<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Hrabina Kosel
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Redakcya Biblioteki Warszawskiéj
Data wyd. 1874
Druk Józef Berger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



XI.





Zuchwałe kręcenie się Karola XII po Saksonii, nie w jednym Schulenburgu obudziło myśl pochwycenia go i pomszczenia się klęsk kraju. Oprócz Flemminga, hrabina Cosel nieulękniona, śmiała, mściwa, myśl tę karmiła w cichości i spiskowała potajemnie. Cały jéj dwór związany przysięgą, pracował nad tém. Ona to pierwsza przez oficerów, którzy tajemnie oglądali kwaterę Karola XII i przypatrzyli się jego wycieczkom w kilka koni, poddała myśl tę Schulenburgowi... Nie wspominała o tém królowi, wiedząc z góry iż on śmiałego tego planu nie przyjmie. Szła pełna zemsty kobiéta daléj niż inni spiskowi, żądając ażeby Karola XII pochwyconego natychmiast zabito. Myśl ta rozgorączkowywała ją, roznamiętniała, nie dawała jéj spoczynku.
Lecz ilekroć zdala nawet i jakby przypadkiem starała się króla wybadać, August mówić o tém nie dawał. Trzeba więc było poza nim prowadzić sprawę. Nieprzyjaźnego Cosel ale śmiałego Flemminga zyskano dla téj myśli; gorąco popierał ją Schulenburg i ofiarował jazdę swą do wykonania.
Cosel utrzymywała że gdy rzecz będzie dokonaną, August oburzy się może, ale skorzysta, a nikt w Europie nie ujmie się za awanturnikiem.
Skrycie bardzo umawiano się, snuto, zabiegano, wreszcie Schulenburgowi polecono wybadać króla.
Po wyjściu jego z gabinetu choćby nikomu się nie zwierzał, z twarzy jego poznaćby było łatwo że projekt został odrzucony. Wieść się o tém rozeszła wkrótce.
Cosel jednak wcale się tém nie zraziła; czuła w sobie siły stanąć nawet przeciwko króla i walczyć z nim o to.
August tajemnic dla niéj nie miał; tegoż wieczora wydał jéj rozmowę z Schulenburgiem. Hrabina porwała się z siedzenia.
— Jakto? nie przyjąłeś królu...? nie chcesz sprobować przynajmniéj odegrać swe straty na tym zbójcy?
— Znajdzie się kto mnie pomści — rzekł król — mam to najmocniejsze przekonanie: nie mówmy o tém.
Ze zmarszczonego czoła zmiarkowała Cosel iż nie pora była się sprzeczać, zaczęła więc zabawiać inną rozmową. Dworskie plotki wystąpiły na scenę...
Oddawna domagała się od króla aby ją kiedy do pracowni alchemika zaprowadził. Böttigera trzymano naówczas w baszcie narożnéj zamku, z któréj był widok na Elbę i dalekie lasem okryte jéj brzegi. Kilkanaście lat już więziony biédak, wśród téj niewoli utrzymywany był ze wszelkiemi względami należnemi temu, od kogo się wiele złota spodziéwa.
Fürstemberg co chwila łudził króla że cel jest prawie dopięty. Sam on pracował z więźniem, to we własnéj pałacowéj swéj chemicznéj kuchni, to na tarasie. Böttiger miał tam mieszkanie wygodne, prawie wspaniałe, ogród pełen kwiatów i drzew zamorskich, stół na srebrze, u którego mnogich gości przyjmował, a dla rozrywki pozwolenie przechadzki po całych czarnych gankach, długiéj galeryi, która zamek i twierdzę otaczała i służyła królowi także do tajnych jego wycieczek. Oswoiwszy się ze swym losem, widząc że z pod straży wydobyć się nie potrafi, Böttiger bawił się już raczéj i łudził Fürstemberga... niż na seryo myślał o złocie. Wyczerpał wszelkie formuły, przeczytał wszystkie książki, wyprobował wszelkie recepty: na próżno!
Widząc jak Cosel jest wszechmocną, więzień skarbiąc jéj łaski zdaleka, co dzień jéj z najpiękniejszych swych kwiatów bukiet posyłał.
