Ignaś dostał od ojca w darze, karty stare; Nie wie, jak tę wspaniałą ocenić ofiarę. Szczęśliwy, stawia pałac, i zniecierpliwiony, W jednemby oka mgnieniu chciał mieć gmach wzniesiony. Stanęła już budowa. Rozkosz go przenika, Wtem ktoś, przez nieostrożność dotknął się stolika, To wstrząśnienie, choć lekkie, cały gmach wywraca, Runął — a z nim mozolna Ignasiowa praca. Łatwo sobie wystawić żal tego dziecięcia, Ale to nie zachwiało jego przedsięwzięcia. Na nowo wznosi pałac tamtemu podobny, Zwyciężyła wytrwałość: staje gmach ozdobny. Co tu było uciechy, rozkoszy, klaskania! Troskliwie od wstrząśnienia swój stolik zasłania, Stoi w silnych posadach pałac niezachwiany. Ale Ignaś nie kontent, pragnie znowu zmiany; Już mu spowszedniał stary, chciałby widzieć nowy, I pyszne dobrowolnie obala budowy. Uwielbiajmy zarząd Boski, Nie mruczmy na los niestały; Gdyby nie bojaźń i troski, Rozkoszeby spowszedniały.