<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Hrabina Kosel
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Redakcya Biblioteki Warszawskiéj
Data wyd. 1874
Druk Józef Berger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



XIII.





W czasie niebytności króla, namiestnik Fürstemberg i hr. Flemming zmówili się i podali sobie ręce, aby się starać z pod panowania Cosel wyzwolić. Rozkazywała im jak królowa, obchodziła się z nimi z dumą kobiéty, która ufa w siły swoje, szafowała pieniędzmi jak dziecię, które nie zna ich wartości. Przewaga jaką miała nad królem przerażała wszystkich i obóz nieprzyjaciół z każdym się dniem powiększał. Żadna z ulubienic królewskich nie miała takiéj potęgi, wiary w siebie, i nie umiała tak długo niestałego Augusta II utrzymać przy sobie. Można było znieść fantazyą pańską, ale dać się ugruntować władzy, która wzmagała się codzień, stawało się niebezpieczeństwem dla wszystkich. Gorączkowo pragnął dwór cały kimkolwiek zastąpić Cosel, a obalić ją koniecznie. Hrabina raczéj domyślała się tego niż wiedziała o knowaniach, ale gardziła niemi. Gdy jéj donosił o nich wierny Zaklika, który się przysłuchiwał co po dworze krążyło, Cosel śmiała się pogardliwie.
Powoli gromadziły się, skupiały wszystkie siły nieprzyjaciół, chociaż nie śmieli jeszcze wypowiedziéć jawnie wojny. Czekano w królu pewnych symptomów, któreby oznajmiły znużenie i wskazały że walka da się rozpocząć z nadzieją zwycięztwa. Z jednéj strony stały sprzymierzone siły ludzi nadzwyczaj zręcznych i przebiegłych, w intrydze dworskiéj od młodości wyćwiczonych, przez zepsute i chytre kobiéty posiłkowanych; z drugiéj Cosel dumna, zarozumiała, szlachetna, ufna w swe siły i wdzięki, w swe urojone żony nazwisko, w węzeł który stanowiły przyznane jéj dzieci... kilku przyjaciół nie mających znaczenia i kilka osób dwubarwnych, co gościły w obu obozach, wyczekując przewagi jednego aby się doń przyłączyć. Zanosiło się na wojnę długą, ale przeciwnicy Cosel mieli przy zawziętości cierpliwość i w charakterze króla pewność skutku pomyślnego.
Cosel musiało się wreszcie sprzykrzyć ze swemi fantazyami, nienasyconą żądzą przepychu, królewską dumą i charakterem porywczym. Dotąd król znajdował w nim zabawę, lecz przebrana miara lada chwila mogła szalę na stronę drugą przeważyć.
Można powiedziéć iż wszystko co było na dworze znaczniejszego i więcéj znaczącego, stało w obozie przeciwnym... Ks. Fürstemberg, hr. Flemming, hr. Reuss, panna Hülchen, Vitzthumowa liczyły się teraz do zajadłych przeciwniczek. Nieznośna Glasenappowa wkręciła się do domu hrabiny tylko aby ją szpiegować i plotki od niéj wynosić.
Korzystając z niebytności króla, w czasie jego pobytu we Flandryi, namiestnik ze swéj strony, Flemming odzielnie[1] zmówili się na to, aby króla doniesieniami o zbytkach i przepychu dworu hrabiny, powoli do niéj zniechęcać.
Odmalowali wymagania jéj w tak przesadnych barwach, że August znudzony, polecił pewną położyć im tamę. Chwycił się tego Fürstemberg oparłszy kilka razy rozkazom wszechwładnéj pani, która, gdyby nie stan jéj niedozwalający szukać z nim spotkania, odgrażała się opoliczkować go publicznie. Znający charakter p. Cosel, mogli uwierzyć iż spełniłaby to co obiecywała. Nieostrożne słowo Flemminga ściągnęło nań także burzę i groźby.
