Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna/A

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Dynowska
Tytuł Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna
Wydawca Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza
Data wyd. 1910
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
A) Pieśni erotyczne.

Miłość, a może raczej miłostki sporo czasu zajmowały Hieronimowi.

Nie dbam o gmach marmurowy,[1]
Ani o złotogłowiowy
Ubiór, ani o wysokie
Trony i państwa szerokie;
O skarby wielkie nie stoję,
Przemysłów żadnych nie roję;
Puszczam swój cug łakomemu
I na wielki zbiór chciwemu.
Jabym dosyć miał i na tym,
Kiedybym był tak bogatym,
Bym się ni ocz nie frasował
A coraz inną miłował —


wyznaje szczerze poeta. Więc też po kartach Sumaryusza snuje się nieustannie nić serdecznych wynurzeń i skarg na bezimienne i imienne bogdanki. Wśród ostatnich imię Zosi i Anusi najczęściej powraca. Niepodobna rozstrzygnąć stanowczo, czy odnosi się ono za każdym razem do jednej i tej samej osoby; zresztą rozwiązywanie tej kwestyi byłoby trudem dość jałowym: żadna bowiem z bohaterek erotyki Morsztynowej szczególnego w nas zainteresowania nie budzi, żadna nie zdołała wydobyć głębszego tonu z jego lutni. Jeśli poeta płacze, goreje i na ból srogi narzeka, wygląda to zawsze raczej na koncept literacki, niż na cierpienie rzeczywiste. Miłość była mu igraszką zmysłów, często przechodziła w swawolę; namiętnością nie stała się nigdy.
Trojaki typ literacki przedstawia poezya miłosna Morsztyna. Odnajdujemy u niego pieśni proste, bezpretensyonalne zupełnie, prawie że o ton ludowy potrącające, dalej liryki, w dekoracyę humanistyczną strojne, wreszcie erotyki, wykazujące bardzo już wyraźny wplyw włoskiego seicenta.
Do najcharakterystyczniejszych utworów pierwszej kategoryi należą dwie pieśni: piąta i dziesiąta, z Pieśni rozmaitych[2]. Piątej nie przytaczam, gdyż znajdzie ją czytelnik w Wirydarzu I, 170 i w Kiermaszu (przedrukowanym przez prof. Wierzbowskiego).

Pieśń dziesiąta.

Mł. Już dobranoc, Anusieńku, o łaskę nie stoję.
Dz. Bóg cie, Jarosieńku,[3] was i duszę moję.
Mł. Nie umiałaś przyjaciela, miawszy go, szanować.
Dz. Na sumienie, żem cię bardziej nie mogła miłować.
Mł. Doznałem ja obłudy nieraz w tej miłości.
Dz. Ach niestety, potwarz cierpię w swojej niewinności.
Mł. Nieraz mi się twarz dla ciebie łzami oblewała.
Dz. A cóżem ci ja nieszczęsna takiego działała?


Po wymówkach ze strony kochanka, następuje groźba odjazdu. Sprzeczka jednak nie bez nadziei zgody się kończy.

Mł. Gdzie się żywnie obrócę, będę ja miał inną.
Dz. Skarz mię, Boże, jeślim tobie tego przyczyną .
Mł. Jeśli mi będziesz rada, wrócę do ciebie.
Dz. Ujrzę ja; gdy przyjedziesz, dam ci sama siebie.
Mł. Poprawże się a wyzieraj; bądź dobrej nadzieje
A czekaj, że się na cię Fortuna rozśmieje.
Dz. Kwap się do mnie, serce moje, jam już wiecznie twoja,
Tyś jedyna na tym świecie sam pociecha moja.


Wyższy już znacznie stopień kunsztu przedstawiają pieśni; poranna i wieczorna, które podaję w całości.

Dobry dzień.[4]

Już dzień nadchodzi w promiennym zawoju,
Wychodzi zorza z morskiego pokoju,
Blask bije w okna twoje:
Dobry dzień, serce moje!

Uchyl zasłony, odkryj okiennice,
Otrzyj twe ze snu czarnobrwie źrenice,
Pojrzyj na me wzdychanie,
Dobry dzień, me kochanie!

