Historja o niewidomym Babie Abdalla

<<< Dane tekstu >>>
Autor Bracia Grimm
Tytuł Historja o niewidomym Babie Abdalla
Pochodzenie Powieści z 1001 nocy opracowane dla dzieci
Wydawca Księgarnia Popularna
Data wyd. 1928
Druk S. Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Historja o niewidomym Babie Abdalla.

W Bagdadzie żył i mieszkał Baba Abdalla. Był młodym człowiekiem; rodzice umarli mu wcześnie i pozostawili duży majątek, tak, iż mógł żyć spokojnie i szczęśliwie. Baba Abdalla był bardzo oszczędnym i majątku owego, jak to często u młodych ludzi się zdarza, nie marnotrawił, lecz przeciwnie mając osiemdziesiąt wielbłądów wysyłał zawsze karawany z Bagdadu do Bassory, handlując towarami i tem się wzbogacając. Pewnego razu, gdy powracał z pustymi wielbłądami z Bassory do Bagdadu, chcąc wypocząć przy drodze i wielbłądom dać się nakarmić, spotkał przy drodze Derwisza.
Derwisz poznawszy w nim zamożnego kupca tak się do niego odezwał:
— Oto widzicie człowieku, wielbłądy wasze musiały przewozić na swych grzbietach nieraz wielkie już skarby, ale ja biedny człowiek znam tu w niedalekiej okolicy jedno miejsce, gdzie znajdują się tak wielkie skarby, iż wszystkie twoje wielbłądy kilka razy objuczane jeszcze, by ich nie zabrały.
Słysząc to Baba Abdalla, że był chciwym człowiekiem, tak się do tego zapalił, iż zaczął błagać Derwisza, by mu miejsce to wskazał.
— Kochany Derwiszu — mówił — tobie jako człowiekowi małych wymagań, żyjącemu więcej w pobożności i bogobojności, skarby takie nie są potrzebne, a gdy mi wskażesz to miejsce i ja obładuję swoje wielbłądy, wtedy gotów będę nawet jednego wielbłąda obładowanego odstąpić.
Derwisz pomyślał i rzekł:
— A, to ty obładowawszy wszystkie wielbłądy mnie tylko jednego ofiarowujesz. Nie kochany Babo Abdalla; my zrobimy inną umowę: oto naładowawszy wszystkie wielbłądy, rozdzielimy je porówno i wtedy rozlosujemy komu jaka część wypadnie.
Trudno było Babie Abdalli pogodzić się z myślą, iż będzie musiał czterdziestu swoich wielbłądów ofiarować, lecz w końcu doszedł do przekonania, że lepiej mieć czterdzieści wielbłądów obładowanych złotem i drogiemi kamieniami, gdyż takie skarby ów miał zawierać, aniżeli osiemdziesiąt pusto idących; więc się zgodził.
Wtedy Derwisz poprowadził go w bok od drogi w dolinę, która coraz bardziej zwężała się, aż wreszcie przez wązką szczelinę wyszli na trochę szersze miejsce, gdzie z jednej strony podnosiła się prostopadła i gładka, jak lustro skała. Tu zatrzymali się.
Derwisz zaś ułożył chróst zbierany po drodze pod skałę i zapalił; buchnęło silne ognisko i czarne kłęby dymu wzbijały się w powietrze. Do ognia nasypał zaś Derwisz jakiegoś czarnego proszku. Gdy dym opadł, oczom Baby Abdalli przedstawiła się w skale ogromna cienka, żelazna brama, spojona dwoma skrzydłami. Lecz Derwisz z łatwością otworzył ją naciskając w spojeniu między skrzydłami, jakąś sprężynkę. Oczom obydwóch przedstawiło się wspaniałe pałacowe wnętrze. Na lewo w murze były wgłębienia wypełnione sztabami złota, wszędzie w bogatych naczyniach leżały bogate kamienie: dyamenty i perły.