Pochlebiali sobie jednak oba, wiedząc z listów Bauditza o zaproszeniu panny Duparc do Drezna, że panowanie faworyty mogło przeminąć i że pora przyszła stanowczo przeciwko niéj wystąpić.
Tymczasem król od obozu przybywszy do Drezna, nie spojrzawszy na Fürstemberga, poszedł wprost do pałacu czterech pór roku, gdzie zastał Cosel znowu ledwie wstającą z łóżka po chorobie, piękniejszą niż kiedy, czułą a spłakaną.
— A! panie, — zawołała rzucając mu się na szyję — zawsze pragnę i pragnęłam powrotu twojego, choćby godzinę tylko trwało oddalenie, ale nigdy może nie tęskniłam tak do twego powrotu! Wybaw mnie od prześladowania. Jestemże jeszcze panią twego serca, czyś mnie już z niego wyrzucił, aby ci ludzie mogli się pastwić nademną!
— Kto? — zapytał król.
— Twoi najlepsi powiernicy i przyjaciele, ten opój przebrzydły Flemming, ten przewrotny świętoszek Fürstemberg, uczynili mnie pośmiewiskiem... spikali się na to by mnie chorą życia zmartwieniem pozbawić. Panie, ratuj mnie, lub powiedz czyś już wyrok wydał na mnie!
Po długiém niewidzeniu, Cosel odzyskała wdziękiem niezrównanym jaki posiadała dawną swą władzę nad królem: August począł ją uspokajać.
— Fürstembergowi i Flemmingowi uszu natrę.. sądzę że i chora wzięła zbyt do serca to co może bez złéj woli!
— Bez złéj woli, ale to są śmiertelni wrogowie moi, tak jak tu wszyscy... niemi tylko jestem otoczona. Zazdrośni radziby mnie wyrwać z twojego serca.
Cosel płakała, król łez nie lubił i starał się ją ukoić.
Gdy po kilkogodzinném pobycie wyszedł do zamku, był już pod urokiem i na piérwszy wyraz oskarżenia, z którém Fürstemberg wystąpił, odpowiedział mu sucho, aby jutro szedł hrabinę przeprosić: książe zamilkł.
— I ty i Flemming winniście; ale nie cierpię kłótni i sfarów u mnie; jutro musicie być u niéj: pogodzę was.
Flemming który sobie czasem pozwalał królowi sprzeciwiać, odparł:
— N. Panie, toby było dla mnie zbyt upokarzającém!
— A jednak przez to przejść musisz — odpowiedział król — inaczéj musiałbyś chyba ze dworu ustąpić, nie obeszłoby się bez kłótni przy piérwszém spotkaniu. Cosel nie przebacza łatwo, a ja awantur nie lubię.
Napróżno generał się oburzał i parskał, spojrzeli po sobie z Fürstembergiem... chwila nie była nadeszła jeszcze, trzeba się było poddać króla rozkazom.
Nie daléj jak nazajutrz król obu powołać kazał do pałacu czterech pór roku: musieli stawić się oba. Cosel była zarumieniona od gniewu i dumną jak królowa. August sam wprowadził winowajców.
— Sądzę — rzekł — że tylko nieporozumienie mogło być przyczyną, iż hrabina mi się uskarżała na niewzględne z nią obejście. Radbym zatrzéć wspomnienie to... hrabina zapomni, panowie jako grzeczni i szanujący płeć piękną nie weźmiecie jéj za złe, jeśli tam słówko jakie w żalu rzuciła. Proszę to puścić z obu stron w niepamięć.
Gdy król to mówił, z obu stron zmierzono się oczyma. Coseli wzrok był jeszcze gniéwu pełen i oburzenia, Fürstemberga nienawiści, Flemminga chytrego szyderstwa. Skłonili się jednak oba grzecznie bardzo, a mruczenie ich można było wziąść za komplement.