Hrabina pragnęła go raz widziéć; król zwłóczył i odmawiał. Tego dnia była tak natarczywą, tak czułą zarazem, tak piękną, iż August wstał, podał jéj rękę i rzekł:
— Chodźmy do Böttigera!
Nie było nikogo pod ręką coby mu oznajmił te odwiedziny. Król przez okno zobaczył Fröhlicha w śpiczastym kapeluszu opędzającego się dworakom, którzy go napastowali: śmiech się rozlegał dokoła.
August skinął na trefnisia.
— W sam raz poseł do oznajmienia o takich odwiedzinach — zawołał — wyszlę go przodem, ażeby mój alchemista miał czas przywdziać suknię, lub żebyśmy go w zbyt nie przyzwoitém nie zastali towarzystwie.
Böttiger o którego dobry humor dbano, przyjmował nawet i płeć piękną.
W progu ukazał się Fröhlich.
— Na dziś, ale tylko do wieczora mianuję cię szambelanem — rozśmiał się król — ażebyś nie powiedział że darmo dźwigasz klucz tak ciężki. Idź i oznajmij Böttigerowi że bogini Diana odwiedzi go wraz zemną.
— Z Marsem, Apollinem i Herkulesem... — dodała Cosel uradowana...
— Cały więc Olympus — rzekł Fröhlich z ukłonem — a gdzież się on tam pomieści! Fröhlich z wielką powagą wyszedł laską torując sobie drogę, czarnym gankiem, ku baszcie narożnéj.
Dnia tego właśnie wesołe towarzystwo zabawiało się u stołu alchemisty. Kieliszki i dowcipy krążyły. Książe Fürstemberg wielki przyjaciel Böttigera, sławny amator alchemii Tschirnhausen, sekretarz i nadzorca Nehmitz, znajdowali się wśród gości. Grubemi mury otoczony pokój krągły w baszcie, który całe jéj piętro zajmował, a służył więźniowi do przyjęcia gości, urządzony był ze smakiem i wytwornością prawie pańską. Ściany okrywała jedwabna materya perska w kwiaty, złotemi laseczkami ujęta, ożywiały je zwierciadła, zapełniały sprzęty lakierowane i złocone. Stoły i szafki zdobiły bronzy w smaku epoki. Maleńkie schodki w grubym murze, do których utajone wiodły drzwiczki, łączyły bawialnią tę z pracownią na dole, a drugie z sypialnią w wyższém piętrze.
Wśród swych gości Böttiger wyróżniał się piękną postawą, wesołą twarzą, z któréj tryskało szybkie pojęcie i dowcip swobodny i wesoły. Ubrany starannie wydawał się raczéj majętnym szlachcicem w odwiedzinach niż owym sławnym więzionym człowiekiem wielkich tajemnic, wychudłym nad tyglami. Nie znać na nim było tego co przebył, ani wytężenia sił na odsłonienie wielkiego arkanu. Przy kielichu był najjowialniejszym z biesiadników, w towarzystwie najwymowniejszym żartownisiem. Właśnie gromadka gości wychylała kielich za jego powodzenie, a aptekarczyk miał jéj odpowiadać, gdy poseł królewski w śpiczastym kapeluszu i ponsowym tego dnia fraku, zjawił się w progu.
— A! Fröhlich! Fröhlich! — zawołali biésiadnicy — cóż ty tu?
— Przepraszam, nie jestem dziś prostym Fröhlichem, jak się panom zdawać może. Podobało się J. Kr. Mości kreować mnie na godzin dwadzieścia cztery szambelanem i w spełnieniu téj funkcyi, wysłać z oznajmieniem że bogini Diana wraz z Herkulesem zaszczyci Böttigera zjawieniem się swojém. Dixi!
Stuknął laską, o podłogę; wszyscy zerwali się od stołu. Böttiger z Nehmitzem i zawołanym chłopakiem poczęli co najprędzéj stół oczyszczać. Otwarto okna, gospodarz posłał po bukiety. Tschirnhausen, który znał dobrze gospodę, otworzył drzwiczki i spuścił się do laboratoryum, aby ukryć się przed królem. Inni rozpierzchli się bocznemi gankami, wiedząc że czarnym gankiem król iść będzie: pozostali tylko Böttiger, Nehmitz i książe.