Baba Abdala osłupiał:
— Czy wszystko to można zabrać?zapytał.
— Co tylko zechcesz — odparł Derwisz.
Wtedy Baba Abdalla rzucił się chciwie na te skarby i wspólnie z Derwiszem ładowali ciężkie wory na wielbłądów, przyczem Baba Abdalla był wiele więcej niezmordowanym, aniżeli Derwisz, który spokojnie się zachowywał. Naładowawszy wszystkie wielbłądy i konie swoje z żalem opuszczał Baba Abdalla to miejsce. Gdy wychodzili zauważył on, iż Derwisz wziął z sobą jeszcze jakąś niepozorną drewnianą szkatułkę.
Wyszedłszy Derwisz, zamknął bramę, a napaliwszy znów ognisko, ujrzeli po opadnięciu dymu tę samą prostopadłą ścianę. Poczem rozdzielili wielbłądów na dwie partje po czterdzieści w każdej, rozlosowali i doszedłszy do drogi Baba Abdalla ruszył w stronę Bagdadu, Derwisz zaś w stronę Bassory.
Lecz po jakimś czasie Baba Abdalla pozazdrościł Derwiszowi tamtych czterdziestu wielbłądów i pomyślał sobie, że może mu on dziesięć odstąpi. Wrócił się więc i rzekł do Derwisza:
— Mój kochany Derwiszu, ty zapewne nie umiesz się z wielbłądami obchodzić i bogactw ci nie potrzeba, odstąp mi jeszcze 10 wielbłądów, a tobie 30 wystarczy.
Derwisz zgodził się. Potem Baba Abdalla dwa razy go jeszcze prosił, aż wreszcie i ostatnie 10 wielbłądów mu Derwisz odstąpił. Lecz wtedy Baba Abdalla podejrzewając, a Derwisz dla tego tak się chętnie zgodził na oddanie, w owej szkatułce drewnianej musi posiadać skarb, zapragnął koniecznie dowiedzieć się, co mieści owa szkatułka. Derwisz objaśnił go, iż jest tam tylko maść, którą jeżeli posmarować lewe oko, to człowiek zobaczy zaraz wszelkie ukryte w ziemi skarby, lecz posmarowanie prawego oka grozi oślepnięciem.
Na żądanie Baby Abdalli posmarował mu Derwisz lewe oko i rzeczywiście odrazu ujrzał Baba Abdalla moc ukrytych pod ziemią skarbów, wejść tajemnych, pałaców ukrytych; lecz nie wierząc Derwiszowi, iżby posmarowanie drugiego miało zgubne skutki, natomiast przypuszczając, iż obdarza ono nową jakąś właściwością, mimo silnego oporu Derwisza, nalegał ciągle, by mu ten i prawe oko posmarował. Wtedy Derwisz posmarował mu je, Baba Abdalla z chciwością oczy otworzył i... O! zgrozo — ciemności ogarnęły go. Derwisz nie kłamał. Posmarowanie prawego oka miało fatalne skutki. Wtedy zaczął błagać Derwisza, czy nie zna środków na odwołanie tej ślepoty, lecz Derwisz nie znał takich środków.
I odtąd, gdy chciwość niebywała zrobiła z niego kalekę, siadywał Baba Abdalla na murawie nad Tygrem w Bagdadzie i żebrał, a żebrząc o pieniądze, prosił również by mu dawano policzek, chcąc w ten sposób zadać sobie jeszcze większą pokutę. Zwróciło to uwagę Kalifa Haruna Alraszyda, który raz przechodził koło niego i kazał go sprowadzić do swego pałacu i spytał o powód takiej pokuty. Gdy Baba Abdalla opowiedział mu, nakazał mu od tej pory już w cichości pokutę odbywać i wypłacał mu ze swego skarbu 4 drachmy dziennie. Wreszcie Baba Abdalla w bogobojności i pokucie zakończył życie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bracia Grimm.