Z obu stron nie łudzono się wcale szczerością zgody, wiedziano że to był rozejm do czasu i że walka rozpocznie się przy piérwszéj do niéj zręczności. Po tém urzędowém przejednaniu, którego i sam król pewnie czuł pozorność, książe i generał przemówiwszy kilka słów obojętnych i chłodnych odeszli. Król pozostał u Coseli. Pięć już lat trwała miłość jego stała przynajmniéj powierzchownie dla pięknéj hrabini, oczekiwano co chwila przesytu i zmiany: napróżno. Hrabina Reuss i Vitzthum kandydatki do tronu, napróżno śledziły zmarszczki na czole Coseli, próżno upatrywały zaćmienia blasku jéj piękności; była to jedna z tych dziwnych istot, obdarzonych niemal nieśmiertelną młodością, których lice marmurowe żadna boleść wyszczerbić nie może. Pokątne miłostki króla nietrwałe, gminne, mogły go rozrywać, ale nie potrafiły zastąpić przywiązania do kobiéty, która miała za sobą i charakter szlachetny i umysł wykształcony i wszystko coby ją wśród tysiąca innych odznaczyć mogło. Z hrabiną Cosel August pełen próżności mógł się pochwalić przed światem, mógł ją pokazać i chlubić się zdobyczą: wszystkich innych musiał się wstydzić. Żadna z tych co poprzedziły Annę nie dorównywała jéj ani pięknością, ani umysłem, ani charakterem. Napróżno chciano cóś znaleźć przeciwko niéj, coby choć do zręcznéj potwarzy dostarczyło oręża; złość czuła się bezsilną, bo życie pani Cosel jawne całe, nie miało żadnych tajemnic; niezmierna pycha tylko i powtarzane jéj zapomnienia że jest żoną i królową, całą winę stanowić mogły.
Wkrótce po téj scenie zręczni nieprzyjaciele w inny sposób postarali się króla z nią poróżnić. Zaproszenie tanecznicy Duparc do Drezna, dało im w ręce oręż. Wiedzieli jak Cosel była zazdrosną i ile razy August musiał od niéj znosić najprzykrzejsze wymówki i groźby z powodu bałamuctw swoich. Użyto Glasenappową. Zamawiając pannę Duparc, król nie przyznał się jéj wcale kim był, poznała go pod imieniem hrabiego Torgau, a przybywszy do stolicy biegała napróżno szukając tego nazwiska... Miała ona tu ciotkę w teatrze...
Ta zaprowadziła ją do szambelana Murdachs, dyrektora zabaw królewskich, który był o wszystkiém uwiadomiony. Zdziwiła się ciotka niezmiernie gdy pan szambelan przyjął Duparc ze szczególnemi względami, ofiarował zaraz wszelkie jéj żądania spełnić i wyraził życzenie aby wystąpiła w balecie Księżnéj Elidy, który właśnie przygotowywano na powrót królewski. Wszystko to miało być dziełem hrabiego Torgau, w którym ciotka i panna zaczęły się już króla domyślać. Domyślano się go więcéj jeszcze po bezimiennych darach jakie jéj przysłał.
Cały dwór zaraz wiedział, że Duparc ujrzawszy króla w teatrze i poznawszy w nim hrabiego Torgau, omdlała z radości; że król aktorowi Beltour kazał ją ratować, i że Cosel uraziła się tą wielką troskliwością Augusta o zdrowie awanturnicy.
— Zdaje mi się, N. Panie — odezwała się hrabina urażona, — że to jest zbytek łaski, opiekować się tak nieznaną jakąś istotą, wcale zapewne nie zasługującą na te względy.
August się obraził i odparł sucho:
— Prawda, że nieraz mi można było wyrzucać zbytek dobroci dla osób, które jéj nadużywały; sądzę wszakże, iż ta Duparc skromniejszą będzie.
Scena w loży się odbywała. Cosel nie poskramiając ani ruchu ani głosów, rzuciła się w głąb na siedzeniu wołając:
— W. Kr. Mość masz szczególny gust do ulicznic.
Lękając się aby z tych słów scena nie wybuchła publiczna, o którą nie było trudno, król wstał i wyszedł do loży królowéj, z którą był brat jéj margrabia Brandeburg-Bareuth.