Z niezmiernym pośpiechem ustawiono sprzęty w porządku... posypano posadzkę kwiatami, bukiet z pomarańczowych kwitnących gałązek wziął Böttiger w ręce i stanął w progu.
Zjawienie się hr. Cosel w całym blasku piękności rozświeciło komnatę, u któréj wnijścia więzień przyklęknął.
— Bóstwa się na klęczkach przyjmuje, — rzekł — a ofiarą im tylko kadzidła i kwiaty!
Mrok wieczorny natychmiast rozbiło wniesione światło.
Z uśmiechem przyjąwszy z rąk gospodarza bukiet, Cosel podziękowała mu uprzejmie rozglądając się ciekawie i dziwiąc że tu nie było najmniejszego śladu „wielkiego dzieła.“
Król który wszedł za hrabiną wytłumaczył jéj to pocichu.
— Ale ja właśniebym tam być chciała, gdzie się w pocie czoła, z modlitwą na ustach, dokonywa wielka tajemnica.
— Pani, — odezwał się Böttiger — jest to jaskinia tak straszna, wyziewy jéj tak są nie zdrowe, pozór tak smutny, iż bóstwu zstąpić do tych piekieł się nie godzi.
— Ale ciekawość kobiéca! — westchnęła Cosel i spojrzała na Augusta. Król oddał to wejrzenie Fürstembergowi: książe ruszył ramionami.
— Pani hrabina nie nawykła chodzić po tak ciemnych i ciasnych wschodkach — dodał.
Niezważając na opór i wahanie się, Cosel odezwała się do Böttigera.
— Bóstwa rozkazują, prowadź nas i poprzedzaj.
To mówiąc zwróciła się do drzwi, gdy gospodarz w przeciwnéj ścianie pocisnąwszy bronzowy guz w niéj utkwiony, otworzył skryte wnijście i z kandelabrem w ręku stanął w niém.
Nie sprzeciwiał się August milczący. Szli więc wszyscy po ciasnych i niewygodnych wschodkach, zamkniętych żelaznemi drzwiami od pracowni. Gdy je Böttiger otworzył, ukazała się ciężkiemi sklepieniami zczerniałemi od dymu, okryta izba obszerna, jakby z starego zapożyczona obrazu. Przy grubych słupach jéj było kilka pieców, na których stały ostygłe retorty i tygle; rozmaity sprzęt dziwacznych kształtów, mnóstwo flasz i słojów okrywały mury; na kilku stołach nagromadzone były stare księgi o mosiężnych klamrach, pargaminowe zwoje, zapisane arkusze i najróżniejszych kształtów narzędzia.
Wszystko to razem wyglądało tajemniczo, posępnie, dziwnie i obudzało jakiś strach w hrabinie, która się na ramieniu króla zwiesiła.
Böttiger podniósłszy do góry światło, stał milczący. August z pewném poszanowaniem rozglądał się w téj pracowni wielkich nadziei, która wszystkim jego marzeniom dostarczyć miała siły, by się w ciało obróciły.
Gdy tak toczą wzrokiem po izbie i król posunął się kroków kilka ku stołowi, oko jego zatrzymało się z uwagą na przedmiocie, który wśród papierów się znajdował.
Było to kilka jaspisowéj barwy filiżaneczek, które wielkiemu znawcy i miłośnikowi porcelany, N. Panu, co mieniał ludzi za wazony japońskie, wydały się wschodnim wyrobem.
— Böttiger! — zawołał — co to jest! porcelana japońska, a kształty nie jéj: zkądżeś ty to wziął? To przecie osobliwość rzadka!
— N. Panie, — kłaniając się nizko odparł gospodarz — to zabawka moja... Probowałem sobie z przywiezionéj mi glinki zrobić coś nakształt porcelany.
Król pochwycił żywo podane mu naczyńko pięknego koloru i w milczeniu oglądał je, ważył, przeciw światłu w nie patrzeć począł niedowierzająco.
