Hrabina Cosel/Tom I/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hrabina Kosel |
Podtytuł | Powieść historyczna |
Wydawca | Redakcya Biblioteki Warszawskiéj |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Józef Berger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tom I |
Indeks stron |
Któżby się w pośród tych wszystkich płochych zabaw i sieci intryg domyślić mógł nawet odegrywającego dramatu, w którym August II tak nieszczęśliwą i smutną grał rolę? Były to właśnie lata najazdu szwedzkiego na Polskę, lata zwycięztw Karola XII, a miłostki króla pocieszały go po przegranych bitwach na chwiejącym się tronie. Wśród tych nieszczęść czarne oczy hrabinéj (mianowana już była nią przez cesarza Józefa I) pocieszały Augusta... sypiącego krociami na budowanie pałacu dla ulubienicy, gdy wojsk nie było czém utrzymać.
Wśród szałów i hulanek walił się ów gmach dwóch państw, których gruzy herkulesowych ramion króla ugiąć ani humoru jego zachmurzyć nie mogły... Saksonia wycieńczała się na utrzymanie Polski, któréj zrzeczenie się ostateczne z każdą chwilą było konieczniejszém...
Pomiędzy dwiema bitwami, wydawano bale i maskarady, król wracał do Drezna i szukał w tych szałach zapomnienia swych strat i upokorzeń...
Przy muzyce balowéj dawano instrukcye tajnym posłom, szpiegom i intrygantom, którzy na rzecz Augusta starali się napróżno sprzymierzeńców pozyskać. Nadzwyczajna siła owego saskiego Herkulesa, nie objawiała się najgłówniéj w kręconych żelaza sztabach i łamanych podkowach, największą siłę okazywał pewnie mogąc podołać nieszczęściom, które nań spadały, intrygom, ucztom, płochym miłostkom i zamętowi jaki go otaczał... Z pola bitwy powracał do Cosel, od Cosel uciekał do gabinetu gdzie się tajne krzyżowały depesze, nocą ucztowano, balowano wieczorem... Aby długie lata życiu takiemu bez chwili spoczynku starczyć duchem i ciałem, trzeba było niechybnie wyjątkowych sił, jakiemi August był obdarzony.
Z pogodną zawsze twarzą okazywał się zdziwionym tłumom, i największe niepowodzenie nie zarysowało jednéj na czole jego zmarszczki.
Panowanie pięknéj Cosel, które miało trwać krótko, zaniosło się na długie lata. Hrabina uważała się, otrzymawszy od króla obietnicę ożenienia na piśmie, za drugą, za prawdziwą jego żonę. Postępowanie jéj stosowało się do tego... Na jedną chwilę prawie nie odstępowała Augusta, była z nim zawsze i wszędzie, gotowa w podróż i na wojnę. Żadne niebezpieczeństwo ją nie odstraszało...
Wprędce umiała poznać charakter Augusta i dojrzéć sieci snujących się intryg dokoła; ze spokojem umysłu i wesołością niezachwianą niczém, bawiła go, rozrywała, rządziła nim i z każdym dniem większą uzyskiwała władzę.
Jawném wkrótce było dla wszystkich, iż z Cosel wojować nikt nie mógł, ani pomyśléć przeciw niéj działać. Jeśli płochy król na chwilę zapomniéć o niéj potrafił i ostygł oddaleniem, Cosel umiała przyśpieszyć spotkanie i w kilka godzin władzę swą dawną odzyskać... Piękność jéj szczęściem zdawała się spotęgowaną. Napróżno oczy zazdrosnych kobiet śledziły w niéj zmiany, znużenia, przekwitu; jakby nieśmiertelną obdarzona młodością, kwitła coraz piękniejsza.
W następnym roku zaraz król obok zamku kazał wznieść pałac dla hrabinéj. Byłoto cudo i arcydzieło... Zwano go pałacem czterech pór roku. Na każdą z nich osobne przeznaczono tu pokoje... chłodne na lato, ciepłe, wesołe i słoneczne na zimę... Piérwsze z nich ubrano w marmury, drugie wysłano kobiercami. Sprzęty i ściany świeciły od złota, chińskich lak, jedwabiów, koronek co tylko najwykwintniejszego i najdroższego znano naówczas w Europie. Wojsko było niepłatne, lecz pałac cudowny...
