kamieni, zabrzmiał chór głośny: „korzenie słodkie, korzenie dobre.” Uab szedł naturalnie za tymi głosami, a na miejscu obfitej zdobyczy wsłuchiwał się w cichszy jeszcze głos, wychodzący z ziemi: „tutaj jestem smaczny gruby korzeń” albo „ja jestem włóknisty twardy korzeń ” i tego omijał Uab, szukając słodkich i soczystych.
W jesieni znowu inne głosy dochodziły do czułych uszu Uaba — to grzyby najrozmaitsze wzywały go na ucztę — ale między niemi słychać było i takie jak muchomora: „nie ruszaj mnie, jeśli chcesz być zdrowym i żywym ” i takiego za nic w świecie nie tknął.
Każde zwierzę, każda roślina, każdy kamień śpiewał Uabowi swą piosnkę, którą on jeden rozumiał. Przedtem jednak radził się zawsze węchu, który dla niego miał większe znaczenie niż głos i słuch. I tak dniem i nocą miał na straży swe zmysły i poznawał wszystko co chciał, a pomijał to co było dla niego wrogiem.
Dla Uaba zaś i wszystkich jemu podobnych węch i zapachy były głównemi kierownikami czynów. Podczas więc gdy jedne zapachy były dlań przyjemne i zapraszały do siebie, drugie były obojętne, lub znowu tak odrażające, ze doprowadzały go do wściekłości, albo tak straszne, że uciekał przed niemi. Przedewszystkiem zauważył on niejednokrotnie, że wiatr zachodni wiejący ze szczytów Sosnowego (kanionu) jaru przynosił jakiś dziwny zapach, który czasem był mu obojętny, czasem zaś odrażający — nigdy jednak nie pociągał go. W innych dniach znowu wiatr północny przynosił z za wysokiego łańcucha gór taki straszny zapach, że Uab nie wiedział, gdzie się przed nim ratować.
Na tych wszystkich naukach i doświadczeniach zeszła młodość Uaba i teraz cieszył się swą umiejętnością życia i potęgą — ale jednocześnie zaczęły odzywać się w nim różne dolegliwości. Tak np. często przypominała mu się tylna noga, która w dzieciństwie a później tyle razy była zraniona. Bywało, że po chłodnej nocy lub przy długo trwającej niepogodzie, ledwie mógł chodzić, ciągnąc chorą łapę. Gdy raz tak szedł jęcząc, poczuł z wiatrem zachodnim znowu ten dziwny zapach. Tym razem zastanowił się, bo zdawało mu się, że woń ta mówiła do niego „chodź” i jednocześnie i w nim odezwał się głos podobny „idę.”
Zapach jedzenia bywa miły, gdy się jest głodnym, przy pełnym żołądku jednak jest odrażający. Zapewne pociąg do czegoś jest w związku z potrzebami ciała. Uab, nie namyślając się długo, usłuchał głosu, który go teraz nęcił i powlókł sie w kierunku tej dziwnej woni, a drapiąc się ostrożnie po wązkiej ścieżce góry i pomrukując, torował sobie drogę wśród gałęzi, które biły go po karku i głowie.
Dziwna woń stawała się coraz wyraźniejsza i silniejsza, aż wreszcie przywiodła Uaba w okolicę, w której jeszcze nigdy nie był. Wśród lasu ciągnęła się grobla białawego piasku, przy końcu której widać było jamę wypełnioną jakąś żółtawą wodą, i unoszącą się nad nią mgłę. Uab pokręcił nosem podejrzliwie: „jakiż to nadzwyczajny zapach!” Wszedł jednak na groblę i spuścił się ku jamie. Jakiś wąż zastąpił mu drogę, w okamgnieniu zgniótł go tak mocnem uderzeniem łapy, że drzewa zadrżały i kawałek skały wiszącej u wierzchołka oberwał sie i poleciał w przepaść z odgłosem dalekiego grzmotu. Uab nie zwrócił nawet na to uwagi, tylko szedł prosto do otoczonej mgłą jamy. Była ona wypełniona wodą brudną żółtawą, która wydzielała z siebie drobne bańki i silnie parowała. Niedźwiedź zanurzył w nią swą chorą łapę — woda była ciepła i Uab odczuł bardzo przyjemne wrażenie na skórze. Włożył drugą łapę, potem trzecią i czwartą — i wreszcie wszedł cały i
usiadłszy na dnie kałuży poruszał się w niej na wszystkie strony, tak ze woda rozpryskiwała się daleko, a ciepła para owiewała jego głowę.
Było to źródło siarczane, których mnóstwo znajdowało się w górach Skalistych, ale w okręgu Uaba było tylko to jedno. Szary niedźwiedź rozkoszował się tą ciepłą kąpielą przeszło godzinę i wreszcie, uznawszy, że ma już tego dosyć, wynurzył swe wielkie cielsko z wody i stanął na piasczystym brzegu. Odrazu poczuł, że mu ta kąpiel posłużyła, czuł się rzeźkim, a noga tylna straciła męczącą sztywność. Otrząsnął więc wodę ze swych gęstych kudłów i położył się na piasku w miejscu najbardziej słonecznem. Po chwili jednak wstał i otarł się o stojące obok drzewo. Trzeba przecież było zostawić znak, aby uniknąć nieporozumień, było bowiem na piasku dużo śladów różnych zwierząt, które prawdopodobnie przychodziły do tego źródła leczyć swe bóle. Cóż to jednak mogło obchodzić wielkiego Gryzli? Wszak widniał teraz na drzewie napis — zrobiony mułem i włosami potężnego władcy:
Uab.”
Niedźwiedź leżał długo na piasku, wystawiając na działanie promieni słonecznych coraz to inną część ciała, dopóki nie wysechł całkowicie. A gdy zaczął schodzić ścieżyną górską, poczuł się całkiem zdrowym, sprężystym, odmłodzonym.
Zapewne w drodze rozmyślał dużo nad cudowną wodą, ale nie mówił: „ja mam niemiłą chorobę zwaną reumatyzmem, przeciw której wskazana jest kuracja siarczanych kąpieli,” lecz: „mam okropne bóle w nogach, a poczułem się lepiej gdy siedziałem w tej cuchnącej kałuży”.
Od tej pory przychodził do niej, ilekroć cierpienia zaczęły mu dokuczać i za każdym razem wracał zdrowszym i silniejszym.