A jeśliś w nocy wesołe sny miała,
Dajżeś na jawie wesołe dni miała;
Wszystkie pociechy moje
Patrzyć na zdrowie twoje.

Bogdajże tobie lat pogodnych siła
Rumiana zorza z mej strony zdarzyła;
Mnie dość fortuna dała,
Żeś smaczna noc przespała.


Wdzięcznaśli tego, Bóg ci zapłać, ale
Jeśliś niewdzięczna, szczęścia mego wcale
Nie będziesz w długu miała;
Czyń z tem, co będziesz chciała.

Ale ja ufam twej stateczności,
Że nie wyrzucisz za płot mej miłości:
Pociesz me ranne wstanie,
Czyń co chcesz, me kochanie!


Dobra noc[5].

Gwiazdy się kryją, czarne mgły nadchodzą,
Które za sobą rumiany świt wodzą.
Księżyc skrył światłość swoję:
Dobranoc, serce moje!

Odpuść mi, że twe spokojne wyspanie
Przebudza moje płaczliwe wzdychanie,
Bo miłość serce rani:
Dobra noc, moja pani!

Jeśli też kiedy nietęskliwe łoże
Strapionym oczom moim sen dać może,
Niechaj mi się śni o tobie,
Że z tobą igram sobie.

W bardzo ozdobną, humanistyczną szatę ustroił poeta drugą i ósmą, z tychże „Pieśni rozmaitych“. W drugiej wzywa pomocy Neptuna w miłości, w ósmej cieszy się nadzieją blizkiego i upragnionego szczęścia. Obie przypominają we wstępnych strofach znany liryk Sępa Szarzyńskiego: „Zaprząż nie tygry, nie lwice, Cyprydo“[6]. Przytaczam tylko pierwszą, gdyż drugą odnajdzie czytelnik w Wirydarzu I 177. i nn., którego tekst pełniejszy (w Sumaryuszu brak wierszów 15—18).

Pieśń wtóra.

Zaprząż, Neptunie, ciemnowodne konie
W żaglowy pojazd, obtocz gładkie skronie
Swe rozmarynem, a na bujną kosę
Lej wonną rosę.

Weź sceptr potrzebny i wiosło sieciste,
Niech z tobą wsiada dziecko osidliste:
Ta, którą morska piana porodziła,
Ta mnie wprawiła


W to u pławienie; za tą nimfą muszę,
Za którą zawdy ważyłbym i duszę;
Cny morza władco, Tetys się bogini
Za mną przyczyni.

Staw mnie we wszystkim dniem i nocą biegu
U mej syreny na fortunnym brzegu,
Która w okrutnym nurcie me źrenice
Pławi tęsknice.

Wszakże, jeśli mnie nieszczerze miłuje,
Niech i mój na ląd piet się wykieruje,
Bo i ja nie chcę pływać przeciw wodzie,
W tak bystrym brodzie.

Lecz, jeśli szczerze, choćby utopiła
Serce w głębokich łzach me...[7]
Zakupił, byle wsieść, czasu powodzi,
Dała do łodzi.


Echa seicenta włoskiego z jego wyszukanym konceptyzmem odzywają się niejednokrotnie w liryce miłosnej Morsztyna. Stać go więc na antytezy, metafory i nagromadzenia, jakichby się, w kilkadziesiąt lat później, sam pan podskarbi nie powstydził. Poeta nasz umie śpiewać, lejąc łzy, skakać, będąc usidlonym, pałać wśród wody, patrzeć, olśnąwszy, bez języka przemawiać i t. d. Kochanka, pokropiwszy go wodą, mokry ogień w nim nieci, w oczach jego łzy budzi, a płomień w sercu rozżarza. Więc pyta ją, nękany cierpieniem: „Czy śnieg, czy ogień niecisz? Nie śnieg, bo użega, Nie ogień, bo nie pali. Mów, co mnie dolega?[8]
A oto jak opisuje rozstanie się z ukochaną[9]:

Nie tak wiele w głębokim morzu piasku, ani
Tak wiele gwiazd na niebie, nie tak wiele łani
Po dzikich puszczach biega, albo ptastwa w lesie,
Ani żadna tak łąka wiele kwiatów niesie,
Jako wiele wzdychania i z krwawej źrenice
Łez moich wypłynęło na me smętne lice
W ten czas, gdym się z mą panną rozstawał a ona
Trzykroć słyszę, jak mdlała, ze mną rozłączona.