Świetnym balem otwarły się jego podwoje, a Cosel okryta brylantami, zwycięzka, piękna jak bogini, białą rękę podała temu na znak wdzięczności, którego mężem pocichu zwała. Płochy August choć sobie zawsze pewnych słabostek pozwalał, w Cosel był najmocniéj zakochany... Czarem płonęły jéj oczy, a cudzoziemcy co ją na szczycie chwały i wielkości widzieli wówczas, z zachwytem mówili o niéj.
Z niezmierną zręcznością Cosel rozpościerała swą władzę, jednała przyjaciół, zawiązywała stosunki; lecz nie mogła uniknąć obudzenia niechęci, zazdrości, obawy w ludziach, którzy wszechmocy jéj trwożyć się mieli prawo... Chwila działania przeciw téj, którą wprowadzono na tron, lękając się spokojnéj i łagodnéj ks. Teschen, nie wybiła jeszcze...
Każdy dzień nowym był dla niéj tryumfem... Napróżno duchowieństwo zgorszone tém jawném króla przywiązaniem poczęło, z namowy niektórych dworaków, grzmiéć z kazalnic przeciwko pięknéj Betsabe... Gerber sławny naówczas kaznodzieja jednego dnia odmalował ją tak wiernie ludowi, iż szmer się wszczął w kościele, w którym przebrzmiewało jéj imie.
Przez cały dzień nie mówiono w mieście tylko o Cosel Betsabe... Wieczorem doniesiono królewskiéj ulubienicy o napaści kaznodziei. August przychodząc do niéj wesół, zastał ją we łzach...
— Co ci jest, moje śliczne bóstwo — zawołał chwytając ją za ręce...
— Sprawiedliwości, królu! — zaczęła łkając i zanosząc się od płaczu — mówisz że mnie kochasz... Gdybym miała twe serce, broniłbyś nieszczęśliwéj... Publicznie obelgami mnie obrzucają...
— Cóż się to stało? — począł król niespokojny.
— Żądam ukarania Gerbera! trzeba przykładu przeciwko zuchwalstwu które nic, nawet korony poszanować nie umie. Rzuciła się na kolana przed panem.
— Gerber z kazalnicy opisał mnie jako Betsabe...
Król się uśmiechnął.
— Ja nią nie jestem, ja nią być nie chcę! jam prawdziwą żoną twoją — panie mój! wołała Anna obejmując go — ukarz go, uczyń przykład...
Na ten raz August nie wziął do serca urazy pani Cosel.
— Kapłan ma jednę w tygodniu godzinę — rzekł — w któréj mu wszystko co chce mówić wolno: ja przeciw niemu nic nie mogę. Gdyby zszedłszy z ambony szepnął jedno słowo, byłby ukaranym niechybnie... Tam, miejsce go broni...
Gerber pozostał nie poskromionym, jednakże więcéj historyi o Betsabe nie powtarzał...
Wśród największych klęsk jakiemi były odznaczone te lata, rozwijała się owa miłość królewska... Dziki Karol XII, z ostrzyżoną krótko głową, w ogromnych butach za kolana, żołnierz surowy i bezlitośny, niesprawiedliwością jakąś losu gnębił pięknego króla w koronkach, aksamitach, harcującego pod złocistą zbroją przeciw niemu. Opowiadano o nim bajeczne dzieje... August słuchał i milczał. Gwałtem pędzone do pułków gromady Sasów, dawały się bić i rozpierzchały... W Polsce, mimo Flemmingów, Przebendowskich i Dąbskich... słabł urok króla najwspanialszego w Europie, który z zaciętemi usty myślał tylko jakby kość swą całą z niebezpiecznéj gry wycofać... Dawna kochanka pana, hr. Königsmarck wysłana w potajemném poselstwie nic dokazać nie mogła... Karol XII mówić z nią i z nikim nie chciał... Szczęście z każdym dniem opuszczało Augusta II... Böttiger złota nie mógł zrobić, Hoym go dostarczyć, a Cosel milionów potrzebowała. Ludzie zbiegali w góry i do wojska się zaciągać nie chcieli... a Gerberowie z ambon krzyczeli przeciw rabunkowi ludzi i gwałtom...
Szlachta z największą w świecie pokorą nie chciała się ze skóry dać odzierać...
Często biedny król musiał być w bardzo złym humorze... Trwało to jednak krótko, Cosel się uśmiechała... wesołość wracała na pańskie oblicze...