Chwilę wystawiona na oczy całego dworu i szyderskie uśmiechy, hrabina przesiedziała ze spuszczoną głową, zawołała że jéj się robi słabo. Kazała podać lektykę i powróciła do domu. Tym razem król, który sobie w fantazyach swych zawadzać nikomu nie dawał, rozgniewany, ani poszedł do niéj, ani się kazał dowiedzieć.
We łzach, w rozpaczy, w gniewie Cosel spędziła wieczór cały. Już się gościa żadnego spodziewać nie mogła, gdy późno w noc wdarła się prawie przemocą bar. Glasenappowa.
Nieprzyjaciołom hrabiny zdawało się że już rozjątrzoną, podbudzając jeszcze do wybuchów zazdrości, których król widocznie na ten raz znosić nie chciał, zdołają, przyspieszyć zerwanie.
Duparc wprawdzie nie mogła się mierzyć z Anną, ani się jéj kiedy śniło by dostąpiła tego szczęścia; lecz szło tylko o to, aby obalić panią Cosel lub przynajmniéj zachwiać jéj potęgę. Glasenappowéj powierzono rolę dla niéj bardzo właściwą. Wbiegła udając nadzwyczajną litość i współczucie, a zastawszy Annę we łzach leżącą na kanapie, przypadła do niéj szczebiocząc.
— Nie możesz uwierzyć — zawołała — jak mi się serce ściska nad losem twoim. Wiem wszystko, widziałam! oburzam się... boleję... ale to nie koniec. Nie wiesz nic. Król brawuje się... Król zaraz po wyjściu twém zapowiedział panu Murdachs, że kazał do niego zanieść wieczerzę i że ma na nią Duparc i trzy inne aktorki zaprosić. Wiem to z najlepszych źródeł, po teatrze król poszedł do szambelana. Duparc przed nim na kolana upadła... przy wieczerzy król był w najlepszym humorze i zapewne tam jest dotąd, odprawiwszy trzy inne aktorki, którym dano po sukni i po sto talarów.
Cosel wysłuchała plotki, z lekka odtrącając natarczywą Glasenappowę.
— Wcale mnie to nie dziwi — odpowiedziała — nie sądź bym była zazdrośną, przeżyłam już wiele... odnowioną miłość dla ks. Teschen i Henryetty Duval i innych wiele, ale płaczę nad poniżeniem króla, który sobie większą niż mnie krzywdę czyni.
To mówiąc wstała Cosel z kanapy, ocierając łzy; przybycie improwizowanéj téj przyjaciółki, pośpiech jéj, dały uczuć hrabinie podstępną intrygę i skutek sprawiły przeciwny, pozornie ją uspokoiły.
Glasenppowa napróżno usiłowała gniew w niéj rozbudzić: wrzał on w sercu, lecz nie występował na usta... Cosel potrafiła się pokonać.
— Kochana baronowo, — rzekła w końcu — zbyt stoję wysoko ażeby mnie kaprys króla miał dotknąć; nie jest on pierwszym, nie będzie pewnie ostatnim... my kobiety powinnyśmy być do nich przywykłe. Wstydzę się za króla, ale nie sądzę ażeby mi to serce jego wydrzeć miało.
Nazajutrz król ochłonął z tych zapałów, zrana nie przydał wprawdzie do Cosel, lękał się jéj porywczości, posłał na zwiady Vitzthuma.
Vitzthum nie należał dotąd do żadnych intryg przeciw Annie, żyli z sobą dobrze. Przyszedł jakby od siebie dowiedzieć się o jéj zdrowie. Znalazł ją cale niespodzianie, starszą córeczkę trzymającą na kolanach, smutną ale spokojną. O wczorajszym wypadku nie wspomniała mu ani słowa; on także zapytawszy jak się miała, nie śmiał potrącić o draźliwe wspomnienie.
— Jestem zdrowa, jak hrabia widzisz — ze smutnym uśmiechem odezwała się Cosel — czy znać co po mnie? powiedz mi.
