Czy też znacie Pana Jana,
Co zaledwie wstanie zrana,
Już z nim każdy ma ambaras,
Bo dokucza wszystkim zaraz?
Czy też znacie chłopca tego Co z serduszka słynie złego,
Co ma jedną wciąż robotę:
Jakby komu spłatać psotę?
Prosi mama, grozi tata,
A on ciągle figle płata:
W domu, w sadzie, broi wszędzie!
Ej, co też to z niego będzie?
To na igły lub na szpilki
Wsadza żuczki i motylki,
To znów bije gąskę biedną...
Ot, gąsiątko zabił jedno!
Raz kocinę złapał małą,
Jak biedactwo to miauczało!
Jak błagało go daremnie:
„Miau! puść, Jasiu! nie męcz że mnie!
A ten brzydki Jaś niecnota
Z dużych schodów zrzucił kota!
I cóż kotek mu zawinił,
Że kaleką go uczynił?
Krzyczy, wrzeszczy! hu! ha! ha! ha!
Swym biczykiem ciągle macha;
To też płacze mama jego,
Że ma synka tak psotnego.
Raz pies wodę pił u studni:
Już Jaś pędzi, że aż dudni.
Trzask! uderza i ucieka.
A wtem gniewnie pies zaszczeka.
— Przecież ci nie wlazłem w drogę?
I urwisa cap! za nogę.
Oj! aj! boli!... krew się leje,
Janek krzyczy, prawie mdleje.
Spuchła noga do wieczora,
Więc posłano po doktora.
Przyszedł doktór, opatruje:
A tu rana szczypie, kłuje,
Tydzień było bólu, krzyku,
Tydzień Jaś był na kleiku;
A obiadek wyśmienity
Jadł za niego Bryś obity.