Wieczorem cztery części świata tańcowały kadrylle w pałacu czterech pór roku... August z Cosel Azyą przedstawiali... Dawne przyjaciółki pięknéj pani, które spodziewały się przed nią panować i rządzić, wszystkie prędko bardzo podejrzanemi się jéj stały, potém nienawistnemi. Hr. Reuss, Hülchen, nawet zręczna Vitzthum... dostały odprawę... Cosel nie chciała sprzymierzeńców, nie potrzebowała ich, czuła się silną i silniejszą nad wszystkich...
Strach ogarniał dwór cały...
Jeden tylko Vitzthum pozostał w łaskach u pana, w łaskach u pani. Vitzthum który nie zajmował się polityką, nie dobijał się urzędów, a króla kochał jak brata.
Lata biegły niepostrzeżone, pełne mnogich przygód, niepowstrzymane w pędzie... Fortuna któréj zmiany spodziewano się co chwila... która powinna się była znużyć prześladowaniem najwspanialszego z monarchów, nie dawała mu chwili pokoju... Szwed zwyciężał, gnał, pędził, i groził już zrzuceniem z tronu... August bronił się, bolał, bawił i przeciwności losu zalewał wesołością i winem... Pocichu intrygowano.
Łowy, biesiady, maskarady, bale, teatr... wszystko nakoniec przerwała wieść... o zbliżających się do Saksonii Szwedach. Karol XII gnał nieprzyjaciela aż do jego gniazda. Popłoch stał się straszliwy.
Po przegranéj pod Frauenstadt, zjawiały się luźne gromady rozpierzchłych zbiegów, które chwytano, wieszano i strzelano za niedopełnienie obowiązków... Nieład opanował wszystko... Dnia 1 września Szwedzi pokazali się w Saksonii... August nakazał mieszkańcom z dobytkiem chronić się w góry, na Szląsk, do Czech, ale już było za późno. Karol XII we dwadzieścia tysięcy ludzi wtargnął, zapowiadając bezpieczeństwo życia i mienia... Bronić się nie było podobna, musiano karmić... Szwedzi rozleli się po całym kraju, garstka pozostałych wojsk Augusta ścigana, uchodziła aż pod Würzburg. Drezno gdzie dowodził Sinzendorf, twierdze Königstein i Sonnenstein starały się utrzymać i miały załogi saskie.
Z Karolem razem nowy król polski Stanisław Leszczyński przybył do Saksonii. Z Drezna pouchodziło co żyło... królowa do rodziny w Beyreuth, matka jéj z wnukiem do Magdeburga, a późniéj do Danii. Lipsk ze strachu łupieży wypłynął cały i stał się pustynią, wywieziono towary, i sam ich transport beczki złota kosztował. Dopiero zapewnienie Karola XII, dozwoliło jarmark Święto-Michalski otworzyć.
Karol zwołał sejmik saski do Lipska, aby z niego kontrybucyą wycisnąć. Szlachta chcąc się od niéj uwolnić, przedstawiała królowi szwedzkiemu, że oprócz obowiązku stawienia się z koniem na wojnę, innych ciężarów nie była obowiązaną ponosić.
— A gdzieżeście byli z waszemi rycerskiemi końmi? spytał Karol XII; gdyby szlachta swój obowiązek spełniła, mnieby tu nie było. Gdy na dworze ucztować trzeba i hulać, nie brak ani jednego szlachcica, a gdy za kraj walczyć, siedzą w domu... Tylko od was, panowie szlachta, żądam kontrybucyi; możecie ją sobie wziąść zkąd chcecie... ale inni będą wolni...
Po zrzeczeniu się zupełném korony polskiéj na rzecz Leszczyńskiego, podpisany został traktat altranstadzki... 1706 roku a tymczasem w Polsce się jeszcze bito... i August nie przyznawał się do tego co podpisał... Udawał że wysłani dla zawarcia układów, Imhof i Pfingsten przekroczyli dane im pełnomocnictwo i ratując honor swój zasadził ich do więzienia...
August który w istocie pokój ten, ocalając resztki, zawrzéć musiał, zapierał się go potém zupełnie, gdyż w świecie surowo go bardzo sądzono, upadek był straszny, a wydanie Patkula dobijało go w oczach wszystkich... August sam czuł że dźwignąć się będzie trudno i głuszył w sobie wspomnienie tego haniebnego ratunku...