Wyszukanych metafor i antytez zręcznie budowanych nie brak w obu następujących lirykach.


Do Zosie.[10]

Żeglarz, gdy o morzu płaskiem wiosłem brodzi,
Podniósłszy żagle, tam kieruje łodzi,
Gdzie chce przypłynąć; któremu gdy w biegu
Przeciwne wiatry nie dadzą do brzegu,
Kotwice rzuca w morski grunt i stoi,
Czekając, aż się wicher uspokoi.
A gdy też większa fala następuje,
I maszt uczyni, a gdy go zdejmuje
Strach nawałności, rzuca i towary
Dla bezpieczeństwa, Neptunowi dary,
Albo zaś żagle na szczęście podniesie,
Że go wiatr, gdzie chce, burzliwy zaniesie.
Jam żeglarz, panno, miłość — morze moje,
Sternik — Kupido, towar — łaski twoje,
A Wenus, z morskiej urodzona piany,
Na wicher prawie pchnęła mnie zbłąkany;
Żądze — mój okręt, serce me w nim płynie,
Port mój — chęć twoja, która gdy mnie minie,
Przyjdzie mi tonąć w głębokich łzach a ty
Pławisz mnie, Zosiu, nie życząc mi straty,
Pławisz mnie, widzę, w niestałej powodzi,
Serce mi topisz, a strach kto nagrodzi?
Oto ja płynę, chcąc tam odwieźć duszę,
Gdzie ciało ciągnie, choćbym nie rad, muszę,
Chcąc, swej podniósłszy żagle uprzejmości,
Skutkiem twej portu dopłynąć miłości.
Wiosłem pracy mej rozcinałem wały
Uporu twego, gdy się rozbiegały;
Szum popędliwy niewdzięczności twojej
Nie chce do brzegu dać galerze mojej;
Kotwicęm rzucił statecznej nadzieje,
Przecie w niestałym łódź się gruncie chwieje;
Maszt cierpliwości mej się podać musi,
Tak go srogości twej nawałność dusi.
Serce twe dyament; samaś właśnie skała,
O którąby się łódź ma nie strzaskała!
A nie łza jedno, w tej niebezpieczności,
Towary rzucić w morskie głębokości
A szczęścia czekać: lub ta burza minie,
Lub, gdy na inny brzeg nawa przypłynie,
Wysiadać z łodzi, a, wyszedłszy z wody,
Czekać na lądzie gdzie lepszej pogody.[11]

Jak widzimy poeta z kunsztem budowę powyższego wiersza przeprowadził. W pierwszej części dal nam obraz rzeczywisty okrętu, burzą miotanego ; w drugiej, zestawiając ten okręt z własnem sercem, obraz rzeczywisty rozbił na drobne części, zużytkowując je, jako szereg metafor.

Lament niewolnika[12].

Nic mnie nie boli, a płaczę rzewliwy,
Nikt mnie nie straszy, a przeciem lękliwy;
Łańcuch na szyi noszę okowany
I w srogich pętach chodzę poimany.
W płomieniu tonę, pałam pośród wody,
Boże się pożal nieszczęsnej przygody!
Sam nie wiem dzisia, co się ze mną dzieje,
Straciłem wszystkich pociech mych nadzieję
............
Zmiłuj się, dziewko kochana, boć złości
Ani przystoją, ani twej gładkości
Tyraństwo służy ; nie twoja rzecz tracić
Niewinną duszę, ale owszem płacić
Szczerość wdzięcznością i miłować tego,
Któryć się serca raz powierzył swego.
Bóg zna i karze wszystkie obłudności,
Jego się, Zosiu, bój za swe chytrości;
Jać nie przestanę miłować cię z dusze,
Aż gdy odbieżać z tego świata muszę,
Ale ty nie wczas będziesz żałowała,
Gdy mnie nie będziesz wskrzesić mocy miała.


