[23]
B) Mahâbhârata.
Król Dhritarasztra, potomek Bharaty, panujący w Hastinapurze, uwzględniając cnoty i zasługi swoich pięciu bratanków: Judhisztiry, Bhimy, Ardżuny, Nakuli i Sahadewy (synów Pandusa), oddaje im w posiadanie część państwa ze stolicą Indraprasztą, ku wielkiemu niezadowoleniu swoich stu synów (Kurawów), którzy oddawna okazywali im wielką nieprzychylność i różne starali się im wyrządzać krzywdykrzywdy. Szczególniej zawzięty w swej nienawiści ku Pandawom okazuje się Duryodhana. Zaprasza on ich na wielką uroczystość do Hastinapury i podczas zabawy, grając podstępnie w kości z Judhisztirą, wygrywa od niego wszystkie bogactwa, państwo i Draupadi, wspólną żonę Pandawów. Stary Dhritarasztra zwraca bratankom przegraną, ale Judhisztira, uniesiony zemstą i chciwością, przegrywa powtórnie wszystko i na żądanie Duryodhany, udaje się wraz z braćmi na wygnanie. Mają oni lat dwanaście spędzić na pustyni, później rok cały wśród ludzi, ale niepoznani, i dopiero po upływie tego czasu wolno im będzie wrócić do Indrapraszty i objąć rządy państwa. Czas wygnania w dzikiej puszczy upłynął Pandawom wśród ciągłych trosk i niewygód, na różnych bohaterskich czynach, bogobojnych rozmyślaniach i słuchaniu dawnych podań i umoralniających opowieści. Nareszcie po upływie roku trzynastego na usługach u Wiraty, króla Matsyów, wysyłają do Duryodhany (Kurawów) posła, z żądaniem zwrotu królestwa. Na radzie Kurawów, zwołanej z tego powodu przez Duryodhanę, powstaje rozdwojenie. — Osiwiały w bojach Bhiszma, zarówno życzliwy stronom obydwom, doradza zgodę; ale za to pokojowe usposobienie ostro nagania go surowy Karna. Wywiązuje się z tego cierpka kłótnia, w której gwałtowny Karna, obrażony pogardliwemi słowami Bhiszmy, oznajmia; że razem z nim walczyć nie będzie. Bhiszma obejmuje dowództwo nad wojskiem Kurawów, ale w bitwie, która ma rozstrzygnąć całą sprawę, oszczędza Pandawów. Zaniepokojony tem Duryodhana prosi go, żeby ustąpił dowództwa Karnie.
Ale jak ostrych strzał ciosy, bolały Bhiszmę te słowa.
W głębokim smutku pogrążon, dostojną twarz w dłoniach chowa,
Aż z piersi się wnętrza ozowie: Idź, królu, i śpij spokojny,
Bo jutro wydam mu wojnę, jak nie było dotąd wojny,
[24]
O której pieśni i mowy do końca nie skończą się świata,
Bo nie oszczędzę nikogo.....
Z radością posłyszał król mowę, powstał, uczcił starca czołem,
Powrócił do namiotów i usnął z umysłem wesołym.
Ale się Bhiszma stary długo z troskami kołatał,
Narzekał: Wszakżem walecznie tylu rycerzy już spłatał,
Jako się godzi kszatryi, przecież mię wyrzut spotyka!
O ciężka dolo, co pędzisz na wnuki wojownika!
O ciężka dolo, co każesz mordować owe dziecięta,
Kołysane na rękach, gdy zgoda władała święta!
O Jamo[1]! wstrętne mi życie, wielką pokryte żałobą.
Weź mnie i wybaw mnie, Jamo! — Tak biadał Bhiszma nad sobą
Wpośród ciemności nocnej, gdy wilków i hyen stada,
I stada duchów ponurych, gdzie gęstych trupów biesiada
Na bojowisku leżała, goniły na wyścig i wyły,
Aż jarkie promienie słońca okropnych gości spędziły. —
Ale gdy wzeszło słońce, zagrzmiała pobudka kręconych
Muszli, i bębny zagrzmiały, i wozów turkoty pędzonych,
I rżenie się koni rozległo i słoniów przeciągłe krzyki,
Hasła wojenne słychać i głośne dowódców języki.
I stanął przeciwko sobie tłum niezliczony narodu —
Na wschód Pandawów wojsko, Kurawów zaś od zachodu....
Na srebrnym starzec (Bhiszma) stał wozie, śnieżnego włosa i brody.
W białym turbanie jechał, a z wiatrem niebios w zawody
Biała się z ramion szata, niby dwa skrzydła, rozwiała,
A srebrną była zbroja, która pod szatą mu lśniała.
Białe go konie niosły, że wydał się górą śnieżystą,
Na wzniosłym palmy sztandarze pięć gwiazd się świeci srebrzysto.
Więc do rycerzy obrócon, rzuci im słowa z wysoka,
A słowa wydały się grzmotem z czarnego na niebie obłoka:
Dzisiaj wam męże waleczni na ścieżaj otwarte wrota,
Któremi chadzali ojcowie, gdy bojów zawrzała ochota,
W rozkoszne światy Indry, które wam stoją otworem;
Chwałę unosząc wieczystą, pradziadów pójdziecie torem.
Nie chcecie śmierci w domu; wyście waleczni i młodzi,
Na polu bitew jedynie kszatryom umierać się godzi! —
Tak stary wołał Bhiszma; toż krzyk zapału się mnożył.
