Samotnie stał kościołek skromny i ubogi.
Okna poprzepalane, wydeptane progi,
Dach miejscami zapadły, mchem okryty cały,
Ściany, jak ogorzałe, zdaleka czerniały.
Ale skoroś wszedł wewnątrz tej świątyni pana,
Niepojęta w twem sercu nastąpiła zmiana,
Przyszedłeś z chmurnem czołem, wyszedłeś z wesołem;
Nie jakobyś człowiekiem, ale był aniołem.
Nikła wszelka uraza do ludzi na ziemi,
Serce się przepełniało czuciami świętemi,
Cnota wdziękiem jaśniała, miłość własna brzydła,
Każda rozkosz zmysłowa była bańką z mydła.
Tym kościołkiem jest każde samotne ustronie.
Kiedy serce pobożnem uczuciem zapłonie
Można w domu zapadłym, pod ubogą strzechą
Napawać się tem szczęściem, karmić tą pociechą. I gdzie jej szukać? niedaleka droga:
Wszędzie możecie westchnąć do Boga, A on te cuda uczyni
Tak w lichym domku, jak i w wspaniałej świątyni.