— Jakto? utrzymujesz żeś ty to zrobił? ty?
Böttiger schylił się i z ziemi podniósł rozbitych kilka skorupek podobnych, potém z za papierów dobył kilka miseczek i podał je Cosel i królowi.
— Ale to najśliczniejsza w świecie porcelana! — zawołał król zachwycony.
Bottiger milczał.
— Tyś wynalazcą, tyś odgadnął ich tajemnicę, — kończył August — nim zrobisz złoto... Na Boga, rób mi porcelanę! Za jeden serwis w Chinach z memi herbami zapłaciłem 50,000 talarów... Prusak mnie zdarł i wziął mi kompanią najpiękniejszych ludzi za wazy olbrzymie... a ty możesz robić porcelanę i milczysz!!
— N. Panie, to była próba!
— Która ci się najszczęśliwiéj udała... Dla Diany piérwszy serwis zrobi Böttiger i złoży u jéj stóp.
Widząc jak król zachwycał się wyrobem Böttigera, wszyscy się zbliżyli dla oglądania go; lecz oprócz Cosel i Augusta nie unosił się nikt. Fürstemberg myślał w duchu, że robiąc porcelanowe łupinki, Böttiger zaniedba tynkturę.
Król który się bawił gorąco wszystkiém, ucieszył się bardzo swą porcelaną. Nie wiadomo czyby go więcéj uradowała wieść o wyjściu z Saxonii Szwedów. Zabrał z sobą piérwszy kubek dając go Cosel do schowania i wyraziwszy całe swe zadowolenie Böttigerowi zabierał się do wyjścia. Ażeby uwolnić N. Pana i Cosel od niewygodnych wschodków, gospodarz otworzył drzwi, które wprost wiodły do jego ogródka i król poprzedzony przez służbę, która tu już czekała, udał się znów ku czarnym gankom do zamku wiodącym. Dzień to był pamiętny w historyi Saxonii, która w istocie kopalnią złota zyskała w wynalazku przypadkowym Böttigera, długo pod karą śmierci zachowywanym w jak największéj tajemnicy.
W kilka dni potém, daleko dramatyczniejsza scena poruszyła Drezno całe. Chociaż Schulenburg wyrzekł się zupełnie myśli pochwycenia Karola XII, w skutek pierwszéj swéj z królem rozmowy, śmielsza daleko Cosel i ze swéj strony Flemming, wcale jéj nie rzucali. Nieopatrzność Karola XII, codzień prawie nastręczała zręczność wykonania śmiałéj téj myśli: brakło ludzi i przygotowań.
Tymczasem zuchwały i ufny swemu szczęściu i odwadze Karol XII, jak gdyby wiedział o tych pokuszeniach, jak gdyby z nich się urągał, najswobodniéj wędrował po kraju nieprzyjacielskim.
Nikomu nawet na myśl przyjść nie mogło, ażeby śmiał sam rzucić się w paszczę nieprzyjacielowi i zjawić w samém Dreźnie. Krok taki mógł w zbolałym narodzie wywołać rozpacz, gdyby naród ten nie był zbytkiem i rozwiązłością przegniły i zepsuty.
D. 1 września, w ten sam dzień gdy ratyfikacyą traktatu z Cesarzem o swobody dla protestantów szlązkich podpisał, Karol XII wyjechał z Altrandstadt. Szedł on w ślad wojsk swoich, które już od 15 sierpnia poczęły były pod dowództwem Rhenskyold’a, na Szlązk ciągnąć, ku Polsce i daléj ku północy. Znaczniejsza część sił jego już była nareszcie opuściła Saxonią, kilka pułków tylko pod Lipskiem zostało. Około Meissen w Oberau Karol dnia 6 września stał główną kwaterą. Pięknego dnia jesieni, konno wyruszył na przejażdżkę, jadący z nim ze wzgórza ukazali mu w mgle wieże kościołów Drezna.
Karol XII stał długo zamyślony, patrzał, milczał, na ostatku odezwał się do szczupłéj garstki, która mu towarzyszyła:
— A no, tak blizko już jesteśmy: trzebaby tam dojechać...