— Pani jesteś zawsze piękną.
— Hrabia jesteś zawsze dobry i grzeczny.
Rozmawiali o rzeczach obojętnych. Vitzthum widząc, że ona pierwsza nie pocznie pewnie o królu i Duparc, zabawił chwilę i powrócił oznajmić iż Cosel znalazł nadspodziewanie spokojną.
Zdaleka cała partya przeciwna z niezmierną ciekawością oczekiwała czy król zbliży się do Cosel, wczoraj okazawszy jéj gniew tak wyraźny. Nad wieczór August poszedł.
Wieść gruchnęła i twarze się przedłużyły. Rachowano nieco na gwałtowność hrabiny jeszcze.
Tym czasem i ona i August okazali przy spotkaniu zbyt wiele rozwagi, aby do zerwania przyjść mogło. Król nie chciał porzucić Anny, nawykł do jéj towarzystwa, a choć gwałtowna miłość dla niéj, dawno już była wygorzała w sercu nie stałém, nałóg w nim pozostał. Do Duparc przyznać się nie mógł. Cosel sądziła się żoną, była matką i postanowiła naśladując królowę znieść bałamuctwa męża.
— Zrobiłaś mi wczoraj nie miłą scenę w teatrze — odezwał się król — nie znoszę takich publicznych swarów, które mnie i wam nie przystały.
— N. Panie, moja miłość dla was...
— Niechże będzie rozsądną — przerwał król.
— Miłości cechą, że rozsądną być nie może, — dodała Cosel. — Ja również niepodobnéj rzeczy wymagam od miłości pana mojego, to jest, żeby była stałą.
— Ja zaś od was byście śmiesznéj pozbyliście się zazdrości.
— Nie dawaj do niéj powodu, N. Panie — szepnęła Cosel.
Król ramionami ruszył. — Dzieciństwo.
Cosel powstrzymała się od wybuchów, wiedziała że jéj nic nie grozi.
Stosunki z królem nie zmieniły się wcale, stały się tylko mniéj serdecznemi: galanterya, ceremonialna nieco, zastąpiła dawną miłość.
Glasenappowa przyszła drugiego dnia oznajmić iż Duparc ciągłe ma z królem schadzki, że król obsypuje ją podarunkami. Hrabina przyjęła to zimno.
Towarzystwo hr. Ress[2] i Fürstemberg, którzy się spodziewali innego przebiegu téj sprawy, zrozumieli iż Cosel z ofiarą uczuć swych, przemagając charakter, zadając gwałt uniesieniom postanowiła się utrzymać. Przestraszyło to nieprzyjaciół. Cosel jaką znali nie tyle zdawała się niebezpieczną, ta nowa, pamiętająca o sobie, trudniejszą się stawała do obalenia.
Scena dramatyczna z panną Duparc, omdlenie jéj za kulisami, upadnienie do nóg króla, wieczerza u Murdachsa, cała ta historya karnawałowa, z któréj usiłowano wysnuć coś wielkiego, skutek zrobiła zupełnie przeciwny, król który się w piérwszéj chwili niecierpliwił zazdrością Cosel, późniéj znalazł w téj zazdrości dowód namiętnego przywiązania. Pochlebiało mu to... kłócili się niemal codzień o pannę Duparc, ale spory czułością się kończyły... August nie przyznawał się do winy.
— Moja droga hrabino — mówił uśmiechając się — tworzysz sobie fantazye jakieś aby się dręczyć niemi? Dlaczegoż sądzisz że mam kochać inną? Jakież dowody? czy mniéj jestem czuły, chętny, posłuszny i dogadzający wszystkim twym zachceniom? czy na chwilę znalazłaś mnie oziębłym? Czyż mi nie wolno spojrzeć na kobiétę, przemówić do niéj, żebym zaraz o zakochanie się posądzonym nie był? Nie kryję się z tém wcale, mówię otwarcie, gdybym cię nad wyraz wszelki nie kochał, porzuciłbym dla tych nieustannych zazdrości...
