Na wyniosłym zasiadł tronie O poręczach z białéj kości,
Dumny Henryk, w słuszném gronie Swéj Cesarskiéj Wielmożności.
Przy nim pobok baldachimu Halabardni w zbroi białéj,
Przy nim wespółk i biskupi Ze srebrnymi pastorały.
A co mniejszy to butniejszy, Każden rękę wsparł na biodrze,
I poszumia Niemiec słowem Ku wezbranéj patrząc Odrze.
Tyle krajów Cesarz posiadł, Zaczby jedna Lechja dzika,
Jako Pardwa ubiedz miała Z pod przemyślnych rąk Henryka.
Stoją skrzynie złota pełne Więc i blach i hełmów złotych,
Toż koronę Bolesławów Łacno nam dorzucić do tych.
Gdy tak radzą Cesarz, Pany, I biskupy i Pisarze,
Poseł Lacki im pościąga, Te niemieckie butne twarze.
Acz z pokojem w progi wchodzi Nie uniża grzbietu krnąbnie,
Szabli dzierżąc się, nie wiada Słowo powie, czy w zbrój rąbnie.
A na palcu wielki krwawnik, Aż się oczy Niemcom zarzą;
I już liczą wartość złota, Na łakomstwa wagach ważą.
Cesarz zasie przewielmożny Zakręciwszy w kołtun brodę
Rzecze pysznie: nie na pokój A na wojnę męże wiodę.
A bogactwa mi otworzą Wszystkie spichrze Europy,
I najtwardsze bramy pękną I pod moje padną stopy.
Spójrz! i skinie na swe knechty By otwarły skarbów wieka;
Alić próżno podziwienia Krzyku, z ust wolnego czeka.
Poseł Lacki nie rzekł słowa, Jeno gdy mu wróg urąga,
Przezłocisty swój rodzinny Przed Cesarzem pierścień ściąga.
I podnosi rękę w górę, I do skrzyni pierścień miota,