Było z południa między trzecią a czwartą, gdy u bram Drezna stanął ten gość niespodziewany. Wrota twierdzy zamknięte były, Karol XII oznajmił się oficerowi jako posłany od króla szwedzkiego trabant. Zaprowadzono go z towarzyszami na główny odwach: przechodzący właśnie Flemming, przerażony go poznał.
Myśl którą oddawna nosił w sobie zdawała się domagać sama spełnienia. Karol XII był bezbronny, kilku ludzi mu tylko towarzyszyło, wpadł sam w ręce nieprzyjaciela. Flemming w pierwszéj cwili[1] prawie głowę postradał, umiał się jednak poskromić, i na zapytanie o króla, ofiarował się towarzyszyć do niego.
W téj godzinie August II zwykł się był często zabawiać w zbrojowni dokazując rozmaite sztuki i ćwiczenia siły. Tym razem był tu także z hr. Cosel, która go na krok nie odstępowała, i trzaskał żelaztwo w silnych rękach, które siły téj tylko na zabawkę użyć umiały.
Śmiech wesoły rozlegał się pod sklepieniami gmachu, gdy zapukano do drzwi.
Król zawołał:
— Wnijść!
Spojrzał ku drzwiom, oczy hrabiny zwróciły się ku nim także, i osłupiał ujrzawszy Karola XII. Flemming który szedł za nim, królowi i Cosel rozpaczliwe dawał znaki, do zrozumienia łatwe; żądał tylko skinienia aby zwołać ludzi i nieopatrznego gościa pochwycić.
August stał jeszcze jak nie przytomny, gdy Karol XII pospieszył go uściskać, z wesołem:
— Dobry dzień, bracie!
Cosel wytrzymać nie mogła, twarz jéj zapłonęła cała: chwyciła króla za suknię.
— Królu, to przeznaczeń godzina! Jeśli ztąd wyjdzie cało... tyś winien.
Karol XII, zdaje się że słów tych dosłyszał, twarz jego przybrała wyraz surowy i pytający. August zwrócił się z zimną krwią do hrabiny:
— Proszę, rozkazuję, zostaw nas samych.
Hrabina z niecierpliwością właściwą swemu charakterowi już miała otworzyć usta, gdy król powtórzył stanowczo, marszcząc brew:
— Odejdź!
Cosel ustąpiła gniewne rzucając wejrzenie na Karola XII, który stał bardzo spokojny rozpatrując się po zbrojowni. W rozpaczy przechodząc chwyciła Flemminga, któremu téż pałały oczy. Flemming wzruszył ramionami. Augusta wzrok nakazywał obojgu milczenie. Z wielką spokojnością król przyjął gościa tego.
— Wieleśmy słyszeli o sile waszéj, — odezwał się szydersko nieco Karol XII, — radbym widzieć jeden z tych cudów, które tak łatwo czynicie.
Na ziemi leżał pręt żelazny, August go podniósł.
— Dajcie mi rękę waszą, — rzekł z uśmiechem, — nie lękając się bym ją obraził.
Karol szeroką dłoń namuloną podał w milczeniu: August począł skręcać pręt i opasał nim rękę króla. Spojrzeli sobie w oczy. Żelazo jak posłuszny sznurek obwinęło się około ręki. W chwili gdy na węzeł je ujął August, z uśmiechem zerwał to pęto i rzucił je na ziemię. W milczeniu przypatrzywszy się téj sztuce, zręczności i siły Karol poszedł za swym przewodnikiem po zbrojowni. Broni było podostatkiem.
— Macie żelaza dość, — rzekł lakonicznie Szwed, — co za szkoda, że ludzi wam do niego brakuje.
Ze zbrojowni, która leżała w obrębie twierdzy nie opodal od bastyonu Böttigera, poszli królowie oba do zamku razem. Karol XII chciał powróconą Dreznu rodzinę swego nieprzyjaciela odwiedzić; okazywał on dla niéj i wprzódy tém większy szacunek, im wybitniéj odmawiał wszelkich względów Augustowi II.
Tymczasem z odwachu po mieście rozeszła się wieść o przybyciu Karola XII do Drezna, w towarzystwie zaledwie kilku jezdnych.