Mimo obietnicy opuszczenia Saksonii po zawarciu pokoju, Szwedzi przez rok cały pozostali tutaj...
Tryumfujący Karol XII przyjmował tu posłów wszystkich państw niemieckich i Anglii. August który na placu boju zrazu był w Polsce, i po wygranéj pod Kaliszem ożywiony nadzieją że się poprawią sprawy, zwoływał znowu szlachtę, wkrótce jednak zmuszonym był opuścić Warszawę, Kraków i wracać do Saksonii...
Pani Cosel która zrazu towarzyszyła królowi, w bitwach, obozie, wśród niewygód kampanii, poprzedziła go do Drezna. Taka była wola króla. Zaklinała go aby jéj dozwolił przebrać się po męzku i walczyć przy swym boku. Na to August odparł grzecznie, iż z dwóch najdroższych mu rzeczy: korony i Cosel, chce choć jednę ocalić i widziéć bezpieczną.
Zaklice który na krok nie odstępował swéj pani, powierzył król odprowadzenie jéj do Drezna... Rajmuś nie spał, nie jadł i z zapałem zakochanego spełniał więcéj własne swe natchnienia niż rozkazy. Cosel rzadko nań nawet okiem rzuciła. Chora i smutna wracała do stolicy. Lecz raz tu przybywszy chwyciła władzę w białe rączki i silna królewską miłością, rządzić się poczęła jak królowa, wbrew Fürstembergom, namiestnikom i wszystkim którym król jakieś powierzył zwierzchnictwo... Pomnożyło to liczbę jéj nieprzyjaciół.
Wśród wojny i krwawych scen jéj, August nie przestał być sobą, miłość zawsze w jego życiu zajmowała najważniejsze miejsce... Tracił królestwa ale zdobywał serca...
Panowanie hrabinéj Cosel urozmaicało się epizodami, wśród szczęku broni odegrywanemi. Namiętność do niéj żyła jeszcze w sercu króla, lecz ile razy się od niéj oddalił, wracał do płochych swych obyczajów. Biédny, zwyciężony, teraz więcéj niż kiedykolwiek potrzebował się bawić, a dworacy, dla których Cosel była straszną, sprzyjali chętnie wszystkiemu co go dla niéj oziębiać mogło...
Odsunięty przez nią Fürstemberg, hr. Reuss i cała klika nieprzyjaciół, szukała już środków jakby władzę Cosel podkopać i obalić ją mogli. Anna ufała nazbyt w swe wdzięki i przewagę, by się o to troszczyła zbytnio. Donoszącym jéj o tém odpowiadała niedowierzającym uśmiechem... Węzeł który ją łączył z królem wzmocniło przyjście na świat dwóch córek... Dumna pani... mówiła sobie iż drugiéj jéj podobnéj August znaleźć nie może, ona jedna mogła podzielać wszystkie jego zabawy i nie wzdrygnąć się ani igrzysk, ani strzałów, ani szalonéj jazdy, ani obozowań pod gołém niebem...
A jednak, już w czasie pobytu w Warszawie, serce jéj mówiło nie nadaremnie że została zdradzoną. Król wykradając się przed nią zawiązał był stosunek z córką francuzkiéj kupcowéj, do któréj sklepiku na wino uczęszczali oficerowie... Anna groziła dowiedziawszy się o tém królowi, że mu z pistoletu w łeb wypali; król śmiał się, całował jéj rączki i przebłagać potrafił. W istocie mimo tych zalotów, kochał ją, ze wszystkich ulubienic tronu była najmilsza, ona jedna bawić go nieustannie umiała... z nią jedną był szczęśliwym!
Niespokojna o króla, wróciwszy do Drezna Cosel pocieszała się tém jedynie, że otoczona własnym dworem wielbicieli, na których jéj nigdy nie zbywało, choć się z nich wyśmiewała nielitościwie, dokuczała wymaganiami swemi namiestnikowi Fürstembergowi... Wojna, wydatki, zniszczenie kraju, stracona korona, nie zmieniły bynajmniéj życia Cosel, nie zmniejszyły zbytków... Utrzymywano po królewsku hrabinę, pieszczono Böttigera, który lada dzień miał zrobić złoto. Fürstemberg jeździł otoczony gwardyą, śpiewacy i kapela włoska kosztowały tysiące, a tymczasem Karol XII zajmował Saksonią... i Patkula wydawano na śmierć męczeńską.
