[22]
5. Hymn nâsadyasûkta.
Nie było wówczas nicości i bytu nie było;
Przestrzeń, a za nią niebo nie istniały wcale.
Cóż tak potężnie wszystko zakrywało?
Czem-że była głębia niezmierzona?
Śmierci nie było i nieśmiertelności.
Ni dnia, ni nocy odmian nie bywało;
Jedność o własnej oddychała mocy,
I nic się nie różniło od niej.
Ciemność była; w ciemności zatopiony
Wszechświat oceanem był bez odmiany,
Potężny, zewsząd nicością otoczon,
Pod ciepła żyć zaczął działaniem.
Miłość się pierwsza w nim wówczas zbudziła
I ducha pierwszem stała się nasieniem;
[23]
Mędrcy zaś myślą w sercach swych odkryli,
Że bytu on węzłem z nicością.
Gdy sznur mierniczy w poprzek rozciągnięto,
Co było pod nim, co nad nim istniało?
Tam moce twórczem ciężarne nasieniem,
Tu swa-dhâ[1], tam natężenie.
Któż wie zaprawdę, kto zwiastować może,
Gdzie zrodzon powstał ten wszechświat wspaniały!
Bogowie później powstali od niego;
Wszechświata czyż znany początek?
Wie o nim chyba ten, kto z łona swego
Ten wszechświat wydał, lub też sam go stworzył,
W najdalszych będąc mu strażą przestrzeniach;
A może i on nie wie tego!
(Maurycy Straszewski).