Imię jego obudzało nadzwyczajne zajęcie... protestanci szczególniéj słysząc co uczynił dla ich współwyznawców na Szlązku cisnęli się aby go zobaczyć. Ten młodzik dwudziestokilkoletni był naówczas podziwieniem Europy... Dwór, Flemming, co otaczało i przywiązane było do losów Augusta II wzburzone było zuchwalstwem bohatéra, który urągał się zwyciężonemu, z urokiem tryumfatora wciskając się bezbronny do jego gniazda... Flemming rozpłomieniony, Cosel rozgorączkowana... odgrażali się... Piérwszy z nich potajemnie kazał zwołać ludzi załogi, aby, chociażby mimowoli Augusta nieprzyjaciela pochwycić; Anna porwała pistolet i odgrażała się wybiedz w ulicę, aby mu w łeb wypalić...
Poruszenie było ogromne, powszechne... widoczne już po drodze do zamku, którą August z Karolem przebywał. Jeden król zachował swą niewzruszoną twarz jasną i pogodną, którą zdawał się nakazywać wszystkim spokój... Zdala spostrzegał on przygotowania, które i oka Karola XII ujść nie mogły. Szwed jednak ani na chwilę nie stracił przytomności umysłu i odwagi...
Nie usiłował wcale skrócić swoich odwiedzin, nie spieszył się z powrotem, a że August rad był zatrzymać go także, może dla wyprobowania jego odwagi i cierpliwości, odwiedziny te przeciągnęły się bardzo długo. Karol poszedł pokłonić się królowéj, prosił aby mu pozwolono uściskać młodego Kurfirsta... podwieczorku jednak odmówił chłodno. Pół godziny siedzieli na zamku, w czasie któréj Flemming miał czas zebrać ludzi, porozstawiać ich i na wypadek gdyby król w Dreznie zatrzymać nie dozwolił nieprzyjaciela, wysłał na własną odpowiedzialność oddział jazdy, który na drodze do Meissen, miał go opasać i pochwycić.
Gdy Karol XII był jeszcze u królowéj, Flemming potrafił króla wywołać.
— N. Panie — rzekł gwałtownie — jestto jedyna chwila w któréj wszystkich swych krzywd pomścić możesz... Karol XII w twoich rękach...
— Ufny w mój honor — odparł August — i dlatego włos mu z głowy nie spadnie.
— N. Panie — dorzucił Flemming — toby była śmieszność unosić się wspaniałomyślnością względem człowieka który takie zadał ci klęski... Ja mimo twéj woli go pochwycę, choćbym miał za to stracić głowę.
— O głowę twoją mi nie idzie — rzekł spokojnie August — ale o coś większego nad nią: o mój honor królewski. Ani mi się waż nic przedsiębrać!
— Na własną rękę? — podchwycił Flemming.
— Nie masz własnéj ręki, gdzie jest moja — rzekł August marszcząc się.
— Nie pozostaje mi tylko skruszyć szpadę, którą służyć wam nie mogę. To mówiąc generał chciał dobyć ją z pochew, gdy August go powstrzymał.
— Flemming, nie zapominaj że ja tu jestem, że moja sprawa idzie, i że nikt tu rozkazywać niema prawa... oprócz mnie... Odwrócił się groźny, generał zamilkł, spojrzeli na siebie, Flemming kipiał.
— N. Panie — rzekł — stracisz i drugą koronę tak postępując...
To mówiąc wymknął się, a król powrócił spokojny do żony, przy któréj zostawił gościa. Karol XII ani spojrzał na wracającego, chociaż mógł się domyślać iż za drzwiami radzono o nim...
W czasie gdy się to działo na zamku, Cosel chciała koniecznie wybiedz w ulicę, i znaleźć miejsce aby strzelić do Karola XII. Zaklika który ją widział poruszoną do nieprzytomności, wszelkiemi sposobami starał się ją powstrzymać, szczególniéj tą uwagą, że lud widział w Karolu możnego opiekuna protestantów i mógł się zburzyć w jego obronie. Takie było usposobienie większéj części pospólstwa, które wylało się na ulicę i pojmując je August II musiał się téż powstrzymać od wszelkiego gwałtu lękając wzburzenia ciżby.
