Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres V/16

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Karwowski
Tytuł Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)
Część Okres V
Rozdział Zabójstwo Sadowskiego. Napad na Grodzisk
Wydawca Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Zabójstwo Sadowskiego. Napad na Grodzisk.

W czasie owych wypadków pod Raszkowem zamordowano w Słupach Stanisława Sadowskiego.
Sprawa tak się miała wedle opowiadania matki zamordowanego:
W drugie święto Wielkanocne, dnia 24 kwietnia przybył komisarz obwodowy Uleman z miasta Szubina do Słupów. Niewiadomy był cel jego przybycia, lud jednak rozumiejąc, że ks. Kowalewskiego aresztować zamyśla, otoczył go grożąc, że go natychmiast zbije, jeśli proboszcza będzie niepokoił. Komisarz, dobywszy pałasza, bronił się, jak mógł, dostał się nareszcie do dworu w Słupach i rzucił się w objęcia Stanisława Sadowskiego, błagając o ocalenie mu życia. Obywatele Jaraczewski i Orański, przypadkiem u pani Sadowskiej będący, wypadli razem ze Stanisławem Sadowskim, by powstrzymać chłopów, ci jednakże wołając: „Idźcie na bok i nie sprzeciwiajcie się woli naszej!” wdzierali się gwałtem do pokoju. Tymczasem Uleman tyłami wyniósł się i uciekł przez pola do Szubina. Lud, przekonawszy się o tem, rozszedł się, sarkając na owych obywateli.
We wtorek przyjechał rada ziemiański z Szubina, z nim przybyło nieco wojska i asesor Goeldner z bandą uzbrojonych chłopów niemieckich. Gdy jednakże siła Polaków była większa, napastnicy cofnęli się do borku, niedaleko Słupów leżącego, ścigani przez chłopów polskich. Pani Sadowska z synem Stanisławem wyjechała do sąsiedniej wsi Chraplewa, ks. Kowalewski zaś, dowiedziawszy się, co się w Słupach dzieje, udał się natychmiast do owego borku, aby wstrzymać Polaków od niepotrzebnego krwi rozlewu.
W środę było spokojnie. Pani Sadowska w czwartek rano powróciła z synem Stanisławem, którego febra napadła, do Słupów.
Gdy rano siedzieli sobie, spokojnie na kanapie, naraz posłyszeli brzęk pałaszy w sieni. Drzwi się otworzyły i weszło około 10 huzarów z karabinami i pistoletami w ręku. Stanisław Sadowski zapytał ich, czego żądają. Wtedy jeden z huzarów wskazując na niego, zapytał się pani Sadowskiej: „Czy jestto ten sam syn Pani, który był w Paryżu, czy ten drugi?” Pani Sadowska, wstawszy z kanapy, odpowiedziała, że to jej syn Stanisław, który był więziony w Berlinie. „Den suchen wir eben, das ist der Rechte”, zawołali huzarzy i wymierzyli karabiny na niego. Matka zasłoniła go, błagając o litość nad bezbronnym i chorym synem. W tej samej chwili padło kilka strzałów z boku. Sadowski, ugodzony w rękę i ramię, uchodzi do drugiego pokoju, huzarzy gonią za nim i przeszywają go sześciu strzałami. Pada bez ducha, a huzarzy biją go jeszcze kolbami po głowie. Nareszcie na zaklęcia matki przestają okrutnicy pastwić się nad trupem.
Na odgłos strzałów wpada kilku żołnierzy z piechoty do pokoju i przebijają trupa bagnetami, a drudzy, przyłożywszy bagnety do piersi przytomnej tam pani Dąmbskiej, żądają wydania broni, której w całym domu nie było. Rzucić się też chciało rozbestwione żołnierstwo na młodego Dąmbskiego, ale głos matki, że syn jej głuchoniemy, wstrzymał ich od zabójstwa. Zbrodniarze rozeszli się wreszcie, mówiąc: „Da hast du deine Freiheit, du verfluchter polnischer Hund.”
Po chwili nadszedł inny oddział wojska, a z nim Kramer, górnik, kopiący sól w Słonawach, i asesor Goeldner z bandą chłopów. Wszedłszy do dworu, niby to ubolewał Kramer nad nieszczęściem pani Sadowskiej, dodał przecież odchodząc, iż inaczej stać się nie mogło i że ten sam los spotka drugiego jej syna, Nepomucena, gdziekolwiek go schwytają.
Świadkiem morderstwa była p. Konstantowa Sadowska. Oficera żadnego przy owych oddziałach wojska nie było. Goeldner z swymi ludźmi pilnował podwórza.[1]
Równocześnie zrabowali żołnierze dzierżawcę Kallaka pod Wągrówcem i brutalnie obeszli się z rodziną Stanisława Chłapowskiego z Czerwonejwsi.
Dnia 28 kwietnia aresztowało wojsko pruskie w Ruchocicach proboszcza miejscowego, a dzierżawca Ruchocic Lindenau podjął się osobiście odstawić go do twierdzy głogowskiej. Rozjątrzony tem lud wiejski zaczął bić w dzwony, zebrał się licznie i po wyjściu wojska uderzył na dwór, a nie zastawszy już Lindenaua, znaczne poczynił w nim szkody. Na wieść o tem ruszyła komenda wiejska z Rakoniewic ku Grodziskowi. Major, tymże oddziałem dowodzący, na prośbę komitetu grodziskiego przyrzekł posłać sztafetę za proboszczem, by go z więzów uwolnić. To uspokoiło lud, który zaczął się z Ruchocic rozchodzić. Około 200 zatrzymało się w przechodzie w Grodzisku. Tu napadł na nich pułkownik Heister z znacznym oddziałem i 2 działami. Po zaciętym oporze zdobyli Prusacy Doktorowo, przytykające do miasta, a następnie samo miasto, których słabych barykad bronił mężnie lekarz dr. Mosse, Polak wyznania mojżeszowego. Tu znów wojsko pruskie splamiło się okrucieństwami.[2] Dr. Mosse pojmany i w kazamatach kistrzyńskich osadzony został.




  1. Gazeta Polska, nr. 36.
  2. Schmidt H., 285. Gazeta Polska, nr. 139.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Karwowski.