Wraz z ozdobnością literacką, przyjął Morsztyn od Włochów ton swawoli, do ostatecznych granic wyuzdania nieraz posuniętej. Swawoli tej nie umie on uszlachetnić najlżejszem choćby tchnieniem poezyi; stać go jedynie na pomysły plaskie i trywialne, które hojnie na kartach Sumaryusza rozsiewa.
Co wypelniało życie Hieronima, obok sercowych przygód i zawodów? O tem erotyki jego nie mówią. Z pieśni Na odjazd z Wilna jednej pani[13], w której z ukochaną Zosią się żegna, wiemy, że stolicę Litwy odwiedzał.
Po nakosztowaniu się „cukrowego smaku“ miłostek, stanął Hieronim na ślubnym kobiercu z Zosią, tą samą może, z którą tak żałośnie rozstawał się w Wilnie.
Stwierdzenie i faktu małżeństwa i imienia żony znajdzie czytelnik w wierszu Dobra myśl ochotnego gospodarza[14], o którym powiem w dalszym ciągu rozprawy.
Mecherzyński twierdzi, iż pożycie małżeńskie poety naszego było, bardzo złe, a wniosek swój opiera na krótkim wierszu[15], w którym mąż ostremi słowy narzeka na żonę, że mu „głowy frasować“ nie przestaje. Ależ skargi i zarzuty „Pieśni“ są tego rodzaju, że wypowiedzieć je można na cztery oczy, niepodobna jednak przed szerszym ogółem popisywać się niemi, nawet przy znacznej dozie cynizmu. Sądzę, że i Pieśni o małżeństwie[16] za materyał autobiograficzny uważać się nie godzi. Sporo w niej rzetelnego realizmu, to prawda. Równie dobrze jednak na obserwacyi, jak i na doświadczeniu osobistem może ona być opartą. Przytaczam z niej niektóre ustępy, ciekawe ze względu na ów realizm.
Oto obraz troski, nieunikniony przy wyborze dozgonnej towarzyszki:

... nikt rozeznać nie może
Dobra, złali — ty, Boże;
Nie w każdej jednaka wada,
Ale w każdej trudna porada;
Jakać się raz dostanie,
Takać za wsze zostanie:
Będzie jedna zjadła, gniewliwa,
Druga płocha i zwadliwa,
Jest i co męża bije
Jest co wszetecznie żyje.
............
Póki są w panieńskim stanie,
Wdzięczny z nich żart i rozśmianie,
A skoro za mąż pójdzie,
Nikt z nią ładu nie dójdzie:
Miasto owych wdzięcznych radości,
Będzie płaczu dość i żałości,
A gdy się żona kwili,
Bije męża po chwili.


Z kolei przychodzą kłopoty i troski materyalne:

Dziecka „papu“ wołają,
Wrzeszczą, krzyczą, stękają;
Więc synkowi do szkoły trzeba,
A koszt nie spadnie z nieba:
Daj, tatusiu, wszystkiego,
Póki wżdy staje czego.
Najlepiej się nie żenić zgoła
Bo bez tego lżej chodzą koła.


Przytem niewiadomo, jaką żonę lepiej wybrać:

Bo nadobną strzedz musisz,
Ze szpetną się zaś usmucisz.


A gdy nakoniec przyjdzie do kłótni, najbezpieczniej jest:

Niech nieborak stęka,
Niech pada do nóg Zosi,
Niech jej nadobnie prosi,
Aż bić przestanie,
Moje kochanie.





  1. S nr. 154.
  2. S nr. 283 i 292
  3. Mamy tu wyraźnie wymienione imię poety, Jarosz=Hieronim.
  4. S nr. 299
  5. S nr. 300.
  6. Pieśń LIII. (Wydanie I. Chrzanowskiego). Według dra Jaworskiego pieśń ta jest utworem Smolika (por. przyp. na str. 422.)
  7. Koniec wiersza nieczytelny.
  8. S nr. 223.
  9. S nr. 181.
  10. S nr. 197.
  11. Wiersz ten znajdujemy na końcu „Philomachii“.
  12. S nr. 207.
  13. S nr. 216.
  14. S nr. 8.
  15. S nr. 121.
  16. S nr. 297.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Maria Dynowska, Hieronim Morsztyn.