August II kazał sobie podać konia, aby towarzyszyć nieprzyjacielowi. Ulice napełnione ludem, okna pełne głów ciekawych... nadawały miastu niezwyczajny pozór. Głuche, dziwne milczenie towarzyszyło przejeżdżającym, zdaje się że tłumy oddech przytrzymywały aby usłyszeć choć słowo z rozmowy... ale rozmowy nie było... Wszystkie oczy wlepione były w Karola, który jechał spokojny, nieokazując po sobie najmniejszéj oznaki jakiegokolwiek uczucia. Obok niego jechał August posępny i zadumany, ale majestatyczny. Wprost ulicami, przez które ledwie przecisnąć się było można... zwrócili się do bramy ku Meissen wiodącéj. Król posłał rozkazując aby na cześć Szweda trzykrotnie z dział na wałach uderzono... Na pierwszy dział odgłos, gdy Karol XII zwrócił się dziękując, August przyłożył obojętnie rękę do kapelusza, z uśmiechem. U wrót i w chwili wyjazdu powtórzyły działa salwę... Karol XII chciał tu pożegnać gospodarza, lecz August znał nadto dobrze Flemminga i swoich by się nie domyślił iż na drodze postawią zasadzkę. Jedynym sposobem ocalenia Szweda od napaści a razem honoru własnego było przeprowadzić go tam, gdzie już niebezpieczeństwo żadne grozić mu nie mogło..
Przeprowadził więc król gościa w milczeniu obok niego jadąc pół mili aż do Neudorf... Tu rozstali się podając sobie ręce. Karol XII puścił się szybkim kłusem w dalszą drogę, August pozostał chwilę zamyślony spoglądając przed siebie i ważąc źle czy dobrze postąpił, idąc za głosem honoru.
Stał jeszcze na gościńcu wśród zarośli, które za wsią po wytrzebionych lasach zostały, gdy Flemming nadbiegł konno gniewny, z zapalonemi oczyma.
— N. Panie — zawołał — jeśli sądzisz że Europa podziwiać będzie wspaniałomyślność twoją i myślisz że zapłacisz jéj wypuszczeniem Karola za uwięzienie Patkula, mylisz się... Rozśmieją się ludzie z tego bohatérstwa... Tego krwi chciwego młodzika trzeba było we własnéj skąpać posoce...
— Milczeć Flemming! — zawołał król groźno, i sam jeden pobiegł do miasta...
U wrót pałacu czterech pór roku zsiadł z konia... tu go czekała Cosel gniewniejsza od Flemminga... zalana łzami, zrozpaczona.
— Nie przystępuj do mnie — zawołała... — popełniłeś błąd, odrzuciłeś moją radę: nie chcę cię widziéć.
Dwadzieścia kilka milionów ze skarbu, kilkadziesiąt tysięcy ludzi... śmierć twych oficerów, wstyd swój, wszystko mogłeś pomścić i nie chciałeś, nie umiałeś, lękałeś się... Słaba kobiéta byłabym szlachetniéj pomsty się chwyciła na twém miejscu...
Król padł na kanapę i dał się hrabinie wygniewać: nie odpowiadał słowa: dopiéro gdy znużona padła płacząc na siedzenie, rzekł zimno.
— Plamić rąk zemstą nie chciałem: pomści się za mnie kto inny...
Nazajutrz jednak sam on widząc jak wszyscy mu wyrzucali jego zbytnią powolność, kazał zwołać radę wojenną. Rada z Flemmingiem razem objawiła zdanie, iż człowieka co tylekroć wymaganiami swemi pogwałcił prawa narodów, godziło się mając w ręku uwięzić i wymusić na nim inne pokoju warunki tak, jak on je na znękanym Auguście wymógł bezlitośnie.
Król zmilczał.
Mówią, że o téj radzie późniéj posłyszawszy w Wiedniu poseł szwedzki rzekł z pogardą: Jestem pewny, że uradzili tam nazajutrz, co wczoraj zrobić należało...







  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – chwili.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.