Herbaciane róże/5
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Herbaciane róże |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 13.4.1939 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Z wielkim trudem udało się Marholmowi uwolnić Baxtera. Inspektor nie zauważył jeszcze braku swych papierów. Gdy tylko wypoczął po przeżytych wrażeniach, myśl jego znów zaczęła się błąkać dokoła osoby Rafflesa. Mimo najstaranniejszych poszukiwań, Raffles zapadł się jak kamień w wodę. Ponieważ inspektor nie znał nazwiska księcia, z którym spotkał się podczas balu, poszukiwania jego utknęły na martwym punkcie. Baxter rozmawiał właśnie z Marholmem o tym dziwacznym spotkaniu.
— I cóż wy na to?.. Spotkałem prawdziwego sobowtóra Rafflesa...
Marholm uśmiechnął się ironicznie.
— Nie widzę w tym nic dziwnego, — odparł.
— Jak to?
— Skoro ktoś wypił tyle co pan owego wieczora, nic dziwnego, że wszystko dwoi mu się w oczach, nawet Raffles...
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Do pokoju wszedł pomocnik telegrafisty hotelowego i wręczył Baxterowi telegram:
„Inspektor Baxter, Hotel Metropol
Monachium.
Proszę wpłacić w moim imieniu aktorce Aidzie 100.000 marek, pod warunkiem, że zrezygnuje z nazwiska Maczacziczów. Pieniądze wpłacam na Bank Niemiecki. Podpisano książę Maczaczicz. Belgrad“.
Baxter obracał ten telegram w ręce.
— Stał się pan sławnym, inspektorze... Sami książęta odwołują się do pańskich usług... Obawiam się tylko, żeby to nie był jakiś nowy kawał.
Baxter rozgniewał się nie na żarty.
— Ciekawe, dlaczego miałby to być kawał? Natychmiast to sprawdzę.
Skomunikował się telefonicznie z policją:
— Chciałbym się dowiedzieć, czy istnieje aktorka imieniem Aida?
Usłyszawszy odpowiedź twierdzącą, uspokoił się nieco. Połączył się następnie z konsulatem serbskim.
— Tu inspektor Baxter... Chciałbym wiedzieć, czy mogę mieć całkowite zaufanie do poleceń księcia Maczaczicza z Belgradu?
— Czy to inspektor Baxter? Tu sekretariat. Oczywiście, może pan mieć pełne zaufanie.
— Musimy nakreślić sobie wobec tego plan działania — rzekł Marholm, starając się utrzymać powagę. Skoro raz wkroczył pan już na drogę dyplomatyczną, niechże pan przynajmniej na tym terenie okryje się sławą.
— Udacie się wraz ze mną do mieszkania owej Aidy, — rzucił rozkazującym tonem, nie patrząc w oczy swemu współpracownikowi.
Aida zajmowała dość skromne, lecz z gustem urządzone mieszkanie. Młody Rommler bawił u niej właśnie, czyniąc jej gorzkie wyrzuty z powodu dziwnego zachowania się w czasie balu.
— Ależ to był żart... — odparła.
— Dziękuję za takie żarty... Nie ożenię się z tobą.
Aida wybuchnęła płaczem. Rommler udając nie wzruszonego, bębnił palcami w szybę. Nagle ktoś zadzwonił.
— Policja! — zawołała przestraszona służąca.
— Czego mogą odemnie chcieć, Ryszardzie? — zapytała Aida, blada jak płótno.
— Zaraz zobaczymy.
Do pokoju weszli Baxter z Marholmem w towarzystwie tłumacza. Na widok niefortunnego gościa, który uciekł z jego atelier boso i w futrze, Rommler zmarszczył czoło... Przypomniał sobie bowiem, że za inspektorem krył się ten sam mężczyzna, który tak usilnie asystował Aidzie w czasie balu.
— Zechce pan nas zostawić samych — rzekł do Rommlera, w którym poznał właściciela atelier, gdzie spotkała go tak niemiła przygoda. — Mam pewne bardzo ważne rzeczy do zakomunikowania tej młodej damie.
Aida spojrzała na kryjącego się za Baxterem Marholma... Poznała w nim człowieka, z którego zakpiła sobie podczas balu.
— Niech pan pozostanie — rzekła zwracając się do Rommlera. — Ten pan jest moim pełnomocnikiem.
— Słyszał pan, co powiedziała ta dama? — odparł Rommler, zwracając się do Baxtera. — Jestem radcą prawnym tej pani.
— Czy pani jest panną Aidą? — rzekł Baxter, przybierając urzędowy ton.
— Tak.
— Od jak dawna zna pani księcia Maczaczicza? — padło pytanie, skierowane do Aidy.
Aida otwarła szeroko oczy ze zdumienia.
— Od jak dawna... Księcia Maczaczicza?
— Książę Maczaczicz jest moim przyjacielem — wtrącił się Rommler.
— Ja pana o to nie pytałem... Powtarzam pytanie, skierowane do panny Aidy, jak dawno zna pani księcia?
— Od szeregu lat... — odparła Aida nie podejrzewając nic złego.
— Reprezentuję tutaj księcia Maczaczicza ojca — rzekł Baxter z namaszczeniem. — Zapytuję panią, czy rezygnuje pani ze swych pretensji do nazwiska Maczacziczów?
Aida zaniemówiła.
— Ryszardzie... Mam wrażenie, że tłumacz się pomylił?
Ryszard również nie orientował się o co chodzi właściwie trzem przybyszom... Wyczuł jednak, że historia ta może przynieść korzyść Aidzie... Jednocześnie przypomniały mu się niejasno obietnice hrabiego de Montegraza.
— Niestety, inspektorze... W imieniu panny Aidy oświadczam, że nie możemy zrezygnować z tych pretensji — odparł.
Baxter kręcił głową z niezadowoleniem.
— Jak pani uważa... Ja w każdym razie radziłbym pani pójść na kompromis.
— Nic nie rozumiem — szepnęła Aida.
— Książę Maczaczicz zgodziłby się zaofiarować pani sumę dość poważną, na wypadek gdyby zgodziła się pani zrezygnować ze swych pretensji.
— Być może, zgodzimy się na te koncepcję. — zmiękł Rommler.
— Czy zgodziłaby się pani podpisać akt oficjalnej rezygnacji z nazwiska?
— To wariat — szepnął Rommler cicho do Aidy. — W każdym razie zgódź się.
— Dobrze, panie inspektorze. Jestem gotowa podpisać ten dokument.
Na twarzy Baxtera pojawił się wyraz tryumfu.
— Widzicie, jaki ze mnie dyplomata? — rzekł, zwracając się do Marholma.
— Zapomniał pan nam wymienić, jaką sumę otrzymamy wzamian za podpisanie deklaracji? — wtrącił się Rommler,
— 100.000 marek, — wybuchnął tryumfująco Baxter.
Rommler zamilkł, przygnieciony wysokością sumy.
Aida podpisała podsuniętą jej przez Baxtera deklaracje, poczym inspektor odliczył sumę 100.000 marek w szeleszczących banknotach. Pełen godności, pożegnał się z Rommlerem i Aidą, unosząc z sobą cenną deklarację.