August wśród tych klęsk z wypogodzoną twarzą grał rolę pół-boga.
Wśród szczęku oręża, podpisawszy traktat, hańbą swą August II... powrócił do stolicy... a zaledwie powozy stanęły w dziedzińcu zamkowym, wprost udał się do pałacu hrabiny Cosel...
U drzwi jéj apartamentu zastał wiernego Zaklikę, który sparty na poręczy krzesła, w głębokiéj zadumie był zatopiony... Ujrzawszy króla Rajmuś się porwał wstrzymując Augusta. — N. Panie! hrabina chora... lekarz co chwila spodziewa się... przyjścia na świat...— Zlekka odepchnąwszy go król wszedł... W pokojach głęboka panowała cisza... U drzwi sypialni usłyszał płacz dziecięcia August.
Cosel biała jak marmur, wysilona cierpieniem, niemogąc przemówić słowa, wyciągnęła obie ręce... wskazując mu dziecię, które staruszka trzymała na ręku... król wziął je i pocałował, zowiąc swojém... Potém przystąpił do łoża i usiadł... czoło kryjąc w rękach...
— Anno — rzekł — świat mną wzgardzi i ty mnie kochać nie będziesz... Szczęście opuściło Augusta, jestem zwyciężony... pobity... wyzuty ze wszystkiego.
— Auguście — z płaczem odezwała się Anna ręce łamiąc — biédnego i nieszczęśliwego, gdyby był kajdanami obciążony, mocniéj jeszcze kochać będę...
— A! potrzebuję téj pociechy — dodał król ponuro... — nieprzyjaciel aż tu mnie ściga, sprzymierzeńcy są bezsilni... Zwycięzcy nikczemnie kłania się świat cały... on tu panuje nie ja... Jestem najnieszczęśliwszym z monarchów...
Na takich żalach zbiegła godzina piérwsza pobytu w Dreźnie, chora potrzebowała spoczynku, królowi go dać nie mogli już zbiegający się zewsząd wojskowi dowódzcy i urzędnicy... W korytarzu wiodącym do pałacu czterech pór roku, zastał ich: Flemminga, namiestnika Fürstemberga, Pfluga, Hoyma i całą gromadę, przerażonych klęskami które na Saksonią spadały... Otoczono go kołem. Wszyscy szukali w twarzy jego oznak boleści i znękania, król był tylko nieco zmęczony i znudzony. Ani postawa, ani wejrzenie nie zdradzały nieszczęścia jakiego doznawał... Egoizm w nim głuszył wszystko... dopóki sam czuł się całym, nie bolało go nic... nie rumienił się niczém...
Dnia 15 grudnia 1706 przybył August do Drezna... nazajutrz zniknął... Samo-trzéć z Pflugiem i jednym sługą, był już konno w Lipsku... trzeciego dnia jechał do Karola XII, pewien że jasnością oblicza i wielkością swą na niezbłaganym Szwedzie wyrobi lepsze pokoju warunki.
Dowiedziawszy się iż król saski jedzie doń, Karol XII chciał być grzecznym i wyjechał przeciwko niemu... Dwaj królowie rozminęli się w drodze... August przybywszy do Günthersdorf, gdzie stał hr. Piper, dowiedział się że w Altrandstad (o pół godziny drogi), króla szwedzkiego nie było...
Dziwnie wydać się musiał dwór i obóz surowego postrzyżonego Karola XII, ufryzowanemu Augustowi...
Spotkali się dwaj monarchowie na wschodach... Nigdy może dwa charaktery z sobą sprzeczne, wyraziściéj się w postaciach nie malowały. Karol XII wyglądał na purytanina... Sas na dworaka Ludwika XIV. Zajadli wrogowie przywitali się z wielką serdecznością. U drzwi pokoju wszczęły się ceremonie, kto ma wnijść przodem... kłaniali się oba długo, Karol XII puścił pobitego przed sobą. Nastąpiły najczulsze pocałunki i ściskania rąk... a potém rozmowa w oknie, która trwała godzinę, któréj nikt nie słyszał, z któréj August II wyszedł blady i zmęczony...
Dzień ten spędzony z Karolem XII zaciężył na życiu króla... nie wspominał o nim nigdy... Nazajutrz milczący powrócił do Lipska, gdzie Karol XII, etykietalnie krótką oddał mu wizytę... W traktacie jednak nic pono się nie zmieniło...