Cosel odpowiadała wpół żartem...
— Wiém że cię męczę wymówkami, ale muszę miéć ciągłe i baczne oko na miłostki mego pana... Pomimo to, niezda się na nic moja podejrzliwość i obawy, będę oszukaną i ja i tysiąc równie jak ja zazdrosnych.
Król się uśmiechał, ta rola jakiegoś Jupiter’a pochlebiała mu... tłumaczył się, gniewał niby i stawał coraz czulszym... Duparc téż nie umiała go długo zająć, bo to była istota, która tylko tak zepsutemu i zdziczałemu panu jak król, i to chwilowo chyba podobać się mogła.
Gminne obejście się jéj i towarzyszek teatralnych, oburzało w N. Panu tém większe pragnienie przyzwoitszego towarzystwa... W krótkim przeciągu czasu Cosel nie tylko odzyskała władzę dawną, ale z przerażeniem tych co na jéj zgubę czychali, zdawała się ona rosnąć i ustalać...
Najlepszym dowodem że hrabina nie straciła nic w sercu króla kochanka, były w następnym roku odwiedziny króla duńskiego Fryderyka IV, powracającego z Włoch, i po drodze chcącego widziéć królową Eberhardynę swą ciotkę. August, który chwytał każdą taką zręczność nastręczającą się do tracenia pieniędzy na uroczystości i zabawy, któremi zdumiewał Europę, postanowił z przepychem jak największym przyjmować swego dostojnego siostrzeńca.
Sam on obmyślił plan świetnych zabaw jakiemi go chciał zachwycić, a dawna poddanka króla duńskiego (rodem z Holsztynu) hrabina Cosel, wyznaczoną została do grania w nich piérwszéj roli. Prawda że teraz nawet jeszcze hrabina była zawsze najpiękniejszą, że jéj nieprzyjaciele nawet nie mogli odmówić wdzięku jakim wszystkich czarowała. Szczególnie w takich razach gdy trzeba było wystąpić w postaci bogini, czarodziejki, królowéj, Cosel postawą, majestatem, urokiem przewyższała co ją otaczało. Król zdawał się niejako uniewinniony że składał hołdy tak wyjątkowéj istocie.
Jak tylko dowiedziano się w Dreźnie o dniu przybycia Fryderyka IV, ułożony został program na cały czas jego pobytu. Piérwszego wieczora wysłano na spotkanie młodego Kurfirsta, książęcia Fürstemberg namiestnika, hr. Flemminga, Pfluga z całym orszakiem szambelanów, paziów, dworzan, oddziałem wojska i muzyką.
Część tylko dnia tego hr. Cosel musiała pozostać w domu, aby królowéj w oczach siostrzeńca nie wyrządzić bolesnéj przykrości. Król w świetnym bardzo orszaku dworu wyjechał o dwie mile na powitanie i wprowadził do Drezna, wśród bicia z dział, napływu ludu, dźwięku muzyki, oświetlenia ulic i gmachów, czarodziejskiego. Gwardye od złota lśniące ustawione były przy zamku... U wielkich wschodów królowa z synem czekała nań i wziąwszy między siebie króla prowadzili go na górę: za niemi szedł król sam.
W wielkich apartamentach dworu zgromadzone czekały nań damy, które królowa przedstawiała. Ale całe to przyjęcie urzędowe trwało bardzo krótko; król duński po rozmowie z ciotką i z rodziną, dał się wziąść Augustowi pod rękę i wiéść do mieszkania, które dlań było przeznaczone. Tu zabawili chwilę... i przejściem krytém łączącém zamek z pałacem hrabiny Cosel udali się do niéj dla spędzenia wieczoru... Uroczysta wieczerza z całym ceremoniałem dworu Augusta, który na wzór Ludwika XIV, kochał się w obrzędach połączonych z przepychem, zastawiona była w zamku, w wielkiéj sali. Wszyscy urzędnicy dworu, krajczowie, podczaszowie, podkomorzowie, pazie w galowych ubiorach pełnili swe obowiązki u stołu...