Wtedy złocistą do ust swych, kręconą muszlę przyłożył,
Zadął policzki dwoma; głos wielki z muszli wypada,
Huczy, a wróg zdaleka takimże odgłosem zagada.
Ruszyły oba zastępy, ziemia zajękła pod niemi,
Piesi zmieszali się z końmi, słonie z wozami strasznemi;
Niby ocean w burzy, co rzuca szalone bałwany,
Tak na równinie bitwy dwu wojsk zderzyły się ściany,
Chwiały, łamały z sobą, a miecze, oszczepy i strzały
Nad czarną odmętów falą błyskawicami się zdały.
[25]
Tam wozy leciały bojowe, tam słonie dwa zbrojne na siebie,
Owdzie z jeźdźcami jeździec w wojennej się spotkał potrzebie,
Tu piesi dwaj walczą ze sobą, tam wozy opadła piechota,
Owdzie zwycięski wóz środkiem przez trupy piechurów grzmota.
Tu jeździec z strojnego konia woźnicę obciął toporem,
Tam rycerz z wozu waleczny, łukiem władający skorym,
Napastników postrącał celnemi strzałami zwysoka;
Owdzie szalone słonie nakształt rwącego potoka
Lecą, trąbami biją, kłami płatają, nogami
Miażdżą konie i ludzi. Ale z strasznemi słoniami
Nie waha się walczyć waleczny, wymija, tłucze maczugą,
Razi oszczepem zwierza, że krwawą posoki swej strugą,
Wyjąc żałobnym głosem, haniebny odwrót swój znaczy.
Ale w okropnej bitwie, w której los szczęścia majaczy,
Wysoki Bhiszmy sztandar zawsze wśród wrogów połyskał.
Od słońca strzał chmura go strzegła, które na Pandów wyciskał,
A pod pocisków chmurą sam jaśniał jak słońce na ziemi.
Gdzie konie poniosły go białe, tam z wozy goniły próżnemi
Przestraszone rumaki, padały głowy tysiącem,
Ciemnością wydało się wszystko, on ciemność płoszącem był słońcem.
Z tem wszystkiem Bhiszma pada przeszyty podstępnie strzałą Ardżuny, któremu pomaga Kriszna, król Jadawów. Miejsce Bhiszmy zajmuje teraz Karna, ale i ten ginie w podobny sposób, gdy jego wóz bojowy ugrzązł w bagnisku podczas pojedynku z Ardżuną.
Z gniewu zapłakał Karna, gdy zagrzązł wóz w błocie złocony.
Ardżuno, — woła — waleczny, toż strzały nie poślesz mi wronej,
Kiedy się z błota dźwigam, szlachetną się w boju ukaże
Dusza twa, póki na równi obadwa nie staną bojarze!
Ale nie słuchał Ardżun i nakształt piorunnej chmury
Na Karnę, co wóz dźwigał, strzał strumień miotał z góry.
Rozwścieklon, łuk potężny naciągnął Karna, wymierzył,
Zabłysła strzała żelazna, grot w ramię Ardżuny uderzył.
Zemdlony toczy się Ardżun, strach hufce Pandawów chwyta,
Zagrały muszle Kurawów, z rozpaczy Kriszna w ząb zgrzyta.
Ale szlachetny Karna śmierci słabemu nie zada;
Odłożył łuk na stronę, barki pod wasąg podkłada,
Aby podźwignąć wóz wrony i koła wydobyć z bagniska.
Wtedy wyciągnął strzałę, krew zatamował, co pryska,
Czarodziejskiemi słowy Kriszna, czarodziej wielmożny.
Podniósł się Ardżun zemdlały, łuk srogi naciągnął, ostrożny;
W schylonego nad wozem znienacka grot posłał wrony
I dzielny Karna upadł, śmiertelnym ciosem trafiony.
(Wolny przekład J. Szujskiego, podług niemieckiej przeróbki A. Holzmana w „Indische Sagen“.)
Po upadku Karny zwycięstwo przechyla się stanowczo na stronę Pandawów. Giną w walce wszyscy Kurawowie, a zwycięzcy pomagają staremu Dhritarasztrze uczcić poległych synów uroczystym pogrzebem. Judhisztira wraz z braćmi obejmuje rządy nad [26]całem państwem Bharatydów, ale dla ślepego stryja zachowuje wszelkie oznaki uszanowania, dopóki ten, przeczuwając zbliżający się kres życia, nie usunął się na pustynię, gdzie też wkrótce żywota dokonał. Ale i Pandawowie niedługo cieszą się plonami zwycięstwa. Kriszna ginie po powrocie do swojego państwa; jest to skutek przekleństwa, jakie nań rzuciła matka Kurawów za to, że mogąc (według jej zdania), nie chciał zapobiedz bratobójczej wojnie. Wiadomość o śmierci Kriszny, który — jak się teraz pokazało — był wcielonym bogiem Wisznu, zgnębiła i przeraziła Pandawów. Ustępują oni rządów synowi Ardżuny i udają się na szczyt Himalajów, żeby się tu należycie przygotować do życia przyszłego. Po śmierci, odbywszy jeszcze srogą pokutę w piekle, osiadają w niebie, godzą się ze swymi wrogami i dowiadują się, że są boskiego pochodzenia.
|