Rok następny ciężko się rozpoczął dla króla, dusiła go ta szwedów przytomność na saskiéj ziemi, chciał się ich pozbyć, choćby największą ofiarą... Pomiędzy Altranstadem, Moritzburgiem, Lipskiem, starając się o ratyfikacyą traktatu spędził August dni upokorzenia.
Król saski w złocistéj sukni à la française, w allonge, peruce utrefionéj starannie, okryty klejnotami, obok Karola XII z ostrzyżoną krótko głową, w sukiennym mundurze granatowym ze stalowemi guzami, w butach za kolana i łosiowych spodniach... Spotykali się wywzajemniając grzecznościami, ale Karol XII nie dopuścił rozmowy do polityki i interesów... Te obrabiał Piper i Cedernhiölm... Karol XII między innemi zapewniał króla saskiego, że od lat sześciu prawie, długich butów swych nie zrzucał, nie miał czasu... August się uśmiechał.
Zaproszenia do stołu w Lipsku Karol XII nie przyjął nigdy, August choć mu spartańska polewka szweda nie smakowała, zasiadał z nim i męczył się, bo u stołu szweda nigdy słowa nie mówiono. Jedli wszyscy w milczeniu... a obiad trwał godzinę...
Po podpisaniu traktatu... parę miesięcy królowie się wcale nie widywali z sobą. Karol XII, jednak wychodzić z Saksonii nie myślał... Znudzony w końcu August II, mówią że spotykając nawet szweda w Lipsku, udawał iż go nie widzi...
Miał biédny król wistocie wiele na głowie, nielicząc téj nieprzyjacielskiéj załogi... Musiał polować i kochać i plątać intrygi dworaków, aby o swéj biedzie zapomniéć...
Dwór był zawsze równie świetny... Karol XII nieustanne odbywał mustry swoich żołnierzy. August II wydawał bale... Truł mu tylko spokój i rozkoszne sny nieznośny Fürstemberg, ówczesny, przypadkowy namiestnik w Dreźnie...
O tym nieprzyjacielu teraźniejszym Anny Cosel, kilka słów dopowiedziéć musimy... Wśród dworu Augusta złożonego z cudzoziemców i niemców z różnych krajów, dlatego by wpływ saskiéj szlachty usunąć, Fürstemberg w istocie zrazu obco się wydawał. Przybył tu z cesarstwa, był katolikiem i bardzo gorliwym, nie zalecał się wielce charakterem, ani nadzwyczajnemi zdolnościami; lecz miał śmiałość, wesołość, mowę głośną, dowcip żywy i dar wmawiania królowi największych niedorzeczności. Fürstemberg grał tu rolę magnata i arystokraty... a zajmował się najpilniéj walką skrytą z nieprzyjaciołmi i wiązaniem intryg coraz nowych. Wierny hr. Reuss był jéj narzędziem... Dom jego i towarzystwo służyło Fürstembergowi... Ani się spostrzegł zrazu przeznaczony na odpiéranie szlachty saskiéj książe, jak sam się jéj dał związać. Schwycili go Friesenowie przez hr. Reuss i zaprzęgli do swojego wozu...
Cosel po swém wyniesieniu wprędce uwolniła się z więzów Vitzthumowéj, pani Reusss[1] i jéj kółka; zdawało jéj się że potrzebować ich nie może, a nie chciała nawet z pozoru za narzędzie im służyć... Oziębienie i zerwanie stosunków było hasłem do wypowiedzenia podziemnéj wojny...
W czasie niebytności króla, szpiegowano każdy krok Anny, powtarzano każde jéj słowo, tłumaczono każdą czynność, aby się tém późniéj posłużyć przeciw niéj... u króla... Pora działania jeszcze nie była przyszła... Fürstemberg czekał... i wstrzymywał innych... Powrót króla był tryumfem Cosel...
W czasie gdy jeszcze z łóżka nie wstawała... a chciała miéć ciągle Augusta przy sobie... jednego rana oznajmiono królowi, iż pilne depesze przyszły z Warszawy (gdzie król zawsze miał jeszcze stronników). Chciał wyjść, Cosel prosiła aby ministra Bose wpuszczono z niemi do jéj sypialni. Nic w tém nie było nadzwyczajnego... despotycznéj woli jéj, wyrażającéj się gwałtownie, król ulegał... Wpuszczono pana Bose.