Król duński siedział między królem a królową, a piérwszy toast wzniesiony powitały działa z wałów... Na galeryach grały muzyki, sale zielenią i kwiatami strojne połyskiwały złotem, obrazami, kryształami, bogactwy, jakim żaden może dwór w Europie nie zrównał.
Dokoła stołu którego serwis złoty i wysadzany kamieniami był prawdziwém dziełem sztuki, jak żywe kwiaty snuły się najpiękniejsze damy dworu Augusta, a wśród nich piękniejsza od wszystkich Cosel cała okryta dyamentami. Pas jéj, sznury, naszyjnik, przepaski włosów, bransolety świeciły temi kroplami rosy, w których wyglądała jak nadziemskie jakieś zjawisko.
Król duński na którym jéj piękność uczyniła wielkie wrażenie, a który był grzecznym i sądził że się tém przypodoba gospodarzowi, nie mógł znieść ażeby stała i prosił by jéj usiąść dozwolono... Na skinienie króla podano taboret hrabinie, a że inne panie stać musiały, pomnożyło to ich gniéw, oburzenie i zazdrość.
Pobyt króla duńskiego trwał dni czterdzieści, ale wyobraźnia króla starczyła na zapełnienie ich coraz odmiennemi zabawami, ułożonemi z tą sztuką, jaka Augustowi była właściwą. Nikt lepiéj nie umiał urozmaicić zabawy, urządzać niespodzianek, zachwycać pomysłami dziwacznemi i był to może jedyny talent niezaprzeczony, który współcześni i potomni w nim uznają.
Zabawy dworu były równie kosztowne i wyszukane, naśladowano je późniéj długo, ale nikt w tém Augustowi dorównać nie mógł. Karnawałowe igrzyska drezdeńskie, którym często za plac popisu służyły podwórce zamkowe lub rynek stary miasta, gromadziły dworaków i szlachtę przymuszoną jak najkosztowniéj o własnym groszu występować, przywdziewając stroje najrozmaitszych narodów.
Myśliwskie zabawy były téż najrozmaitsze: ściganie jeleni po lasach psami konno, szczwanie dzików w zwierzyńcach pod Dreznem, polowanie na zające, bażanty i kuropatwy w Wielkim ogrodzie, hece z niedźwiedziami w podwórcach zamkowych, szczucie lisów w zagrodach około pańskiéj rezydencyi. Najulubieńszemi łowy Augusta II były na dziki.
Igrzyska rycerskie, karuzele, uganianie się do pierścieni, piesze turnieje, strzelanie do celu przy pochodniach w umyślnie na to urządzonych strzelnicach na Zwingrze w rynku i t. p. zmieniały i urozmaicały myślistwo. Cel urządzano w ten sposób, iż trafny strzał zapalał fajerwerk i tysiące rakiet ulatywało do góry. Rozdawano nagrody, często bogate, czasem szyderskie, jak np. lisie ogony dla niezręcznych. Szlichtady w sankach najdziwaczniejszych kształtów należały także do najulubieńszych rozrywek.
Zabawą która dotrwała późniéj na bogatych dworach w Polsce do końca XVIII wieku, były tak zwane gospody i jarmarki. Piękne panie przebierały się za oberżystki, wiwandierki, kupcowe i częstowały gości. Przebierano się za chłopów, za cyganów. Jarmarki te odbywały się najczęściéj w nocy, przy świetnych illuminacyach, a w budach niektórych ustawiano teatra marionetek.
Gdy August szlichtadę zapowiedział a śnieg tajać zaczął, tysiące wozów wieśniaczych na gościniec zwoziło śniegi!!
