Historyja prawdziwa o Janie Dubeltowym (Kraszewski, 1858)/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historyja prawdziwa o Janie Dubeltowym |
Pochodzenie | Podróż do miasteczka |
Wydawca | S. Orgelbrand |
Data wyd. | 1858 |
Druk | S. Orgelbrand |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe opowiadanie Cały zbiór |
Indeks stron |
Był zwyczaj w Wilnie, że w Wielkim Tygodniu odwiedzano tłumnie kościołek KK. Bonifratrów, w którym piękna amatorska grywała muzyka, i przy nim szpital obłąkanych, w tym dniu, w części przynajmniéj, dla ciekawych otwarty. Płocha ciekawość wiodła tam wielu, i nie pojmowałem nigdy, jak z za drzwi tych z wesołą twarzą wynijść było można. Dla mnie nawet widok śmierci nie był nigdy tak bolesnym i przykrym, jak obraz ostatecznego upadku najdroższych władz, stanowiących człowieka, unikałem go téż ile możności; i choć muzyka nie jeden raz zwabiła mnie do kościołka szczupłego, gdzie się ledwie słuchacze chciwi pomieścić mogli, z obawą i przestrachem jakimś dziecinnym zdaleka tylko spoglądałem na drzwi w pół otwarte, wiodące do nieszczęśliwych oddzielonych niemi od rodziny i świata. W ogólności zdawało mi się zawsze, że i sposób leczenia, i sposób postępowania z obłąkanemi, był zupełnie fałszywy, i raczéj dopomagał rozwinieniu choroby, niżeli ją wstrzymywał. Oddzielenie nieszczęśliwego od ukochanych miejsc i osób, wyrwanie go z łona rodziny, rzucenie na ręce obcych, zimnych i surowych ludzi, za kraty, w mury posępne, wśród twarzy obojętnych, jeśli nie groźnych, nie sąż to środki zabójcze? A są przecie ludzie bez serca, w rodzinach możnych nawet, którzy przez samolubstwo najwystępniejsze, gotowi na piérwszy wykrzyk boleści, żalu i niezrozumiałą myśl jakąś, rzucić w tę przepaść najbliższych sobie... nie mówmy o nich lepiéj... dreszcz mnie przejmuje gdy wspomnę, że świat ich szanuje i cnotliwemi nazywa: że potém modlą się w kościele i do Boga, którego w bliźnim odepchnęli, o pomoc i ratunek wzdychają.