Z trzech tego imienia na dworze Augusta znanych wysokich urzędników, wchodzący z ceremonialnemi nader i niezmiernie nizkiemi ukłonami, Bose był najstarszym... a jak mówiono, najmądrzejszym...
Zaczął od uczczenia majestatu zgiąwszy się tak, iż tylko perukę jego król mógł widziéć, a ta nie należała do najwykwintniejszych. Taką samą czcią powitał piękną chorą, która cała w puchach i koronkach zagrzebana, wyglądała jak blada na śniegu różyczka...
Pod pachą niósł Bose papiéry...
Cichuteńko szepnął królowi — pilne, z Warszawy...
Oba z nim ustąpili ku jedynemu oknu, które nieco roztwarte było, gdyż inne grube okrywały zapony. Cosel nie spuszczała ich z oka. Dosłyszała ten wyraz z Warszawy i badała z dala twarz króla, aby z niéj wyczytać co znalazł w tych papiérach. Bose z uszanowaniem, w dwu chudych, kościstych palcach wyglądających z mankietów nakrochmalonych, podawał Najjaśniejszemu kopertę po kopercie... Zrazu szła jedna po drugiéj poważne z wielkiemi pieczęciami... Cosel nie ruszała się z łóżka i trzymała spokojnie głowę spartą na ręce...
Wtém Bose coś szepnął i wręczył królowi list mały, niezgrabny, podejrzany... król rozerwał kopertę, rzucił nań okiem, uśmiechnął się i zarumienił: mimowolnie wzrok jego pobiegł na Cosel...
Anna usiadła niespokojna.
— Co to za list? — spytała...
— List, w sprawach kraju; cóż chcesz... — rzekł król.
— Proszę mi go pokazać? — krzyknęła chora.
— Niepotrzeba! — rzekł zimno król czytając daléj.
Twarz Cosel zapłonęła... zapominając o przytomności szanownego staruszka, który się cofnął jak piorunem rażony zakrywając oczy... Anna w koszuli skoczyła i wyrwała papier z rąk Augusta... Król się zmięszał, spojrzał na radzcę, ten stał w pokornéj postawie człowieka który nie wié co począć z sobą...
Cosel pożerała list oczyma, w największym gniewie rozrywając go w kawałki. Przeczucie nie omyliło jéj: list był od Henrietty Duval, którą król, oszukując Cosel, poznał w Warszawie, i donosił Augustowi o narodzeniu córki, która później być miała sławną ową hrabiną Orzelską... Biédna matka kończyła pytając króla, co każe uczynić z dziecięciem.
— Niech je wrzuci do wody! niech je utopi! — krzyknęła Cosel — tak jakbym ja ją utopiła gdybym mogła!
Król śmiał się, Anna zaczęła płakać. Bose z nowemi pokłony, widząc że nie w porę przyszedł cofał się ku drzwiom.
— Cosel, na Boga! uspokój się! — rzekł król — przystępując do łóżka...
— Jakto? ty, któremu ja poświęciłam wszystko, ktorego[2] jestem żoną, tak, żoną, która ciebie jednego kocham... śmiesz mnie zwodzić, zdradzać...
Nie piérwszy to był wybuch zazdrości Anny, która odgrażała się za każdém krola [3] bałamuctwem i nie dawała spokoju Augustowi, aż u nóg jéj o przebaczenie prosił i poprawę przyobiecał.
Przebłagać ją tym razem było trudno, August całował ją po rękach napróżno...
— Cóż chcesz żebym uczynił? — zawołał.
— Jeśli słowem jedném odpowiesz téj niegodziwéj, jeśli dasz znak życia i zajęcia nią — krzyknęła Cosel z wzrastającą popędliwością — biorę pocztę, jadę do Warszawy, zabiję matkę i córkę, przysięgam. Król przyrzec musiał i dać słowo rycerskie iż się nie odezwie, że zapomni, i własnemu losowi zostawi swych kaprysów ofiary...
Tak naostatek skończyła się ta scena, o któréj Bose nikomu nie wspomniał... bo nikt nad niego nie lękał się więcéj narazić niepotrzebnie wszechmocnéj pani... Jego polityka zależała na tém by chodzić cicho i takiemi drogami, na którychby go nikt dośledzić i dostrzedz nie mógł. Ludzi wielu miało go za prostodusznego staruszka... mówił mało, i udawał że nic nie wié.