Maskarady i reduty w olbrzymiéj sali zamkowéj, w Zwingrze, na rynku odznaczały się téż niezwyczajną świetnością. Salę olbrzymią oświecało siedm olbrzymich także kryształowych żyrandolów, w których do pięciu tysięcy woskowych świéć[3] zapalano; obok niéj w sali audyencyonalnéj zastawiano ośmnaście ogromnych stołów dla zaproszonych gości, okrytych wykwintnemi potrawy i napojami. Na maskarady wpuszczano ktokolwiek był odziany przyzwoicie i imie swe podał u wnijścia.
Niekiedy przy dobrym humorze, maski ruszały na miasto, wpadały do spokojnych domów i przestraszały mieszkańców... a swoboda karnawałowa nie dopuszczała zamknąć im drzwi przed nosem. Że wszyscy aż do woźnicy i sług maski mieli na twarzy, któż mógł odgadnąć, czy się król między maskami nie znajduje?
Francuzki teatr, włoska opera, baleta, koncerta, które ogromne summy kosztowały, przyczyniały się do uprzyjemnienia czasu. Niektórzy śpiewacy, muzycy brali summy znaczne, a widowiska te rocznie przeszło 80,000 talarów brały ze skarbu króla.
Wojskowe zabawy, przeglądy, manewra, udawane wojny, służyły téż jako środki uprzyjemnienia czasu. Zakładano obozy w okolicy, i zamiast szaleć w stolicy, szalano pod gołém niebem. Każdy dzień zwał się inną uroczystością, wymagał nowych przyborów i strojów, ale na to król nie zważał wcale; komu była naznaczona rola na igrzysku, musiał się do niéj stosownie wyekwipować na owe Jowiszowe gody, Marsowe igrzyska, święto Dyanny, Merkurego targowice i t. p. Lecz któż to zliczyć i opisać potrafi!
Czas pobytu króla duńskiego, cały ten szereg uroczystości wywołał: król August chciał mu dać pojęcie swéj wspaniałości i bogactwa. Dla hrabiny Cosel była to jedna z najświetniejszych chwil tryumfu. Jéj barwy kładli królowie, cyfry jéj świeciły w fajerwerkach, wieszały się wśród zielonych wieńców; ona rozdawała nagrody, ona wiodła damy do pierścienia, gdyż w ćwiczeniach tych wprawna, celowała i nie jeden strzał szczęśliwy, zjednał jéj naówczas oklaski. Piękna pani jaśniała szczęściem. Król mógł się nią pochlubić, wnikała w jego myśli, poddawała mu plany, pomagała do wykonania najdziwaczniejszych programów. Ze wszystkich wszakże uroczystości, najwspanialszy był pochód bogów i bogiń, który już raz w 1695 roku był wykonany, a teraz powtórzono go świetniéj jeszcze, kosztowniéj i z niezrównanym przepychem.
Król duński brał w nim udział także jako Jupiter, król August był Apollinem, hrabina Cosel przedstawiała Dyanę otoczoną najpiękniejszych nimf orszakiem. Za nią postępował złocisty wóz tryumfalny, w którym jechała muzyka. Nawet królowa nie mogła odmówić przystającego jéj miejsca w świątyni Vesty, jako kapłanka téj bogini.
August w istocie mógł jeszcze naówczas przedstawiać Apollina, tak piękną zachował postać, tak jeszcze oblicze promienne... tak ledwie przeżyte losy po posągowém jego obliczu, nie zostawiając śladów spłynęły.
Wszyscy znużeni ledwie mieli dość sił by téj zabawie podołać: Cosel była niezmordowaną, król w swym żywiole. Piękna hrabina nie oddaliła się na chwilę, nie znikła nigdy szukając ciszy i spoczynku, stała u boku króla uśmiechnięta i poiła się kadzidły, od których zawrócić się mogła głowa biédnéj kobiécie.
Dla niéj jednéj sprawiono kobiecy wyścig do pierścieni, który był tryumfem nowym. Obaj królowie dnia tego nosili jéj godła, kolory i cyfry; król duński ją prowadził, August szedł po prawéj stronie, podkomorzy dworu po lewéj.
Z loży patrzała królowa...






  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – oddzielnie.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Reuss.
  3. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – świéc.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.